Jeszcze tak gdzieś do 2013 roku można było powiedzieć, że Brad Pitt był jednym z niewielu Hollywoodzkich aktorów, na których filmy chodzi się do kina ze względu na jego nazwisko. Owszem, nie wszystkie tytuły rozbijały bank w box office, ale nie można było mówić też, że aktor zaliczał seryjnie wpadki. Raczej zawsze był na plusie, czego nie można powiedzieć np. o wyborach świetnego przecież Michaela Fassbendera.

Jednak również Pitta dopadł gorszy okres w karierze. Nie dość, że niezbyt często (jak na siebie) grywał w filmach w ostatnich latach, to jeśli już gdzieś się pojawiał, to raczej nie były to hity („Sprzymierzeni”, „Nad morzem”, „Machina wojenna”). Bez wątpienia jednym z powodów tego były problemy osobiste aktora (burzliwy rozwód z Angeline Jolie). Jednak w 2019 roku nastąpiła cudowna przemiana.

Z jednej strony otrzymaliśmy świetnie oceniany film Quentina Tarantino „Pewnego razu… w Hollywood” (premiera 9 sierpnia), gdzie Pittowi przyszło zagrać kaskadera Cliffa Bootha, który jest przyjacielem postaci granej przez Leonardo DiCaprio. Właściwie we wszystkim recenzjach filmu słusznie podkreślono, że Pitt wypadł znakomicie; w niejednym miejscu stwierdzono nawet, że jest najlepszy z całej obsady.

Chwilę później był znakomity dramat science fiction „Ad Astra” Jamesa Graya (premiera 20 września), gdzie Pitt zagrał astronautę Roya McBride’a, który przeszukuje galaktykę w celu odnalezienia zaginionego dwadzieścia lat wcześniej ojca (Tommy Lee Jones). W obu przypadkach aktor ma spore szanse na nominację do Oscara. Dobrze jest widzieć, że Pitt potrafi zachować pozycję w Hollywood i, co więcej, znowu mądrze dobiera sobie reżyserów.

CZYTAJ TEŻ: „Ad Astra” – pierwszy zwiastun filmu science fiction z Bradem Pittem. Słynny aktor znowu na fali

Z racji 56. urodzin Pitta warto jest przypomnieć role, w których najbardziej imponował. A tych wcale nie brakuje, bowiem facet ma naprawdę dużą filmografię. Oto 10 najlepszych kreacji:

Siedem” (1995)

W kultowym już thrillerze Davida Finchera Brad Pitt robi to, co do niego należy – z zauważalną charyzmą gra młodego, narwanego policjanta, którego życie zmieni się po tym, jak zacznie ścigać Kevina Spacey’ego. Amerykanin pokazał się tutaj z bardzo dobrej strony, a przecież jego ekranowym partnerem był nie byle kto, bo Morgan Freeman.

12 małp” (1995)

A to już pierwsza kapitalna rola aktora. W filmie Terry’ego Gilliama wcielił się w Jeffreya Goinesa, niestabilnego umysłowo pacjenta szpitala psychiatrycznego. Pitt jest wybornie psychotyczny i nieprzewidywalny w swojej kreacji – tak jakby jego umysł co chwilę był traktowany elektrowstrząsami i zmieniał jego osobowość. To chyba pierwszy raz, gdy tak przekonująco porzucił swój wizerunek złotego chłopca na rzecz czegoś bardziej brudnego i mniej przyjemnego. Próbował to zrobić wcześniej w „Kalifornii”, ale tam wyszło mu to tylko nieźle.

Podziemny krąg” (1999)

Jeżeli myśli się o rolach Brada Pitta, to prawdopodobnie ta z „Podziemnego kręgu” przychodzi jako pierwsza na myśl. Tyler Durden w jego wykonaniu to postać absolutnie ikoniczna – bandzior, rebeliant, uliczny filozof i prawdziwy twardziel. Mogę powiedzieć jedno – lepiej się tego nie dało zagrać. Co więcej, postać Pitta to także koleś z niesamowitym wyczuciem stylu, o czym wspominaliśmy w poniżej podlinkowanym artykule.

CZYTAJ TEŻ: Od Jamesa Bonda po „Amerykańskiego żigolaka”: męskie ikony mody w filmie