Skwar. Koronawirus miał się skończyć latem, ale nie słucha premiera. Koncertów nie ma. Kina puste. Miejsca, które Żurawski lubił na Saskiej Kępie, pozamykane. Obdzwoniliśmy wszystkie. Głuche telefony. Umawiamy się więc na innej dzielni. W Warszawie Wschodniej. Czekamy. Julek, syn Oliviera, przy stole obok wcina naleśniki z serem i pyta, co będziemy robić. 

„Mamy wywiad z pewnym znanym aktorem”. „Ale tak znanym jak tata czy jeszcze nie?” 

Od razu widać, że Michał zna się na dzieciach. Z Julkiem łapią kontakt w pięć sekund. Wywołuje poruszenie, kiedy wchodzi, ale jeszcze mu ukradkiem zdjęć nie robią. Kiedy „Król” pojawi się w Canal Plus, nie będzie już mógł tak sobie chodzić po mieście. Taka jest cena władzy. Szapiro, bohater powieści Szczepana Twardocha, też nie mógł żadną drogą iść niezauważony. 

Rano Michał Żurawski podlewał sobie leniwym strumieniem wody ogród, żeby dzieci mogły się spokojnie bawić, a tu telefon. „Gdzie ty jesteś? Bo my tu czekamy!” „No już! Jestem w drodze” — mówi do słuchawki i jak stoi, w klapkach, jedzie do studia nagrywać audio-book. „Pokora”, kolejna śląska saga Szczepana Twardocha. Czytał kilka godzin po niemiecku, po śląsku i po polsku. Potem lekcja japońskiego, żeby w kolejnym filmie potrafił powiedzieć te swoje kwestie. No i teraz siada tu z nami, prosto z tej lekcji. I nie jest spóźniony. Wcale.

OLIVIER JANIAK, GRZEGORZ KAPLA: Podobno od razu poczułeś, że „Król” to opowieść dla Ciebie? 

MICHAŁ ŻURAWSKI: Więź z „Królem” poczułem od razu. Jak to czytałem, jeszcze nikomu się nie śniło, że będzie z tego film czy serial. A ja byłem przekonany, że to jest dla mnie, że zagram. I to się zgryzło i spełniło. Całe serce w to włożyłem. Wszystko. To jest taki strzał, totalny prezent dla aktora, totalny. Kiedyś po wywiadzie w Canal Plus poszliśmy ze Szczepanem na kawę. Przegadaliśmy cały wieczór o Śląsku, o tym, że jesteśmy ten sam rocznik, że poglądy mamy podobne. I to wrażenie, że napisał „Króla” dla mnie, jeszcze się pogłębiło, bo na tym polega sukces tej książki, że każdy, niezależnie, czy ma osiemnaście lat czy pięćdziesiąt, znajdzie tam odbicie swoich wyobrażeń o byciu prawdziwym facetem: i to nie bandyterka czy dziewczyny, ale honor, szlachetność, no i ten bezwstydny język. Każdy facet znajdzie w tym coś, co jest mu bliskie. I pewnie każdy aktor w Polsce marzył, żeby to zagrać. Wiecie, co mi ostatnio powiedział Więckiewicz? „Stary, jak się dowiedziałem, że grasz tego »Króla« to, kurwa pomyślałem sobie, że ci tak zazdroszczę”. 

Ustaliliśmy już, że to postać napisana dla Ciebie. Powiedziałeś o tym Twardochowi?

Przyznałem się, ale dopiero pod koniec zdjęć. On też był w szoku, bo pierwszy raz widział, jak w sensie fizycznym tak naprawdę urzeczywistnia się coś, co napisał. Na planie filmowym pierwszego dnia miał chyba trudno, ale powiedział: „Dobra, róbcie to, ja się na tym nie znam, ja wam ufam”.

Słyszeliśmy, że sobie z reżyserem pogadali o priorytetach i o tym, kto w którym miejscu decyduje. Reżyser musi to opowiedzieć po swojemu. Po swojemu zobaczyć.

Tak było też z moją postacią. Kiedy ludzie sobie wyobrażają boksera wagi ciężkiej lat trzydziestych, każdemu od razu do głowy przychodzi Mike Tyson. Ale kiedy obejrzycie sobie zdjęcia tamtych mistrzów, Dempseya, Lewisa, tych, którzy byli wtedy mistrzami świata, to okazuje się, że to była waga dziewięćdziesięciu kilogramów, 
a nie tak jak teraz, stu trzydziestu. To nie były dwumetrowe chłopy. Więc ja do tej roli musiałem schudnąć. Nie pociłem się na siłowni, tylko dużo się boksowałem, tarzałem na macie, fizycznie się przygotowywałem nie do tego, by wyglądać na kolosa, bo takich nie było przed wojną, nie było koksu, nie było odżywek. Po dwóch latach treningów naprawdę wytrzymywałem parę rund z prawdziwym bokserem. Jeżeli widzów to trochę rozczaruje, bo spodziewają się Arnolda Schwarzeneggera lub Rocky’ego, to powiem, że sam tak na początku myślałem. Łaziłem na siłownię, zacząłem żreć dużo, żeby napakować. Ostudził mnie trener, Michał Stanisławski: „Nie, nie, poczekaj, zrobimy to inaczej”.

Czyli Ty nie tylko musiałeś to przerobić w głowie, intelektualnie, lecz także fizycznie wyćwiczyć.

Tak, musiałem wejść na casting i być bokserem, który w wieku dziewiętnastu lat był na wojnie. Nie biegałem z karabinem i nie byłem w więzieniu, to wszystko musiałem przerobić w głowie. Boksować już umiałem. I ten pierwszy casting skończył się szpitalem i rozwalonym studiem. Grubo było, stół latał, ręka rozwalona.

Kłótnię graliście, bójkę jakąś?

Nie. To była zwyczajnie ostra scena, kłótnia się po prostu wydarzyła. Łubu-du, a Magda Boczarska w ósmym miesiącu ciąży. Rozwaliliśmy dekorację i szef planu mówi: „Dobra! No to już chyba skończyliśmy zdjęcia próbne, dziękuję, cześć!”.

Ten bokserski klimat zauważyliśmy od razu. Witając się bezpiecznie pięściami. Michał ma złamany palec. Ale nie dał go zagipsować. Bokserzy radzą sobie, przyklejając plastrem jeden palec do drugiego. Zresztą nie miał czasu na lekarzy, o czym później. Ruszyły plany filmowe, kalendarze jego żony Romy Gąsiorowskiej i jego własny zaczęły się znowu zapełniać. To dobrze. 

Przez cały ten wirusowy lockdown nie mieliście przecież za wiele roboty. 

U nas nigdy nie wiadomo, jak to będzie. A teraz to już wcale. Nie wszystko da się zaplanować i przewidzieć. Powiedziałem kiedyś Romie, że wyjeżdżam do Wrocławia na weekend, na festiwal literatury. Wziąłem szczoteczkę i podkoszulek. We Wrocławiu dwa dni, znajomych spotkałem, którzy też czytają, fajne spotkanie, wstaję rano, idę na pociąg, a tu dzwoni agentka i pyta, jak się zamierzam do Gdańska dostać. Ja mówię: „Do jakiego Gdańska?”, a ona, że gram jutro dwa spektakle. „Jezus Maria, to jutro!?” Był samolot. Tam spektakle, znajomi, impreza, a rano dzwoni agentka i pyta, czy wracam do Warszawy i dopiero do Koszalina czy bezpośrednio z Gdańska. Ja mówię: „Ale, jaki Koszalin?”, na co ona, że festiwal filmowy i że tydzień mam tam siedzieć. Pojechałem od razu do Koszalina. Tam sklep, majtki, skarpetki i po tygodniowym pobycie w Koszalinie, o piątej rano, producentka wali do drzwi, mój telefon głuchy, bo rozładowany, otwieram drzwi, bo myślę, że pożar, a ona mówi, że zaraz mam pociąg. Jaki pociąg? „Przecież pierwszego dnia kazałeś mi sobie przypomnieć, że musisz zdążyć na samolot do Kazachstanu, bo jedziesz tam z teatrem”. Od kiedy powiedziałem żonie, że wyjeżdżam, do mojego powrotu, minął miesiąc. 

A gdzie w tym wszystkim jest miejsce na bycie ojcem? 

Sztab ludzi pracuje nad tym, żebyśmy dali radę. Ale wszystkim zarządza moja żona, która się na tym zna. Ja nie pamiętam, kiedy ostatni raz rachunek płaciłem.

KULISY NASZEJ SESJI OKŁADKOWEJ Z MICHAŁEM ŻURAWSKIM znajdziecie tutaj:

Cały wywiad OLIVIERA JANIAKA i GRZEGORZA KAPLI z MICHAŁEM ŻURAWSKIM znajdziecie w najnowszym, jesiennym numerze ELLE MANA>>>

ZOBACZ: Chris Hemsworth w ELLE MAN: Co jest w życiu ważne, kiedy masz już wszystko? [WYWIAD]

CZYTAJ TEŻ: Robert Pattinson w nowym ELLE MANIE: Trzeba mieć plan [WYWIAD]

TAKŻE NA ŁAMACH ELLE MAN: Sebastian Fabijański w ELLE MAN: Milczenie jest złotem [WYWIAD]