Łukasz Załuski: Większość twoich książek nie opowiada o morderstwach, a raczej o zaginięciach. Podobnie jest z powieścią „W głębi lasu”. Czy dzieje się tak, ponieważ zaginięcie bliskiej osoby i nadzieja, z którą muszą żyć jej bliscy, może powodować nawet więcej bólu?

Harlan Coben: Rzeczywiście tu chodzi o nadzieję. Jeżeli ma się pewność, że ktoś nie żyje, można rozwiązać sprawę kryminalną, wymierzyć sprawiedliwość, zemścić się. Ale ta osoba wciąż nie żyje. Kiedy przypuszczamy, że osoba żyje, ta nadzieja może albo uskrzydlać albo stać się ciężarem. Zaginięcia to moja działka. Kocham to. Większość moich książek, większość serii dotyczy zaginięć. Nadzieja wciąż tam jest. Sprawia, że poszukiwania od strony fabularnej stają się ciekawsze. Powieść „W głębi lasu” opowiada o zaginionej 25 wcześniej siostrze głównego bohatera, z której możliwą śmiercią wszyscy zdążyli się pogodzić. Tymczasem nagle okazuje się, że kobieta prawdopodobnie żyje. To przemawia do wyobraźni.

Najpopularniejszy cykl książek kryminalnych to seria z Myronem Bolitarem. Myron jest nietypowym detektywem – to agent sportowy, były koszykarz. Zabawny facet, który łatwo pakuje się w tarapaty. Dlaczego nie powstał jeszcze serial w oparciu o tę serię? To świetny materiał filmowy.

Wszystko się jeszcze może zdarzyć zdarzyć. W przypadku cyklu o Myronie jestem dość wymagający. Piszę ten cykl od ponad 25 lat. W przypadku polskiej adaptacji serialowej mojej powieści, nie przeszkadza mi, że główny bohater nie przypomina w pełni książkowego pierwowzoru, bo pojawia się tylko w jednej książce. Tymczasem niewłaściwy aktor w roli Myrona byłby dla mnie nie do zniesienia. Jestem ostrożny, jeśli chodzi o tę postać. Myślę, że ciężko będzie ją obsadzić. Kilka razy byliśmy blisko realizacji takich projektów. Nie zdziwiłbym się jednak, gdyby przez kolejne lata nic się w tej sprawie nie zmieniło.

A kto Twoim zdaniem najlepiej sprawdziłby się w roli Myrona?

To jest właśnie problem. W przeciwieństwie do Pawła z „W głębi lasu” czy Adama z „The Stranger”, kiedy to wielu aktorów pasowało do roli, bardzo ciężko jest wybrać Myrona. Nie ma takiego aktora, którego określiłbym mianem „idealnego Myrona”. Proponowano mi już m.in. Adama Sandlera i George'a Clooneya. Za każdym razem to ja mówiłem „nie”. 

Przynajmniej obaj są wysocy.

Dla mnie te wybory są jednak bardzo trudne. Czasami jest tak, że kiedy już producenci wybiorą aktorów, potrafię w nich zobaczyć swoje postaci. Kiedy po raz pierwszy ujrzałem Grzegorza Damięckiego i Agnieszkę Grochowską, z początku trudno było mi ich sobie wyobrazić w rolach Pawła i Laury. Kiedy jednak trafili na plan, zaczęli czytać swoje role, nagle wszystko zaczęło mi się układać w głowie.

Wracając do Myrona. Zawsze chciałem zadać ci to pytanie. Czy chciałeś, żeby Myron był tobą? Również grałeś w koszykówkę, jesteś tego samego wzrostu, mieszkasz w New Jersey. Czy Harlan Coben jest Myronem?

Trochę rzeczywiście nim jestem, chociaż nigdy się do tego nie przyznawałem. Myron w pewnym sensie spełnia w swoim życiu moje marzenia. Grałem w kosza, ale nie byłem tak dobry jak Myron. On jest też zabawniejszy, silniejszy, szybszy, bardziej lojalny jako przyjaciel, mądrzejszy. Oczywiście przebijam go w kilku kwestiach: lepiej tańczę i jestem trochę rozsądniejszy w stosunku do kobiet. Jestem z moją żoną już od wielu lat, podczas gdy życie miłosne Myrona to raczej katastrofa. Poza tym moi rodzice odeszli dość wcześnie. A rodzice Myrona wciąż żyją. Tak sobie wyobrażam własną relację z rodzicami, gdyby żyli. Myron też pewnie chciałby być mną. Chciałby być żonaty, mieć dzieci. Więc jesteśmy do siebie podobni, ale jednak różni.

Pozwól, że zbadam tę kwestię, zadając ci trzy pytania. Kiedy po raz ostatni piłeś Yoo-Hoo, ulubiony napój Myrona?

Nie robiłem tego od lat (śmiech). To duży błąd, bo Yoo-Hoo zwietrzyło interes i zaczęło wysyłać mi darmowe napoje do domu. Zacząłem żałować, że zamiast czekoladowego Yoo-Hoo nie wybrałem do książek jakiegoś Chivas Regal albo innej dobrej whisky. Szczerze mówiąc, nie piłem Yoo-Hoo od lat, bo nie przepadam za tym napojem.

Czy miałeś kiedyś forda taurusa?

Masz na myśli ulubione auto Myrona? Nie, nie miałem.

Ostatnie pytanie, ostatnia szansa. Jakie są imiona rodziców Bruce'a Wayne'a?

Nie wiem. Nie pamiętam. Wiem jednak skąd to pytanie – Myron jest fanem serialu o Batmanie. W przeciwieństwie do komiksów nie ma tam mowy o rodzicach Bruce'a Wayne'a. Możesz mnie zapytać o zagadki kryminalne z serialu, to będę wiedział, będę znał imiona aktorów. Ale nie wiem, co było w komiksie.

Na kim była wzorowana postać Mickeya Bolitara, bratanka Myrona, który doczekał się własnego cyklu kryminałów dla nastolatków?

Mickey jest młodszą wersją Myrona, ale bardziej skrzywdzoną. Myron miał szczęśliwe dzieciństwo. Mickey z kolei miał rodzica uzależnionego od narkotyków Jego ojciec prawdopodobnie zginął. Wiem, kolejna historia o zaginięciu... Chciałem stworzyć nastoletnią postać wzorowaną na Myronie Bolitarze, bo nie chciałem opisywać losów Myrona jako nastolatka. Powieści o Mickeyu Bolitarze są mroczniejsze, bo Mickey ma też mroczniejszą osobowość niż Myron.

Co zainspirowało cię do napisania książek dla nastolatków? To zupełnie inna działka.

Po pierwsze, miałem wtedy dzieci w podobnym wieku. Po drugie, napisałem książkę „Wszyscy mamy tajemnice”, w której spotykamy jego bratanka po raz pierwszy. Kiedy skończyłem ją pisać, pomyślałem sobie, że ten dzieciak ma więcej historii do powiedzenia. Połączenie tych czynników sprawiło, że zdecydowałem, że dam temu szansę.

Czy historia z Mickeyem już się zakończyła?

Tak myślę. Nigdy nie mówię nigdy, ale od początku miała to być trylogia. Nie planuję reaktywacji tej historii. Jestem dość zajęty pisaniem standardowych powieści i rzeczy dla telewizji. Raczej więc ta postać nie powróci. Może gdy dorośnie, pojawi się w książkach o Myronie Bolitarze. 

Mówiłeś kiedyś, że proces pisania to niekończąca się tortura...

Najgorsi pisarze to tacy, którzy uwierzyli, że są dobrzy. Pozostali martwią się, przeżywają różne lęki, nie czują się zbyt pewnie, pracują bardzo ciężko. Gdybym nie przeżywał i nie traktował procesu pisania jako tortury, napisałbym bardzo złą książkę. Zadręczanie się podczas racy to po prostu część procesu. Często, kiedy piszę, myślę sobie, że coś jest beznadziejne, a po ukończeniu książki – że jest nieźle. 

Masz rodzinę i czworo dzieci. Jak udaje Ci się utrzymać codzienną pisarską rutynę?

Moją rutyną jest brak rutyny. Ostatnio sporo piszę ręcznie. Jeśli to nie działa, piszę na tablecie, a na końcu łapię za laptopa. Czasami zmieniam miejsce pobytu. Teraz nie mogę ze względu na kwarantannę. Kiedyś chodziłem do różnych kawiarni, bibliotek. Zmieniam, aż znajdę coś, co działa, i staram się to robić. Jak futboliści, którzy noszą te same skarpetki albo się nie golą, jeśli mają dobrą passę. Tak samo jest ze mną. Muszę coś zmieniać.

Kiedy kończysz pisać książkę, kto ją czyta, zanim trafi do publikacji? Twoja żona czy twój agent?

Moja żona.

W serii książek o Mickeyu odnosisz się do polskiego miasta Łodzi. Czy byłeś kiedyś w Polsce?

Nie, nigdy. W książkach umieszczam wiele miejsc, w których nie byłem. Rozmawiam z ludźmi z tamtych stron, odwiedzam je online. Bycie pisarzem oznacza posiadanie dużej wyobraźni. Dowiaduję się o miejscu, czytam o nim i piszę.

Czy praca przy produkcji telewizyjnej różni się od twojej codziennej pracy?

ak, jest zupełnie inna. W kontekście historii mamy opowiadanie w formie filmowej. Powinno być inne. Uważam, że najgorsze adaptacje to te, które kurczowo trzymają się oryginału. Myślę, że są nudne. Kiedy piszę książkę, jestem kilkoma osobami: pisarzem, reżyserem, aktorem. Jestem tylko ja i ten pokój. A tutaj współpracuję z wieloma bardzo utalentowanymi ludźmi, obsadą i ekipą z Polski. To musi być inne i powinno takie być.

Brałeś udział w castingu do „W głęb lasu”?

Tak, w procesie ostatecznego zatwierdzania. Nie widziałem wystarczająco dużo polskich produkcji, żeby wiedzieć, kto będzie odpowiedni. Produkcja przesyłała mi tylko zdjęcia. Na szczęście w przypadku tego serialu zaproponowana obsada jest niewiarygodna. Jestem przeszczęśliwy, że serial został tak dobrze zrealizowany. Szczególnie się cieszę z powodu młodych aktorów, bo to zawsze stanowi wyzwanie. Mam nadzieję, że jak porozmawiamy za 15 lat, będziemy o nich mówić jako o wielkich gwiazdach i będziemy wspominać, jak grali nastolatków na obozie w „W głębi lasu”. Dzisiaj, zanim zaczęliśmy rozmawiać, miałem spotkanie na Zoomie z reżyserami, dwoma Pawłami i dwoma Laurami. Uważam, że są świetni. Bardzo podobał mi się sposób rozpoczęcia pierwszego, jak i drugiego odcinka. Jestem bardzo zadowolony.

Netflix. Czy Harlan Coben ogląda po nocach Netflixa?

Zdarza mi się, chociaż nie ostatnio. Myślałem, że w podczas kwarantanny obejrzę więcej. Ostatnio obejrzałem w całości „Zadzwoń do Saula”, prequel „Breaking Bad”. To ostatni serial, który tak mnie wciągnął. Myślę, że powinienem trochę więcej oglądać.

ZOBACZ TEŻ: Demony przeszłości: Grzegorz Damięcki i Hubert Miłkowski w serialu „W głębi lasu” [RECENZJA I WYWIAD WIDEO]

CZYTAJ: Nie żyje Carlos Ruiz Zafón. Słynny pisarz miał 55 lat

ELLE MAN POLECA: „Lemmy” – czeka nas film o liderze zespołu Motörhead. Moda na biografie muzyczne wciąż trwa