Przetestowałam nowe perfumy Hermès Barénia. Czy są warte Twoich pieniędzy?
Dom mody Hermès jest na językach w tym roku z wielu powodów. Głośno jest o wzroście cen najpopularniejszych torebek, szaleństwie ich personalizacji brelokami, która zyskała nawet termin „birkinifying” (od noszalancji z jaką, nazwaną na swoją cześć torebkę, nosiła Jane Birkin) oraz o nowym zapachu perfum Barénia.
- Angelika Warlikowska
Owalna buteleczka, z charakterystycznym motywem obroży „collier de chien”, zaprojektowana przez Philippe Mouqueta skrywa zapach najbardziej luksusowej i delikatnej skóry Barénia, z której są tworzone słynne akcesoria domu mody. Jak zatem pachnie ten luksus skomponowany przez Christine Nagel?
To pierwszy szyprowy zapach Hermèsa, czyli łączący nuty drzewno-kwiatowe. Buduje go delikatność lilii motylkowej (określana jako wianecznik koronowy), nieuchwytność synespalu słodkiego (podobny do owoców dzikiej róży), wyraziste ciepło dębu i intensywność patchouli.
Po miesiącu testowania myślę, że hasło „noszalancka elegancja” najlepiej opisuje perfumy oraz to jak czujesz się mając go na sobie. Zapach jest niezwykle smukły, ale nie jednoznaczny. Skrywa w sobie dystynkcję, ale jednocześnie zadziorność. Uwieczniona w kampanii reklamowej Barénii Małgosia Bela jest nieuchwytna, ale od razu zapadająca w pamięć. Trochę tak jakby ciężko ją było zatrzymać, nie pozwala się zaszufladkować.
Nie lubię oczywistych zapachów – słodkich lub dymnych, takich, które od razu otwierają swoje karty. Myślę, że Barénia to właśnie perfum dla tych, którzy zamiast podążać za zapachem chcą go sami tworzyć. Kompozycja doskonale wtula się w skórę. Poniekąd jest właśnie jak ta spersonalizowana torebka Jane Birkin – luksusowa, ale autentyczna.