Reklama

Te produkty poznałyśmy latem i pokochalyśmy ze wzajemnością! Kosmetyki do makijażu, włosów, perfumy, a nawet serum - będziemy ich używać również w sezonie jesienno-zimowym. Sprawdźcie, co aktualnie znajduje się w naszych kosmetyczkach!

Reklama

1. Podkład Chanel Perfection Lumiere (ok. 180 zł)
Lubicie makijaże w klimacie "morning beauty"? Idealny to taki, nad którym się zastanawiasz: jest, czy go nie ma? Naprawdę długo szukałam podkładu, który zachowywałby się jak "druga skóra". Koniecznie zdrowa i rozświetlona jak w wakacyjne poranki. Ten zamienia się w nią w kilka sekund. Poręczna miękka butelka zawiera w sobie 30 mililitrów podkładu o wodnistej konsystencji, która ułatwia rozprowadzenie kosmetyku niezależnie od tego, czy używasz pędzla, gąbki czy dłoni. Na skórze natychmiast zamienia się w satynowy mat - cera jest rozświetlona, ale się nie błyszczy. Efekt jest po prostu perfekcyjny mimo że Chanel Perfection Lumiere nie należy do kosmetyków kryjących. Naturalne wykończenie i lekka formuła sprawiają, że w ciągu dnia sama zaczynam się zastanawiać, czy mam na sobie podkład.

2. Róż Bikor Como Skin Finish (145 zł)
Ok, liczyłam na potencjał tego kosmetyku, zanim go pierwszy raz użyłam, więc miał u mnie dobry start. Głównie za sprawą doświadczeń z wiodącym pudrem brązującym marki, czyli kultową "ziemią egipską". Nie rozczarowałam się - wręcz przeciwnie. Obecnie pół swojej kosmetyczki wymieniłam na Bikor przy czym ten róż jest moim ulubionym tej firmy. Osiem gramów sprasowanej, satynowej formuły zamknięto w minimalistycznym, bardzo stylowym czarnym etui - Como Skin Finish wygląda dzięki niemu jak superprofesjonalny produkt zza kulis pokazów mody. Jest silnie napigmentowany, dzięki czemu zadziwia wydajnością - wystarczy jedno dotknięcie pędzla, żeby wyrzeźbić nim kości policzkowe. Opakowanie starcza na prawie rok codziennego stosowania. A naprawdę chce się po niego sięgać codziennie - skład pielęgnuje skórę, a zawierają się w nim same naturalne cuda: olej z róży rdzawej, olej arachidowy, olej z nasion słonecznika, lecytyna i witaminy A + E.

3. Serum Shiseido Ultimune (345 zł)
Prawdziwa szczepionka dla cery z tym że zamiast igły ma wygodną pompkę. Tak, tak - Shiseido daje nam do zrozumienia, że skóra jak cały organizm ma też swoją odporność. Serum Ultimune ma za zadanie wzmacniać jej układ immunologiczny, działając na komórki Langerhansa. To one słabną z wiekiem i są atakowane przez czynniki zewnętrzne - zanieczyszczenie środkowiska, stres, promieniowanie, suche powietrze. Koncentrat Shiseido przywraca ich funkcję i naprawdę cofa czas. Po miesiącu regularnego stosowania miałam wrażenie, że skóra wróciła prawie do takiego stanu, jak ten który pamiętam przed "biurowym" etapem mojego życia. Nic dziwnego - specjaliści marki pracowali nad tą formułą ponad 20 lat.

1. Kerastase Matérialiste, (ok. 93 zł)
Jak prawie każda kobieta marzę o burzy włosów. Tylko jak to zrobić jeśli jestem posiadaczką cienkich, a na dodatek prawie żaden lakier nie trzyma się na mojej fryzurze? Na pomoc przyszła marka Kerastase tworząc specjalny żel w sprayu mający za zadanie pogrubić włos i nadać mu objętości. Niemożliwe? A jednak! Wszystko dzięki dwóm składnikom zawartym w Kerastase Matérialiste. Chodzi o Ceramid, który ma właściwości pielęgnacyjne oraz Intra-Cylane (dzięki niemu zachodzą procesy polegające na tworzeniu makrocząsteczek o przestrzennej trójwymiarowej strukturze).
Produkt jest również prosty w użytkowaniu - wystarczy nałożyć go na wilgotne włosy, wyszuszyć suszarką i wystylizować. Mimo że kosmetyk najlepiej sprawdza się przy upięciach typu warkocz, czy koński ogon, chętnie używam go także na rozpuszczone włosy.

2. Benefit They're real push-up liner (125 zł)
Jestem fanką wszelkich kredek do oczu i eyelinerów. Eksperymentuję z kolorami i testuję ich trwałość z uporem maniaka. Bo nie ma przecież nic gorszego niż rozmazana kreska na górnej powiece, prawda? Ostatnio zaintrygował mnie produkt marki Benefit o zabawnej nazwie "They're real push-up liner". Nie dość, że jest zamknięty w opakowaniu przypominającym flamaster, dzięki czemu ułatwia aplikację (precz z nierównymi liniami!), to jeszcze ma żelową konsystencję, która trzyma się na oku nawet 16 godzin (sama wypróbowałam)! Kolejny plus, nie podrażnia oka.
Dostępny jest pięciu kolorach.

3. Dior Addict Eau Fraiche (349 zł)
Nie dla mnie ciężkie, mocne piżmowe zapachy. Uwielbiam perfumy, które są lekkie i świeże. Problem z tym, że taki typ zapachu często szybko się ulatnia. Inaczej jest kwiatowym (a zarazem energicznym, a nawet energetyzującym) Dior Addict, który spodoba się także takim chłopczycom jak ja ;)
Co znajdziemy w butelczce? Miks kalabryjskiej bergamotki, frezji i konwalii z grejpfrutem i delikatnym piżmem.

1. Szminka Marc Jacobs "Kiss Pop" kolor Headliner (119 zł)
Ma niesamowity malinowy odcień i jest niezwykle trwała (na ustach potrafi się utrzymać nawet kilka godzin - bez poprawiania!). Z racji tego, że zajmuję się ilustracją, zachwyciła mnie także swoim opakowaniem, bo wygląda jak srebrna kredka. "Noszę" ją na ustach zarówno na co dzień do t-shirtu, jak i na wieczorne imprezy - do eleganckich sukienek. Poza tym mam ją zawsze przy sobie - w razie awaryjnego wyjścia ratuje nawet casualowy look.

2. Brokat MAC kolor Amethyst (96 zł)
Uwielbiam go! Nakładam brokat na powieki (można nim ozdabiać także włosy i policzki) - częściej na dzień, niż na wieczór. Lubię jak momentalnie sprawia, że moja twarz nabiera blasku. Ma piękny chłodny fioletowy odcień, który mieni się srebrem, dlatego czasami łączę go dodatkowo z metalicznym cieniem. Zazwyczaj wybieram niekonwencjonalne looki, więc stosuję go najczęściej, kiedy wychodzę ze znajomymi nie na imprezę, ale na... śniadanie.

Reklama

3. Eveline Cosmetics X-Treme Noir Eyeliner (ok. 12 zł)
Ma tak cienką końcówkę, że można nim narysować bardzo precyzyjne kreski. Nadaje się więc raczej dla osób z wprawioną ręką. Cenię go nie tylko za aplikator, ale także za intensywny odcień czerni, który pozostawia na powiekach. Jego plusem jest także niska cena.

Reklama
Reklama
Reklama