Kiedy skończyłam 40 lat, dermatolożka kazała mi wyrzucić z kosmetyczki te trzy produkty. Obiecują cuda, a niszczą skórę
Im jestem starsza, tym mniej opieram się na internetowych rekomendacjach, a bardziej ufam sprawdzonej dermatolożce. A ta, zamiast dodawać mi etapów pielęgnacyjnych, każe mi je redukować. Byłam zaskoczona, gdy wskazał mi trzy rzeczy, które pozornie poprawiały mój wygląd, a tak naprawdę szkodziły skórze.
W tym artykule:
- Czego zakazał mi dermatolog — gruboziarniste peelingi
- Czego zakazał mi dermatolog — roller do mikronakłuć
- Czego zakazał mi dermatolog — maseczki w płachcie
Internet chciałby wam wmówić, że potrzebujecie miliona rzeczy, żeby czuć się i wyglądać dobrze. Ale ja przed czterdziestką postanowiłam oddać się w ręce dermatologa, który skutecznie wybił mi z głowy dokupowanie kolejnych kremów za miliony. Wskazał za to rzeczy, których muszę się natychmiast pozbyć, jeśli chcę, żeby moja skóra była zdrowa i miała piękny glow.
Czego zakazał mi dermatolog — gruboziarniste peelingi
Mam grubą, tłustą skórę i uwielbiałam efekt, jaki dawały gruboziarniste peelingi. Dzięki nim moja cera wyglądała na gładką, wypolerowaną. Okazuje się jednak, że to działanie na krótką metę — w dłuższej perspektywie prowadziło do uszkodzenia bariery hydro-lipidowej naskórka, a w konsekwencji do zwiększonej utraty wody ze skóry (przesuszenie). Teraz staram się używać delikatnych peelingów enzymatycznych i kwasowych.
A zimą chętnie oddaję się w ręce specjalisty i robię złuszczanie w gabinecie. Myślicie, że to droga impreza? To nic w porównaniu z tym, ile wydawałam na szkodliwe produkty do domowej pielęgnacji.
Czego zakazał mi dermatolog — roller do mikronakłuć
Gdy dobiegałam czterdziestki, szukałam w desperacji metod na spowolnienie starzenia (bo oczywiście wcześniej wydawało mi się, że mnie to nie dotyczy). Uznałam, że roller do mikronakłuć to świetny pomysł, zwłaszcza że w swojej ofercie miały go nawet renomowane marki. Obietnic było dużo: spłycenie zmarszczek, pobudzenie produkcji kolagenu, poprawa owalu twarzy. I co? Nic z tego.
Wywoływanie mikrouszkodzeń to zadanie dla doświadczonego kosmetologa, w domu co najwyżej możecie nabawić się zakażenia.
Czego zakazał mi dermatolog — maseczki w płachcie
Tak, te niewinne w kształcie pand i zajączków, te brokatowe i całkiem czarne — wcale nie pomagają twojej skórze (co najwyżej poprawiają humor). Tak naprawdę wiele z nich zawiera szkodliwe składniki: alkohol, parabeny, środki konserwujące, przy czym mają mało składników aktywnych i działają tylko powierzchniowo.
Do tego mają katastrofalny wpływ na środowisko naturalne: już całe ich tony zaśmiecają morza i oceany.
Kiedyś moim rytuałem było wieczorne nałożenie takiej maseczki, dzisiaj stawiam na bogate, odżywcze maski od lokalnych producentów i zamieniam koreańską pielęgnację na tę słowiańską, lepiej dostosowaną do mojej skóry. No i jest jeszcze jeden plus: pozornie tanie maseczki drenują portfel, bo rok w rok kupujemy ich coraz więcej, nabierając się na ich cudowne właściwości.