Reklama

Co raz więcej mówi się o ruchu "body positive", mającym na celu propagować życie w zgodzie ze sobą. Nieważne jest jak wyglądamy. Nie trzeba mieć wymiarów Aniołka Victoria's Secret, żeby być zadowoloną z siebie i z otaczającej nas reczywistości. Nie ma idealnych ciał, powinniśmy pokochać nasze niedoskonałości. Porusza to m.in. kontrowersyjny film "I'm ugly" autorstwa Rachel Levin. W filmiku zobaczymy jak stojąca przed lustrem dziewczyna twierdzi, że jest brzydka, wymieniając swoje kolejne wady (możecie pamiętacie podobną scenę z filmu "Wredne dziewczyny"?). Nagle zamiast swojego dbicia widzi małą dziewczynkę - młodszą wersję jej samej. Zobacz tutaj >>

Reklama

To nie jedyny głos w tym temacie. "Body positive" często stawiany jest na równi z modelingiem "plus size", ale wiele dziewczyn nie nosi rozmiaru Ashley Graham, a z drugiej strony są "grubsze" niż podziwiane przez wszystkich modelki czy popularne dziewczyny z instagrama. Jak się okazuje ich piękne zdjęcia prezentujące ciało bez skazy nie są do końca prawdziwe. Z pewnością część z was pamięta historię Esseny O'Neill, która przyznała się, że wszystko co publikowała na insta było kłamstwem! Ostatnio głośno było też o projekcie #30secondbeforeandafter, pokazującym dwa zestawione ze sobą kadry, gdzie doskonale było widać jak naprawdę wygląda sylwetka słynnych fitdziewczyn, a jak prezentują się, gdy odpowiednio zapozują. (zobacz >>). Okazało się, że one też mają cellulit, czy cierpią na rostępy, tak jak pewna słynna młoda mama z Florydy ujawniająca na swoim instagramie "ciemną stronę" macierzyństwa (zobacz zdjęcia >>).

Teraz do ruchu body positive dołączyła modelka Emily Bador. Tak, dziewczyna pracuje w branży mody, pozuje dla znanych marek (np. dla, Topshop, Asos oraz Ivy Park, zobacz zdjęcie >>) i przyznaje się do swoich wad i tego, jak wyglądało jej życie gdy była sporo szczuplejsza. Pierwszy instagramowy post tego typu zamieściła w grudniu zeszłego roku.

Reklama

Emily szczerze wyznaje, że mimo 58 centymetrów w talii (!) nadal czuła się gruba. A jej niepokój zwiększał się przy kolejnych zleceniach. Bycie chudą stało się już jej obsesją. Codziennie ćwiczyła, zrezygnowała z węglowodanów, Czuła się zmęczona i wyczerpana psychicznie. Myśl o założeniu ubrania sprawiała, że dostawała ataków paniki albo nie wychodziła z łóżka z obawy, że będzie źle wyglądać w lustrze. Ten stan pogłębiała praca. O ironio, Bador zaczęła wtedy dostawać sporo zleceń. Jednak doszła do punktu krytycznego, wiedziała, że musi coś zmienić w swoim życiu. Nadal ma problemy z tym jak wygląda, ale śmiało pisze, że nauczyła się kochać samą siebie (i swoją sylwetkę). To różnorodność jest piękna, a nie perfekcja. Pamiętajcie o tym!

Reklama
Reklama
Reklama