Co zdradza wygląd naszych włosów i jak stres wpływa na ich zdrowie? "Z łysieniem na tle nerwowym zgłaszane są już 3-latki" [WYWIAD Z TRYCHOLOŻKĄ]
Jak stres zabija naszą samoocenę, dobry i zdrowy wygląd, a nawet nasze życie erotyczne? Czy przedwczesne siwienie powinno nas zaniepokoić? Jaka ilość wypadających włosów powinna skłonić nas do wizyty u specjalisty? Na te i inne pytania odpowiada trycholożka i psycholożka kliniczna, Martyna Pobuta.
Jak stan emocjonalny, psychiczny odbija się na zdrowiu naszych włosów?
Martyna Pobuta, trycholożka, psycholożka kliniczna: Tak naprawdę, będąc w branży już niemal dekadę, zauważyłam, że od około trzech lat coraz więcej osób zgłasza się do gabinetu trychologicznego. Najczęściej z łysieniem psychogennym, czyli takim rodzajem, które jest zaliczone do typu telogenowego, a czynnikiem, który je wywołuje, jest duży, permanentny stres.
Ten typ łysienia jest często mylony z łysieniem plackowatym. Na czym polega różnica?
Łysienie plackowate jest typem choroby autoimmunologicznej, czyli mówiąc bardzo w skrócie, nasz organizm jest atakowany przez nasze tkanki i to prowadzi do rozwoju chorób autoimmunologicznych, którego podłoża nie znamy. Jednym z czynników niepotwierdzonych naukowo, natomiast obserwuje się to też poprzez badania naukowe i kliniczne jest to, że stres może przyczyniać się do rozwoju chorób autoimmunologicznych, a w tym właśnie łysienia plackowatego. Natomiast łysienie psychogenne jest typem alopecji, czyli łysienia, które jest wywołane przez stres. Tych przypadków jest zatrważająco dużo.
Czy ten problem dotyka szczególną grupę ludzi?
Łysienie psychogenne dotyka najczęściej kobiety i mężczyzn między 25. a 35. rokiem życia. Warto również wspomnieć o tym, że z łysieniem psychogennym zgłaszają się również rodzice z dziećmi. I trzeba o tym mówić, że dzieci również cierpią na nadmiar stresu i mają problemy z łysieniem psychogennym.
Myślę, że to ważna kwestia, bo łatwo deprecjonuje się problemy dzieci.
To wielki błąd. Dzieci najczęściej zgłaszają się z przypadkami łysienia plackowatego, który jest indukowany właśnie przez stres. Od odreagowania rozwodu rodziców, przez odrzucenie przez grupę, inny kolor skóry, otyłość – to szereg różnych historii, które niemal codziennie słyszę w pracy i są to bardzo smutne historie. Dużym problem w tej chwili jest też hejt w szkole. Jeden problem rodzi drugi i zamyka małego pacjenta w jego frustracjach. Stres indukuje np. łysienie, które jest tak widoczne, że dziecko nie chce chodzić do szkoły, spotykać się z przyjaciółmi, przestaje się uśmiechać, mieć ochotę do zabawy.
Wykrycie choroby nie byłoby możliwe bez rozmowy z pacjentem – musi być też Pani psychologiem, by dotrzeć do podłoża choroby?
Są typy łysień, które mają charakterystyczne zmiany w obrazie trichoskopowym. Jest to chociażby łysienie plackowate, które objawia się tak zwanymi black dotsami, czyli cechami okołomieszkowymi, które świadczą o aktywnej fazie choroby. Natomiast podstawą każdej konsultacji trychologicznej jest wywiad, podczas którego zbieramy szereg wiadomości, rozmawiamy też o emocjach.
Jak wygląda takie badanie trychoskopowe?
Najpierw jest zawsze rozmowa. Podczas badania przykładamy trichoskop w różnych powiększeniach i sprawdzamy, co się dzieje na skórze głowy. Oceniamy sobie łodygę i fazę wzrostu włosa - robimy kompleksową analizę całej skóry głowy i na koniec takiej konsultacji dobieramy odpowiednią terapię domową, gabinetową. Jeżeli pacjent przyniesie ze sobą już badania, które są dedykowane dla włosa, to możemy wdrożyć też jakąś suplementację celowaną.
Teraz widzę, jakim uproszczeniem czasem działamy, nauczone przez nasze mamy i babcie, że gdy wypadają nam włosy, biegniemy od razu po przysłowiowy skrzyp polny.
Wypadanie włosów to objaw jakiegoś problemu – zanim zaczniemy szukać magicznego środka, musimy się zastanowić nad powodem. To nie jest tak, że każdemu wypadają włosy i „taka jest twoja uroda” – nadmierne wypadanie włosów nie bierze się znikąd. I niestety dożyliśmy czasów, że włosy wypadają nam od stresu.
Jak wygląda ta droga od stresującej sytuacji po wygląd włosów?
Od reakcji wynikającej ze stresującej sytuacji, podnosi nam się poziom kortyzolu i prolaktyny, a wszystko co jest nadwyżką w organizmie i stanem niskim, może zawsze przekładać się na to, że będą nam wypadać włosy.
Czy permanentny stres oznacza raczej miesiąc, dwa tygodnie, kilka dni jakiegoś dużego napięcia, czy to może być na przykład jedno wydarzenie?
Raczej jak używamy słowa trójpermanentny, to znaczy, że ktoś żyje w ciągłym stresie. To profil pacjenta, który denerwuje się wszystkim naokoło, czyli denerwuje się tym, że nie będzie miał gdzie zaparkować i się spóźni na spotkanie, stresuje go praca, albo ma jakieś nieprzepracowane emocjonalnie sytuacje. Takie sytuacje, które doświadczamy nagle, czyli np. rozwód, operacja - to są sytuacje, które dzieją się na takiej osi czasu. I one zawsze doprowadzają do tak zwanego łysienia telogenowego, co oznacza, że możemy się spodziewać, że po trzech do sześciu miesięcy mogą nam wypadać włosy. I to jest typ akcji typowo telogenowej. Jeśli włosy wypadają nam po całości, czyli jak przejdziemy ręką po swoich włosach i zostaną nam w garści, to jest tak zwane ujrzenie telogenowe.
Czy powinno nas już zaniepokoić jeśli znajdujemy dużo włosów na podłodze, na szczotce, w dłoni, po ich przeczesaniu?
Ja jestem zwolenniczką tego, żeby nie wpadać w panikę. Najpierw warto na spokojnie zweryfikować czy rzeczywiście te włosy nam wypadają w alarmującej ilości. Bo każdemu z nas wypadają włosy na co dzień. Dla każdego jest inny limit, bo każdy ma inaczej zaprogramowaną fazę wzrostu włosa. Jeżeli zauważymy, po takiej analizie wewnętrznej, że tych włosów jest coraz więcej na podłodze, na biurku czy rzeczywiście jak przeczesujemy, to zostaje ich dużo na szczotce, to rzeczywiście dla mnie najlepszą rzeczą, jaką można zrobić, jest udanie się do specjalisty. On naprowadzi nas na odpowiednią ścieżkę, poprzez np. sprawdzenie takich parametrów w laboratorium jak witamina B12, kwas foliowy, ferrytyna, żelazo. Być może to tylko jakiś niedobór, który należy uregulować. A może podłoże tkwi zupełnie gdzie indziej np. w problemach gastroenterologicznych, w ukrytych stanach zapalnych, hormonach. Może się okazać, że cierpimy na zespół policystycznych jajników, mamy problemy z wysokim poziomem prolaktyny. Już nie wspomnę o problemach z Hashimoto czy insulinoodpornością. To, co może zrobić trycholog, i co jest tu najważniejsze, to pracować w gronie specjalistów, z holistycznym podejściem.
„Mam słabe włosy, bo taka moja uroda”, „Moja mama też miała rzadkie” – czy winę za wygląd i zdrowie włosów można zwalić na geny?
Profesjonalny specjalista z doświadczeniem jest w stanie sprawdzić czy działa tu genetyka czy inne czynniki. Genetykę obwiniałabym w przypadku osób, które mają problem łysienia androgenowego typu męskiego (w 95 proc. są to mężczyźni). Resztę problemów upatrywałam gdzieś indziej. Bardzo dużo typów łysień, z którymi zmagają się szczególnie kobiety, ma podłoże w hormonach, zaburzeniach obsesyjno-kompulsywnych, powiązanych na przykład z nerwicą, gdy m.in. wyrywamy sobie włosy (trichotillomania).
Coraz więcej przychodzi do mnie pacjentów z trichofagią, którzy wyrywają i zjadają swoje włosy. Te zaburzenia obsesyjno-kompulsywne rozwijają się z miesiąca na miesiąc. To jest bardzo duża grupa pacjentów.
Czy taki przypadek pacjenta ma świadomość tego, co robi i dlatego zgłasza się do pani gabinetu?
Niedawno zgłosił się do mnie 17-letni chłopak z objawami przerzedzeń. Po obrazie trichoskopowym od razu wykluczyłam łysienie androgenowe typu męskiego. Natomiast były tam zauważalne różnego rodzaju ubytki sugerujące trichotillomanie, czyli wyrywanie sobie włosów. Natomiast pacjent absolutnie nie chciał się do tego przyznać. Dodatkowo też zgłaszał silne bóle podbrzusza, problemy z wypróżnianiem, wymioty. Od razu skierowałam go do gastroenterologa, ponieważ miałam podejrzenie, że możemy mieć do czynienia z trichofagią. Zdradzały go nieświadome kręcenie kosmykami, które przy mnie… zjadał. Trzeba pamiętać, że wyrywanie sobie włosów jest sposobem rozładowania napięcia stresowego.
Mam wrażenie, że to temat tabu, coś niewygodnego o czym się w ogóle nigdzie nie mówi.
To prawda. Choć mam wrażenie, że ta świadomość o różnych zaburzeniach powiększa się wraz z otwartą społeczną dyskusją o m.in. depresji, bulimii, anoreksji. To dobrze, bo nie zamyka nas w naszej głowie z metką „odmieńca”. To problemy bardzo delikatnej natury, uderzające w wygląd zewnętrzny, który jest niezwykle ważny w dzisiejszej kulturze. Kolejnym z zaburzeń, o którym powinniśmy zacząć rozmawiać jest dysmorfofobia.
Czyli zaburzona ocena swojego wyglądu?
Pacjentom z tym zaburzeniem wydaje się, że nie mają włosów, choć to nie prawda, to samo tyczy się sylwetki, cery – osoba chora widzi w lustrze zupełnie kogoś innego niż jest. To moim zdaniem naprawdę bardzo duży problem. I tu potrzebna jest praca psychologa lub psychiatry.
Wspomniała Pani na początku rozmowy, że zauważyła Pani zwiększoną liczbę pacjentów od około mniej więcej 3 lat. Gdzie upatruje Pani powód intensyfikacji tych zjawisk?
Nie będę odkrywcza, jeśli powiem, że to znak po pandemicznych czasów. Na pewno pomagają media detabuizacją tematów zaburzeń. Przestajemy się ukrywać ze swoimi problemami, ale chcemy z nimi powalczyć, wyleczyć je.
Czyli już nie oczy, a włosy są odbiciem naszej duszy? Mam takie wrażenie, że dotychczasowo mówiło się wiele o wadze psychologii, psychoterapii, ale trycholog nadal traktowany był raczej jako konsultacja kosmetyczna.
Jestem prawie 10 lat w branży i przeszłam różne momenty. W tej chwili ta specjalizacja w holistycznym duchu współpracuje z dermatologami, endokrynologami, ginekologami, psychiatrami. Trycholog jest osobą, która zaczynając od włosów, jak po nitce do kłębka, jest w stanie znaleźć problem nawet zupełnie gdzieś indziej.
Warto odwiedzić trychologa tylko wtedy, gdy zaczynamy widzieć nadmierne wypadanie włosów?
Także wtedy, gdy mamy wrażenie, że nasze włosy osłabły, gdy się nadmiernie elektryzują, plączą, wypadają, bo to może być właśnie problem z niskim poziomem ferrytyny, kwasu foliowego, witaminy B12.
A czy przedwczesne siwienie powinno nas zaniepokoić?
Coraz więcej osób zgłasza się z tym problemem. Już zrobiono i podjęto badania na Harvardzie i tam udowodniono naukowo, że za siwienie odpowiedzialny jest czynnik stresu. Bardzo często pacjenci pytają mnie, czy można osiwieć w tydzień? Tak można! Jeżeli jest to silna sytuacja stresogenna. Ten proces siwienia też jest upatrywany na przykład w niedoborach oraz w genetyce, ale przede wszystkim głównym problemem jest stres. Czy jest odwracalne? Nie.
Ale przynajmniej siwienie stało się lepiej akceptowalne społecznie.
Co jest bardzo pocieszające i uwalniające, choćby od stałych wizyt u fryzjera. Siwe włosy są dziś wręcz bardzo modne. Mam wrażenie, że to duża zasługa social mediów. I to bardzo pozytywny trend.