„Blizny są dla mnie zapisanym na mojej skórze dowodem siły” – Maja Hyży opowiedziała nam o walce z chorobą i wyjątkowej kampanii #NaWlasnejSkorze, w której bierze udział
Piosenkarka, mama czwórki dzieci, influencerka – każdej z tych ról Maja Hyży oddaje się w pełni, nie zapominając przy tym o sobie – swoich potrzebach, marzeniach i ulubionych rytuałach. Nie dziwi więc, że artystka przyjęła zaproszenie do udziału w kampanii #NaWlasnejSkorze Gillette Venus. Akcja ma na celu wspierać kobiety i pomagać im poczuć się dobrze we własnej skórze. W rozmowie z nami Maja opowiedziała o niej więcej. Po raz pierwszy podzieliła się też z szeroką publicznością swoim zmaganiami z chorobą Otto-Chrobak oraz zdradziła, czy nadal czuje presję wyglądu w swojej pracy.

- Gillette Venus w ELLE.pl
ELLE.pl: Jak i czy w ogólnie zmieniłaś postrzegania swojego ciała na przestrzeni ostatnich lat?
Maja Hyży: Tak, na przestrzeni ostatnich 20 lat przeszłam ogromną metamorfozę - szczególnie jeśli chodzi o postrzeganie samej siebie czy swojego ciała. Kiedy miałam dwadzieścia lat, chciałam zniknąć w tłumie, próbowałam się kamuflować. Bardzo dużo wysiłku wkładałam w to, aby nikt nie zobaczył, że mam pooperacyjne blizny, nie chciałam ujawniać tego, że moje ciało nie wpisuje się do końca w utarte standardy piękna. Wychodząc z domu nie skupiałam się na tym, żeby wyglądać kobieco, ładnie. Nie myślałam w ogóle o eksponowaniu mojego ciała, ale na ukrywaniu jego niedoskonałości. To była prawdziwa udręka dla mnie i dla mojej samooceny. Wydawało mi się ze moja choroba – Otto-Chrobak - oraz operacje, które przez nią przeszłam są dla wszystkich widoczne. Bardzo długo wydawało mi się, że każdy kto spojrzy mi w oczy będzie od razu widzieć, że coś mi dolega.
Musiało minąć naprawdę wiele lat, wiele musiałam przemyśleć, aby dojść tu, gdzie jestem teraz. Nie dość, że w pełni akceptuje swoje ciało, to w końcu zaczęłam je postrzegać jako piękne - moje blizny są dla mnie zapisanym na mojej skórze dowodem siły, którą mam, wytrwałości, dzięki której wygrywam z chorobą. Stojąc przed lustrem widzę jaką drogę przeszłam i myślę - DZIEWCZYNO, DAŁAŚ RADĘ. Lekarze mówili, że mogę już nigdy nie stanąć na nogi, nigdy nie mieć dzieci – teraz każda blizna, każda zmiana na moim ciele, każdy ślad po chorobie przypomina mi o tym, że jestem niezniszczalna i mogę pokonać wszystkie przeciwności na mojej drodze.
ELLE.pl: Niewiele osób wie, że zmagasz się z przewlekłą chorobą – jak ona zmieniła i zmienia Twoje ciało?
Maja Hyży: Do czasu mojego udziału w kampanii #NaWlasnejSkorze Gillette Venus o mojej chorobie wiedziała właściwie tylko garstka osób. W wieku 14 lat dolegliwość ta dosłownie wykręcała moje biodra - niezbędne były operacje a w moim przypadku było ich póki co aż 7. Nie wiem natomiast, ile jeszcze przede mną - to bardzo podstępna choroba i wiem, że przyjdzie taki dzień, kiedy moja miednica znowu się przesunie i konieczne będą kolejne operacje. Wiem też natomiast, że będę już wtedy gotowa!
ELLE.pl: Czy obecność w przestrzeni publicznej i social mediach miała jakiś wpływ na Twoją samoocenę?
Maja Hyży: Kiedy zaczęła się era social mediów, nie przepracowałam jeszcze w mojej głowie wszystkich problemów związanych ze swoim wyglądem, ale to właśnie między innymi social media pokazały pomogły mi zaakceptować moje wady. Zobaczyłam, że bardzo różni ludzie są akceptowani w Internecie. Często to, co nasze otoczenie uznaje za wady, okazuje się nie mieć żadnego znaczenia – osoby, które różnią się od innych, nie wpisują się w utarte standardy piękna, wyróżniają się w bardzo pozytywnym sensie, są unikatowe i niepowtarzalne.
ELLE.pl: Czy odczuwasz presję wyglądu w swojej pracy? Jak sobie z nią radzisz? Czy kampanie, które celebrują różnorodność kobiecego piękna, takie jak na przykład #NaWlasnejSkorze marki Gillette Venus wprowadzają pozytywne zmiany w tym temacie?
Maja Hyży: Kiedyś nazwałabym to presją. Dziś wygląd, styl ubierania się, poszukiwanie własnego stylu jest dla mnie zabawą. Kiedyś chciałam się dopasować, uniknąć komentarzy na swój temat, a teraz zaczęłam się tym bawić. Nie chcę już nigdy musieć się dopasowywać - chcę inspirować, i poprzez moją auto-ekspresję pomagać innym, pokazywać, że warto jest wyrażać siebie tak, jak tylko się chce. Dzięki kampaniom takim jak #NaWlasnejSkorze Gilette Venus mogę dotrzeć do większej liczby osób, które mają problem z samoakceptacją i pokazać, że to co często postrzegamy jako wady, to tak naprawdę zalety. Myślę, że moja historia to bardzo dobry przykład tego, jak samoakceptacja może poprawić życie i zamienić jeden wielki, chodzący kompleks w silną kobietę, która czuje się doskonale ze swoimi niedoskonałościami i czerpie z nich siłę.
ELLE.pl: Co ujęło Cię w założeniach kampanii #NaWlasnejSkorze marki Gillette Venus i które jej idee najbardziej do Ciebie trafiły? Czy brałaś udział w innych inicjatywach, które są Ci nadal bliskie?
Maja Hyży: Kampanie takie jak #NaWlasnejSkorze łączą ludzi. Jednoczą osoby z dolegliwościami, pokazują, że nie jest się samym i istnieją osoby, które mogą zmagać się z czymś bardzo podobnym co Ty. Przy udziale w kampanii poznałam wspaniałe kobiety. Silne, mocne, które niosą przesłanie, tolerancję, akceptację, samozaparcie. Otrzymałam ogromna liczbę wiadomości od osób również dotkniętych chorobą taką jak moja. Kiedy przypominam sobie czas, kiedy myślałam, że tylko mnie spotkała taka choroba, cieszę się, że marka Gillette Venus stworzyła nam taką platformę, wzmocniła nasz głos i pozwoliła nam podzielić się naszymi historiami z szerszą publicznością. Kampania dała mi wielką siłę do pomocy ludziom, którzy są niestandardowi ze względu na swoje dolegliwości czy wygląd i to dla nich jest ta kampania – chodzi po prostu o to, że każdy z nas może czuć się dobrze we własnej skórze, niezależnie od spisanych na niej historii, czy preferencji dotyczących jej pielęgnacji.
ELLE.pl: Czym jest dla Ciebie ciałopozytywność? Jak ją definiujesz?
Maja Hyży: Dla mnie ciałopozytywność to odbiór samej siebie. To, że po bardzo długim i trudnym czasie zaakceptowałam to, co postrzegałam jako wady jest dla mnie ciałopozytywne – teraz czerpię z tych rzeczy siłę. To, że mimo tego, co mnie spotkało, co choroba zrobiła z moim ciałem, jestem pozytywna i staram się tą pozytywną energię przekazywać też innym – szczególnie tym, którzy też borykają się z podobnymi problemami – to też element ciałopozytywności. Zaakceptowanie siebie takim jakim się jest – to jest chyba najważniejsze.
ELLE.pl: Otwarcie mówisz o tym, że akceptujesz swoje ciało i kochasz blizny, które masz, ponieważ to one czynią cię wyjątkową. Co jeszcze sprawia, że czujesz się dobrze w swojej skórze?
Maja Hyży: To, że jestem matką czwórki dzieci, które kocham nad życie. Ciąże też bardzo zmieniły moje ciało i to też zaakceptowałam - macierzyństwo zmieniło mnie i sposób postrzegania samej siebie jako kobiety, jako matki, jako dziewczyny, dla której wygląd nie ma już takiego znaczenia. Ważne, żeby czuć się silnym człowiekiem – taką właśnie siłę dają mi moje dzieci, i mam nadzieję, że uda mi się im przekazać podobny sposób patrzenia na świat.
ELLE.pl: Czy masz jakieś rytuały, które pomagają Ci dbać o siebie w sposób holistyczny?
Maja Hyży: Staram się znaleźć balans we wszystkim co robię. Ustalać sobie środek i od tego środka rozpoczynać swoją wędrówkę. Kiedy idę na scenę, przygotowuje się do występów, robię to z pełnym zaangażowaniem, ale nie przekraczam pewnych granic. Kiedy jestem mamą to również w pełni się w to angażuję, ale pamiętam o tym by szukać też równowagi, znajdować momenty dla siebie. Znalezienie balansu w swojej głowie - wrażliwość a siła życiowa, praca a dom. Bardzo dobrym miejscem na zadbanie o mój umysł jest dla mnie czas pod prysznicem - ciało człowieka składa się w 70% z wody, a woda reaguje na każdą energię znajdującą się wokół nas, dlatego też czasem mamy różne dni, różne nastroje. Prysznic jest dla mnie rytuałem oczyszczającym, pomagającym znaleźć ten wewnętrzny balans, uspokoić myśli, ukierunkować je.
Polecane
Oto moje top 3 kremy z egzosomami dla osób 40+. Nigdy mnie nie zawiodły w walce z cieniami i zmarszczkami
Celebracja siły kobiecości w świecie sportu. Wyjątkowa kampania na Międzynarodowy Dzień Kobiet
Współpraca reklamowa
Kwas salicylowy na twarz to moja tajna broń w walce z przebarwieniami. Daje efekt „glass skin” i przywraca skórze sprężystość
„Pokochaj technologię, nagradzaj siebie”. Weźcie udział w promocji i odbierzcie voucher na biżuterię
Współpraca reklamowa