Tinder, poliamoria, seks przed kamerką, czyli miłość przyszłości
Aplikacje randkowe, poliamoria, seks występy przed kamerką – miłość przyszłości oznacza poszukiwanie niemożliwego spełnienia, w którym wszystko staje się eksperymentem.
„Tinder? Tinder jest dobry w toalecie. Siedzę tam i zagaduję różne dziewczyny. Jak rozmowa się nie klei, to wyrzucam” – powiedział mi niedawno kolega, nie wiedząc, że tą uroczą opowieścią doskonale podsumowuje współczesność. „Jesteśmy daleko od Wichrowych Wzgórz” – tak streścił ją z kolei jeden z moich ulubionych pisarzy, Michel Houellebecq. Rzeczywiście, nie żyjemy w czasach długotrwałych, romantycznych uniesień, bezwarunkowej miłości do grobowej deski i tradycyjnego seksu z jednym partnerem życiowym. Wręcz przeciwnie, to czas dynamicznych zmian obyczajowych, które dają ludziom możliwość realizowania rozmaitych scenariuszy życiowych związanych z seksem i ze związkami. A wszystko jest raczej pragmatyczne niż romantyczne. Sama wśród znajomych mam poliamorystkę, biseksualistę czy parę lesbijek, które urodziły dzieci z nasienia tego samego dawcy z banku spermy. Koleżankę, która nie wchodzi w związki, tylko umawia się na seksrandki z Badoo i pasjami ogląda filmy pornograficzne, a także kolegę, który mimo 40 lat na karku dzieli mieszkanie ze znajomymi, a seks uprawia od przypadku do przypadku z dziewczynami poznanymi na imprezie czy na Tinderze. „Czemu? Bo mogę!” – mówi z rozbrajającą szczerością.
Wszystko, czego dziś chcesz
Żyjemy w czasach, kiedy wszystko powoli staje się wyborem, nie koniecznością. Od małżeństwa po macierzyństwo. „Moje pokolenie wrzuciło posiadanie dzieci do tego samego koszyka co wybór koszuli czy telefonu” – stwierdziła pisarka Zadie Smith (rocznik 1975). Maleje też presja na bycie w związku. Coraz więcej osób ma poczucie, że może żyć, jak chce. Jeśli ktoś uważa, że nie poznał właściwej osoby, nie wiąże się na siłę. Szuka za to sposobów na samorealizację i seksualne spełnienie.Randki z internetu – traktowane jako sposób na szybki seks – i tak wydają się najniewinniejszą z opcji. „Antyseptyczne bary dla singli”, czyli portale i aplikacje randkowe, umożliwiają szybką realizację potrzeb towarzyskich i seksualnych. Prym wśród nich święci dziś uruchomiony w 2012 roku Tinder. – Nie szukam teraz poważnej relacji – mówi Ewa (37 lat), która właśnie rozstała się z mężem po trwającym siedem lat związku i od kilku miesięcy dzielnie przeczesuje tinderową bazę mężczyzn, przesuwając ich zdjęcia w prawo i lewo. – Tylko niezobowiązujących znajomości.W ciągu ostatniego miesiąca znalazła takie trzy. Na drugiej randce zawsze uprawiała seks. Spełniła kilka swoich fantazji – m.in. tę związaną z użyciem gadżetów erotycznych czy przebierankami. Z mężem zawsze się wstydziła. Był bardziej tradycyjny niż ona. – Mam ochotę wreszcie poeksperymentować i sprawdzić, co tak naprawdę lubię – tłumaczy. – Wcześniej zawsze czułam się niepewnie, bałam się prosić o to, czego chcę. Teraz mam odwagę. Seksuolożka i psychoterapeutka dr Agata Loewe, założycielka Instytutu Pozytywnej Seksualności, mówi, że to coraz częstsze. – Polskie kobiety przełamują wstyd związany z mówieniem o swoich seksualnych fantazjach. Częściej sięgają po erotyczne gadżety, a obejrzenie takich filmów jak „50 twarzy Greya” otwiera je na łóżkowe eksperymenty.
Czyste doświadczenie
Kiedy pytam Ewę, czy miałaby ochotę spróbować medytacji orgazmicznej, przyznaje, że nie wie, co to jest. No właśnie, ja też bym nie wiedziała, gdybym nie przeczytała „Seksu przyszłości” Emily Witt – ciekawej książki analizującej rozmaite współczesne formuły związków i realizowania seksualnych potrzeb. Otóż medytacja orgazmiczna, w skrócie OM, to 15-minutowa praktyka polegająca po prostu na stymulowaniu łechtaczki przy użyciu lateksowych rękawiczek i lubrykantu, po tym jak kobieta ułoży się wygodnie na kocu i poduszkach. Może nie byłoby w tym nic specjalnie dziwnego, gdyby nie to, że... wykonuje ją się publicznie, podczas specjalnych sesji, a kobietę dotyka obca osoba. O co chodzi w tym, jak to nazywają, „intencjonalnym orgazmie”? Ma ponoć pozwolić się skupić na samym doświadczeniu seksualnym, odłączonym od miłości i romantycznych przeżyć. Teoretycy OM uważają, że jest to szczególnie potrzebne właśnie kobietom. Wieczne poszukiwania coraz to nowych form doświadczeń, które mają wieść do spełnienia, mogą dziwić, ale są zgodne z duchem współczesności. Jej istotą jest permanentne podsycanie pragnień, które nie mogą być nigdy spełnione. Zdaniem socjologów nowoczesność to niekończący się sen na jawie, warunkowany przez narcystyczne stosunki społeczne i współczesny konsumpcyjny kapitalizm.
Czas na show!
Medytacja orgazmiczna może zawstydzać, bo jesteśmy przyzwyczajeni do zaspokajania potrzeb seksualnych w domowym zaciszu. Z pomocą przychodzi internet. – Przyszłe pokolenia będą pewnie jeszcze bardziej obecne w sieci, gdzie będą realizować całe spektrum swoich seksualnych zachowań – mówi Agata Loewe. – Ma to też wymiar pozytywny. W końcu są ludzie, którzy reagują awersją na dotyk, nie cierpią się całować, brzydzą własnymi wydzielinami. Nowe technologie mogą być dla nich zbawieniem. Dziś mają do wyboru starą, dobrą pornografię. Albo... jej nową odsłonę – sekswystępy zwykłych ludzi przed kamerkami. No cóż, w dobie interaktywności również entuzjaści onanizmu musieli zyskać dla siebie przestrzeń w internecie. Chaturbate to strona z kamerkami na żywo uruchomiona w 2011 roku. Można tam obejrzeć pokazy masturbacji, seksu, striptizu z udziałem kobiet, mężczyzn, par i transseksualistów. Wśród performerów są i tacy, którzy zwieszają się z sufitu przywiązani do haka zrobionego z lodu i podłączeni do seksmaszyn wibrujących za każdym napiwkiem. Wielu występujących robi to dla pieniędzy (widzowie mogą nagradzać ich żetonami), ale są i tacy, którzy chcą po prostu poczuć się wolni. – Na Chaturbate możesz być, kim zechcesz, pokazywać, co chcesz, albo po prostu wyłączyć obraz, kiedy masz dość – mówi mi Larysa, atrakcyjna 25-latka, która czasem daje tam pokazy masturbacji i striptizu. – Możesz sobie wymyślić nową osobowość, przetestować swoją charyzmę, w końcu ludzie nie będą patrzeć na byle kogo. Co ciekawe, Larysa ma chłopaka. Kiedy pytam ją, czy nie widzi nic złego w tym, że pokazuje się nago obcym ludziom, odpowiada przecząco. – To jest występ, nie zdrada! Poza tym nie byłabym w związku, który mnie ogranicza. Szczególnie że nie wiadomo, czy za jakiś czas będę dalej chciała w nim być. Za kilka miesięcy mogę być kimś zupełnie innym niż dziś.
Na wielu frontach
Larysa dobrze podsumowuje tendencję, którą zauważają też socjologowie, choćby znana izraelska badaczka Eva Illouz. Według niej miłość dziś to nieustanna gra w podtrzymywanie psychologicznego i emocjonalnego dopasowania. I do nikogo nie można mieć pretensji za jej szybkie zakończenie. Skoro człowiek dziś jest tak bardzo skupiony na samorealizacji i tak szybko się zmienia, to może powinien porzucić myśl o miłości na całe życie? Zastąpić ją posiadaniem różnych partnerów na różnych etapach własnego rozwoju? Albo... jednocześnie. – Monogamia to przeżytek – mówi mi Anna, 36-latka, która jest związana ze swoim rówieśnikiem Damianem i jego bliskim kolegą, Bartkiem. – Jedna osoba nie może zaspokoić wszystkich twoich potrzeb. Pociąg seksualny do innych ludzi jest nieunikniony. Nie jesteś właścicielem drugiego człowieka. Lepiej szczerze i otwarcie przyznać się do swoich prawdziwych potrzeb i żyć w zgodzie z ludzką naturą, która nie jest monogamiczna, niż tkwić w hipokryzji – argumentuje. Poliamoria to bycie w wielu jednoczesnych seksualnych lub miłosnych związkach bez konieczności brania z wszystkimi ślubu. Zdaniem wielu idealny sposób na zapobieganie zdradzie – bo ta jest wpisana w ten układ i nie może już być nią nazywana. Zdaniem innych – prosta droga do frustracji i zazdrości. Bezpieczniejszą alternatywą dla wielu osób w wieku, który dla naszych rodziców był zaawansowany (35+), jest mieszkanie ze współlokatorami oraz tworzenie w ten sposób miejskiej rodziny i zapewnianie sobie bliskości i wsparcia.
Uczucia na zamówienie
W czasach, kiedy pojęcie tabu seksualnego, płci kulturowej czy po prostu małżeństwa zostało zdemontowane, wiele pytań trzeba zadać od nowa. Rodzi to dylematy, z których wyzwoli nas być może przyszłość. Podobno wtedy uczucia miłości i pożądania będzie można wywoływać na zamówienie, dzięki lekom sterującym seksualnością. A rynek erotyczny zdominują roboty. Cóż, może relacja z oddanym nam androidem ma szansę zapewnić nam stabilność, jakiej z pewnością nie oferuje znana nam dziś miłość, pełna wahań i moralnego zamieszania.
Tekst Patrycja Pustkowiak