Reklama

W tym artykule:

  1. Międzypokoleniowe przyjaźnie – relikt przeszłości czy szansa na odnalezienie siebie?
  2. Przyjaźń międzypokoleniowa: Danusia (61) i Ania (43)
  3. Przyjaźń międzypokoleniowa: Kasia (52) i Kizia (28)
Reklama

Międzypokoleniowe przyjaźnie – relikt przeszłości czy szansa na odnalezienie siebie?

Kiedy wrzucam w wyszukiwarkę hasło „intergenerational friendships”, czyli „międzypokoleniowe przyjaźnie”, wyskakują setki stron, analiz i artykułów, jak pozyskać sporo młodszą lub starszą przyjaciółkę. Tak, jakby miało to być specjalnym zadaniem, a nie mogło po prostu się wydarzyć. To efekt tego, że dziś najchętniej trzymamy się swojej grupy rówieśniczej, wybierając towarzystwo ludzi do nas podobnych. Zanim jednak relacjami zaczęły rządzić algorytmy i media społecznościowe, było naturalne, że kobiety w różnym wieku wymieniały się między sobą doświadczeniami. Sięgając jeszcze głębiej – z literatury i XX-wiecznych pamiętników wyłania się obraz modelu życia, w którym po odchowaniu dzieci lub stracie męża „singielki” pomieszkują miesiącami w dworach i przy rodzinach. Starsze kobiety wprowadzały młodsze w często szorstkie realia życia w mieście, jeśli te decydowały się lub były zmuszone opuścić rodzinne strony.

Autorki współczesnych tekstów o korzyściach międzypokoleniowej kobiecej więzi zwracają uwagę na nowe przestrzenie mentalne, które można z taką przyjaciółką odkryć, oglądając życie z szerszej perspektywy: odnaleźć siebie, poczuć pełnię, uleczyć rany, uciszyć niepokoje. Krytyczka literatury i współautorka inicjatywy „Alternatywna lista lektur”, socjolożka Julia Skórzyńska, podkreśla, że przyjaciółka spoza grupy rówieśniczej, najczęściej starsza, to postać, która pojawia się w powieści lub bajce, kiedy bohater jest gotowy na wewnętrzną podróż, zmianę, ale otoczenie mu nie sprzyja.

– Osoba spoza „swojego plemienia”, symbolizuje dystans do spraw, które mogą się wydać zbyt zaognione – mówi Julia specjalizująca się w literaturze młodzieżowej.

Kontakt z takim człowiekiem pozwala poznać swój głos – uważa. I wcale nie chodzi o pragnienie, by wziąć kogoś pod opiekuńcze skrzydła, o czym świadczą poniżej opowieści dwóch par przyjaciółek, które dzieli kilkanaście lat różnicy. Obie relacje są przykładem na to, na co zwraca uwagę Wibke Brueggemann, autorka powieści „Love Is for Losers” – przyjaźń międzypokoleniowa pomaga uwolnić od codziennych ograniczeń zarówno młodszą (Danusia i Ania), jak i starszą stronę tej relacji (Kasia i Kizia).

Jak dbać o przyjaźń, aby przetrwała wiele lat? Podpowiadamy sprawdzone sposoby na budowanie trwałych relacji przyjacielskich >>

Przyjaźń międzypokoleniowa: Danusia (61) i Ania (43)

Kalisz, koniec lat 70. Cztery przyjaciółki z sąsiedztwa: Jola, Lila, Iwona, Danusia, uwielbiają spędzać z sobą czas. Łączą je wiek, poczucie humoru, ta sama dzielnica. Dzieli podejście do przyszłości: Danusia jako jedyna wybiera się na studia muzyczne w łódzkim konserwatorium. Ma odwagę rozwijać różne artystyczne pasje, choć w tamtych czasach młode dziewczyny często słyszą „to nie dla ciebie”, „z tym sobie nie poradzisz”, „są lepsi”. Pozostałe koleżanki idą do liceów, wiedzą, że na razie ich życie potoczy się na miejscu: w biurze albo w przychodni, gdzie Jola pracuje jako położna. – Ale więź między nimi pozostała – mówi Ania, siostra Iwony, zafascynowana siłą nastoletniej, a potem kobiecej przyjaźni, młodsza od czwórki o 18 lat.

Okno na Nowy Jork

Kiedy pod koniec lat 90. Danka pojawia się znów w Kaliszu, koleżanki mają już mężów i co najmniej po jednym dziecku. Ona nie mówi nic o zakładaniu rodziny. Do Kalisza wpadła z Nowego Jorku, ułożyła tam sobie życie. Tak, musi zarabiać, pracując jako asystentka, ale jej determinacja zwyciężyła: nie rzuciła ukochanej muzyki, skończyła studia fotograficzne. Podczas tamtej wizyty Anię zachwyca jej styl: poszarpane dżinsowe szorty, bawełniana koszulka przy ciele. Ale najbardziej odlotowa jest fryzura – krótko ostrzyżone, sterczące blond włosy z nonszalanckimi odrostami. Danka nosi się jak dziewczyna, podczas gdy tamta trójka wybiera już spódnice za kolano podkreślające dojrzałość. – Od razu poczułam, że jest „swoja”. Danusia przyleciała ze Stanów, ale była zarazem z samego środka mojego świata, zanurzona w kulturze punk rocka. Grała w zespole i chodziła do klubu CBGB przy Bowery, znała osobiście muzyków Ramones. Mój ówczesny chłopak był basistą w kapeli punkowej. Danusia szalenie mi imponowała, okazało się, że pomieszkiwała w hotelu Chelsea – kultowej „noclegowni” artystów, przez którą przewinęli się Patti Smith, Sid Vicious i wiele supergwiazd. Ten sam klimat niezgody na presję społeczną, pragnienie, by życie miało więcej wymiarów.

Osiemnastoletnia wówczas Ania nie miała pojęcia, że nieco ponad 10 lat później poleci do Nowego Jorku na wakacje i do pracy, potem wizytę powtórzy, a Danusia zostanie jej najwspanialszą przewodniczką.

Powinnaś jeździć na wakacje z przyjaciółką. Tak twierdzą naukowcy >>

Że nawiąże przyjaźń z „ziomalką z Kalisza”, a zarazem stuprocentową „nowojorczanką”. Dzięki niej niełatwe miasto, przedmiot fantazji Ani – fanki kina i filmoznawczyni – odsłoniło przed nią swoje smakowite tajemnice. Koszerne knajpki na Williamsburgu, który dopiero stawał się modny, najlepsze pierożki z krewetkami, zupy z nieznanymi ziołami i bubbletea w Chinatown, autorskie drinki w awangardowych barach na West Village, wypieki z Magnolia Bakery na Bleecker Street w okolicy butiku Marca Jacobsa – Ania wymienia, dlaczego nie czuła się na Manhattanie i Brooklynie turystką. Danusia pokazała jej chiński lokal, w którym kręcono sceny do „Kill Billa”, a także miejsca na Dolnym Manhattanie, które w „Seksie w wielkim mieście” udawały ten Górny. Potrafiła prześledzić, jak undergroundowe dzielnice zmieniają się w kwartały luksusu. Ale jej „insajderstwo” nie było snobistyczne. – W Danusi najbardziej porywał mnie luz – stwierdza Ania, teraz już dziennikarka i reporterka mieszkająca w Warszawie. – Odnosiłam wrażenie, że mam do czynienia z kobietą, robiącą rzeczy, na które bym się nie odważyła. Do tego bezpretensjonalną – codziennie witała mnie w lekkiej bawełnianej sukience, sandałach „ortopedycznych”, które u nas jeszcze nie były wtedy modne. Wpatrywałam się w tatuaż nietoperza, miała go już podczas wizyty w naszym rodzinnym Kaliszu.

Partnerka do rozmowy

Nowojorskie ścieżki prowadziły przez muzea, kluby i butiki. Anię fascynowała zdolność przyjaciółki do rozwijania się w tak różnych kierunkach, nie tylko muzyki, fotografii. – Potem zaczęła studiować scenariopisarstwo i aktorstwo, które było jej największym marzeniem – wspomina. Z kolei Danusia słuchała z pasją opowieści Ani o polskiej scenie teatrów eksperymentalnych, wypytywała o kulturę niezależną, przeżywającą w pierwszej połowie lat 2000. boom. Była niezastąpioną partnerką do takich rozmów dla młodszej przyjaciółki, poszukującej wówczas drogowskazów na swojej życiowej mapie. Dyskutowały o wszystkim. – Okazało się, że łatwiej jest się jej przede mną otworzyć, bo podobnie myślimy – obie lubimy iść pod prąd – dodaje. Wzmacniały się nawzajem. Ania wspomina epizod ze szkoły aktorskiej. Danusia nie widziała przeszkód, choć szkoła była płatna, by przyjaciółka razem z nią brała udział w zajęciach – jako „guest student” dostała polecenie odegrania małej sekwencji. I pochwałę od wykładowcy słynnej akademii HB Studio założonej przez Herberta Berghofa przy Bank Street. Potem Ania miała podobne doświadczenia, występując amatorsko w filmie i teatrze.

Danusia znalazła swoje artystyczne spełnienie w aktorstwie, grając w spektaklu eksperymentalnego zespołu teatralnego The Wooster Group. Zaangażowała się też w popularny w USA gatunek – pięciominutowe stand-upy. Najpierw jednak napisała i wyreżyserowała monodram pt. „Wonder-bread”, czyli tostowe pieczywo. Po przyjeździe do USA nie znała go, było dla niej symbolem zachodniego świata. Opowiedziała o sobie – jak się zostaje artystką i obywatelką nowojorskiego państewka, zarabiając początkowo w McDonaldzie.

– Z perspektywy Kalisza to było niesamowite, że 20-latka poleciała do wuja i zintegrowała się w metropolii, w której wielu ludzi trzyma się swoich gett – mówi Ania, która dziś łączy pracę zarobkową z niezależnymi projektami, np. nagrywając podcasty.

Przyjaźń na odległość

Przed 2008 rokiem i kryzysem finansowym myślała nawet o przeprowadzce na jakiś czas do Nowego Jorku, ale pomysł został w sferze marzeń. Z podziwem patrzyła na Danusię, dla której nie było przeszkód nie do pokonania. – Miała siłę je omijać – opowiada, wspominając, że Danka występowała w działającym między 1992 i 1993 rokiem teatrze drag queens The Blacklips Performance Cult, z którego wywodzi się transgenderowa wokalistka grupy Antony and the Johnsons. Dostała od Danusi dwa wspaniałe prezenty: nieoczekiwaną obecność na ślubie i po latach niemowlęcy portret córki. – Nie mam lepszego zdjęcia Reli – mówi, pokazując fotografię, na której widać już nie dziecko, lecz osobę. Wprawdzie nie zamieszkała w Nowym Jorku, ale od Danusi nauczyła się, że najważniejsze są wewnętrzna wolność i optymizm.

Przyjaźń międzypokoleniowa: Kasia (52) i Kizia (28)

– To Kizia jest najbardziej inspirująca, jeśli chodzi o takie kwestie jak budowanie pozytywnej więzi z ciałem. Pokazuje na Instagramie skórę z cellulitem, co w naszym pokoleniu było niewyobrażalne.

– Uwielbiam jej naturalne podejście do fizyczności, jej tatuaże – mówi Kasia, która niedługo przed pięćdziesiątką zaprzyjaźniła się z dwudziestoparoletnią córką koleżanki, a przy okazji ze swoim ciałem. Kiedy obchodziły 28. urodziny Kizi, zdała sobie sprawę z tego, jak wiele się zmieniło w życiu młodszej przyjaciółki – np. jej niełatwa relacja miłosna zaczęła się stabilizować. Do tego Kizia odstawiła na jakiś czas alkohol i zaczęła staranniej układać dietę. Na imprezie w warszawskim barze Kasia była ewidentnie najstarsza, ale nikomu to nie przeszkadzało. Towarzystwo młodszych osób przyjęło ją ciepło, co, jak mówi, otworzyło jej głowę – dostrzegła pokoleniowe różnice: młode kobiety nie czują potrzeby, żeby się przypodobać, presji, by być „dla wszystkich miłe”. Mają większą wiedzę psychologiczną, co pozwala im określić swoje granice. No i nie wierzą w patriarchat, który w latach 90. wyznaczał standard zachowań.

Być częścią innego świata

– Zmuszałyśmy się do wielu rzeczy. Byłam o wiele mniej świadoma swoich potrzeb, na siłę próbowałam zadowolić partnera, co kończyło się źle. One są od tego wolne – uważa Kasia. Poznały się na wyjeździe służbowym. Kasia, z silną pozycją w branży producenckiej, rekomendowała Kizię do kilku projektów. Miała przekonanie, że tamta będzie świetna. Nie myliła się. Dzieliły pokój, po pracy szły na wino, ale czasu wolnego zawsze było nie dość. – Od początku nie mogłyśmy się nagadać. Wałkowałyśmy wszystko: związki, emocje, politykę, protesty. Plotkowałyśmy o wspólnych znajomych, zwierzałyśmy się na temat problemów z rodzicami – wspomina. Wiedziały już, że będą się widywać również w Warszawie.

Potem jeździły do kolejnych miejsc, żeby się nagadać, zaczęły urządzać wypady na podwarszawskie działki, nad Pilicę, do Krzyży. Gotują wtedy makaron z sosem truflowym, nie patrzą w telefony. – Jesteśmy różne nie tylko fizycznie. Kizia ubiera się w second-handach, ja w sieciówkach – mówi Kasia. – Kizia trzyma się jednego chłopaka, pogłębia relację świadoma trudności, ja długo przebierałam, zanim znalazłam partnera „na lata”. To właśnie różnice w przyjaźniach „ponad czasem” są fascynujące – Kasia przyznaje, że dojrzałość młodszej przyjaciółki często ją zaskakuje, podobnie jak jej wiara w siebie. Dwa lata temu nagrała debiutancką płytę. – Ja umniejszałam swoje talenty – przyznaje.

Bez presji i oczekiwań

Lubią spotykać się na spontanie. Kizia wpada na kanapę do Kasi, zasiada na „nigdy nie wiadomo, jak długo”. Albo dzwoni, że będzie w barze Regeneracja. – Podoba mi się, jak duże zbudowała sobie towarzystwo – stwierdza Kasia. Nie wchodzi w rolę „mentorki”. – Jeśli chcę jej coś przekazać, mówię o swoich doświadczeniach. Ale sama też czuję się dogłębnie rozumiana. Mamy zasadę: wysłuchać. Nie oceniać za szybko. Nie przekonywać się nawzajem. Na pewno sobie kibicujemy. Kiedy u Kizi zdiagnozowano ADHD, a długo próbowała się leczyć na depresję, poczułam ulgę. Ona z kolei rozumiała, kiedy na chwilę rozstałam się z wieloletnim partnerem, bo poczułam stagnację – mówi Kasia. – Może tym różni się przyjaźń ze starszą kobietą od relacji z matką? – zastanawia się. Nie ma presji, nie ma ciężaru oczekiwań?

Z drugiej strony to Kasia namówiła Kizię na studia iberystyczne, które okazały się szczęśliwym wyborem. Teraz chciałaby ją zachęcić, żeby rozwijała zdolności wokalne – kocha jej głęboki głos. Ale nie chodzi o narzucenie przyjaciółce ścieżki kariery. Obie wiedzą, że w ich współdzielonym zbiorze wartości na wysokiej pozycji jest wolność. Obie kochają też psy – ostatnio Kizia zdecydowała się na adopcję charta po przejściach, w domu mamy są labrador i weimar, które można spotkać podczas wspólnych wypadów na działki. Wyrosła już z nich tradycja, dołączyły kolejne koleżanki. To wyjazdy z zasady bez facetów, kompletny chill.

Filmy o miłości mimo różnicy wieku. Te ekranowe pary dzieliło wiele lat >>

Kiedy zostają w Warszawie, Kizia wyciąga Kasię na „Zbawiksa”, opanowany przez klasę kreatywną różnych pokoleń historyczny plac w Śródmieściu Południowym. Jeśli młodsza przyjaciółka długo nie odpisuje na WhatsAppie, Kasia wie, że to nic nie oznacza i nie należy się obrażać. A potem Kizia dzwoni znienacka i mówi, że jest w pobliżu i chce wpaść albo się spotkać: „Stęskniłam się niemiłosiernie”. – Lubię być częścią jej świata – przyznaje Kasia. – Wolność i wspólna wrażliwość – tak socjolożka Julia Skórzyńska mówi o tym, co buduje podstawy trwałej przyjaźni. Do tego dochodzi wspólne poczucie humoru. Z taką przyjaciółką mamy szansę wyjść poza stereotypy („egoistyczni milenialsi”, „mieszczańscy pięćdziesięciolatkowie”), przełamać społeczne konwenanse i zejść z wydeptanych ścieżek i utartych szlaków. A poza nimi nietrudno o piękne widoki – choćby na nową przyjaźń.

Reklama

Tekst ukazał się w magazynie ELLE nr 08/2022.

Związek z młodszym mężczyzną
Getty Images
Reklama
Reklama
Reklama