Reklama

Internet prawdę ci powie? Raczej nie. Choć od dawna śmiejemy się z motywacyjnych frazesów, patocoaching i pop-psychologia w socjalach robią rekordowe zasięgi. I tylko prawdziwi specjaliści załamują ręce i biją na alarm. – W ostatnich latach temat zdrowia psychicznego stał się szalenie modny. I dobrze. Mówiąc głośno o tym, co nieprawidłowe, obalamy tabu i zdejmujemy z problemów mentalnych odium niezrozumienia – uważa Natalia Harasimowicz z Kliniki Terapii Poznawczo-Behawioralnej Uniwersytetu SWPS. Fakt, że zaczęło się dyskutować m.in. o depresji, uzależnieniach czy skutkach przemocy, przyniósł wymierne, systemowe działania. Resort zdrowia zwiększył (i tak wciąż niewystarczające) środki na leczenie psychiatryczne, powstała nowelizacja standardów ochrony małoletnich, a korporacje tworzą wewnętrzne procedury dotyczące pracowników neuroróżnorodnych. W gabinetach psychoterapeutów też widać zmiany. Pacjenci szybciej przychodzą z problemem do specjalisty, częściej konsultują się z psychologiem profilaktycznie, by zrobić tzw. przegląd oprogramowania, czyli głowy. Ale jest też ciemna strona popularyzacji zagadnień z pozoru wzmacniających i wspierających naszą psychikę. W sieci sprawy dosłownie wymknęły się spod kontroli. Big Techy i platformy takie jak Instagram, Facebook, a przede wszystkim TikTok odkryły, że tematy związane ze zdrowiem psychicznym skutecznie przyciągają i zatrzymują na dłużej użytkowników. A influencerzy wywęszyli, że na złotych radach w duchu mindfulness mogą zbić dużą popularność i pokaźny majątek. Czym właściwie jest self-love? Myśl stara jak świat, bo o miłości do siebie samego pisał już Arystoteles. Teoretycznie jest zdrową postawą i nie ma nic wspólnego z egoizmem. Gorzej, jeśli zaczynamy przedkładać własne potrzeby nad wszystko inne, a w dodatku próbujemy podporządkować sobie całe uniwersum. A do tego zachęcają właśnie domorośli pseudoszkoleniowcy życia. „Po pierwsze dlatego, że to wcale nie przyniesie nam szczęścia, bo człowiek nie czuje się najlepiej wtedy, gdy zaspokoi tylko swoje potrzeby. A po drugie, to nieprawda, że wszystko, czego pragniemy, jest dla nas dobre i warte zrealizowania” – mówił w jednym z wywiadów Miłosz Brzeziński, psycholog i trener rozwoju osobistego, autor m.in. „Zaufarium”.

Reklama

Gauguin z tiktoka
Pod wpływem populistycznych impulsów możemy wpaść w syndrom Gauguina, czyli zerwać z dotychczasowym stylem życia, odrzucić role społeczne i rodzinne. Pół biedy, jeśli uda nam się zachować zdrowy rozsądek. Gorzej, jeśli porywając się z motyką na słońce, zbyt dosłownie potraktujemy złote rady fotelowych ekspertów, dających za pomocą mediów społecznościowych jedynie słuszne zalecenia. Sprawy nie ułatwia brak regulacji prawnych dotyczących zawodu psychologa. Mimo zaleceń standardów legislacji regulowanych w Unii Europejskiej w Polsce wciąż obowiązuje martwa ustawa o tej profesji. Wobec braku przepisów wykonawczych psychologiem może się nazywać każdy, kto ukończył magisterskie studia na kierunku psychologii lub podyplomowe studia jako kontynuację kierunków humanistycznych. Jednak bezkarnie mówić i edukować o teorii może ktokolwiek chce. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej widzi wprawdzie potrzebę zmian w tej kwestii, jednak na razie się nie zanosi, żeby projekt nowych przepisów był procedowany przez Sejm.
Czy to przypadek, że najwięcej pseudopsychologicznych treści jest promowanych na TikToku, czyli uznawanym za najbardziej destrukcyjny i uzależniający portal społecznościowy? Nie bez powodu Komisja Europejska rozpoczęła drugie już
dochodzenie w sprawie jego potencjalnie nielegalnych i szkodliwych praktyk. Straszy ograniczeniami i karami finansowymi, jednak chiński gigant zdaje się tym zupełnie nie przejmować.
Z badań Amnesty International przeprowadzonych we współpracy z Algorithmic Transparency Institute i organizacją AI Forensics wynika, że wśród treści, które algorytm TikToka automatycznie podpowiada użytkownikom, większość jest szkodliwa dla zdrowia psychicznego i mogą one wzbudzić silny dyskomfort i negatywne emocje. Raport „Pogrążeni w ciemności.Jak TikTok zachęca do samookaleczeń i myśli samobójczych” (który jest częścią bazy dowodowej globalnej kampanii Amnesty International na rzecz odpowiedzialności korporacyjnej i zadośćuczynienia za naruszenia praw człowieka związanych z inwigilacyjnym modelem biznesowym Big Techów i gigantów cyfrowych) szczegółowo opisuje, w jaki sposób TikTok dąży do tego, by przyciągnąć i zatrzymać uwagę młodych użytkowników i użytkowniczek, co może skutkować pogłębieniem problemów mentalnych, lękiem i samookaleczeniami.

W głąb króliczej nory
Wykorzystując zautomatyzowane konta, naukowcy udowodnili, że po mniej więcej pięciu godzinach prawie połowa proponowanych treści była związana ze szkodliwymi patopsychologicznymi poradami, wspierającymi, a nawet romantyzującymi depresję i próby samobójcze. Naukowcy opisali, jak działa syndrom króliczej nory. „Wszystko zaczyna się od jednego filmu. Jeśli potrafi przyciągnąć twoją uwagę, nawet jeśli ci się nie podoba, zostanie wyświetlony następnym razem, gdy włączysz TikToka. Tapnięcie w przycisk »to nie dla mnie« nic nie daje – częstotliwość podobnych sugerowanych treści i tak rośnie wykładniczo. A potem to, co widzisz i słyszysz, staje się prawdą o twoim życiu” – tłumaczył współautor badania Ashlee Milton. „Algorytmy mediów społecznościowych mają tendencję do wzmacniania naszych przekonań i utrwalania bańki informacyjnej. To zjawisko, znane jako efekt potwierdzenia, sprawia, że szukamy informacji, które umocnią nasze wcześniejsze przekonania, a ignorujemy te, które są z nimi sprzeczne. W efekcie użytkownicy mediów społecznościowych utykają w wąskim kręgu wiadomości, które mogą nie być prawdziwe” – opowiada Stevie Chancellor, informatyk przeprowadzający wiele testów.

Test na toksyka i adhd
Według Natalii Harasimowicz innym poważnym zagrożeniem, które niesie za sobą bezrefleksyjne śledzenie pop-psychologicznych treści jest samodiagnozowanie na podstawie wątpliwych przesłanek dostępnych w sieci. – Coraz częściej trafiają do gabinetu osoby, które już w progu mówią mi, że mają ADHD, depresję albo są w spektrum autyzmu. Gdy pytam, skąd takie przypuszczenie, odpowiadają, że zrobiły test w internecie i objawy się zgadzają. W dodatku w ten sposób można usprawiedliwić każde swoje postępowanie: „Spóźniam się do szkoły, bo mam ADHD”, „Odrzucam i ranię bliskich, bo podejrzewam u siebie autyzm” – wymienia kolejne przykłady. Zdarza ci się, że nie chcesz wstać z łóżka i pójść do pracy? Zajadasz stres lub nie możesz nic przełknąć? Masz natłok myśli, problemy ze snem? Jeśli odpowiedziałeś „tak” na wszystkie pytania, możesz zmagać się z depresją. Często gubisz rzeczy? Nie możesz skupić myśli na jednej czynności? Przerywasz rozmówcy w pół zdania? Masz ADHD. To treść przykładowych internetowych testów, na podstawie których diagnozują się użytkownicy socjali. Dość wspomnieć, że hashtag #adhd ma na TikToku około 20 miliardów wyświetleń. Natalia Perek, psycholożka i psychoterapeutka dzieci, też dostrzega ten poważny problem. Na swoim blogu epedagogika.pl pisze: „Jako diagnozę autyzmu młodzież podaje zjawisko, które nazywają meltdownem, czyli przeciążeniem wynikającym z nadmiaru bodźców emocjonalnych lub sensorycznych. Owszem, może być cenną wskazówką, ale nie jest charakterystyczną cechą spektrum autyzmu. To przecież może się zdarzyć każdemu”.

Myślenie krytyczne jest niewygodne i męczące, dlatego wolimy mówić głupoty.

Red flag! To narcyz!
Z raportu opublikowanego w magazynie „The Canadian Journal of Psychiatry” wynika, że spośród 100 filmów w socjalach o ADHD ponad połowę sklasyfikowano jako wprowadzające w błąd. Jedna trzecia to były osobiste doświadczenia, a niespełna 20 proc. badacze ocenili jako przydatne, ale na pewno nie wystarczające do prawidłowej autodiagnozy. Największym zaangażowaniem cieszyły się te nagrania, które traktowały o osobistych doświadczeniach. Jednocześnie to te same najczęściej wprowadzały w błąd. Według naukowców oznacza to, że użytkowników TikToka mniej przyciągają treści stworzone przez instytucje i pracowników służby zdrowia. – W pracy obserwuję różne trendy w psychoedukacji. Nastolatki, chłonąc informacje z sieci, mają zdecydowanie większą wiedzę psychologiczną niż ich rodzice i dziadkowie. Terminy, które kiedyś przeciętny student wykuwał przed egzaminem, są dla nich znajome. Nie oznacza to jednak, że ich wiedza dorównuje psychologom czy psychiatrom – przestrzega Perek.
Równie chętnie jak siebie w internecie diagnozujemy także innych. Na ogół według takiego klucza, żeby zdjąć z siebie odpowiedzialność za niepowodzenie w relacji. On nie dzwoni? To toksyk. Dzwoni codziennie? Red flag, to narcyz, uciekaj! Chcesz go zdobyć? Bądź niedostępna – mężczyźni reagują tylko na metodę „push and pull” – tak influencerki radzą nam w kwestii relacji. – Łatwo jest komuś przypiąć łatkę narcyza, przemocowca, osobowości psychopatycznej. W internecie jest pełno porad typu: „Jak uwolnić się od toksyka?”. Pytanie, czy kierując się tymi wątpliwej jakości wskazówkami, nie tracimy szansy na nową, zdrową relację – zauważa Harasimowicz. Zdaniem dr. Tomasza Witkowskiego, psychologa, pisarza, założyciela Klubu Sceptyków Polskich, moda na diagnozowanie siebie lub innych wynika także z tego, że w dzisiejszych czasach można każdemu bezpodstawnie przypisać jakąś chorobę mentalną. Gdy w 1952 roku ukazała się pierwsza klasyfikacja zaburzeń psychicznych DSM-5, na liście było wymienionych 106 jednostek chorobowych. Dziś mamy ich ponad 600. A skoro pop-psychologia upraszcza złożone koncepcje naukowe, eliminuje skomplikowane mechanizmy na rzecz przekazu zrozumiałego dla ogółu społeczeństwa, nie ma nic prostszego, niż zostać pseudospecjalistą od zdrowia psychicznego. Nawet jeśli przekaz nie ma nic wspólnego z pracą terapeutyczną, a całość jest okraszona łzawą historią z życia wziętą, odbiorca jest gotów pomyśleć, że skoro takie rozwiązanie pomogło komuś innemu, pomoże i jemu. Możemy się na to oburzać, ale wszyscy wiemy, że w sieci popularności nie zdobywa jakość i rzetelność, tylko kontrowersja. Jako powód kariery pop-psychologii naukowiec podaje leniwe i próżne zakusy ludzkiej natury. – Myślenie krytyczne jest niewygodne i męczące. Dlatego wolimy mówić głupoty i żądamy dla nich szacunku – twierdzi. Jego zdaniem ludzie z reguły chcą potwierdzać, a nie obalać swoją dotychczasową dobrze znaną i komfortową wizję świata, dlatego szukają informacji, które ugruntowują te przekonania, a ignorują i świadomie odrzucają te, które są niewygodne i sprzeczne. Dlatego algorytmy internetowe są tak skuteczne – bezkrytycznie schlebiają naszemu ego.

Reklama

Krytyczne myślenie kluczem do zdrowia
Specjaliści jednogłośnie alarmują – naszym zdrowiem psychicznym powinni zajmować się profesjonaliści, a nie domorośli coachowie i influencerzy. W przeciwieństwie do szybkich diagnoz i prostych rozwiązań oferowanych przez pop-psychologię prawdziwa terapia jest procesem złożonym, wymagającym dogłębnego zrozumienia problemów pacjenta. Potrzebny jest czas, zaangażowanie i praca, a nie krótkie, powierzchowne porady wyskakujące na smartfonie w drodze do pracy. Harasimowicz podpowiada, jak zabezpieczyć się przed niepożądanym wpływem zalewu informacji. – Jedynym narzędziem, byśmy mogli obronić siebie i nasze dzieci przed szkodliwym działaniem mediów społecznościowych, fejkowych treści i groźnych manipulacji, jest edukacja. W dobie rozwoju AI i popularności mediów społecznościowych krytyczne myślenie jest jedną z podstawowych społecznych umiejętności.

Reklama
Reklama
Reklama