Reklama

Ewa Kasprzyk, aktorka
"Kiedy wychodziłam za mąż, oddałaś mi swój pierścionek. A wraz z nim kawałek swojego szczęścia."

Mamo,
Strata. To pierwsze, co mi przychodzi do głowy, kiedy myślę o Tobie. Bo już nie żyjesz. Żyjesz tylko w moich wspomnieniach i okruchach minionego czasu. Jaką Cię pamiętam? Nadmiernie opiekuńczą. Mówiłaś mi, co jest dla mnie dobre, a co złe. A ja przeciw temu się buntowałam. Nie akceptowałaś też moich pierwszych chłopaków! Ten za brzydki, tamtego rodzina Ci się nie podobała. Albo mówiłaś wprost: „Z nim nie możesz chodzić”. Nie do końca chyba też akceptowałaś mojego męża. Zawsze miałaś własne wyobrażenie o tym, kto powinien być przy mnie. Trochę mnie to drażniło, to tak, jakbyś nie wierzyła w moje wybory. Po prostu byłaś inna niż ja. Nie akceptowałaś też mojego wyboru zawodu. Mówiłaś, że się do niego nie nadaję, że aktorki zawsze mają dwuznaczne życie. Chciałaś, żebym pozostała blisko Ciebie, nie wyjeżdżała z domu. Dzisiaj myślę, że to były normalne wyrazy matczynej miłości. Wtedy jednak broniłam się przed nimi. Byłam samodzielna i już jako mała dziewczynka uciekałam we własny świat. Ale z drugiej strony dawałaś mi bardzo dużo miłości. Lubiłam z Tobą chodzić do pracy, obserwować Cię w Twoich dwóch restauracjach. Dom i praca to były dwa różne światy. Tam byłaś kobietą władczą, podejmowałaś decyzję, wydawałaś polecenia, a w domu – żona przy mężu, typowa matka, taka, jaką ja dzisiaj nie jestem. Zawsze chciałam, żebyś więcej troszczyła się o siebie, a Ty wszystko oddawałaś nam, dzieciom. Żyłaś, poświęcając się dla innych, nigdy nie zależało Ci na sobie, więcej myślałaś o tym, co potrzeba do domu, do pracy. Dbałaś o dobra doczesne, materialne. Nigdy nie zrobiłabyś tego, co ja: prędzej wydałabym ostatnie pieniądze na podróż, niż kupiłabym kanapę. Ale z drugiej strony, ktoś musiał myśleć o potrzebach codziennych. Wprawdzie wtedy miałam Ci to za złe, ale dzisiaj wiem, że robiłaś tak dla naszego dobra. Byłaś osobą domową. Pamiętam te wszystkie uroczystości u nas, te urodziny, święta – trwały nieraz do rana. Potem z wiekiem wycofałaś się z tego. Nie rozumiałam, dlaczego wolałaś potem być sama.
Dwie sytuacje z Twoim udziałem zapadły mi w pamięci i w sercu na zawsze. Jaką wielka odpowiedzialnością jest bycie matką, zrozumiałam, kiedy sama nią zostałam. Gdy urodziłam Małgosię, przyjechałaś do nas do Gdyni. Wzięłaś na ręce moją córkę i wtedy obie się popłakałyśmy. Nie potrzeba było słów. Wreszcie między nami wytworzyła się nić porozumienia. Bardzo mi pomagałaś, kiedy ja kompletnie nie wiedziałam, jak zajmować się dzieckiem. Powiedziałam też, że nie chcę już więcej grać. Bo moja największa rola to bycie matką. A jednak dalej pracowałam, a ty wtedy zajmowałaś się Małgosią.
Kiedy byłaś już bardzo chora na raka, dostałam dużą rolę w filmie „Belissima”. Zapytałam Cię wtedy: „Mam zostać tutaj z tobą, mamo, zrezygnować z tej roli?”. Odpowiedziałaś: „Mam wystarczająco dużą pomoc, a ty musisz iść i zagrać. Musisz się teraz spełniać”. Ty, która wcześniej nie godziłaś się na mój zawód! W „Belissimie” grałam matkę neurotyczkę. Kiedy Ty byłaś już w złym stanie, ja umierałam w szpitalu na planie. Słowo „matka” nabrało wtedy dla mnie dużego znaczenia. Codziennie myślę o Tobie, przychodzisz do mnie we śnie. Za rolę w „Belissimie” dostałam nagrodę, myślę, że także dzięki Tobie... To był dla mnie bardzo dramatyczny czas. Dziękuję Ci za tę rolę, właśnie Tobie. Tak dziwnie moje życie zawodowe i prywatne się splotło, że tragiczne wydarzenie paradoksalnie miało pozytywny efekt.
Dzisiaj najbardziej brakuje mi tego, że nie mogę złapać za słuchawkę i do Ciebie zadzwonić. I powiedzieć, że być może za bardzo się z Tobą kłóciłam, za mało okazywałam Ci miłości. Sama doświadczałam od Ciebie bardzo dużo uczucia. Pewne gesty znaczą więcej niż słowa. Na przykład wtedy, kiedy przysyłałaś mi na studia paczki z jedzeniem, z ciastami, które sama upiekłaś. Te paczki to było święto w akademiku.
Wzrusza mnie wspomnienie, kiedy wychodziłam za mąż, a Ty oddałaś mi swój pierścionek, a wraz z nim część swojego życia i radości, którą sama przeżywałaś, kiedy go dostałaś.
Gdybyśmy miały powtórzyć życie? Dziś bym Ci powiedziała, że Twoja droga była słuszna. Żyłaś najlepiej, jak potrafiłaś. Jestem Ci za to wdzięczna. Nie byłabym taką osobą, jaką jestem, gdybyś zanadto wszystko mi ułatwiała. Właśnie to mnie nauczyło samodzielności. Ja swojej córce bardzo wcześnie dałam dużą swobodę, możliwość dokonywania wyborów. I widzę, że im ona jest starsza, tym bardziej się potrzebujemy. Bo dzieci nie potrzebują nas tylko wtedy, kiedy są małe, żeby zmienić pieluchę, nakarmić. Dawanie czasu i ciepła – to jest najważniejsze. - Ewa

Czytaj list Sylwii Chutnik >>

Sylwia Chutnik, pisarka
"Jesteśmy przyjaciółkami, choć czasem okropnie mnie denerwujesz."

Reklama


Kochana Mamo,
Nigdy nie miałaś ze mną lekko. Aż się boję, że los się zemści i ja będę miała tak samo ze swoim dzieckiem – taka kara! Kiedy byłam bardzo mała, trafiłam do szpitala i lekarze walczyli o moje życie. Nie wyobrażam sobie takiego strachu i niepewności o los dziecka. Musiałaś być dzielna, chociaż pewnie przypłaciłaś to swoim zdrowiem i nerwami. No, a potem przeżywałam burzliwy okres buntu i szaleństwa. Znosiłaś to ze spokojem. Pozornym. Znowu serce Ci drżało. Patrzyłaś często na mnie z niedowierzaniem, jakbym była bardzo dziwnym stworzeniem. Nigdy jednak we mnie nie wątpiłaś i wspierałaś, jak tylko mogłaś. To Ty ukształtowałaś mój charakter i dałaś poczucie silnych więzi rodzinnych. Bałaś się o mnie jak cholera, ale starałaś się nie przerzucać na mnie swoich lęków, histerii. Dzięki Tobie mogłam eksperymentować, próbować świata. Wiedziałam, że zawsze będziesz obok mnie. Dałaś mi korzenie mocujące na ziemi, podczas gdy ja latałam w obłokach swoich pomysłów. Kiedy byłam mała, wchodziłaś rano do pokoju i budziłaś mnie do szkoły: „Wstawaj, Sylwuniu”. Od Ciebie nauczyłam się spokojnego tonu, miłości wyrażanej w prostych słowach, które pozornie nie są wyznaniem uczuć. Staram się ich używać, wychowując swojego syna, ale jestem zbyt nerwowa. Mimo wszystko czasami mówię jak Ty i wtedy złoszczę się na siebie: „Hej, miałam być przecież zupełnie inna”. Ale pojedyncze gesty, mina zdradzają nasze silne relacje. Siedzimy czasem na werandzie domu na działce i śmiejemy się, tak po prostu, bez sensu. Wtedy jest najlepiej, bo nie trzeba nic sobie tłumaczyć. Albo wtedy, kiedy jestem gdzieś na wyjeździe i daję Ci znać, że wszystko w porządku. To jak łączność z bazą, bez niej żadna misja się nie obędzie. Teraz, kiedy pracujemy razem, możemy poznawać się z różnych stron. Śmieszna sytuacja: jestem Twoją szefową. Właściwie zawsze mi się wydawało, że muszę się Tobą opiekować. Czasem pytasz z wahaniem: „No i co teraz?”, na co ja odpowiadam: „Spoko, mamo, damy radę”.
Kiedyś mi się śniło, że Cię bronię przed obcymi. Muszę się o Ciebie bić, łamać ręce i kopać. W realnym świecie zrobiłabym to samo. Może dlatego, że wychowywałaś mnie bez taty i mam teraz wobec Ciebie takie rycerskie zapędy. Jesteśmy przyjaciółkami, chociaż okropnie mnie denerwujesz. Ale bez Ciebie rozpadłabym się z tą swoją życiową szamotaniną. No i nie miałabym z kim rozmawiać godzinami przez telefon. - Sylwia

Czytaj list Natalii Kukulskiej >>

Natalia Kukulska, piosenkarka
"Całe życie za Tobą tęsknię i Cię podziwiam."


Mamo,
To trudne... napisać do Ciebie list. Przecież Ty wszystko wiesz. Udało mi się wiele myśli skierowanych do Ciebie zawrzeć w piosence „Po tamtej stronie”: „Prawie nie pamiętam nas, nawet trudno zrozumieć, za kim tęsknie tak” albo „Po swojemu Ciebie znam, myślę, że właśnie taka mogłabyś być, jaką stworzyłam, gdy brakowało mi Ciebie”. A zabrakło mi Ciebie, kiedy miałam cztery lata. Wielu rzeczy z naszego wspólnego życia rzeczywiście nie pamiętam. Za to widzę, jak wiele zdążyłaś w tak młodym wieku osiągnąć. Jak się mocno zapisałaś w pamięci i sercach ludzi. Wiekiem już Cię przerosłam o osiem lat! Mam 37, Ty miałaś 29, kiedy zginęłaś. Zawsze się zastanawiam, jaka byłabyś dziś. Myślę, że nadal kreatywna... Twoich fanów cały czas przybywa. Do dzisiaj mam tego sygnały. Jesteś dla nich ważna, wracają do Ciebie jak do jakiegoś źródła. To właśnie jest dla mnie najcenniejsze, co po sobie zostawiłaś. Nie kariera, nie piosenki, chociaż jestem z nich dumna.
Ostatnio myślami byłam mocno z Wami... Z Tobą i Tatą. Wasze utwory zyskały nowe życie w aranżacji Adasia Sztaby na koncercie „Życia mała garść”. Koncert w Opolu nie był moją inicjatywą, tylko opolan. Nic jednak się nie dzieje przypadkiem. Dopiero jak się odbył, poczułam, jak bardzo był mnie, i nie tylko mnie, potrzebny. On i płyta DVD to rodzaj niematerialnego pomnika dla Was. Rozmowy przeprowadzone z osobami, które was znały, wzbogaciły mnie bardzo. To niesamowite przeżycie poznać nowe historie o Tobie. Choć nigdy tak się nie postrzegałaś – byłaś gwiazdą.
Podobno wystarczyło, że weszłaś, a już Cię zauważano. Bardzo mi się spodobało odkrycie, że byłaś szalona i wyluzowana! Zbyszek Hołdys mówił mi, że gdy śpiewaliście w duecie „Ktoś między nami”, to rozpraszałaś go zezem, po czym z poważną miną zwracałaś się do widzów i swoją partię śpiewałaś z pełnym uczuciem. Czyli nie tylko po Tacie mam to, że chodzą mi czasem głupoty po głowie. Dla zespołu byłaś kumpelą, Anką. Po koncercie zapraszałaś ich do swojego pokoju w hotelu, szykowałaś kanapki – szynka, ogórek, robiłaś herbatę.
Ludzie, którzy Cię znali, uważają, że mamy wiele cech wspólnych. „Tak samo Ania robiła” – słyszę. Ciebie i mnie wychowywała babcia. Wiem, że cierpiałaś, że nie mogłaś mi poświęcić dużo czasu i zabierałaś z sobą na koncerty. Robiłam tak samo, kiedy moje dzieci były mniejsze. Przez to, że tak szybko odeszłaś, cały czas mam poczucie, że wszystko trwa tak krótko. Staram się zdążyć wszystkim nacieszyć. Nie przegapić ważnych chwil. - Natalia


Robert Kupisz, projektant
"W Gackach byłaś najpiękniejsza."


Hej Mamo,
Nigdy się nie malowałaś, nie potrzebowałaś. Masz urodę, przy której nic nie trzeba robić. Gdziekolwiek się pojawiasz, wszyscy dobrze Cię odbierają. Pamiętam wczasy zakładowe w Jastarni w latach 70. Wieczorem po kolacji wychodziliśmy na promenadę, na spacer do Juraty. Ty i inne mamy poszyłyście sobie spódnice bananówy. Wykorzystałem ten motyw w swojej pierwszej kolekcji. Miałaś beżowe buty na koturnach ze słomy. Nosiłaś obcisłe bluzeczki z krótkim rękawem i dużym dekoltem. I długie sztywne włosy, wywinięte na wierzch. W Gackach, gdzie mieszkaliśmy, uważano Cię za jedną z najpiękniejszych kobiet. Nadal jesteś piękna. Masz oryginalną cygańską urodę, śniadą cerę, błękitne oczy. Grube, dawniej czarne warkocze, dzisiaj jeden biały. Jestem do Ciebie podobny. Zmysł plastyczny też mam po Tobie. Pierwszy sweter zaprojektowałem w piątej klasie podstawówki, Ty zrobiłaś go na drutach. Czasy były trudne, a my oboje z siostrą mieliśmy piękne swetry. Hitem była melanżowa kangurka z dużą kieszenią z przodu. Podobne szyłem później do swoich kolekcji, ze skóry, z dzianiny albo bawełny. Zawsze mnie chwaliłaś i byłaś dumna z tego, że jako dziecko chodzę taki wystrojony. Nie narzekałaś, kiedy chodziłem po drzewach z kolegami, a potem wracałem do domu, żeby się przebrać w coś czystego. Ze spokojem przyglądałaś się moim eksperymentom z włosami. Strzygłem się sam już jako 11-latek, ze skutkiem tragicznym. Dziury wycięte do skóry za pomocą maszynki do golenia ojca potem zamalowywałem pastą do butów. A kiedy przeszkoliłem się na sobie i na swoich kolegach, pozwoliłaś mi ostrzyc siebie. Zrobiłem Ci modną wówczas fryzurę asymetryczną, taki przekrzywiony berecik. Poszłaś tak do pracy, do kieleckiego domu kultury, a koleżanki zapytały: „Kiedy zdążyłaś pojechać do Warszawy, do fryzjera?”. Ty z dumą wyznałaś: „To mój syn mnie ostrzygł”. Stanęłaś po mojej stronie, gdy chciałem uczyć się tańca i przez rok dawałaś na to pieniądze w sekrecie przed tatą. Byłaś i jesteś wielką estetką i tę estetykę przekazałaś mnie. Zawsze podziwiałem Twój dobry gust, wyrafinowanie w strojach. Nawet teraz, mieszkając w górach w wiosce, z której pochodzisz, zawsze wyglądasz świetnie! - Robert

Czytaj list Miki Urbaniak >>

Mika Urbaniak, piosenkarka
"Zimą ogrzewałaś moje skarpetki na grzejniku."

Reklama


Kochana Mamo,
Podziwiam Cię za wszystko. Bardzo długa jest lista Twoich cech, które uważam za szlachetne i wspaniałe. Witalność, podejście do życia, a przede wszystkim nieustająco pozytywne myślenie. Ty we wszystkim znajdujesz przyjemność. Kochasz życie. Czasem bywasz rozkojarzona, kiedy masz za dużo na głowie. Masz wtedy takie chwile zamyślenia, a ja czuję, że jesteś gdzie indziej. Ale to rzadko się zdarza. W Twojej miłości do mnie jest ogrom mocy! Wierzysz we mnie zawsze. Zawsze chcesz dla mnie najlepiej. Nieba byś mi przychyliła, żebym była szczęśliwa. Twoje słowa, które najbardziej pamiętam i które niosę przez życie, to: „Wszystko będzie dobrze!” i „Jesteś tym, co myślisz, więc złym myślom trzeba mówić »stop«”.
Kiedy byłyśmy z Kasią malutkie – i była zima – Ty codziennie rano ogrzewałaś nasze skarpetki na grzejniku, zanim nam je włożyłaś. W taki kochany sposób budziłaś nas do dnia.
Były okresy, kiedy musiałaś dużo podróżować. Trasy, koncerty. Czasem mi Ciebie brakowało. Ale rozumiem to, praca pochłania czas, szczególnie gdy jest się artystą. Musiałaś też pracować dla nas, żeby móc się nami opiekować.
Tak jak Ty i dzięki Tobie potrafię cieszyć się małymi rzeczami. Często też słyszę, że jesteśmy do siebie podobne na scenie – głos, sposób, w jaki się poruszamy. Każdy utwór, który nagrywam, chętnie Ci puszczam. Nad moją ostatnią płytą, „Follow You”, wraz z producentem Victorem Daviesem pracowaliśmy rok. Kolejne utwory puszczałam Ci prosto ze studia, jak bułeczkę wprost z pieca, bo kocham Twój entuzjazm i reakcję na moją twórczość. Jeśli coś Ci się nie podoba, mówisz mi o tym, jesteś szczera. Ale za to jak nikt potrafisz okazać, że coś Ci się podoba! Twoja wrażliwość artystyczna wywołuje takie cudne reakcje! Bywały łzy i gęsia skórka. Dajesz mi mnóstwo pożywnej energii. Kocham Cię! Inspirujesz mnie do tego, żeby tworzyć utwory najpiękniejsze, jak potrafię. Za to też Cię kocham. - Twoja córka Mika

Zobacz też:
Prezent dla mamy - pomysły na Dzień Matki

Reklama
Reklama
Reklama