Reklama

W tym artykule:

  1. Przyjaciel - człowiek na całe życie?
  2. Przyjaźń - dobro luksusowe
  3. Kobiety w przyjaźni: gra w teatrze z obsadzonymi rolami
  4. Cena przyjaźni
  5. "Zauważyłam, że jestem jak studnia, do której wrzuca się gorzkie żale"
  6. Para jak z bajki czy wymiana profitów?
Reklama

Przyjaciel - człowiek na całe życie?

Na początek zajrzyjmy do świata zwierząt. Papużki nierozłączki wybierają partnera tylko raz, i to na całe życie. Gdy jedno umiera, skazują się na wieczne wdowieństwo. Hodowane samotnie cierpią fizycznie i psychicznie: często okaleczają się lub krzyczą. Skąd się wzięło powiedzenie o przyjaźniących się dziewczynach, że są jak papużki nierozłączki? – Przyjaźnie mężczyzn bazują na wspólnej pasji i spędzaniu czasu razem: wypad na ryby albo golfa. Rzadko kiedy facet przychodzi do kolegi, by się wypłakać. Kobiety są bliżej i operują głównie emocjami, bo w przyjaciółce widzą kawałek siebie – mówi psycholog Magdalena Chorzewska, prowadząca warsztaty rozwojowe dla kobiet Wow! Woman.

Przyjaźń - dobro luksusowe

„Ile można gadać przez telefon? Przecież jesteście razem przez cały dzień w szkole” – dziwiła się moja mama, gdy wisiałam godzinami na telefonie z Beatą, przyjaciółką z liceum. Kilka lat temu nie wyobrażałam sobie życia bez niej. Dzisiaj? Nie mamy kontaktu. Przyjaźń zawsze była dobrem luksusowym, a teraz, w czasach płytkich relacji, jest na wagę złota. Ludzie się szybko otwierają, nasycają i idą dalej. Na Facebooku możemy mieć tysiąc „przyjaciół”, a ostatnie badania pokazują, że co piąte gospodarstwo domowe w Polsce składa się z jednej osoby. Miałam w życiu sezony na różne przyjaciółki, ale mój „związek” z Beatą trwał aż 25 lat. Wkraczałyśmy razem w dorosłość. Wiedziałam, że możemy na siebie liczyć. To ona ocierała moje łzy, gdy odwołałam ślub na tydzień przed, i to ona zawiozła mnie do szpitala nad ranem, gdy odeszły mi wody. Chodziłyśmy z moim małym synkiem na obiady i spacery. Jakbyśmy były parą z dzieckiem. Beata chciała, by było jak dawniej, ale dziecko nie zawsze dawało porozmawiać. Zaczęłyśmy się więc umawiać same na mieście. Gdy zaszłam w drugą ciążę, nasz „związek” zaczął się sypać. Nie załapywałam się już na kawy na mieście i beztroskie wakacje singielek na Cykladach. Ja weszłam „w pieluchy”, a Beata rozwijała swój biznes. Gdy ona zaczęła jeździć na kosztowne podróże w odległe zakątki świata, ja co najwyżej mogłam wyskoczyć na dwa tygodnie do Jastarni. Mało rozmawiałyśmy przez telefon i jeszcze rzadziej się widywałyśmy. Widząc to, przejęłam inicjatywę w kontaktach. Bez sukcesów, bo Beata zaczęła mnie unikać. Mój wypadek samochodowy spowodował, że pojawiła się na chwilę. „Dlaczego jesteś ciągle niedostępna?” – zapytałam. „Chodzę na terapię, zmieniam swoje życie. Terapeutka doradziła mi zerwać stare, toksyczne znajomości” – odpowiedziała. Toksyczne? To o mnie?

Kobiety w przyjaźni: gra w teatrze z obsadzonymi rolami

Okazuje się, że często pierwszym etapem w terapii jest faza egocentryzmu. Człowiek musi zburzyć dotychczasowy porządek, by zbudować siebie na nowo. Czuje się zagubiony, a wszystko, co stare, kojarzy się mu z cierpieniem. Tylko że to ja cierpiałam i czułam się zagubiona po naszym „rozstaniu”. Czy to była przyjaźń z określonym terminem ważności? – Między 25.–30. rokiem życia kształtuje się osobowość. Ktoś wybiera wegetarianizm, ktoś inny religię, trzeciemu klarują się poglądy polityczne. Przyjaźnie z okresu liceum są często wystawione na próbę. Może pojawić się kryzys, czasem trzeba postawić granicę, oczyścić atmosferę, a nawet czasem na chwilę odejść, by móc potem wrócić.

- Przyjaźnie trzeba „update’ować”, bo ty 15 lat temu i dzisiaj to dwie różne osoby – tłumaczy Magdalena Chorzewska.

Gdzieś po drodze „rozjechałyśmy się” z Beatą. Inne modele życia, inne priorytety. Analizując naszą przyjaźń z góry na dół, a nawet w poprzek, odkryłam coś jeszcze. Beata przyjęła od początku w naszej relacji rolę mentorki, która wszystko wie lepiej. Traktowała mnie jak Puchatka o małym rozumku. – W przyjaźni często, nawet nieświadomie, wchodzimy w pewne role. W ogóle we wszystkich relacjach między ludźmi rozgrywa się podział ról na: kat, ofiara, wybawca. W zależności od osób i sytuacji człowiek może przeskakiwać z jednej roli do drugiej. Ktoś jest katem w pracy, a w domu ofiarą. Twoja przyjaciółka weszła w rolę wybawcy, która radzi i pomaga, a ty byłaś ofiarą. Ale to ma swoją cenę. Wybawcy uzurpują sobie prawo do wyborów ofiary, oczekują wdzięczności i posłuszeństwa. Gdy nie posłuchasz, potrafią stosować karę – tłumaczy mi psycholog.

Cena przyjaźni

Człowiek ma dwie podstawowe potrzeby: chce czuć się kochany i akceptowany. Przyjaźń jest formą miłości. Obie strony inwestują emocje, energię i czas. Według definicji w przyjaźni powinna łączyć ludzi ogromna i bezinteresowna sympatia. Z badań wynika, że pierwszych 10 minut ma decydujące znaczenie w wyborze przyjaciela. Ale tak samo jak w relacjach damsko-męskich – prawdziwa miłość czy prawdziwa przyjaźń nie rodzą się natychmiast. Pierwsze wrażenie może być mylne. Pod płaszczykiem przyjaźni czyhają pułapki. Katarzyna i Eliza poznały się parę lat temu w trakcie zbierania fantów na aukcję charytatywną. Złapały wspólny język od razu. – Eliza szybko skróciła dystans. Była osobą poturbowaną przez życie, samotną matką po rozwodzie i w dodatku poważnie zachorowała. Widziałam, że szuka bliskości. Zrobiła na mnie wrażenie osoby wrażliwej, miłej i otwartej – mówi Kasia, która nie tylko zaczęła pomagać Elizie w zbiórce charytatywnej, lecz także w życiu. Woziła ją na badania i wizyty u lekarzy, poświęcała czas. Ponieważ Eliza próbowała prowadzić małą firmę, Kasia zaczęła pro bono pracować dla niej, pomagając jej w promocji. W pewnym momencie nawet pożyczała jej pieniądze. W jednym miesiącu kilkaset złotych, w drugim kolejne. Umówiły się, że Eliza odda, kiedy będzie mogła. – I nagle z dnia na dzień kontakt się urwał. Eliza przestała odbierać telefony, a nawet zmieniła numer komórki – opowiada Kasia. Kilkutygodniowe śledztwo wykazało, że Eliza jest już zdrowa i wróciła do pracy w swojej firmie na pełnych obrotach. Kasia odważyła się do niej napisać mejla z pytaniem, czy mogą się już rozliczyć. W oficjalnym tonie zaczęły jej odpowiadać asystentki Elizy. – Dostałam raz mejla od niej samej, żebym... nie wywierała presji – dodaje smutno. Dalszego ciągu nie było. – Rozczarowanie i ból. Czułam się oszukana, nie tylko finansowo. Kim była ta osoba? – mówi Kasia. – Altruizm to czuły punkt Kasi, więc Eliza uderzyła w niego bez pardonu. To było oszustwo, a nie przyjaźń. Ona wyciągnęła korzyści z tej znajomości, a co ta znajomość dawała Kasi? Czuła się zapewne potrzebna i karmiła przez chwilę tym, że jest ważna, bo może pomóc – diagnozuje psycholog Magdalena Chorzewska.

Człowiek ma dwie podstawowe potrzeby: chce czuć się kochany i akceptowany. Przyjaźń jest formą miłości.

"Zauważyłam, że jestem jak studnia, do której wrzuca się gorzkie żale"

Ciężko się podnieść po takim rozczarowaniu. Zdarza się, że trzeba zażyć środki uspokajające, by ukoić ból, tak jak Dorota, która dała się wciągnąć w udawaną przyjaźń z koleżanką z pracy. – Kiedy odchodziłam z tej firmy, byłam w emocjonalnej rozsypce, czułam się tak, jakbym rozwiodła się z mężem albo gorzej – mówi Dorota o swojej relacji z Karoliną. Pracowały razem 10 lat. Gdy zaczęły, Karolina była szefową Doroty. Spędzały z sobą większość dnia. W korporacji powinno się zostawić życie prywatne i emocje za drzwiami, ale Dorota nie potrafiła. Zbliżyły się. Czytały sobie w myślach i dawało to świetne wyniki w pracy. – Czasami przychodziło otrzeźwienie, kiedy szefowej zdarzało się pokazać, że to ona jednak tutaj rządzi. Zbierając laury od prezesa, zapominała podkreślić, że to praca całego działu, a gdy były większe zebrania, sprzedawała moje pomysły jak swoje. Łaknęła splendorów i musiała być najlepsza. Bolało, ale siedziałam cicho – mówi Dorota. Długo nie umiała postawić granicy, grając w tym duecie Kopciuszka. Kiedy szefowa miała problemy z partnerem, Dorota wysłuchiwała jej lamentów i uważała to za oznakę zaufania. – Zauważyłam z czasem, że jestem jak studnia, do której wrzuca się gorzkie żale. Kiszę się z tym potem i przeżywam, a ona czuje ulgę. W zamian słyszałam tylko grzeczne: „Co u ciebie? Jak minął weekend?”. I nie bardzo była zainteresowana, co dalej – wspomina Dorota.

W wyniku restrukturyzacji Dorota awansowała i przeniesiono ją do innego działu. Została jednak w pokoju z Karoliną, która już nie była jej szefową. Niestety, kobieta wciąż chciała zarządzać życiem Doroty. Atmosfera się popsuła. Potrafiły przesiedzieć osiem godzin w jednym pomieszczeniu i powiedzieć sobie tylko „dzień dobry”. Sprawy służbowe załatwiały przez mejle, siedząc praktycznie obok.– Nie byłam w stanie tak pracować. Poza tym zaczęłam myśleć o odejściu i własnym życiu. Chciałam robić nowe, ciekawe rzeczy. Miałam coraz więcej sukcesów poza firmą. Już nie chciałam być Kopciuszkiem. No i musiało się to źle skończyć! – mówi. Nieprzyjemna atmosfera zmusiła Dorotę, by ostatecznie odejść z pracy. Nie ma dzisiaj kontaktu z byłą szefową i przyjaciółką. Pytanie, czy to była przyjaźń?

– W relacjach w pracy trudno o bezinteresowną przyjaźń. Zawsze któraś ze stron chce coś ugrać dla siebie.

Para jak z bajki czy wymiana profitów?

Przychodzi mi na myśl metafora brzydkiego kaczątka. Często spotyka się takie pary: ładna i brzydka przyjaciółka. Brzydka wybiera tę ładną, by ogrzać się w jej blasku, a przy okazji korzystać z profitów, bo ładna ma wokół siebie wianuszek ludzi. Ładna czuje się za to jeszcze ładniejsza w towarzystwie brzydkiej – mówi Magdalena Chorzewska. Jak to było w baśni Andersena? Brzydkie kaczątko stało się pięknym łabędziem. Gdy Dorota chciała zrobić krok do przodu, Karolina z wszystkich siła starała się ją zahamować. – W pracy będę już tylko pracować, a przyjaciółek będę szukać poza pracą – podsumowuje Dorota. Patrząc na swoje życie, dochodzi dzisiaj do wniosku, że prawdziwą przyjaciółkę ma tylko jedną, i to z dzieciństwa. Mogą się nie kontaktować miesiąc, ale kiedy któraś jest w potrzebie, wystarczy jeden telefon. To o nich dawniej mówiono, że są jak papużki nierozłączki. A ja? Cóż, jednak faktycznie myślę trochę jak Puchatek. „– A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. – Co wtedy? – Nic wielkiego – zapewnił go Puchatek. – Posiedzę tu sobie i na ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika”.

Reklama

Tekst ukazał się w numerze 3/2020

Reklama
Reklama
Reklama