ROZMOWY SZEFA DZIAŁU MODY ELLE: Model Przemek Szubert: "Ważne jest też, żeby wierzyć w siebie niezależnie od okoliczności"
Z okazji odbywających się męskich fashion weeków spotkałem się z Przemkiem Szubertem – najbardziej cenionym za granicą polskim modelem. Na początku lat 2000 był, obok Małgosi Beli i Karoliny Malinowskiej, najbardziej rozchwytywanym Polakiem w świecie modelingu. Kilka lat temu, po długiej przerwie, postanowił wrócić do świata mody. Mając czterdzieści kilka lat wystąpił w pokazie Prady i jego kariera znowu nabrała tempa.
- Marcin Świderek
Marcin Świderek, ELLE: Ciężko było umówić się na tę rozmowę, bo ciągle gdzieś wyjeżdżasz. Masz aż tak napięty grafik?
Przemek Szubert: Faktycznie aktualnie jest dosyć intensywnie. Teraz sporo produkcji przeniosło się z Londynu i Paryża do Amsterdamu, więc bywam tam dosyć często. W przeciągu ostatnich dwóch tygodni aż cztery razy. W następnym tygodniu też lecę do Amsterdamu, potem na sesję z Zegna a później do Mediolanu. Zatem zgadza się – ostatnio jestem w ciągłej podróży.
Ale wszystko zaczęło się już dawno temu. Ile miałeś wtedy lat?
Miałem 21 lat. Cała historia zaczęła się od mojej żony, wtedy jeszcze dziewczyny, Agnieszki. To ona rozpoczęła swoją przygodę z modelingiem. Po jej pierwszym wyjeździe do Mediolanu, który ze względu na rozłąkę był trudny, zdecydowaliśmy, że na następny pojadę z nią. Agnieszka wtedy dobrze pracowała i była w trakcie zmiany agencji, jej warunkiem na kolejny wyjazd było to że będę jej towarzyszył. Były to jeszcze czasy kiedy potrzebowaliśmy wizy pracowniczej, więc nie nastawiałem się, że będę w ogóle pracować. Miałem raczej takie podejście, że warto wykorzystywać to, co przynosi życie, ale bez wielkich oczekiwań. Chciałem po prostu cieszyć się, że możemy razem podróżować.
A co okazało się na miejscu?
Okazało się, że czasem pracowałem nawet więcej niż Agnieszka. A to było dość szokujące bo na wybiegach rządzili Brazylijczycy czyli zupełnie inny typ urody. Na pierwszych castingach czułem się jak szara myszka, ale miałem szczęście trafić na grupę pracujących w branży Australijczyków, którzy wzięli mnie pod swoje skrzydła i udowodnili, że nawet z nieklasyczną urodą można osiągnąć sukces.
Od razu trafiłeś na wybiegi?
Nie od razu. Moim pierwszym komercyjnym zleceniem była reklama dla Microsoft, gdzie miałem za zadanie gryźć klawiaturę. Wszystko trwało może 20 minut. Drugim i trzecim zleceniem były sesje dla UOMO VOGUE i po tym zaczęły się pokazy w Paryżu i Mediolanie, gdzie w pierwszym sezonie zrobiłem łącznie około 21 pokazów.
Były sukcesy, ale z pewnością były też porażki. Jak do nich podchodziłeś?
Traktowałem to jako część pracy. Na jeden wygrany casting przypada wiele rezygnacji, ale podchodzę do tego matematycznie. Z czasem nauczyłem się tym nie przejmować i traktować jako rozwijające doświadczenie.
To były czasy, w których etyka pracy pozostawiała wiele do życzenia. Wiele z modelek i modeli po latach postanowiła rozliczyć się z przeszłością i ludźmi, którzy zachowywali się niemoralnie. Czy Ty też miałeś takie doświadczenia?
Na szczęście nie. Ale ja też nigdy nie byłem z ludźmi z branży zbyt blisko. Nie imprezowałem za bardzo. Nie chodziłem z nimi na bankiety czy rauty. Ceniłem swój czas prywatny a modeling traktowałem głównie jako formę zarobku i to też nie na całe życie.
Dużo wtedy zarobiłeś?
Zarabiałem dość dużo. Na tyle, że pozwoliło nam to z Agnieszką zabezpieczyć się finansowo.
Kiedy odszedłeś z świata mody?
Jakoś w 2006 r. Miałem wtedy 27 lat i moja kariera zwolniła. Wyjechałem do Stanów Zjednoczonych jeszcze z zamysłem pracy w modelingu, ale wyszło tak, że otworzyłem tam swoją firmę budowlaną. I tak przez kolejne trzy lata remontowaliśmy mieszkania.
Często bywa tak, że gdy model kończy karierę na pokazach, wysyłają go na kontrakty do Azji.
Byłem na kontraktach w Japonii i Korei już wcześniej. Ale niezbyt dobrze to wspominam. W tamtym czasie urodził się mój syn Antek i moje priorytety trochę się zmieniły. Praca w modelingu nie była tam do końca gwarantowana, a ja nie lubię bezczynnie siedzieć. Jestem z zawodu technikiem technologii drewna, lubię fizycznie pracować, tworzyć… Bezsens siedzenia na castingach oraz tęsknota za domem sprawiły, że był to dosyć trudny etap mojego życia.
Po 15 latach wróciłeś do pracy w modelingu.
Przez ten czas właściwie nie miałem nic wspólnego z modą. Prowadziłem w Warszawie firmę budowlaną co dawało mi dużo satysfakcji. Aż kilka lat temu Agnieszka zauważyła, że część moich znajomych z dawnych lat wraca do modelingu, więc pomyśleliśmy – czemu by nie spróbować. Philip, mój znajomy fotograf, który aktualnie jest też jednym z moich agentów, wysłał mnie na casting do pokazu Prady. Gdy dostałem informację, że zostałem wybrany, byłem naprawdę zaskoczony. I muszę przyznać, że zestresowany też. Pamiętam, że podczas przymiarek z Miuccią i Rafem Simonsem nogi trzęsły mi się z nerwów. Ale kiedy na próbach usłyszałem oklaski od ekipy, stres opadł.
Nadal stresujesz się robiąc pokazy?
Wtedy, po takiej przerwie, było to dla mnie ogromne przeżycie. Teraz kiedy wychodzę na wybieg nad stresem góruje adrenalina. Mam też z tej pracy obecnie więcej satysfakcji niż kiedyś. Gdy dostaje zlecenie, jestem tym podekscytowany. Castingi przychodzą mi z większą łatwością. Mam większy dystans, ale też więcej z tej pracy czerpię.
Twój syn jest już dorosły i chyba nie pamięta kariery ojca z dawnych lat. Jak zareagował na tę zmianę w twoim życiu?
Antek ma 21 lat i studiuje Projektowanie i Budowę Jachtów w Gdańsku. Kiedy wróciłem do modelingu, był zaskoczony, ale bardzo mnie też wspierał. Pamiętam, jak po pokazie Prady powiedział: "Tata, ale załatwiłeś mi dziewczyn“.
On nie myśli o karierze modela?
Na razie skupia się na studiach, ale nie wyklucza takiej możliwości. Ma do tego predyspozycje fizyczne i ciekawą osobowość, więc kto wie.
Pracujesz głównie z chłopakami w jego wieku. Sprawia Ci to kłopot?
Wprost przeciwnie. Bardzo to lubię. Oni mają w sobie dużą otwartość, a ja traktuje ich trochę jak synów. Różnica wieku sprawia, że nie jestem dla nich rywalem, więc kończy się na wzajemnym wsparciu.
Czy branża modelingu zmieniła się na przestrzeni tych lat?
Wydaje mi się, że sesje i castingi są teraz bardziej profesjonalne i, że wszystko dzieje się o wiele szybciej. Zrobił się z tego taki ‘biznes’. Kiedyś za to było więcej luzu. No a przede wszystkim zmiana fotografii analogowej na cyfrową. Ja jestem z czasów, gdzie był polaroid. Wtedy nie do końca wiedzieliśmy co robimy, dużo eksperymentowaliśmy.
Nadal jesteś w dobrej formie. Jak dbasz o siebie na co dzień?
Mam to szczęście, że zawsze miałem szybką przemianę materii. Poza tym od sześciu lat jestem na diecie wegańskiej, na którą przeszedłem z powodów etycznych. Myślę, że to pomaga mi pozostać w formie.
Żadnych sportów? Treningów na siłowni?
Lubię żeglować, jeździć na deskorolce i rowerze. Jestem płetwonurkiem a ostatnio skończyłem też kurs paralotniarstwa. Zamiast siłowni wolę różne ćwiczenia rozciągająco – wytrzymałościowe w domu, w ogóle jestem typem człowieka który spędza aktywnie czas.
Masz jakąś radę dla tych, którzy chcą pójść w Twoje ślady?
Kluczowe są cierpliwość i zrozumienie, że ta kariera to proces. Ważne jest też, żeby wierzyć w siebie niezależnie od okoliczności. Modeling to branża, w której regularne odrzucenia są częścią tej pracy. Trzeba nauczyć się z nimi radzić i mieć do tego dystans.