Reklama

Zawody takie jak reżyser pokazów, scenograf czy koordynator widowni jeszcze niedawno nie były w Polsce znane. Dziś ten świat ma już swoje gwiazdy.
Hala sportowa Koło na warszawskiej Woli. Goście zajmują miejsca na trybunach. Na środku sali sportowy sprzęt, kozły, siatka, bramki. Grupa modeli i modelek wbiega na salę, skacze, biega, bawi się. W tle przeboje zespołu Queen. W finale, przy „We Are the Champions” niektórzy goście nie wytrzymują, wstają z miejsc i zaczynają tańczyć. Zapominają, że przyszli na pokaz mody, a nie musical. Tak Robert Kupisz pokazywał swoją kolekcję „Fair Play”. Reżyserię jak zwykle powierzył Kasi Sokołowskiej. – Inspiracją Roberta była olimpiada. Wspaniały i pociągający temat, ale w kontekście reżyserii pokazu bardzo trudny. Jak zinterpretować to na wybiegu? Musiało być modowo i bardzo nowocześnie – mówi reżyser. Godzinami dyskutowali o koncepcji, wspólnie oglądali halę, wymyślali światło, choreografię inspirowaną sportem. To był jeden z bardziej udanych pokazów sezonu, głośno było o nim w mediach. Jednak tylko jeden z wielu, nad którym pracowała Sokołowska. Nazywana carycą kulisów i monopolistką, pracuje z najlepszymi projektantami, m.in. z Maciejem Zieniem, Gosią Baczyńską, Łukaszem Jemiołem, Mariuszem Przybylskim, MMC, Bohoboco. Jej władza nad pokazem jest totalna. Wspólnie z projektantem wymyśla koncepcję, wybiera modelki. Konsultuje dobór miejsca, opracowuje choreografię, ustawia światło, współpracuje przy koncepcji scenografii, współtworzy muzykę. Jest perfekcjonistką, także w organizacji czasu. Umówić się z nią jest trudniej niż z niejedną celebrytką. Spotykamy się w warszawskiej restauracji Flaming. Ma na sobie granatowo-biały kardigan Marc Jacobs, dresowe spodnie Juicy Couture, obok niej leży kultowa torebka Céline Trapeze. Jest jedną z lepiej ubranych Polek. Idealna figura, perfekcyjna cera, nowoczesna krótka fryzura. Ciężko uwierzyć, że śpi zaledwie po trzy godziny dziennie. Właśnie skończyła prawdziwy maraton. Pięć pokazów w ciągu tygodnia. Jej kalendarz jej zapełniony na rok do przodu. Jednak nie zawsze tak było. – Niekiedy miałam pracę, ale czasem telefon nie dzwonił miesiącami, bo nie było jeszcze zwyczaju zatrudniania reżysera do pokazów. Zastanawiałam się, czy będę w stanie się z tego utrzymać – wspomina. – Mimo trudności ta praca tak strasznie mnie kręciła, że byłam w stanie poświęcić jej wszystko.
ZAWÓD REŻYSER
Do sukcesu dochodziła długo, szukała swojej drogi i od podstaw wykreowała swój zawód. – Studiowałam reżyserię w Łodzi. Mój profesor zapytał, czy nie chciałabym wyreżyserować dyplomowego pokazu wydziału projektowania ubioru. Tak się zaczęło. To było ponad 18 lat temu. Świat mody wyglądał zupełnie inaczej. Zamiast warszawskich pokazów w świetle reflektorów były poznańskie targi. Było to wydarzenie dla kupców, dziennikarzy, ekspertów. Te pionierskie czasy pamięta stylista Tomek Jacyków, który wtedy organizował pokazy. – Zajmowałem się wszystkim naraz. Wybierałem modelki, stylizowałem, wymyślałem choreografię – wspomina. Istniały dwie profesjonalne grupy modelek, Mody Polskiej i Telimeny. Gdy inny projektant chciał zrobić pokaz, musiał szukać modelek na własną rękę. Problemem było wszystko. Nie było butów, odpowiedniego oświetlenia, pieniędzy. Jacyków zdradza, że aż do końca lat 90. pokazy wyglądały w Polsce dość amatorsko. Pojawiły się jednak pierwsze profesjonalne imprezy zagranicznych marek, takich jak Pierre Cardin w 1991 roku. – Sprowadzono prawdziwe modelki, garderobiane. Było jasne, że coś się w polskiej modzie musi zmienić – mówi Jacyków. Projektanci stopniowo odkrywali, na czym polega rola reżysera pokazu. Coraz bardziej cenili pracę Sokołowskiej. – Potrafiła zamienić pokaz przeciętnych marek odzieżowych w prawdziwy show. Wprowadzała nastrojowe światło, wideo-art, skomplikowane choreografie – wspomina Irmina Kubiak, właścicielka agencji modelek i eventowej Moda Forte, założycielka łódzkiego tygodnia mody. – Regularnie reżyserowałam pokazy konkursu Złota Nitka w Łodzi – mówi Sokołowska. – Warszawskie środowisko zaczęło przyglądać się mojej pracy, zlecać pierwsze pokazy. W 2005 roku reżyserowała pokaz duetu Paprocki & Brzozowski w Warszawie w namiocie cyrku Zalewski. Scenę wyłożyła perskimi dywanami, obok modelek na wybiegu siedziały tygrysy w klatkach. Z biegiem czasu wszyscy projektanci chcieli z nią pracować. Mimo wielkiego sukcesu nie zmieniła stylu pracy. Od ośmiu lat pracuje z asystentką Katarzyną Stefaniuk. Jej powierza opiekę nad modelkami, garderobianymi, kontrolę nad tym, czy modelki na czas wyjdą na wybieg. Sama czuwa nad całą resztą. Projektanci najczęściej pozostawiają jej wybór całej ekipy. Od wielu lat nie rozstaje się z Tomkiem Butowttem, człowiekiem od muzyki. – Jest niezwykle utalentowany, występował z Czesławem Niemenem w zespole Akwarele – mówi. Kasia również jest wykształcona muzycznie. Jako dziecko występowała w zespole Scholares Minores pro Musica. Z Tomkiem przesyłają sobie utwory, wspólnie szukają inspiracji. Wpiera ich firma IMS, dzięki której współpracują z didżejami na całym świecie – Rozpiętość jest duża. Od Mozarta po awangardowego rocka – tłumaczy. Często też pracują z muzyką na żywo. Na jeden z pokazów Zienia współpracowali z zespołem Sorry Boys, którego utwory idealnie współgrały z romantyczną kolekcją projektanta. Klimat przypominał pokazy Burberry, na których Christopher Bailey lansuje młodych muzyków (podczas prezentacji ostatniej kolekcji był to wokalista Tom Odell). Kasia ma też bezbłędne oko do modelek. Emilia Nawarecka, Maja Salamon, Zuzia Bijoch, dziewczyny, które dziś są sensacjami światowych wybiegów, pierwsze kroki stawiały na pokazach Sokołowskiej. Uczyła je techniki chodzenia, pewności siebie. – Z Martą Dyks pracuję już od czterech lat – mówi. – Dziś chodzi u Chanel, Céline, Marca Jacobsa. Sokołowska sama staje się rozpoznawalna, ludzie spoza branży znają ją jako jurorkę „Top model”. Dzięki niej zawód reżysera pokazu staje się w Polsce znany i pożądany. Młodzi ludzie zaczynają odkrywać, że tworzą się nowe, atrakcyjne zawody w modzie, w których warto próbować swoich sił. – Dziennie dostaję co najmniej kilka CV od młodych ludzi, którzy chcą ze mną pracować. W wielu z nich widzę potencjał i chcę im pomóc.
Muszą jednak wiedzieć, że w tym zawodzie trzeba wciąż się rozwijać. Często też pracuje się 24 godziny na dobę. W dzień, kiedy odbywa się pokaz, trzeba zrobić przymiarki, próby techniczne, nauczyć modelki choreografii. To intensywna praca pod presją czasu. Sokołowska jest perfekcjonistką. Dzięki niej Warszawa coraz bardziej przypomina światowe stolicy mody. Nie mamy co prawda jeszcze takich budżetów, by jak Louis Vuitton budować scenografię przypominającą luksusowy hotel, z którego pokoi wychodzą modelki, czy tak jak Chanel organizować gigantyczny show pod dachem paryskiego Grand Palais. Ale dzięki takim osobom jak Kasia nasze pokazy ogląda się tak dobrze jak te w Paryżu czy Nowym Jorku. To show na najwyższym poziomie!

Reklama

Reklama

SZTUKA I KOMERCJA
Łazienki Królewskie, pokaz kolekcji jesień–zima 2013/2014 Łukasza Jemioła. Wybieg zaaranżowany jest jak romantyczny, nieco gotycki ogród. W tle spektakularna ściana z czarnych liści. Ta zachwycająca scenografia to dzieło Ewy Iwańczuk, jednej z najlepszych scenografek mody. Łukasz Jemioł uwielbia z nią pracować, bo oboje nie znają słowa „niemożliwe”.
– Kiedy do pokazu wiosna–lato 2012 zażądał czerwonego piasku z Australii, przez prawie miesiąc szukaliśmy jego zamiennika w Polsce. Znaleźliśmy go na korcie tenisowym pod Warszawą. Był to pył ceglany z małej, łódzkiej fabryki – opowiada Ewa, gdy spotykam się z nią za kulisami pokazu w Łazienkach. Ewa rozumie się z projektantami, bo sama studiowała modę na łódzkiej ASP. – Już w klasie maturalnej asystowałam przy produkcji pokazów, a podczas studiów zauważyłam, że scenografia interesuje mnie bardziej niż samo projektowanie ubrań. Później poznała Tomka, swojego obecnego partnera, także scenografa. Zaczynali od reklam, sesji mody. Nie było wówczas takiej specjalizacji w Polsce jak scenografia mody. – Scenografowie z teatru projektowali sztukę dla sztuki. My potrafiliśmy połączyć sztukę, komercję i modę – tłumaczy Ewa. Pierwszy pokaz zorganizowała w 1989 roku. To była reaktywacja marki Vistula. Do starego, opuszczonego budynku wprowadziła stare samochody i meble, powyginane fotele, ławy o nierównej powierzchni. Wszystko owinęła skrawkami czerwonego materiału. Wybieg był czarny. To był spektakuarny sukces. Vistula zleciła jej dalsze pokazy. Zaczęli się zgłaszać kolejni projektanci i marki. Niektórzy mieli minimalne fundusze. – Kreatywność polega na wyczarowaniu magii z niczego. Na Zachodzie jest inaczej, jest nieporównywalnie większy budżet, rozmowy zaczynają się od budżetu 50 tysięcy euro na scenografię. U nas te sumy są znacznie niższe – tłumaczy. – Ale ludzie widzą już, że warto inwestować. Aranżacja typowego pokazu, z wybiegiem i ze sceną, kosztuje około 100 tysięcy złotych – zdradza. Sama nieustannie szuka inspiracji. Jeździ na biennale sztuki, stara się podpatrywać zachodnie pokazy, śledzi prace artystów. Choć miała już dyplom łódzkiej ASP, dokształcała się w Szkole Projektowania Wnętrz w Warszawie. – Trudno mi wyobrazić sobie scenografa, który nie ma solidnego, artystycznego przygotowania – mówi. – Scenografia mody to sztuka użytkowa. W pracy nad pokazem czy sesją zdjęciową musisz umieć połączyć sztukę wysokich lotów z komercją. Musisz nabyć pewien warsztat, rozeznanie i umiejętności, których nie przeskoczysz. Marzę, żeby pewnego dnia otrzymać telefon od Miuccii Prady. Skupiam się jednak na tym, co tu i teraz. Zawsze pracuję na 100 proc.
MISTRZ CEREMONII
Na pokazy mody przychodzą gwiazdy, sponsorzy, styliści i blogerzy. To często kilkutysięczny tłum wymagających gości, nad którym ktoś musi zapanować. Mistrzem tej sztuki jest Michał Marciniak, właściciel agencji eventowej Black Tie. Jego kariera w modzie również zaczęła się przez przypadek. – Pracowałem jako selekcjoner i menedżer w warszawskich klubach i restauracjach. Ponieważ z natury jestem mistrzem ceremonii, zawsze dbałem o to, żeby wszyscy goście czuli się dobrze. Znali mnie wszyscy. Gwiazdy, ludzie biznesu, projektanci mody. W 2009 roku Tomek Ossoliński zapytał, czy nie chciałbym powitać i zadbać o gości na jego pokazie. Tak się zaczęło – mówi. Dziś Michał zatrudnia kilkanaście osób. Dba, by na pokazie nie było zamieszania, by gwiazdy trafiły do ścianki, by każdy usiadł na swoim miejscu. Dzięki niemu z warszawskich pokazów zniknęły hostessy. – Zamiast ładnie wyglądających pań, które nic nie robią, oferuję grupę profesjonalistów, którzy znają gości, wiedzą, gdzie ich usadzić, potrafią obronić się przed natarczywością fotoreporterów. Jesteśmy ludźmi, którzy potrafią ugasić setki nagłych pożarów i dbają o detale, po to by goście spędzili udany wieczór – mówi. Ludzie marzą, by znaleźć się w jego zespole. Zatrudnia najlepszych i zapewnia im profesjonalne szkolenie. Uczy, jak się ubrać, tłumaczy zasady dress code’u, pokazuje, jak kupić dobry garnitur. Szkoli z zasad savoir-vivre’u. Jego ludzie bezbłędnie rozpoznają każdego z gości, bo zanim zaczną pracować, godzinami sprawdzają w internecie, jak kto wygląda. – Żeby ze mną pracować, nie trzeba mieć skończonych konkretnych szkół ani doświadczenia. Trzeba jednak mieć niezwykle umiejętności organizacyjne i wysoką kulturę osobistą – tłumaczy Michał. Na nasze spotkanie przychodzi ubrany w garnitur Etro i krawat Burberry. W ręku kalendarz, smartfon. Pracuje przy pokazach najlepszych projektantów, w tym Roberta Kupisza, Dawida Wolińskiego, La Manii czy duetu Paprocki & Brzozowski. Jest też szefem obsługi pokazów Fashion Week Poland w Łodzi. Wszyscy chcą z nim pracować. – Moja praca wydaje się prosta. Gdy jednak biorą się za to amatorzy, łatwo o tragedię. Gdy obsługa straci kontrolę, zaproszone osoby w chaosie siadają gdzie popadnie, a gwiazdy, które przychodzą w ostatniej chwili, nie mają swojego miejsca – mówi. – Nie o to chodzi, by kogoś wypraszać. Tylko by nie dopuścić do awaryjnych sytuacji. A gdy już powstaną, w mgnieniu oka i dyskretnie je rozwiązać. Dyskrecja to podstawa w tym zawodzie. Od Michała nie dowiem się, kto awanturuje się o miejsce oraz którą gwiazdę zdarzało się jego ludziom odwieźć do domu, bo za dużo wypiła. – Takie sytuacje się zdarzają, ale nigdy nie usłyszysz ode mnie nazwisk ani szczegółów – mówi. Na tym polega profesjonalizm.
tekst: Ina Lekiewicz

Reklama
Reklama
Reklama