Szafa ELLE: Olga Kwiecińska. W tym szaleństwie jest metoda
Ekscentryczka z pragmatycznym podejściem do życia. Showmanka, która wychowuje czwórkę dzieci. Kocha modę, ale się na niej nie skupia. Prezenterka, dziennikarka i aktywistka Olga Kwiecińska jest pełna skrajności ale... w tym szaleństwie jest metoda.

Warszawska Saska Kępa. Ta artystyczna, dekadencka, refleksyjna dzielnica idealnie z nią koresponduje. – Mieszkałam w każdym rejonie Warszawy. Saska ujmuje mnie klimatem. Mnóstwo tu kawiarni, restauracji, miejsc przyjaznych dzieciom. Jest ciepła, wielokulturowa i kolorowa – mówi Olga Kwiecińska. A to właśnie kolor w jej życiu odgrywa ważną rolę. – Myślę, że był on cechą charakterystyczną każdego z moich domów. Kiedyś miałam bardzo różową sypialnię. I jaskrawe, miętowe drzwi. Lubię barwy we wnętrzach. I lubię łączyć je z wzorami – kropkami, paskami, geometrycznymi printami – opowiada.

Kolory lubi też na sobie, choć paradoksalnie przyjmuje mnie w białym, wykończonym piórkami komplecie ukraińskiej marki Sleeper, który kupiła w warszawskim concept storze Kyosk. – Uwielbiam to miejsce. I uwielbiam komplety. Mogłabym tylko w nich chodzić. Po białym sprawiłam sobie taki sam czarny, ale wymieniłam guziki na bardziej eleganckie. Dzięki temu z piżamy stał się wieczorowym cudem – mówi. Patrząc na nią, można odnieść wrażenie, że moda gra w jej życiu bardzo ważną rolę. Tymczasem ona do ubrań podchodzi z rozsądkiem. Nie kupuje ich nałogowo, nie wyobraża sobie wydawać na nie fortuny. Śmieje się, że torebkę od Hermèsa zgubiłaby już drugiego dnia.

Ale ceni stylowe smaczki. Szczególnie te od polskich marek. – Moją ulubioną jest Le Petit Trou. Ubóstwiam wszystkie projekty Zuzki Kuczyńskiej (założycielki brandu), i to nie tylko dlatego, że się przyjaźnimy. Ponadto torebki Zosi Chylak, swetry z The Love Love Life, rzeczy z The Odder Side i kurtki od Sonia & The Gypsies. Tę ostatnią założyła Aga Zapalska, którą poznałam, kiedy miała markę Baltica i sprzedawała ubrania w sklepie w Dębkach. A wszystko to miksuję z rzeczami z H&M. Tak, naprawdę! Po prostu potrafię wyszukiwać tam ubrania – opowiada. Dodatki często przywozi z podróży. – Czasem latam z przyjaciółkami do Rzymu, gdzie są fantastyczne sklepy vintage. Kupiłam tam mnóstwo biżuterii, pasków, okularów. Nie mam za to zajawki na buty ani torby – mówi.
Kiedyś chodziłam tylko w CZERNI. Nie miałam NIC INNEGO w szafie. Myślę, że było to związane z jakimś smutkiem...
Trudno w to uwierzyć, ale kiedyś chodziła tylko w czerni. I to latami. – Nie miałam nic innego w szafie. Aż pewnego dnia bardzo miła osoba zadała mi pytanie, dlaczego zawsze jestem tak ubrana. Myślę, że to było związane z jakimś smutkiem, z jakimś zamknięciem. Bo ta czerń jest tak nie moja, że aż mi się to w głowie nie mieści. Ale czy zdajesz sobie sprawę, jaka to jest poważna decyzja, żeby przestać nosić czarne rzecz y? – stwierdza i po namyśle dodaje: – Moda jest czymś, co bardzo dużo o nas mówi. I o naszym życiu. – Na nie miała już wiele pomysłów.


Chciała być prawniczką, aktorką, psycholożką, uczyła się śpiewu operowego. – Mam bardzo dobry głos operowy. Kiedyś śpiewałam i miałam nawet solówki w chórze Alla Polacca. Ale niestety to olałam. I to chyba jedyna rzecz, której żałuję w życiu, bo myślę, że byłabym świetną śpiewaczką operową – opowiada. Potem studiowała psychologię na SWPS i marzyła, by zostać dziennikarką Reutersa. Ale urodziła syna. Dziś ma czwórkę dzieci – dwóch synów: 23-letniego Franciszka i 18-letniego Janka, oraz dwie córki: siedmioletnią Hannę i pięcioletnią Helenę.

Od sceny, a w zasadzie planu telewizyjnego, na długo nie uciekła. Najpierw pojawiły się małe role w filmach i serialach, a potem autorskie programy jak „Między kuchnią i salonem” czy kulinarne jak „Rewolucja na talerzu” i „Szczypta smaku”, które przez kilka lat prowadziła z dietetyczką Agatą Ziemnicką. – To wynik tego, jak zostałam wychowana. Rodzice uważali, że ja i mój brat powinniśmy mieć kontakt ze sztuką i z jedzeniem.

I już od małego zabierali nas na wycieczki do Francji czy Włoch, gdzie zwiedzaliśmy i jedliśmy. No i chyba rzeczywiście mam smak. Nie powiedziałabym, że jestem kucharką, bo rzadko gotuję, ale pewnie gdybym ci coś przyrządziła, to byłbyś zachwycony – śmieje się. W tym samym czasie pracowała jako specjalistka do spraw public relations w rodzinnej firmie produkcyjnej Akson Studio, którą założył jej ojciec, reżyser Michał Kwieciński, a w której producentem dziś jest też jej brat Janek. To stamtąd wyszły słynne filmy i seriale, jak „Miasto 44”, „Powidoki”, „1670” czy „Filip”. W trakcie realizacji jest najgłośniejsza produkcja tego roku, czyli „Chopin, Chopin!”.

Ma wiele pomysłów. Była aktorką, prezenterką, stworzyła akcję pomocową Żywimy na Zachodnim i fundację Cześć Ciało.
Prawdziwe powołanie poczuła jednak po wybuchu wojny w Ukrainie. Z przyjaciółką Martą Polaczuk stworzyły jeden z największych węzłów pomocowych dla uchodźców – namiot Żywimy na Zachodnim. Sukces tego przedsięwzięcia pokazał jej, jak dużo dobrego można zrobić, mając doświadczenie biznesowe. Dlatego założyła fundację Cześć Ciało, poświęconą zdrowiu psychicznemu i fizycznemu dzieci w okresie dojrzewania. – Mam poczucie, że to, z jakiej rodziny pochodzę, to absolutny przywilej.

Moje dzieci też mają przywilej bycia w rodzinie, która daje im odpowiednie wychowanie i edukację. Jednak dużo dzieci nie ma tego szczęścia. Fundacja ma pomóc im przejść przez okres dojrzewania i stać się mądrymi dorosłymi. Jej podstawą jest eksperckość. Rzetelną wiedzę zapewniają współpracujący z nami lekarze. A wartościowe gwiazdy pomagają nam ją wypromować. Sama nie spodziewałam się takiego sukcesu w takim krótkim czasie, dlatego kolejny krok to wejście z fundacją do szkół i szerzenie pozytywnego podejścia do siebie i swojego ciała w realu – mówi.
