Stella McCartney: sukces w genach
Po ostatnim pokazie córki Paul McCartney wyznał, że Stella jest już większą gwiazdą niż on. To najlepszy komplement dla projektantki, która nadal udowadnia, że sukces osiągnęła ciężko na to pracując.
Nigdy nie szła na łatwiznę. Dziedziczka fortuny i córka eks-Bitelsa postanowiła iść tą samą drogą co każdy projektant. Skończyła prestiżową szkołę Central Saint Martins. Zanim zaczęła projektować pod własnym nazwiskiem, pracowała dla domu mody Chloé. By założyć własną markę, nie poprosiła o pomoc ojca. Zainwestował w nią koncern Gucci. Na starcie Stella McCartney gigantycznemu producentowi skórzanych dóbr luksusowych postawiła jeden warunek: nie będzie szyła ze skóry. Bo Stella jest pełna sprzeczności. Córka gwiazdy rocka, która wychowała się na farmie. Chce projektować luksus, ale ekologiczny. Chce lansować ubrania modne, ale nie zamieniać kobiet w niewolnice mody. Do projektowania podchodzi intelektualnie, odpowiedzialnie, psychologicznie. Dzięki temu od lat pozostaje na szczycie.
Podobno chodzisz tylko w ubraniach własnej marki?
STELLA MCCARTNEY To prawda.
Mam w niej wszystko. Ubrania, buty, torby, dodatki. Jeśli czegoś potrzebuję, nie muszę tego kupować. Mogę zaprojektować sama! Projektując, zastanawiasz się, co chciałabyś nosić? Do mody podchodzę bardzo psychologicznie. Wiem, że niektórzy projektanci inspirują się postaciami z filmów, ikonami mody itd. Ja nie do końca rozumiem tę metodę pracy, wybierania sobie jednej ikony czy inspiracji i budowania wokół niej kolekcji. Mnie interesują prawdziwe kobiety na ulicy. Przyglądam się im, analizuję ich potrzeby. Zastanawiam się, jakimi rzeczami chcą się otaczać, co sprawia, że czują się szczęśliwe, spełnione. Nie projektuję gotowych zestawów, tylko pojedyncze części garderoby, które warto mieć w szafie.
Twoje rzeczy świetnie leżą, są łaskawe dla sylwetki.
Bardzo starannie pracujemy nad krojem naszych fasonów. W moim biurze pracują prawie same kobiety. Każda ma inną figurę, inny rozmiar. Gdy projektuję coś nowego, wszystkie to mierzymy. Zastanawiamy się nad każdym szwem. Czy jest we właściwym miejscu, czy powinien być przesunięty o pół centymetra w prawo. Jak duże powinny być kieszenie itd. Projektuję dla prawdziwych kobiet, więc prawdziwe kobiety muszą dobrze w moich rzeczach wyglądać. Urodziłam czworo dzieci. To zmieniło moje ciało i zrewolucjonizowało myślenie o modzie. Staram się tworzyć ubrania, które będą wyglądały dobrze przez wiele lat. Nawet jeżeli ciało kobiety, która je nosi, będzie się zmieniać. To moja definicja luksusu.
Co czujesz, gdy na ulicy widzisz kobiety ubrane w swoje projekty?
To jest uczucie totalnego spełnienia. Widzieć kogoś, kto wydaje swoje ciężko zarobione pieniądze na coś, co stworzyłam. Bardzo szanuję swoje klientki. Przyglądam się im, zastanawiam się, czego potrzebują. Moją filozofia jest prosta. Nie narzucam gotowych looków, nie lansuję konkretnego stylu. Chcę, by kobiety, które noszą ubrania z metką Stella McCartney, czuły się indywidualistkami. By mogły dowolnie łączyć rzeczy, które im proponuję, zgodnie z własnym gustem i wyczuciem stylu. Czasem dziennikarze pytają mnie: „Z czym nosić marynarki z twojej nowej kolekcji?”. Odpowiadam: „Z czym chcecie!”. Nie chcę mody, która dyktuje, zniewala.
Sama trafiasz na listy najlepiej ubranych. Jaka jest Twoja recepta stylu?
Staram się ubierać kobieco, nowocześnie i tak, żeby wyglądać na pewną siebie. Lubię łączyć kobiece romantyczne kreacje z tymi w męskim stylu. Jestem wielką fanką dobrego krawiectwa. Moja szafa składa się z doskonale skrojonych sukienek, kombinezonów, marynarek o kroju oversize noszonych na dżinsy i T-shirtów. Zwykle do wszystkiego noszę bardzo eleganckie wysokie obcasy. To zawsze dodaje klasy i poprawia proporcje.
Czy wyczucie stylu odziedziczyłaś po matce, słynnej fotografce Lindzie McCartney?
To możliwe. Moja mama miała najlepszy styl na świecie i naturalną pewność siebie. Nie nosiła make-upu i sama obcinała włosy. Zawsze była dla mnie inspiracją. Uwielbiałam, gdy nosiła przepiękne retrosukienki z lat 30. Do tego T-shirt z popowym nadrukiem i wysokie kozaki. Albo bluzkę haute couture do dżinsów. Wtedy jeszcze nikt nie łączył eleganckiego z casualowym i wysokiego z niskim. Dziś tak ubierają się najbardziej stylowe wielbicielki mody. Linda McCartney wyprzedzała swoją epokę.
A ojciec? Jestem przekonana, że jego stroje sceniczne to niewyczerpane archiwum inspiracji.
Fascynacja strojami ojca przyszła później. Gdy byłam w college’u, postanowiłam przeanalizować jego stroje. Niektóre fasony męskich garniturów z lat 60. do dziś wykorzystuję w swoich kolekcjach! Pamiętam, jak zachwyciły mnie metki z napisem „Paul McCartney 1962”, które wszywali krawcy z Savile Row. Miałam obsesję na punkcie tych metek. No i na punkcie samych ubrań. Mimo że były zaprojektowane dziesięciolecia temu, były bardzo współczesne. Marzyłam o tym, by nosić stroje swojego ojca, ale... okazały się na mnie za małe! To było naprawdę załamujące!
Czy to, że byłaś otoczona od dzieciństwa pięknymi strojami, sprawiło, że zostałaś projektantką?
Myślę, że to nie tylko wpływ ubrań, lecz także sztuki, muzyki i fotografii... Świat sztuki otaczał mnie od dziecka i początkowo planowałam zostać artystką. Nawet pamiętam dokładnie, że postanowiłam to, gdy miałam siedem lat! Spędziłam dużo czasu w dzieciństwie, przymierzając ubrania rodziców. Najbardziej kochałam białe kozaki na platformie swojej mamy. Ciągle wkładałam je po kryjomu... Myślę, że ostatecznie postanowiłam być projektantką, oglądając film z lat 50. „Annie Get Your Gun”. Kostiumy z tego filmu były zachwycające.
Z jednej strony wychowałaś się jako córka gwiazd rocka, z drugiej – mieszkaliście na farmie. To dwa zupełnie sprzeczne światy.
Moi rodzice starali się dać mi normalne dzieciństwo z daleka od świata show-biznesu. Chodziłam do normalnej publicznej szkoły, mieszkałam na wsi. Z drugiej strony dostarczali mi wielu inspiracji, stymulowali mnie artystycznie i intelektualnie. Często podróżowałam po świecie, oglądałam koncerty taty. Dziś te skrajnie różne światy splatają się w moją wizję mody. Wszyscy w mojej rodzinie byl i wegetarianami. Wszystko, co jedliśmy, było ekologiczne. Zostałam wychowana w olbrzymim szacunku dla zwierząt i przyrody. Gdy zostałam projektantką, nie wyobrażałam sobie, że mogłabym używać futra lub skóry. To byłaby czysta hipokryzja.
Kobiety wciąż uważają, że naturalna skóra jest lepszej jakości niż skaj.
To bzdura. Co roku świat mody zabija około 50 milionów zwierząt. Wyroby skórzane wpływają na zmiany klimatyczne. Farmy zużywają ogromne ilości wody, energii, niszczą lasy i oceany. Jest pełno alternatyw dla skóry. Ja używałam nie tylko poliuretanu, lecz także aksamitu, bawełny, lnu, drewna, nylonu z recyklingu. Nigdy nie zrozumiem zabijania zwierząt dla ich skór. To nieetyczne i niepotrzebne.
Czy ekologiczna moda może być luksusowa?
Jak najbardziej. Poświęcam mnóstwo czasu na research. Szukamy rozwiązań, dostawców. Współpracujemy z małymi farmami, od których dostajemy fantastyczną wełnę. Szukamy nowych tkanin, sposobów farbowania, które nie niszczą środowiska. Używamy biodegradowalnych toreb, papieru z recyklingu. Nawet w biurze używamy elektryczności, która jest produkowana dzięki sile wiatru. Ekologiczna moda to nie tylko bezkształtne worki. Wierzę, że wkrótce nadejdą czasy, kiedy każdy będzie refl eksyjniej podchodził do problemu ochrony środowiska. Może niektórzy myślą, że jestem nudna, ciągle o tym mówiąc, ale to naprawdę ważne.
Jak łączysz pracę z macierzyństwem?
Chociaż pracuję w Londynie, spędzam weekendy z mężem i dziećmi w starym gregoriańskim domu w hrabstwie Gloucestershire. To najcudowniejsze miejsce na świecie, mamy tam własne konie. Mam bardzo pomocny zespół w pracy i bardzo wyrozumiałego męża. Bez nich nie byłoby to możliwe. Chcę, by moje dzieci miały normalne dzieciństwo, tak jak ja miałam. Nie wiem jednak, czy to będzie do końca możliwe. Ciągle powtarzam sobie, że niestety nie jestem idealna.
Jesteś perfekcjonistką?
Staram się żyć i pracować w zgodzie ze swoimi przekonaniami. Moda to trudny biznes. Gdy zaczynałam, myślałam, że z roku na rok będzie łatwiej, ale wcale tak nie jest. Moja firma rozrasta się z roku na rok. Zatrudniam coraz więcej osób. I za każdą z nich jestem odpowiedzialna.
Czym zaskoczysz nas na wiosnę?
W tym sezonie wprowadzam bogate zdobienia, lekkie jak piórko żakardy i fantastyczne koronki. Chcę zachęcić kobiety do łączenia różnych materiałów. Wszystkie są bardzo delikatne, bardzo luksusowe i w 100 proc. ekologiczne. Jeśli włożysz ubrania z tej kolekcji, z pewnością zostaniesz zauważona. To jednak będzie elegancja dyskretna, z klasą. Nie cierpię krzykliwej mody.