Reklama

Kupiłam je trochę z rozpędu, trochę z rozsądku. Szukałam czegoś na wyjazd do Berlina: szykownego, ale uniwersalnego. Buty Vagabond Lykke – burgundowe, zgrabne, na 5-centymetrowej szpilce – od razu przyciągnęły moją uwagę. W teorii: ryzyko (nowe buty, dużo chodzenia). W praktyce: absolutny hit. Pierwsze wyjście – randka, potem spontaniczny rave. Wytrwałam w nich do 5 rano, a nawet nie czułam, że mam na sobie obcasy. Zero otarć, żadnych odparzeń, i mimo noska w szpic - zero bąbli na palcach.

Reklama

Te czółenka to dla mnie modowy game-changer

mat. prasowe
mat. prasowe

Największy atut? Uniwersalność. Podkręcą nawet najnudniejszą stylizację w dni, kiedy nie mam wyobraźni do kombinowania z akcesoriami, ale sprawdzą się też do bardziej fantazyjnych looków (swój debiut zaliczyły w zestawie z czarną koszulą nocną vintage, którą noszę jako sukienkę, i koronkowych podkolanówek).

Cena regularna to około 670 zł, ale często można upolować je w promocyjnej cenie w sklepach internetowych takich jak Answear.com albo Modivo. A biorąc pod uwagę, że są tak wygodne i pasują do praktycznie wszytkiego, co mam w szafie - ich cost-per-wear wypada naprawdę opłacalnie.

Reklama

A gdyby nie ten jeden mały feler…

...to już byłoby podejrzane. Skóra od środka jest farbowana na czarno, więc zdarza się, że skarpetki po całym dniu kończą lekko „potatuowane” – wiem, bo to nie moja pierwsza para vagabondów. Ale tu z pomocą przychodzi pro tip: spray przeciw farbowaniu butów. Kilka psiknięć i problem znika. Warto powtórzyć zabieg co kilka tygodni - niewielki wysiłek, wielka różnica. I przy tej wygodzie – absolutnie warto.

Reklama
Reklama
Reklama