Projektant gatunek zagrożony? "Byłem małpą, którą oklaskiwaliście. Byłem sławny, ale nie miałem pieniędzy" - mówi projektant Zuo Corp
Dziś ich główna działalność to kostiumy do teatru, marketing, aktywizm społeczny, a nawet gotowanie i polityka. Znani kilkanaście lat temu projektanci tworzenie kolekcji przesunęli na dalszy plan.
Zapytaliśmy ich, czy z modą da się w ogóle zerwać.
- Michał Zaczyński
Mieli popularność, rozpoznawalność i sukces albo wiele wskazywało na to, że za chwilę go odniosą. Pewnego dnia nadszedł jednak moment krytyczny. Co się stało?
Konrad Parol: Prawda jest taka, że zbankrutowałem.
Areta Szpura/Local Heroes: Im bardziej rosła moja świadomość ekologiczna, tym bardziej czułam bezsens tego, co robię. I frustrację, że muszę zaprojektować koszulki, bo są zakontraktowane, a nie mam na nie pomysłu.
Marta Siniło: Na studiach w Central Saint Martins w Londynie skonfrontowałam swoje umiejętności z ludźmi z całego świata. W Łodzi na ASP byłam jedną z najzdolniejszych, więc szłam jak po swoje, a dostałam mokrą szmatą w łeb.
Wojtek Piotr Onak/Polygon: Byłem zmęczony pracą, ludźmi, zanikiem własnego ja. Wszystko działo się jakby poza mną i zdecydowanie za szybko. Ja się nie liczyłem.
Monika Onoszko: Zaczęłam projektować dla cudzych brandów i szybko się wypaliłam. Gdy pewnego dnia zadzwonił właściciel jednej z marek, negocjując: „Chociaż jakiś płaszczyk”, odmówiłam. Na zawsze.
Agnieszka Wyrwał/Aga Pou: Zmiany w Polsce po 2015 roku i moje obywatelskie zaangażowanie w masowe protesty i akcje skłoniły mnie do kandydowania w wyborach do Rady Warszawy. Dostałam się.
Jola Słoma i Mirek Trymbulak: Moda zaczęła nas trochę nużyć. To targowisko próżności.
Ola Waś/Wearso: Poczułam, że projektowanie i wytwarzanie kolejnych rzeczy potęguje we mnie uczucie smutku. Zauważyłam, w jak zawrotnym tempie minęło mi ostatnie 15 lat.
Bartek Michalec/Zuo Corp.: Byłem małpą, którą oklaskiwaliście. Byłem sławny, ale nie miałem pieniędzy.
Rzucili modę i wyjechali w Bieszczady? Niekoniecznie. Większość z nich nadal ma do czynienia z ubraniami. Jedni tworzą je na potrzeby kina czy teatru, inni – dla wiernych klientów. Albo produkują dla innych marek.
Areta Szpura z założoną wspólnie z Karoliną Słotą marką Local Heroes podbiły świat mody. Nie tylko ten lokalny, bo o ich prosty, ale pomysłowy basic upomniały się butiki z całego świata. Pomogła też nieoczywista promocja. Otrzymanymi T-shirtami, które dziewczyny wysłały gwiazdom pocztą, pochwalili się m.in. Justin Bieber i Rihanna. Dziś Areta udziela się w lokalnych społecznościach, konsultowała proekologiczne z założenia marki odzieżowe, jak Nago, wydała poświęcone ekologii podręczniki. Studiuje rolnictwo ekologiczne.
Wojtek Onak po wygaszeniu założonego z Maciejem Żurawskim Polygonu (piłkarz był też modelem marki) pracował jako szef kreatywny Kazar i festiwalu AFF by Grażyna Kulczyk oraz szef marketingu w Mohito. – Mogłem się realizować. Na przykład do stworzenia kolekcji w Mohito zaprosiłem Anję Rubik, a na imprezę promocyjną – Róisín Murphy – mówi. Dziś Wojtek Onak jest kuratorem wystaw, m.in. Versacego czy Iris van Herpen w poznańskim Starym Browarze, prowadzi agencję kreatywną – współpracuje z autorskimi markami, jak biżuteryjna Orska, a także dużymi przedsiębiorstwami z branży technologicznej czy budowlanej. Określa kierunek transformacji i komunikację wizualną, projektuje sale ekspozycyjne na targach.
Monika Onoszko, absolwentka łódzkiej ASP i instytutu Onoe w Japonii na wydziale kimon, wyjechała do Kanady, gdzie pracuje jako kostiumografka w branży filmowej. Po drodze zdobyła Złote Lwy na festiwalu w Gdyni za najlepsze kreacje do filmu „Ułaskawienie” Jana Jakuba Kolskiego.
Agnieszka Wyrwał, która z własną marką Aga Pou kilkukrotnie pokazała się na łódzkim tygodniu mody, z ramienia Koalicji Obywatelskiej zasiada dziś w kilku komisjach i przewodniczy Komisji Kultury i Promocji Miasta w Radzie Warszawy. – Z największych sukcesów: kończymy budowę Muzeum Sztuki Nowoczesnej, a zaczynamy budowę nowej siedziby Sinfonia Varsovia – mówi.
Marta Siniło prowadzi agencję Kaos, która zajmuje się sesjami zdjęciowymi i treściami do social mediów, oraz e-sklep Nové Elements z mocno przecenionymi rzeczami znanych marek, których z różnych względów nie udało się sprzedać.
Konrad Parol od początku przygody z projektowaniem starał się nawiązać współpracę z teatrami i operami. – Za sprawą Marty Nieradkiewicz poznałem Maję Kleczewską, wybitną reżyserkę teatralną. Akurat poszukiwała nowego kostiumografa – opowiada. Zaproponowała mu współpracę nad przedstawieniem „Bracia i siostry” w Teatrze Kochanowskiego w Opolu. W ten sposób, jak mówi, na gruzach poprzedniego marzenia zaczęło żyć nowe. I przygoda, która trwa do dziś.
Bartek Michalec: – Nadal mamy pracownię i szyjemy ubrania z paniami, które pracowały z nami w czasach Zuo Corp. Tyle że nasza główna działalność to współpraca z paryskim showroomem, który reprezentuje młode, ale już pożądane marki. Specjalizujemy się w denimie, krawiectwie czy – jak ostatnio – bieliźnie – opowiada. Opracowują im sample, czyli modele próbne bądź takie, które pokazuje się kupcom, czasem robią konsulting, zaproponują gotowy produkt – od analiz rynkowych, przez wzór, po produkcję.
Łukasz Laskowski, druga połowa Zuo Corp., wyjaśnia, że duet obsługuje zarówno marki projektanckie, jak i ludzi z reklamy czy kostiumografów. – Chciałbym też spróbować swoich sił w filmie. Planuję studia na wydziale reżyserii – mówi.
Ola Waś, założycielka marki Wearso, oferującej minimalistyczne kolekcje uszyte wyłącznie z certyfikowanych i proekologicznych materiałów, nie projektuje od czterech lat. – Pasję, którą wkładałam w pracę, wykorzystuję do tworzenia relacji z otoczeniem i córką. Staram się po prostu być – mówi.
Nie najlepsza atmosfera w firmie, chęć spróbowania czegoś nowego i brak weny. Ale też powierzenie losu marki tylko jednemu kontrahentowi. Odstawienie mody na dalszy tor rzadko wynikało z własnej woli.
Areta Szpura: – Robiłyśmy rzeczy, których według nas brakowało na rynku. Ale gdy firma się rozwija i zatrudnia pracowników, jednak trzeba coś sprzedawać. A ja nie miałam weny. Odejście było najlepszym, co mogłam zrobić.
Marta Siniło: – Proza życia sprawia, że marzenia stają się kulą u nogi. Cierpisz, bo chcesz robić modę wysoką, ale nikt tego nie rozumie. I tylko wydajesz pieniądze. Chciałam być drugim Alexandrem McQueenem. Podobał mi się kreowany przez niego typ kobiety, w której było coś magicznego i wielowymiarowego. Jednak kiedy odebrał sobie życie, mnie odeszły chęci na karierę w tym świecie. Artystycznie rozwijałam się, pracując w teatrach, a jako projektantka marki Mrówka produkowałam T-shirty w Chinach. Było szybciej i wygodniej, niż zamawiać je z Polski.
Konrad Parol przez pięć sezonów współpracował z azjatyckimi odbiorcami. W końcu uznał, że czas skupić się tylko na tym i zaprojektować kolekcję na tamtejszy rynek. Wydawało się to rozsądne: bluzy charakterystycznie dla niego ozdobione włosami czy sznurami były hitem w Azji, a w Polsce sprzedawało się ich co najwyżej kilka sztuk w sezonie. – Wziąłem kredyt, ściągnąłem wełny i skóry z Włoch w dużych ilościach, by szwalnie nie miały przestoju w produkcji, i zaprojektowałem najodważniejszą kolekcję w swoim dorobku. Na dwa tygodnie przed prezentacją dla Azjatów, w marcu 2011 roku, było trzęsienie ziemi w Tokio i tsunami. To pogrążyło moją karierę. Azjaci mnie poinformowali, że niczego nie zamówią, bo mają poważniejsze sprawy. Pięć miesięcy później znów byli gotowi, ale chcieli zobaczyć już nową kolekcję. Ja niestety zostałem z gigantycznym kredytem, tkaninami i gotowymi rzeczami, których nikt nie chciał. Po trzech latach terapii zaakceptowałem, że to nie była moja wina.
Monika Onoszko doświadczyła zmiany paradoksalnie po jej upragnionym, wielkim pokazie z okazji 10-lecia Fashion TV w 2007 roku, bardzo wówczas popularnej. – Zawsze zajmowałam się czymś obok, np. dziennikarstwem czy projektowaniem dla innych marek. Rachunek matematyczny pokazał, że tworząc dla innych, mogę zarobić więcej i nie ponosić ryzyka związanego z prowadzeniem własnej działalności. Za dużo wzięłam jednak na siebie, przytłoczyło mnie to i w konsekwencji porzuciłam modę na rzecz mebli tapicerowanych. To był naturalny wybór, bo już wcześniej zajmowałam się trendami w designie. Przygotowałam całą kolekcję ekscentrycznych mebli, które były pokazane na Łódź Design Festival. Zaczęło się kręcić, ale dostałam pracę w Operze Narodowej, a później przy polskich produkcjach filmowych – opowiada.
Jola Słoma i Mirek Trymbulak pomyśleli, że fajnie by było spróbować robić inne rzeczy. A że zostali weganami, zaczęli być zapraszani do telewizji jako ambasadorowie takiej diety, wydali o niej książki i założyli kanał na YouTubie. Uznali, że kultura związana ze stołem też jest rodzajem mody. – Metodą prób i błędów nauczyliśmy się, jak uzyskać odpowiedni smak czy konsystencję. W Gdyni urządziliśmy bar z galerią, przez które wchodziło się do naszego atelier, ale skończyło się na tym, że młodzież przychodziła na piwo i mało kto zaglądał dalej, więc bar zamieniliśmy na bistro, piwo – na zdrowe napoje. Na początku nie szło i nawet zrezygnowaliśmy z gastronomii, jednak klienci zaczęli narzekać, że nie ma wegepasztetu czy chleba, więc założyliśmy pracownię kulinarną i delikatesy Atelier Smaku. Przyszła pandemia i nagła potrzeba gotowego jedzenia, więc zaczęliśmy sprzedawać na wynos, także przez nasz sklep internetowy. Oprócz tego tworzymy też biżuterię – mówi Mirek Trymbulak.
Zaczynali kilkanaście lat temu. A jakby minęły wieki. Handel w sieci raczkował. Social media dopiero nabierały znaczenia. O „modzie odpowiedzialnej” chyba nikt jeszcze nie słyszał. Jak dziś oceniają branżę mody?
Bartek Michalec i Łukasz Laskowski: – Zmiany przez te lata nastały ogromne. Marzenia o czerwonych dywanach, gwiazdach, festiwalu w Cannes, którymi żyła poprzednia generacja projektantów, zastąpiła chęć sprzedaży. Dziś dzięki Shopify czy Shoplo zbudowanie sklepu internetowego jest dziecinnie proste. Wysypowi nowych marek sprzyja też Instagram. Za sprawą jego analiz można przewidywać, co się sprzeda. Ale finalnie te marki są do siebie bliźniaczo podobne. My byliśmy jednak zbyt progresywni, wierzyliśmy, że w Polsce da się sprzedać awangardę.
Konrad Parol: – Moda nie jest dla słabych psychicznie. Cały czas wystawiamy się na porównania i oceny, a co sezon branża, klienci i kupcy weryfikują nasz talent i wyrokują, czy już się skończyliśmy, czy jeszcze coś w nas drzemie. Wymogi, które nam się stawia, terminy, zaliczki, utrzymanie płynności finansowej, zaspokojenie swoich aspiracji artystycznych i pogodzenie ich z oczekiwaniami klientów, kompromisy artystyczne, na które musimy się godzić, żeby przetrwać, powodują, że te delikatne jednostki – twórcze, ale nieradzące sobie z krytyką, – uciekają od mody.
Areta Szpura: – W branży mody dużo należałoby zmienić. Marki odzieżowe, żeby zamydlić oczy klientom, wprowadzają ubrania z „eko” materiałów, najczęściej z plastiku z recyklingu, i opatrują je dużą zieloną metką. A prawda jest taka, że nie możemy produkować i kupować na taką skalę jak obecnie.
Agnieszka Wyrwał: – Ograniczyłam projektowanie i skupiłam się na stałych klientach, bo przez lata utwierdzałam się w przekonaniu, że moda powinna nie tylko służyć zaspokajaniu chwilowych potrzeb, lecz także być platformą do promowania ważnych społecznie tematów, takich jak profilaktyka zdrowotna czy wsparcie osób w trudnych sytuacjach życiowych, w tym walki z rakiem piersi, którą niedawno przeszłam.
Jeśli nie tworzenia, to atrakcyjnej otoczki zawodu projektanta. Albo przynajmniej kontaktów z klientami. Czego brakuje, gdy ograniczasz pracę w modzie?
Monika Onoszko: – Tego glamour, który towarzyszył mi przy tworzeniu mody. Otaczało mnie dużo dobrej estetyki. Projektanci mawiają, że ich praca to głównie znój i trud, ale to znaczy, że nie zaznali pracy przy filmie. Często okropne warunki pogodowe na planie, trudność ułożenia sobie harmonogramu dnia, bo czasem na zdjęcia trzeba wstawać o trzeciej w nocy, a czasem siedzi się na planie od popołudnia do rana. Brakuje mi bycia panią własnego czasu.
Areta Szpura: – Kreatywnej części zawodu. Po tym gdy dowiedziałam się, ile moda ma na sumieniu, na rok czy dwa obraziłam się na nią. Ale z biegiem czasu zaczęłam na nowo czerpać z niej przyjemność. Przerzuciłam się jednak na rzeczy z drugiej ręki: lubię pójść na miejski bazar albo do lumpeksu.
Ola Waś: – Brakuje mi moich klientek, spotkań i rozmów z nimi. Smuci mnie, że wraz z zamknięciem butików zniknął ten najważniejszy aspekt: społeczność, którą zbudowaliśmy przez 10 lat. Zniknęli ci wszyscy fantastyczni ludzie, którzy razem z nami tworzyli historię Wearso.
Marta Siniło: – Porządku i skupienia na projektowaniu. Bo w modzie robiłam i nadal robię niemal wszystko. Zdawałam na łódzką ASP trzy razy, w końcu poszłam na studia zaoczne, robiłam kursy, uczyłam się szycia. Marzyłam, by obcować z haute couture, nie chciałam być stylistką, ale się nią stałam, bo dla mnie, dziewczyny z Torunia, to była jedyna szansa. Poszłam do Central Saint Martins, co kosztowało mnie kupę kasy, więc brałam każdą fuchę, by przetrwać. Zrobiłam później męską kolekcję na Open’era i na tydzień mody w Łodzi. Byłam po wszystkich stronach barykady: stylistką MMC, Maćka Zienia, Bizuu, The Odder Side. Teraz specjalizuję się w marketingu mody.
Choć może trudno się utrzymać z projektowania mody, prowadzenie własnej marki męczy, a rutyna sezonowości nuży, jeszcze trudniej z tej mody całkowicie wyjść. Czy ci, którzy z niej się wycofali, nadal myślą o pokazaniu nowej kolekcji?
Marta Siniło: – Nie ukrywajmy, moda jest fascynującą dziedziną. Od czasu do czasu nachodzi mnie pomysł zrobienia kolekcji. Jednak natychmiast wybijają mi z go głowy moje współpracownice. Ale nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa – śmieje się.
Agnieszka Wyrwał niedawno zakończyła projekt „Szablony piękna”: prototypowe modele bielizny dla kobiet poruszających się na wózkach. Wcześniej stworzyła m.in. kolekcję przeznaczoną dla seniorów.
Jola Słoma i Mirek Trymbulak: – Nasze książki mają wszyte krawieckie metki, a opakowania na pierogi są przeszyte nitką przez krawcowe, z którymi współpracujemy. Żartujemy, że czego nie doszyjemy, to dogotujemy. Ale prawda jest taka, że dziś ubieramy tylko tych, których lubimy. I tylko na miarę. Do tego ubieramy pracowników gdańskiego lotniska, w tym służby ochrony w executive lounge – mówi Jola Słoma.
Bartek Michalec i Łukasz Laskowski: – Z modą jest jak z malarstwem. Jeśli malujesz od dziecka, to nawet jeśli nikt nie kupuje twoich obrazów, to malujesz dla siebie. Bo masz taką wewnętrzną potrzebę. Nie da się wyjść z mody.
1 z 5
Projektant - gatunek zagrożony?
Areta Szpura w 2012 roku razem z wspólniczką założyła streetwearową markę Local Heroes. Odeszła po pięciu latach zaniepokojona destrukcyjnym wpływem branży odzieżowej na środowisko. Dziś to znana w Polsce ekoaktywistka.
2 z 5
Projektant - gatunek zagrożony?
Człowiek orkiestra. W 2011 roku Wojtek Onak współzałożył męską markę Polygon. Potem został dyrektorem kreatywnym i szefem marketingu w dużych markach odzieżowych. Dziś jest kuratorem wystaw i właścicielem agencji produkcyjnej.
3 z 5
Projektant - gatunek zagrożony?
Duet Słoma i Trymbulak nadal mają apetyt na modę
i ją projektują, ale poszli w stronę gastronomii. Dziś prowadzą w Gdyni pracownię kulinarną i delikatesy Atelier Smaku.
4 z 5
Projektant - gatunek zagrożony?
Marta Siniło była dobrze zapowiadającą się projektantką, która kolekcje pokazała podczas tygodnia mody w Łodzi. Dziś wciąż w branży, ale po drugiej stronie barykady. Prowadzi sklep e-commerce i agencję produkcyjną.
5 z 5
Projektant - gatunek zagrożony?
Kontrakt na japońskim rynku miał prawie w kieszeni. Niestety, przez niefortunny zbieg okoliczności zbankrutował. Dziś Konrad Parol jest cenionym kostiumografem.