Reklama

30 września 2024 roku

Wiosenny paryski tydzień mody dobiega końca. Pokaz Valentino z premierową kolekcją nowego dyrektora kreatywnego – Alessandro Michele – jest jak wisienka na torcie. Po prawie dwóch latach przerwy w świecie mody, odkąd
w listopadzie 2022 roku odszedł z Gucci, powraca, obejmując kierownictwo w innym dużym włoskim domu mody. Już sama lokalizacja show sugeruje, że jego kadencja będzie zupełnie nowym rozdziałem w historii Valentino. Po latach pokazów w eleganckim Hôtel Salomon de Rothschild w ósmej dzielnicy Paryża, Włoch zaprosił gości do hali sportowej Dojo de Paris, która znajduje się tuż przy autostradzie, na obrzeżach miasta. To nietypowe miejsce dla marki, której założyciel, słynny bon vivant, kojarzy się z luksusowym stylem życia. Ale Michele zupełnie odmienił surowe wnętrze przestronnej areny, tworząc scenografię pełną teatralnych rekwizytów: kanap, foteli, puf, a także szaf
i ogromnych klatek dla ptaków. A wszystko przykryte białymi prześcieradłami i ustawione na podłodze wyłożonej pękniętymi lustrami. W takiej atmosferze zaprezentował 85 sylwetek. Wśród nich koronkowe kreacje, mini z hiszpańskim dekoltem, pastelowe futra, bieliźniane szorty, jedwabne podomki, dziewczęce koszule, haftowane żakiety, a także klasyczne dżinsy i marynarki. Wszystko pełne kokard, frędzli, groszków, piór i oczywiście falban, które eksplodowały spod kołnierzy i układały się w kaskady na długich sukniach w kształcie litery A. Całość została wzbogacona o niezliczone akcesoria: turbany, kapelusze z głębokim rondem, koronkowe rękawiczki i pończochy, czółenka na obcasie i wysokie kozaki. Torebki często noszono po dwie – od kopertówek z logo, przez zdobione ćwiekami torby zamszowe, po puzderka w kształcie figurki kota. I jak to u Michele – wszystko w rytmie retro. Na wybiegu rokoko mieszało się z belle époque, a dziewczęce hippie z lat 60. z pełnym przepychu glamourem lat 80. Projektant to absolutny mistrz tak eklektycznych miksów. Jak pisała w swojej recenzji z pokazu krytyczka Nicole Phelps: „Podczas jego nieobecności moda pogrążyła się w estetyce cichego luksusu, do której wszyscy zdążyliśmy się przyzwyczaić. Dlatego przypomnienie sobie, jak bardzo mogą nas zachwycić jego maksymalistyczne i pełne przepychu wizje, było odświeżające. Gdy pokaz dobiegł końca, pozostała euforyczna atmosfera. Choć ta branża ma skłonność do przesady, usłyszany komentarz »król powrócił« miał w sobie coś prawdziwego”.

Reklama
Alessandro
Getty

Mr Nobody

Grudzień 2014 roku Marco Bizzarri, ówczesny CEO Gucci, ogłasza, że dyrektorem kreatywnym marki zostaje Alessandro Michele. Większość pyta: Alessandro kto? Bo nikt spoza wąskiego grona profesjonalistów z branży nigdy o nim nie słyszał. Podobno lista kandydatów na to stanowisko była imponująca, a samego Michele początkowo na niej nie było. Zamiast jednak werbować znanego projektanta, prezes zaufał komuś z firmy – ze studia projektowego, w którym Alessandro odpowiadał za tworzenie akcesoriów (do Gucci w 2002 roku zatrudnił go Tom Ford). Mało tego, dał mu pełną kontrolę nad wszystkimi artystycznymi aspektami marki. Od pierwszej kolekcji, pokazanej kilka tygodni po objęciu stanowiska, postanowił diametralnie zmienić jej wizerunek, odchodząc od wyrafinowanego, nowobogackiego stylu jego poprzedniczki – Fridy Giannini. W projektach powiało retro i estetyką jak z epoki. Było ekscentrycznie, eklektycznie i energicznie. Na wybiegu mieszały się style, sezony i płcie. Przenikanie się tych ostatnich pozwoliło przyciągnąć do brandu nowych, młodszych konsumentów, którzy od świata mody zaczęli domagać się większej otwartości i tolerancji. Co dalej? Zamienił mokasyny w pantofle sypialniane wyściełane futrem, diwom na czerwonym dywanie założył okulary w grubej oprawie, a na wybieg wysłał modelki niosące repliki własnych głów. Zorganizował pokazy na starożytnym cmentarzu rzymskim w Arles, gdzie modele przechadzali się po ścieżkach wśród płonących pochodni i nagrobków, w Sali Palatyńskiej, jednym z najświętszych miejsc na świecie, będącym częścią kompleksu Muzeów Watykańskich, czy na Hollywood Boulevard w Los Angeles, gdzie wybieg prowadził wzdłuż Alei Gwiazd. „Jego projekty, choć często inspirowane vintage, miały ogromny wpływ kulturowy, redefiniując inkluzywność i emocje w modzie. Stworzył świat modowych geeków i dziwaków, w którym każdy mógł znaleźć coś dla siebie” – komentowała w „The New York Times” dziennikarka Vanessa Friedman. Aż w listopadzie 2022 roku dość nieoczekiwanie ogłoszono, że rozstaje się z Gucci. Mówiono, że został do tego zmuszony, bo jego styl, choć atrakcyjny, był powtarzalny, a przez to mało ekscytujący. Wydarzenie to stało się symbolem presji wywieranej na projektantów, by stale oferowali coś nowego. Tymczasem Michele podczas ośmiu lat urzędowania nie tylko zmienił sposób, w jaki ubierają się ludzie, lecz także trajektorię całej mody. A mało komu się to udało. Zrobiła to Coco Chanel, zrzucając gorset i tworząc luźną, tweedową garsonkę. Christian Dior – prezentując New Look. Yves Saint Laurent za pomocą Le Smoking i Giorgio Armani – lansując garniturowy power look. A może zrobił to i Valentino Garavani przy użyciu swojej ultrakobiecej, czerwonej maksi.

Getty

Rzym vs. Paryż

Sierpień 1960 roku Garavani zakłada w Rzymie własny dom mody. Jego kolekcje od początku hołdują klasycznej, kobiecej elegancji. Łączą w sobie glamour, romantyzm i ponadczasowy szyk. Sam Valentino mówi o sobie: „Nigdy nie byłem rewolucyjnym projektantem. Ale jestem innowacyjny w tym, że zawsze staram się ubierać moją kobietę w nowe pomysły”. Chciał to robić od dziecka i konsekwentnie realizował swoje marzenie. Urodził się w miasteczku Voghera na południe od Mediolanu. „Gdy chodziłem do liceum, miałem grupę przyjaciół, której przewodziłem. Nie to, że bardzo chciałem im szefować, ale uważałem, że mam najlepsze pomysły” – wspominał w wywiadzie udzielonym Pameli Golbin, historyczce mody. Po wojnie jego starsza siostra Wanda zaraziła go miłością do kina i hollywoodzkich filmów. W modzie na dobre zakochał się po obejrzeniu „Kulisy wielkiej rewii” i widowiskowych kreacji słynnych aktorek tamtych czasów, jak Lana Turner i Judy Garland. Wtedy oznajmił rodzicom, że chce zostać projektantem, a ci uznali, że trzeba go w tym wspierać. Dzięki koneksjom ojca dostał się na kurs szycia w szkole designu w Mediolanie, a po nim przeniósł się do Paryża. Był 1950 rok, miał 18 lat i podjął naukę w École de la Chambre Syndicale de la Couture Parisienne – prestiżowej uczelni kształcącej w dziedzinie zasad haute couture. Potem zdobywał doświadczenie u znanych wówczas mistrzów krawiectwa – najpierw Jeana Dessesa, później Guya Laroche’a. Po prawie 10 latach we Francji wrócił do Rzymu i założył własną markę. Był koniec lat 50. Włoska stolica przeżywała rozkwit ery dolce vita. Federico Fellini, Marcello Mastroianni, Gina Lollobrigida i Sophia Loren rozsławili Rzym na cały świat. To tylko dodało młodemu projektantowi wiatru w żagle. Ponownie z pomocą ojca (później wesprze go jeszcze raz, sprzedając dom letniskowy) otworzył prywatne atelier. A niedługo potem poznał Giancarlo Giammettiego – przyszłego partnera biznesowego, życiowego i najlepszego przyjaciela. „Pewnego wieczora siedziałem w Café de Paris, gdy pojawił się on z dwójką przyjaciół. Nie było miejsca, więc zapytał, czy mogą się dosiąść” – wspominał na łamach „Valentino. Themes and Variations”. Przypadkiem spotkali się 10 dni później na Capri. Zaiskrzyło, a po kilku miesiącach Giammetti rzucił studia na architekturze, by pomagać Garavaniemu w prowadzeniu biznesu. Od razu okazało się, że ma do tego żyłkę.

Valentino
Getty

V jak Valentino, V jak Victory

Lipiec 1962 roku był przełomowy dla kariery projektanta. Dostał się do grafika targów Sala Bianca. Po prezentacji kolekcji posypały się zamówienia z domów handlowych i butikówz Nowego Jorku, Los Angeles, Chicago, Miami. „Pewnego dnia zadzwonili z Bloomingdale’s. Chcieli kupić 50 krótkich, czerwonych płaszczy. A wszystko szyliśmy przecież w naszym małym atelier” – opowiadał w jednym z wywiadów. Uruchomił produkcję prêt-à-porter, sprzedając głównie na rynek amerykański. Pieniądze płynęły, ale o Valentino zaczęło być głośno także
w Europie. Jego pełnymi haftów i koronek kreacjami oraz sukniami inspirowanymi hiszpańską korridą zaczęły interesować się gwiazdy. Do grona klientek dołączyły Monica Vitti, Wallis Simpson, Gloria Guinness i Babe Paley. Krytyczka mody Hebe Dorsey pisała: „Jego ubrania nie niosą z sobą intelektualnego przesłania ani nie są trudne do rozszyfrowania. Strasznie kobiece i strasznie drogie, są przeznaczone dla uprzywilejowanej grupy osób”. Ale ta najważniejsza klientka, przyszła muza projektanta, miała się dopiero pojawić. Podczas pobytu w Nowym Jorku w 1964 roku Valentino wysłał asystenta z modelką i projektami ubrań do apartamentu Jackie Kennedy na Piątej Alei. Zamówiła wszystko, w bieli i w czerni. „To był mój najszczęśliwszy dzień. Wiele zawdzięczam Jacqueline Kennedy. Poznanie jej dużo dla mnie znaczyło. Zostaliśmy bliskimi przyjaciółmi. Projektowałem dla niej całą garderobę, a ona sprawiła, że stałem się sławny”. Jeszcze większą popularność zdobył, gdy stworzył dla niej suknię na ślub z Arystotelesem Onassisem w 1968 roku. Był to czas niekończących się triumfów. Wtedy zaprojektował ikoniczną „Białą kolekcję” i otworzył pierwszy butik w Paryżu. Jak pisało „Vanity Fair”: „Bez Valentino Rzym byłby martwy. Projektant jest absolutnie przekonany o wartości swoich kreacji. W przeciwieństwie do reszty włoskich kreatorów, którym brakuje pewności siebie, a przez to przynudzają”. Garavani marzył jednak o podbiciu Paryża i tak się stało. W 1975 roku podczas tygodnia mody pokazał tam pierwszą kolekcję prêt-à--porter (projekty haute couture zacznie prezentować od 1989 roku). Trzy lata później w Théâtre des Champs-Élysées przy Polach Elizejskich premierę miały jego perfumy zatytułowane oczywiście Valentino. Jako jeden z pierwszych europejskich projektantów dostrzegł potencjał w wielkich galach i zaczął ubierać amerykańskie gwiazdy na czerwony dywan i rozdanie Oscarów. Wystarczy wspomnieć biało-czarną kreację Julii Roberts z 2001 roku, w której aktorka odebrała statuetkę za rolę w filmie „Erin Brockovich”. Z modowej sceny projektant zszedł po prawie pięciu dekadach. Karierę zakończył w 2008 roku hucznym pokazem w Muzeum Rodina w Paryżu z listą gości sięgającą 900 osób. Wtedy stery w domu mody objęli Maria Grazia Chiuri i Pierpaolo Piccioli, dotychczas projektanci akcesoriów w marce. Ich kadencja okazała się bardzo rentowna głównie dzięki linii nabijanych ćwiekami butów i torebek Rockstud. Gdy w 2016 roku Chiuri przeszła do Diora, Piccioli zaczął samodzielnie pełnić funkcję dyrektora kreatywnego. Dużym sukcesem cieszyły się jego widowiskowe kolekcje haute couture, w których przemycał elementy streetstyle’u.

Reklama

Człowiek renesansu. Dosłownie

Luty 2025 roku Z Palazzo Scapucci, gdzie mieszka Michele, do Piazza Mignanelli u podnóża Schodów Hiszpańskich, gdzie znajduje się siedziba Valentino, jest nie więcej niż 25 minut drogi spacerem. Miłość do Rzymu, w którym dorastał i studiował projektowanie kostiumów, to nie jedyne, co łączy go z Garavanim. Obaj kochają sztukę i lubią się nią otaczać. Obaj uwielbiają kino i gwiazdy i często są widywani w ich towarzystwie. W końcu ambasadorami Gucci za czasów pracy projektanta byli Jared Leto, Harry Styles i Florence Welch, z którymi spotykał się też prywatnie. Ale kreatorów łączą również aspiracje i smykałka do marketingu. Garavani już w latach 80. doceniał siłę reklamy, zatrudniając do portretowania kampanii pierwszoligowych fotografów, np. Herba Rittsa. Michele tworzył z kolei ikoniczne reklamy dla Gucci z Glenem Luchfordem. Wszystko więc wskazuje na perfekcyjne dopasowanie projektanta do brandu. Czym zaowocuje, przekonamy się wkrótce. Pewny jest jego entuzjazm i chęć do ponownej zmiany biegu historii mody. Za kulisami ostatniego pokazu opowiadał dziennikarzom, że już pierwszego dnia w nowej roli zanurzył się w archiwach marki. „To miejsce tętni historią. Można tam znaleźć wszystko: lata 60., 70., 80. Dla kogoś takiego jak ja, kto uwielbia analizować takie rzeczy, to prawdziwy przywilej”.

Reklama
Reklama
Reklama