Reklama

Siedzę w kawiarni w centrum Moskwy i czekam na członkinię rosyjskiej mafi i stylu. Trwa właśnie Mercedes--Benz Fashion Week Russia, na który przyjechałam jako korespondentka brytyjskiego ELLE. O dziwo, główną atrakcją tygodnia mody nie są pokazy lokalnych twórców, lecz rosyjskie celebrytki. Te zjawiają się wyłącznie na wybranych imprezach, na przykład na pokazie Olgi Wilszenko, projektantki lepiej znanej w Londynie niż w Rosji.
To nie znaczy, że rosyjskie celebrytki unikają pokazów mody. O nie! W Nowym Jorku, Londynie, Mediolanie i Paryżu podczas tygodni mody można obejrzeć pokazy specjalne. A na nich od niedawna brylują właśnie Rosjanki. Przychodzą i pozują w obłędnie barwnych designerskich ciuszkach, które zmieniają trzy czy cztery razy dziennie. Otaczają je tłumy fotografów mody ulicznej, którzy jak psy gończe tropią modelki swoich blogów, a potem ich zdjęcia rozsyłają po sieci niczym wirusy.
W stolicach mody dziewczyny z Rosji to najchętniej fotografowane gwiazdki mody ulicznej. Dlaczego? Każda z nich ma własny, charakterystyczny styl i wyraźnie różni się od pozostałych. Poruszają się w stadzie. Nie da się ich zignorować! Stąd ich sukcesy – jeśli miarą sukcesu jest liczba zwolenników na Instagramie. Weterani branży uważają je za irytujące, egocentryczne, krzykliwe, bogate ślicznotki. A ich wkład w modę za równie istotny jak wciąż rosnące zwały bezużytecznych zdjęć mody ulicznej. Takie było również i moje zdanie. Dopóki nie przyjechałam do Moskwy.
W kawiarni Coffeemania, najmodniejszej moskiewskiej sieciówce, dziewczęta w wełnianych beretach palą cienkie papierosy, między stolikami zręcznie krążą srogie kelnerki, roznosząc macchiato i latte z mlekiem sojowym, a wieszaki uginają się od futer.

Reklama

MIROSŁAWA DUMA (@miraduma, 297 tys. fanów na Instagramie), spóźnia się 40 minut. Ma na sobie nie futro, lecz tweed. Oczywiście od Chanel. To kostium w szkocką kratę z kolekcji Métiers d’Art Paris – Edin burgh, ten sam, który na pokazie wywołał sensację. Duma jest ambasadorką Chanel. W branży na modne celebrytki mówi się „rosyjskie laleczki”, czyli matrioszki. Mirosława z pewnością jest najmniejszą z nich. Jest drobniusieńka.
Pozostało zaledwie 20 minut z przyznanej mi godziny na rozmowę. Potem obie mamy się pojawić na pokazie Wilszenko. Kiedy mówię o tym Mirze, ta tylko uśmiecha się i mruży okolone grubą czarną kreską oczy. Zupełnie jakby chciała powiedzieć: „No to co? Tyle zajmuje mi wymyślenie imperium biznesu!”. Zamawia cappuccino. A potem, jakby czytała mi w myślach – moich ciasnych, ograniczonych, zachodnioeuropejskich myślach – zaczyna jeden po drugim obalać stereotypy na temat Rosji.
Jest dyrektorem ds. mediów cyfrowych w GUM. To słynny moskiewski dom towarowy, w którym znajdziecie 1000 światowych marek. Jego właścicielem jest koncern Mercury, największy sprzedawca produktów luksusowych w Rosji. Czym dokładnie się zajmuje? – Ulepszam ich system sprzedaży internetowej, reklamy, nawiązuję współpracę z nowymi projektantami, jak Christopher Kane czy Peter Pilotto. To znaczy nowymi dla nich – dodaje szybko, żebym nie pomyślała, że dla niej.
Duma ma też własny biznes. Wyciąga komórkę i loguje się na Buro247.ru, założony przez siebie portal o modzie. – Dwa lata temu połączyliśmy się z Forward Media Group, jednym z największych domów wydawniczych w Rosji. Prowadzi go Polina Deripaska, znasz ją? Nie znam, ale później się dowiaduję, że jest młodą żoną Olega Deripaski, rekina przemysłu aluminiowego. Przesuwając zadbanym paznokciem po ekranie, Mirosława informuje mnie, że portal Buro247.ru dynamicznie się rozwija. Obejmuje już nie tylko Rosję i dawne republiki radzieckie, lecz także Europę i Środkowy Wschód. A wszystkiego dogląda Duma, która ma zaledwie 28 lat.
Prywatnie Mirosława jest żoną Aleksieja Michiejewa, przedsiębiorcy pracującego w ministerstwie handlu i przemysłu, i mamą trzyletniego Gieorgija. Urodziła się na Syberii. Jej rodzice przeprowadzili się tam w początkach boomu naftowego. – Porzucili słoneczną Ukrainę dla 50-stopniowych mrozów. Na Syberii nie znali nikogo. – Odważny krok – mówię z podziwem. Duma odpowiada: – W Rosji mamy powiedzenie: kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.
Tę maleńką, śliczną, bogatą dziewczynę pcha do przodu ogromne pragnienie niezależności. – Wielu ludzi myśli: „No tak, ona pochodzi z zamożnej rodziny”. Ale ja nigdy nie dzwonię do rodziców ani nie mówię: »Chcę torebkę Céline, dajcie mi pieniądze«. Nigdy! Owszem, noszę rzeczy z edynburskiego pokazu, ale pochodzą one z magazynu Chanel w Rosji, bo to moja praca, rozumiesz? Ludzie nie pojmują, że ja ciężko pracuję, cały czas.
Zdumiewająca jest ta dziewczyna rodem z plakatu reklamującego Rosję. Ma wszystko: pieniądze, styl, znajomości i talent. A do tego jest odważna i za wszelką cenę chce z życia wycisnąć jak najwięcej.
Jej zdaniem moda uliczna to lekcja dla Zachodu, że w Rosji istnieje wyrafinowany styl. A ona jest jego kapłanką. – Zrozum, moda w tym kraju ma dopiero 15 lat! Wcześniej nie było tu nic. Nie można było kupić ani kawy, ani sukienki, ani kozaków, ani czapki. Po czym prosi o rachunek. Prawie 280 zł za trzy kawy, wodę mineralną i paczkę davidoffów. Przy drzwiach pytam, czy pojedziemy na pokaz razem moim mercedesem. – Ależ ja mam własnego kierowcę – odpowiada ze zdziwieniem.

Z JELENĄ PIERMINOWĄ (@lenaperminova, 131 tys. fanów na Instagramie) spotykam się w Simaczowie, barze połączonym z butikiem. Przegrody między stolikami to ściany toalet pokryte kafelkami i graffiti, a siedzenia to stare muszle klozetowe oklejone zdjęciami Johna Lennona i nalepkami AC/DC. To właśnie Jelena najczęściej bryluje na zagranicznych pokazach mody. Ma 27 lat i jest przyjaciółką 53-letniego miliardera, magnata prasowego Aleksandra Lebiediewa. Lebiediew to były agent KGB, a obecnie właściciel gazet „The Independent” i „London Evening Standard”. Ta uczesana na tlenionego pazia eksmodelka jest czołową pin-up girl mody ulicznej. Mówi o sobie, że jest „prawdziwą” kobietą noszącą „prawdziwe” ubrania w „prawdziwy” sposób. Nieważne, że ubrania te pochodzą prosto z wybiegów haute couture. Podobnie jak Duma ma na sobie kreację Chanel z kolekcji Métiers d’Art Paris – Edinburgh, ale wystylizowaną zupełnie inaczej: tweedowy żakiet nosi z paskiem z dużą, niby-średniowieczną klamrą, do tego bryczesy, szpilki Céline i punkowa biżuteria od Repossiego. Twierdzi, że nie jest oficjalną ambasadorką, lecz raczej „współpracowniczką” Chanel.
Jelena ściska mnie serdecznie, przeprasza za kulawy angielski, a potem szokuje opowieścią o swoim życiu. Wychowała się na Syberii w skromnej rodzinie, która utrzymywała się ze sprzedaży chińskich towarów na miejscowym targu. Zawsze chciała się wyróżniać. Pokazuje mi zdjęcie, które trzyma w komórce. Ma na nim osiem lat. – Tylko popatrz, dżinsy z wysoką talią, no i ta czapka. Spróbuj wyobrazić sobie Syberię w latach 90. Strasznie tam było szaro.
Kiedy miała 16 lat, ktoś namówił ją, by poszła na casting do pokazu fryzur. Tam została zauważona i pojechała do Moskwy. W stolicy zwróciła na nią uwagę międzynarodowa agencja modelek IMG i chciała z niej zrobić swoją nową twarz na Zachodzie. – Nie mogłam pojechać, bo przedtem miałam nie za dobre przejścia z dragami, może wiesz? – Nic nie wiem – odpowiadam i nastawiam uszu. Jako 16-latka Pierminowa została zatrzymana za handel narkotykami w klubie nocnym w Nowosybirsku i mimo że pomogła policji ująć lokalnego bossa mafii narkotykowej, dostała zakaz opuszczania kraju. W tym czasie poznała Lebiediewa, wówczas deputowanego Dumy. Dzięki jego interwencji uniknęła ośmioletniego wyroku. – Był jak mój anioł stróż. Ocalił mnie. Wyobraź sobie: młoda dziewczyna idzie do więzienia. To koniec. Zamiast tego Jelena poszła na studia, na wydział ekonomii Państwowego Uniwersytetu w Moskwie, i zakochała się w Lebiediewie. Dziś mają dwóch synów: czteroletniego Nikitę i rocznego Igora.
Po tej historii nie wiem, o co pytać. Moje „wracajmy do mody” wychodzi kulawo. Nieśmiało zagaduję, że mimo ogromnego majątku wciąż musi czuć się świetnie, gdy jedzie na pokazy do Paryża i może kupić wszystko, co jej się spodoba. Ku mojemu zdziwieniu Jelena upiera się, że wcale tak nie jest. – Noszę kreacje couture, ale ich nie kupuję. Nie wyrzucam na to pieniędzy, chociaż mam bogatego męża. Gdybyś zajrzała do mojej garderoby, zobaczyłabyś, że nie mam obsesji na punkcie zakupów. Nie kolekcjonuję ciuchów, rozdaję je przyjaciółkom i siostrze. Potem z lekkim zażenowaniem dodaje: – Ale gdy widzę coś niezwykłego, to oczywiście chcę to mieć.
Po co więc jeździ na pokazy, jeśli nie kupuje ubrań? – Kocham modę. Fascynuje mnie uczestniczenie w pokazach, spotykanie ciekawych ludzi, atmosfera. Uwielbiam być jedną z pierwszych, którzy oglądają nowości – zachwyca się, a czołowi projektanci z całego świata rezerwują dla niej fotel w pierwszym rzędzie. Według niej Rosja jest w czołówce potężnego ruchu, który może odmienić światowy rynek mody: stylu ulicznego. Internet, gigantyczne, nowe majątki, ogromna ambicja i rzutkość sprawiły, że dziś można tu zostać „trendsetterem” w mniej niż pół roku. Teraz, odkąd jest Instagram, nie potrzebują pokazów. Ich wizytówką, swoistym lookbookiem, staje się bogaty katalog własnych fotek z ulicy. Czy Pierminowa ma w tym jakiś ukryty zamiar? Jak zamierza wykorzystać to szalone powodzenie wśród miłośników stylu ulicy? Jelena mówi, że pasjonują ją młodzi projektanci i kreacje, które zmuszają fotografów do zapytania: „Co masz na sobie?”. – Wielu ludzi pozuje do zdjęć bez żadnej głębszej myśli – mówi. – Ja prezentuję własny styl. Jestem dumna, że mogę pomóc młodym projektantom. I nalega, żebym spotkała się z jej przyjaciółką Wiką.

Reklama

WIKA GAZINSKA (@vikagazinskaya, 30 tys. fanów na Instagramie) to znana z nietypowych fryzur rosyjska projektantka. Wygląda, jakby pochodziła z przedmieść Londynu. Jej pracownia mieści się w mieszkaniu w tanim bloku. Wika, rodowita moskwianka, pochodzi z rodziny robotniczej, nie pomógł jej więc żaden krewny oligarcha. Jej interes kręci się dzięki mecenatowi bogatych przyjaciółek, które wykupują sporą część jej kolekcji. – Nie latam prywatnym odrzutowcem. No, chyba że zaprosi mnie Jelena. Wika zwierza mi się, ile się napracowała, by osiągnąć sukces, i jak trudne jest życie designera w Rosji. Skarży się, że jej ojczyznę zalewają importowane wyroby zagranicznych projektantów, a problemy z produkcją i dystrybucją oznaczają, że utrzymanie rodzimej firmy to walka o przetrwanie. – Dopiero internet pozwolił mi zaistnieć. Zaczęłam jeździć na pokazy, tam fotografowali mnie blogerzy, poznali mnie redaktorzy czasopism. Gdyby nie to, byłabym nieznaną dziewczyną ze Wschodu.
Ałła Aleksiejewska z rosyjskiej edycji ELLE wyjaśnia mi, że większość rosyjskich miesięczników o modzie nie zamieszcza prac rodzimych młodych projektantów ani nie lansuje celebrytek takich jak Duma czy Pierminowa. O dziwo, dziewczyny, które stały się tak popularne na Zachodzie, poza Moskwą w Rosji są ledwo znane. Rosyjskiego czytelnika bardziej interesują pierwszoligowe gwiazdy Hollywoodu, a większość nowobogackich Rosjan woli nosić najsłynniejsze zagraniczne marki. Rodzimy projektant zostaje uznany za wystarczająco dobrego, gdy jego dzieło włoży czołowy hollywoodzki celebryta.
ULJANA SIERGIEJENKO (@ulyanasergenko, 51 tys. fanów na Instagramie), caryca mody ulicznej, jest najbliżej osiągnięcia tego celu. Swój wizerunek ascetycznej, zapiętej pod szyję gwiazdki filmowej z lat 50. przetworzyła w kolekcję, która przez ostatnie dwa sezony była prezentowana na paryskim tygodniu mody couture. Niestety, w czasie mojej wizyty w Moskwie Siergiejenko, żona miliardera Daniły Chaczaturiowa, jest za granicą. Wysyłam jej e-mail z pytaniem, jaką ma wizję rozwoju swojej firmy. Odpowiada: „Marzę, by stworzyć pierwszy w Rosji dom mody, w którym wszystko byłoby znakiem szacunku do naszej kultury i historii”.
Trudno nie czuć podziwu dla tych gotowych na wszystko, nowoczesnych rzutkich rosyjskich awanturnic. Do nich słowa „celebrytka” nie pasuje, jest zbyt stereotypowe. Oto jesteśmy świadkami narodzin wolnego od konwencji nowego pokolenia, które za pomocą mediów społecznościowych tworzy zjawisko na skalę światową. My to już wiemy, Rosja się jeszcze nie zorientowała. Na razie.

Reklama
Reklama
Reklama