Moda lat 90. Plecaki Enrico Benetti, bluzy Fruit of The Loom i dżinsowe ogrodniczki. [FRAGMENT KSIĄŻKI] "Sentymenty. Lata 90."
Moda lat 90. krążyła wokół bazaru. Kto chciał się modnie ubrać, musiał się nieźle natrudzić i nachodzić. O tym, jak wyglądało życie codzienne w latach 90. przeczytacie w książce "Sentymenty. Lata 90". Na ELLE Polska publikujemy fragment.
- ELLE
W czasie transformacji ustrojowej bazary były miejscem, w którym Polacy mogli kupić wszystko. Zasada była prosta – handlować może każdy. Na bazarze można było wyposażyć mieszkanie, ubrać się, kupić zabawki, sprzęt AGD oraz produkty spożywcze. Łóżko polowe stało się podstawowym wyposażeniem każdego przedsiębiorczego Polaka. Pierwsze modowe flashbacki pochodzą z rodzinnych imienin: ciotki w bluzkach z okropnie wielkimi, nadmuchanymi ramionami, a wujkowie w buraczkowych marynarkach i krawatach w dziwne wzory. Istnieje teoria, że w modowych wyborach inspirowano się serialem "Dynastia". O wiele bardziej prawdopodobna jest jednak teoria, że inspirowano się ceną, dostępnością towaru i (ostatecznie) osobistymi preferencjami. Ważną rolę w ubieraniu Polaków odegrał „Twój Styl”, który przez pierwsze lata dołączał wykroje i magazyn „Burda” - dziś wielkie wydawnictwo, które drukuje polskie ELLE. Oprócz wciąż działających zakładów przemysłu odzieżowego, to był czas domorosłych krawcowych, które szyły garsonki i sukienki. Znakomita większość osób, która chciała się modnie ubrać, spotykała się jednak na bazarze.
Zakupy w latach 90. - bazary i Stadion Dziesięciolecia
Karolina mieszkała na Grochowie i nie wspomina go z sentymentem. „W Warszawie bazar oznaczał na ogół Stadion Dziesięciolecia, czyli świątynię obfitości, królestwo mydła i powidła. Kochałam tam chodzić, kiedy celem była korona stadionu pełna płyt CD. Gorzej, jak chodziło o stragany z naręczami poliestru. Właściwie nic mi się tam nie podobało, a jako najbardziej stresujące wspominam kupowanie kurtki. Według mojej mamy miała być praktyczna i tania – dwa słowa, które od razu rozumiałam jako »brzydka i brzydsza«. Chyba popłakałam się na tym stadionie przy zakupie. Wydawała mi się paskudna” – wspomina Karolina i dodaje, że była bardzo dumna, kiedy rodzice kupili jej spodnie w sklepie firmowym Americanos (wyzwanie to ubranie!) O takich klientów jak Karolina walczyły odzieżowe korporacje za pośrednictwem mediów. Metkę można było łatwo podrobić, więc o oryginalności produktu świadczyły niuanse w postaci: firmowych guzików, miedzianych nitów, szwów i hologramów. „Jeśli na polowym łóżku leży t-shirt z metką Benetton, to na pewno jest podrobiony. Nasze wyroby można kupić wyłącznie w sklepach firmowych” – grzmiał w 1993 roku prezes marki. Zgodnie z życzeniem Karoliny, w drugiej połowie lat 90. zakupowe przestrzenie zaczęły się zmieniać – w dużych miastach bazary były wypierane przez centra handlowe.
Moda lat 90. plecak Enrico Benetti i bluzy Fruit of The Loom
Nadszaniec, bazarowe centrum Zamościa, otwarto w 1992 roku w południowej części historycznej fortyfikacji. Znajdowały się tam dziewięćdziesiąt dwa stoiska. Na parterze budynku głównie spożywcze, na piętrze przemysłowe, a pod chmurką królowały sto- iska odzieżowe. Najtłoczniej było na samej górze. To właśnie tam przychodziłam, żeby w nerwowej atmosferze przymierzać modne ciuchy, które widziałam w gazetach. W większości przypadków te zakupy odbywały się na zewnątrz stoiska. Buty mierzyłam, stojąc na kawałku wilgotnego kartonu, a ubrania w jakiejś prowizorycznej przebieralni stworzonej z naręczy dżinsów. Tam kupiłam pierwsze ogrodniczki, buty na koturnie i niemarkowe dresy z neonowymi lampasami na zatrzaski. Ale głównie pamiętam rzeczy, których sobie nie kupiłam – czarne Vansy (model Wally), buty na tęczowym koturnie, buty z diodami, bluzę Fruit of The Loom czy plecak Enrico Benetti, który osiągał zawrotną wówczas cenę sześćdziesięciu złotych. W glany i plecaki „kostki” zaopatrywali się tam przedstawiciele najliczniejszej lokalnie subkultury, czyli metalowcy. Później plecaki z brezentu były personalizowane przez właścicieli. Pojawiały się na nich przypinki, agrafki, naszywki albo nazwy zespołów napisane długopisem. Po takie akcesoria trzeba było się udać do pobliskiego sklepu muzycznego, gdzie obsługiwał długowłosy fan Kazika na Żywo. Ci, którzy szukali szerokich spodni, musieli się trochę nachodzić.
Słynne podróbki - Abibas, Uma, Daiads
Przechodząc przez wilgotne korytarze Nadszańca, mijało się setki podwieszonych pod sufitem dżinsów, bluz, sukienek i męskich garniturów. Kiedy spodobało mi się coś z samej góry, to naburmuszony właściciel budy brał do ręki długi kij i demontował swoją ekspozycję. Kiedyś nie wytrzymałam nerwowej atmosfery na linii wściekła matka – wściekły sprzedawca – ja, i żeby nie przebierać się znowu w schowku na szczotki, kupiłam za duże spodnie i przyciasną bluzę. Można było kupić też wariacje na temat czołowych sportowych marek: buty Abibas, Uma, Daiads, spodnie z czterema paskami i dżinsy LGG, ale szczytem szczytów były podróbki klapków Kubota, czyli Kobuty.
Tekst pochodzi z książki "Sentymenty. Lata 90." Agnieszki Wróbel, która na co dzień prowadzi profil sentymenty_oficjalnie poświęcony tematyce retro. Książka ukazała się w formie cyfrowej. Link do profilu poniżej: