Christina Aguilera przywraca do łask ten absurdalnie niepraktyczny dodatek. Na początku lat 00. nosili go wszyscy. Był też modny w erze Tumblra
Który to mamy rok? Cóż, jesteśmy prawie pewne, że 2023. Choć wakacyjne stylizacje gwiazd i influencerek wyglądają tak, jakby 2005 nigdy nie minął. Najnowsze posty Christiny Aguilery nie pozostawiają żadnych wątpliwości: modowe sentymenty wkraczają na kolejny poziom. Do łask wraca między innymi ten absolutnie bezużyteczny (ale jakże efektowny) dodatek. Założymy się, że pamiętają go wszystkie dziewczyny z pokolenia Y.
W latach szkolnych plakat Xtiny miała nad łóżkiem co druga z nas. To ona, ramię w ramię z Jennifer Lopez, Gwyneth Paltrow, Hilary Duff czy – o zgrozo – Paris Hilton, wyznaczała trendy początku lat dwutysięcznych. Na najnowszym zdjęciu opublikowanym w sieci, Aguilera pozuje w stylizacji sprawiającej wrażenie w całości zbudowanej na bazie modowych hitów tamtych czasów. W rolach głównych: neonowo różowe szpilki Versace z niedorzecznie wyostrzonym czubem i gorsetowym wiązaniem, obcisły czarny top, charakterystycznie rozjaśniona burza rozpuszczonych włosów, jeansowe dzwony i okulary przeciwsłoneczne z ultrawąskimi soczekwami oprawionymi w metaliczne ramy.
Szczególną uwagę naszej redakcji przykuło jednak coś innego. Zawiązany z przodu na wzór krawata cienki szaliczek, który z pewnością nie ogrzał szyi gwiazdy, za to wywołał gorącą dyskusję. Jej temperatura nadal rośnie z każdym kolejnym komentarzem i każdą kolejną publikacją. Moda na absurdalne wg części internautów, bo nie spełniające żadnej funkcji szaliki narodziła się dwie dekady temu. I z tego co pamiętamy, nikt się wtedy na ich niepraktyczny charakter nie skarżył.
Szczyt popularności tego „bezużytecznego” akcesorium przypada na lata 2003 – 2007. W zestawie ze zdublowanymi topami-bokserkami, założonymi na jeansy sukienkami i całą masą brokatu nosiły go między innymi Kelly Clarkson, Hilary Duff, Nicole Richie czy Ashley Tisdale. Ich „krawatki” – jak zwykło się potocznie nazywać – sięgały talii, bioder, a czasem nawet linii kolan, przyciągały wzrok wyrazistymi kolorami i błyszczały. Tytuł największej fanki mikro szaliczków należy się jednak Kate Moss. Mniej więcej do 2010 roku modelka praktycznie się z nimi nie rozstawała. W odróżnieniu od przytoczonych wyżej nazwisk, Kate stylizowała je w duchu estetyki później, w erze Tumblra, nazwanej „indie sleaze”: do garniturowych kamizelek, jedwabnych sukienek, denimowych szortów i Hunterów.
Chociaż więc zwykle myślimy o cienkich szaliczkach jako kiczowatych, absurdalnie bezsensowych i tandetnych. Ale przecież miały one także swoje eleganckie momenty. Wiosną 2005 roku na przykład zagościły na wybiegu Chloé. Doskonale pamiętamy z tego pokazu Gemmę Ward w turkusowej „krawatce” połączonej z nonszalancko rozchełstaną białą bluzką oraz Heather Marks w czerwonej wersji kontrastującego z kremową slip dress. W podobnym czasie lubili się z nimi także między innymi Marc Jacobs i Hedi Slimane.
Bez względu na to czy odświeżoną popularność cienkich, długich i bezużytecznych szaliczków rozumiecie, czy nie, znów są one modne. Dodowy? W nowych kolekcjach sieciówek, z Zarą, Pull&Bear i Mango na czele.