Cały świat Moschino
Kontrolowany kicz, groteska, surrealizm. Kreacje Moschino przez lata były drwiną z klasycznej mody. I choć marka świętuje właśnie trzydziestolecie, nie traci ducha anarchii i zabawy.
Witaj w króliczej norze. Poczujesz się tu jak Alicja w Krainie Czarów! – uśmiecha się recepcjonistka i prowadzi mnie
przez szklaną bramę Maison Moschino. Jeszcze niedawno był tu dziewiętnastowieczny dworzec kolejowy. Dom mody Moschino wykupił go i przerobił na czterogwiazdkowy hotel. Z Rossellą Jardini, dyrektor kreatywną marki, spotykam się w jednym z apartamentów. Ściany i podłogi są pokryte aksamitnymi płatkami róż, stoliki wyglądają jak wielkie filiżanki. Rossella Jardini wita mnie ubrana w białą, męską koszulę i spodnie wyprasowane w kant. Ma mocny uścisk dłoni. – Spodziewałam się, że zobaczę panią w długiej, atłasowej sukni – mówię. – Trudno oprzeć się tej pokusie, kiedy przebywasz w takim pomieszczeniu – odpowiada z uśmiechem, wskazując na czerwone łóżko przypominające suknię
balową. Wnętrze jest surrealistyczne jak same kreacje Moschino. Przypominają mi się najsłynniejsze projekty marki: neonowe balerinki Bow Wow, pasek ze złoconym logo Moschino. Albo granatowe sukienki z tuzinem kokard i marynarki z guzikami wielkości pięciozłotówek. Czysta klasyka w krzywym zwierciadle!
Franco Moschino od początku był outsiderem mody, artystą patrzącym na nią z dystansem. Syn właściciela odlewni żelaza w małej miejscowości Abbiategrasso studiował w akademii sztuk pięknych w Mediolanie. Żeby opłacić studia, zarabiał jako ilustrator mody dla włoskich marek i magazynów. W 1971 roku zauważył go Gianni Versace i zaprosił do współpracy. Moschino pracował u niego przez sześć lat, tworząc szkice do kolekcji. Podpatrywał świat mody i wyłapywał wszystkie jego niuanse i absurdy. Wyszydzał konsumpcjonizm i kult drogich marek. Co nie przeszkodziło mu założyć własną firmę i odnieść światowy sukces.
ZŁY CHŁOPIEC
Jako projektant zadebiutował w domu mody Cadette w 1981 roku. Dwa lata później pokazał pierwszą autorską kolekcję Moschino Couture! Wbrew nazwie ubrania nie miały wiele wspólnego z filozofią wysokiego krawiectwa. Były zabawą konwencjami i żonglerką kodami popkultury. Tweedowe żakiety z nakrętkami od butelek zamiast guzików, sukienki w groszki parodiując ubranka Myszki Minnie. Kolekcja sprzedała się na pniu, a Moschino stał się ulubieńcem mediów. Kiedy wszyscy śmiertelnie poważnie traktowali wysoką modę, on przypinał złocone sztućce do klasycznych marynarek. W czasach, gdy włoska moda kojarzyła się z beżowymi garsonkami, on lansował koszule z napisem „Ideal dress = no stress & no dress” albo czarne swetry z wyhaftowanym hasłem „Status symbol”. Wyprzedzał swoją epokę. Patchwork i dekonstrukcję zastosował już w swoich pierwszych kolekcjach, o dekadę wcześniej niż Jean Paul Gaultier, John Galliano czy Viktor i Rolf. Szokował także na pokazach. Modelki chodziły na rękach lub całkiem nago, wyłącznie z papierowymi torbami. Modę męską w 1987 roku prezentowały kobiety. Przed jednym z pokazów porozkładał na krzesłach dla gości pomidory i kwiaty, żeby mogli czynem oceniać pokaz. I świetnie się bawił swoim wizerunkiem. – Przemysł mody chciał widzieć we mnie złego chłopca. I dobrze, w końcu trzeba na czymś zarabiać! Co nie znaczy, że jestem zepsutym
człowiekiem. Łatwo doprowadzić mnie do łez – mówił.
– Czy rzeczywiście był taki szalony? – pytam Rossellę, która wciąż mówi o nim tak, jakby miał za moment wejść do pokoju. – On po prostu chciał wydobyć jak najwięcej z mody. Wiedział, że pod ubiorem kryje się człowiek, nie manekin. Wiedział też, w którą stronę podąża moda. Gdyby nie on, nie byłoby tego, co teraz nazywamy „świadomą modą”. Już w latach 90. Moschino walczył z dewastacją środowiska i okrucieństwem wobec zwierząt. Jedna z jego ostatnich kolekcji, Ecouture z 1994 roku, powstała z materiałów przyjaznych środowisku.
Rossella Jardini pracowała u boku Franco Moschino przez dziewięć lat, aż do jego nagłej śmierci w 1994 roku. Zgodnie z wolą mistrza to ona została dyrektor kreatywną marki. Przez długie lata pozostawała jednak w jego cieniu. Po raz pierwszy wyszła się ukłonić po pokazie dopiero w 2008 roku. – To z szacunku do Franco – mówi. – Wciąż mam poczucie, że to jego miejsce.
WSZYSTKO, CO BRYTYJSKIE
Pod rządami Jardini Moschino rozkwita. Kreacje marki kochają gwiazdy: Alexa Chung, Rita Ora czy Kylie Minogue. A także Michelle Obama. Jesienią 2011 roku pierwsza dama, ubrana w małą czarną od Moschino, wygłosiła swoje słynne hasło „Wear what you love” podczas National Prayer Breakfast. Markę natychmiast zaczęto na nowo utożsamiać z kobietami silnymi i świadomymi. Takimi, które chcą naprawiać świat. Trudno o lepszy PR! Dziś Moschino ma kilkanaście linii produkcyjnych, z których trzy prezentowane są na światowych tygodniach mody. Pokazy głównych linii odbywają się w rodzinnym Mediolanie. Druga linia Moschino Cheap and Chic od dwóch lat jest prezentowana w Londynie. Kolekcje są przedstawiane na tle prostej scenografii. Czasy, kiedy spektakularne dekoracje konkurowały z kreacjami z wybiegu, minęły bezpowrotnie. U Jardini to ubrania grają główne role. Nie jest typową projektantką, raczej nakreśla wizję i nadzoruje pracę zespołu. – Dobieranie kolorów i materiałów działa na mnie jak lektura dobrej książki – mówi, pokazując próbki wełnianej tkaniny w kratę, z której została uszyta kolekcja na sezon jesień–zima 2013/2014. – Chyba bardziej angażuję się w jesienno-zimowe kolekcje. Dają wyobraźni większe pole do popisu – wyznaje. Ta kolekcja należy do jej ulubionych. Ręcznie krojone wełniane płaszcze, marynarki w szkocką kratę, motywy inspirowane mundurami królewskiej gwardii. Jardini fascynuje się wszystkim, co brytyjskie. – Pomysł na tę kolekcję kiełkował w mojej głowie już od kilku lat. Czekałam na odpowiedni moment, w którym cała koncepcja dojrzeje – mówi. W podobny sposób podchodzi do każdej inspiracji. Może to dlatego wszystko, co zaprojektuje, staje się przedmiotem pożądania. Granatowe mundurki inspirowane bajką o dziadku do orzechów jesienią 2006 roku, sukienki w kształcie truskawki wiosną 2012 roku, cukierkowe lata 60. Kobieta Moschino etap buntu ma już za sobą, ale nadal chce się wyróżniać. – Franco zawsze mi powtarzał, że nie sztuką jest burzyć, tylko budować na starych fundamentach – mówi. – Chciałabym, żeby kobiety mogły się za pomocą mody komunikować. Moda nie potrzebuje drogich ubrań, tylko osobowości, które może ubrać.
1 z 1
Cały świat Moschino, fot. Imaxtree, serwis prasowy Moschino