Reklama

Internet natychmiast obiegły zrzuty ekranu ze sklepu Revolve.com a na "nowościach" marki suchej nitki nie zostawiły urażone klientki, a potem cała rzesza dziewczyn, które screeny udostępniały wszędzie, gdzie się dało. Oburzenie w mediach społecznościowych zdążyło urosnąć do wielkiej skali, gdy wreszcie ujawniono, że kontrowersyjna kolekcja jest po prostu przewrotną kampanią społeczną Revolve zwalczającą hejt. Popularyzując go. Wróć - zwalczając go... Cóż, w sumie tak do końca nie wiadomo, bo akcja wymknęła się spod kontroli. Tysiące internautów zdążyło już obrzucić błotem markę i zablokować ją na Instagramie.

Reklama

Czytaj też: Body Positive >>

Trudno się dziwić, że internauci nie domyślili się, o co tak naprawdę chodziło Revolve. Pod wykluczającymi hasłami na bluzach drobnym drukiem widniały profile gwiazd dotkniętych hejtem. Komentarze z ubrań były autorstwa hejterów z profili Cary Delevingne, Emily Ratajkowski, czy Suki Waterhouse. Bez kontekstu jednak (tzw. małego druku z gwiazdką) nadruki po prostu obraziły ludzi.

Oliwy do ognia dodał fakt, że przy projekcie z marką LPA współpracowała Lena Dunham, słynąca przecież z manifestów kobiecej siły i ruchu body positive. Wywołana do tablicy, opublikowała na Instagramie kilka postów rozgrzeszających akcję i przepraszających urażonych. Aktorka wytłumaczyła, że cała akcja miała być feministycznym głosem zaczerpniętym z wybitnych kobiet, które doświadczyły hejtu w sieci. Przyznała też, że być może akcja Revolve może wyglądać na obrazoburczą i nic dziwnego, jeśli zostanie uznana za posunięcie w bardzo złym guście. Choć w dobrej idei, bo wpływy z kolekcji miały zasilić konta organizacji charytatywnych wspierających dziewczynki i młode kobiety.

Reklama

Kilkadziesiąt godzin awantury internetowej spowodowało usunięcie bluz z oferty marki. W ramach zadośćuczynienia Revolve ma przekazać 20 000 dolarów organizacji non profit "Girls Write Now" zajmującej się sprawami wykluczonych dziewcząt z publicznych szkół średnich w Nowym Jorku.

Reklama
Reklama
Reklama