Reklama

Marcin Świderek: Zaczynałaś karierę pod koniec lat 90. Skąd pomysł, wtedy dość nieoczywisty, aby zostać modelką?

Reklama

Angelika Wierzbicka: Zaczęłam pracę jako modelka w 1998 roku po wygranym konkursie Elite Model Look. To było wielkie modowe wydarzenie w Polsce, w którym brało udział kilka tysięcy dziewczyn z całej Polski. Nie miałam wtedy zupełnie świadomości, jak ważny i prestiżowy był to konkurs. Nigdy nie marzyłam, aby zostać modelką, nic o tym zawodzie nie wiedziałam. Kończyłam wtedy ósmą klasę Szkoły Podstawowej i byłam bardzo skupiona na nadchodzących egzaminach do liceum. Ktoś w rodzinie czasami żartował, że powinnam spróbować sił jako modelka, ponieważ jestem bardzo szczupła i wysoka. Gdy nagle w magazynie "Dziewczyna" zobaczyłam z siostrą ogłoszenie o konkursie, wpadłyśmy na pomysł, że wyślemy kilka zdjęć. Minęło parę tygodni, zupełnie zapomniałam o tamtej sprawie, gdy nagle przyszło pocztą zaproszenie do eliminacji, później półfinał, finał i tak rozpoczęła się moja historia z modelingiem. Myślałam, że będzie tylko chwilową przygodą lub licealnym epizodem a tymczasem dziś, 26 lat później, mogę poszczycić się okładką ELLE.

Jak wspominasz początki kariery?

Były bardzo trudne. Z dużym sentymentem wspominam moją pierwszą sesję do magazynu ELLE, którą fotografował Marek Straszewski. Zupełnie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, jak wygląda sesja zdjęciowa, co powinnam robić, jak się zachowywać. Byłam bardzo skrępowana, nie potrafiłam pozować i bardzo się wstydziłam. Ale uwielbiam tę sesję, jest ponadczasowa. Tło, makijaż, włosy, stylizacja – dominowała wtedy czerwień. Byłam zachwycona efektem naszej pracy, mimo, że kosztowała mnie dużo stresu. Przekonałam się jednak jak tak naprawdę wygląda profesjonalna sesja zdjęciowa. Zaraz po wygranym konkursie dużo pracowałam z najlepszymi fotografami i stylistami w Polsce. Wspaniale było obserwować jak tworzy się moda w Polsce. To były wyjątkowe czasy, nie naznaczone social mediami. Inspiracją dla ekipy były magazyny, albumy, fotografia analogowa. Jestem wdzięczna i szczęśliwa, że doświadczyłam mody w tych latach. Bardzo szybko wyjechałam na swój pierwszy, 2-miesięczny kontrakt zagraniczny do Tokio. Czas rozłąki z rodzicami, zderzenie z inną kulturą, nauka podstawowych zasad w biznesie – to był bardzo trudny czas, ale jednocześnie zauważyłam, że modeling to wielka szansa. Idealnie wpasowałam się wtedy w kanon, który obowiązywał wśród modelek – jasna skóra, niebieskie oczy, kości policzkowe. Byłam wtedy w najlepszej agencji w Tokio, Donna, i stało przede mną ogromne wyzwanie wywiązania się z podpisanej umowy.

Twoja kariera ponownie nabrała tempa, gdy skończyłaś 40 lat. Co było największym wyzwaniem w powrocie do branży?

Pogodzenie życia rodzinnego z pracą. Modeling wymaga dyspozycyjności. Mój come back nie udałby się bez pomocy mojego męża Przemka i mojej mamy Ani,

którzy dali mi bezwarunkowe wsparcie i sto procent wolności w podejmowaniu decyzji

zawodowych. W pierwszym roku życia Lei na wszystkie sesje lataliśmy razem, ponieważ zależało mi, abym jak najdłużej karmiła ją piersią. Zaraz po urodzeniu córki zdecydowałam, że wracam ponownie do modelingu. Darek Kumosa z Model Plus, agencji, w której wcześniej pracowałam jako agentka, wspierał mnie w tych działaniach. Ponownie pojawiłam się na stronie agencji, już jako modelka i od tamtej pory pracuję non stop. To była fantastyczna decyzja, tym bardziej, że moda fascynuje mnie dziś zdecydowanie bardziej niż kiedyś. Już kilka lat temu zauważyłam zmianę, jaka powoli następuje w branży. Coraz więcej marek pytało o kobiety 30+, 40+, 50+. Pojawiła się fantastyczna okazja, aby wrócić. Natomiast modeling jest nieprzewidywalny, więc nie spodziewałam się aż takiego sukcesu, mimo, że odnosiłam je już lata temu.

Masz dziewięcioletniego syna Leona i trzyletnią córkę Leę. Jak godzisz zawód modelki z byciem mamą?

To wielkie wyzwanie logistyczne, tym bardziej, jeśli łączy się go z tak intensywnym życiem zawodowym. Paradoksalnie praca modelki daje mi wolność wyboru projektów, dzięki czemu mogę jak najwięcej czasu spędzać z rodziną. A to jest dla mnie priorytetem. Na pewno moje sukcesy po części zawdzięczam ogromnemu wsparciu najbliższych.

Jak zmieniało się w tym czasie podejście w branży do dojrzałych modelek?

Zmiana jest bardzo widoczna. Przede wszystkim nie ma już limitu wieku – każda kobieta może zostać modelką, niezależnie od daty urodzenia. Kiedy zaczynałam, agencje poszukiwały bardzo młodych dziewczyn, zazwyczaj w wieku 14 – 15 lat. Teraz, z perspektywy czasu, uważam, że to był błąd. Jak tak młoda dziewczyna może odnaleźć się w dorosłym świecie? Modeling to bardzo poważne zajęcie, wymagające pewności siebie, asertywności, świadomości swojego ciała i emocji. Bardzo cieszę się, że te standardy się zmieniły. Odnoszę też wrażenie, że zawód ten jest obecnie bardziej szanowany i poważniej traktowany. Uroda i warunki fizyczne pozwalają Ci jedynie rozpocząć tę przygodę, natomiast najważniejsze są osobowość, charyzma, umiejętności interpersonalne, pokora i ogromna cierpliwość.

Który z pokazów zapamiętasz na zawsze?

Uwielbiam projekty Driesa Van Notena. Niestety projektant odszedł już na emeryturę, ale miałam ogromne szczęście i zaszczyt brać udział w trzech jego pokazach. Doskonale pamiętam towarzyszące temu przeżycia a było to już ponad 20 lat temu. Generalnie uwielbiam obserwować twórczy proces tworzenia kolekcji, rozmawiać z projektantami za kulisami, dowiadywać się, czym się inspirowali podczas pracy nad swoimi projektami. To dla mnie szalenie wartościowe.

Pracowałaś z legendami świata mody. Kto wywarł na tobie największe wrażenie?

Na pewno praca przy ostatnim pokazie Lanvin na jesień/ zimę 2025 w Paryżu. To była pierwsza kolekcja Petera Coopinga dla tego domu mody – wielkie wydarzenie towarzyskie i modowe. Za kulisami czuło się tę adrenalinę. Od zawsze uwielbiałam dom mody Lanvin, pamiętam wspaniałe kolekcje legendarnego projektanta Albera Elbaza. To był dla mnie wielki zaszczyt! Wyborem modelek do tego pokazu zajmował się jeden z najważniejszych casting directorów – Piergiorgio Del Moro. Zostałam zaproszona na prywatny casting kilka dni przed pokazem dzięki czemu miałam okazję z nim osobiście porozmawiać i zobaczyć pierwsze projekty jeszcze przed premierą.

Jesteś w świetnej formie. Jak o siebie dbasz?

Od kilkunastu lat jem regularnie, pięć mniejszych posiłków dziennie (mój mąż zawsze przygotowuje mi też zdrowe jedzenie do samolotu). Stawiam na najwyższą jakość produktów, staram się unikać przetworzonej żywności, jem dużo zdrowych tłuszczy i ryb. Ale mam żelazną zasadę – nie podjadam między posiłkami. Moja skóra wygląda fantastycznie dzięki systematycznej pielęgnacji u kosmetologa oraz używaniu minimalnej ilości kosmetyków.

Odkąd pamiętam świetnie się ubierałaś. Co kryje twoja szafa?

Reklama

Od lat króluje w niej klasyka i minimalizm. Im więcej pracuję jako modelka, tym mniej kupuję ubrań. W ogóle mnie już to nie kręci. Natomiast jeśli już to zawsze stawiam na najwyższą jakość materiałów. Kocham marynarki, kaszmirowe swetry, dobrze skrojone płaszcze, ale mam ich niewiele. Wszystko w moich ulubionych kolorach: szarości, czerni, bieli, granacie, kolorach ziemi. Czasami pozwalam sobie na ekstrawagancję w postaci czerwieni. Fascynują mnie stylistki, które pięknie łączą jaskrawe kolory. Lubię wkładać je przed obiektywem, ale nie widzę ich na sobie na co dzień.

Reklama
Reklama
Reklama