2025. Zmiana warty, czyli o niekończących się zmianach na wysokich stanowiskach w domach mody
Światem mody rządzą plotka i intryga. Dziś to powiedzenie sprawdza się lepiej niż kiedykolwiek. A najbardziej przy okazji niekończących się zmianach na wysokich stanowiskach w domach mody. Co przyniesie nadchodzący rok?
- Marcin Świderek
Stabilizacja to ostatnie, co można dziś powiedzieć w kontekście świata mody. Głównie z powodu roszad w luksusowych markach. To generuje różne pogłoski i teorie spiskowe, którymi żywią się Internet i Social Media. Najpierw jednak kilka ważnych kwestii. Zmiany dotyczą stanowisk biznesowych: CEO i dyrektorów kreatywnych. Choć oba istotne, my zajmiemy się tymi drugimi. Jeśli ktoś myśli, że reformy w niedostępnych, eleganckich brandach go nie dotyczą, jest w błędzie. A tak kulturalnie wyjaśniłaby to Miranda swojej asystentce Andrei (aka Emily) w „Diabeł ubiera się u Prady”: zmiana projektanta w domu mody często powoduje przewrót estetyczny, a co za tym idzie – transformację kolekcji. Jeśli jest ona dobra i mocna, znajduje naśladowców w innych projektantach, którzy w kolejnym sezonie idą tym nowym torem. Oprócz tego chętnie wkładają ją gwiazdy, influencerzy pokazują na swoich kontach na Instagramie, a styliści w magazynach. Wieść o kreacjach się niesie, aż dociera do projektantów mniejszych firm i sieciówek, którzy się nimi „inspirują”. Zatem nieco przerobiona, ale o podobnym charakterze rzecz ląduje na półkach sklepowych na całym świecie. Potem w naszych domach, za chwilę u koleżanki, która ją u nas wypatrzyła. Aż rodzi się trend, który staje się fenomenem. A zaczęło się gdzieś na stole krawieckim w mediolańskiej lub paryskiej pracowni tego właśnie projektanta.
Gorące krzesła
Pierwszy efekt ostatnich roszad zobaczymy w 2025 roku. W marcu premierową kolekcję dla domu mody Givenchy pokaże Sarah Burton. Wcześniej przez 26 lat pracowała u Alexandra McQueena. Tam zastąpił ją projektant młodego pokolenia – Sean McGirr. Zważywszy, jak szybko podano nazwisko jej następcy, można przypuszczać, że zmiana była zaplanowana dużo wcześniej. Być może marka szukała świeżego spojrzenia, a Irlandczyk mimo młodego wieku zdobył już doświadczenie w Uniqlo, u Driesa Van Notena i JW Andersona, skąd został podkupiony. Jego kolekcje na razie zdobywają umiarkowane recenzje. W przeciwieństwie do debiutanckiego pokazu Alessandro Michele dla Valentino, zatytułowanego „Pavillon des Folies”. Po prawie dwóch latach od odejścia z Gucci, Włoch trafił pod skrzydła kolejnego ikonicznego domu mody z Półwyspu Apenińskiego. Mimo że pokazał zaskakująco podobne projekty do tych, które lansował u Gucci, większość krytyków rozpływała się z zachwytu, argumentując, że brakowało jego retromaksymalistycznego podejścia do mody. Oprócz wyjątkowo surowej Cathy Horyn, która opiniowała: „Kolekcja, choć pięknie wykonana, miała trudności w zachowaniu balansu między hołdem dla historii marki a wiernością jej faktycznemu dziedzictwu”. Na pocieszenie warto dodać, że dziennikarka z dezaprobatą wypowiedziała się na temat większości włoskich marek, pisząc, że ich projektanci nie potrafią zrobić dobrej letniej kolekcji, a przecież przez dekady właśnie z tej lekkości w stylu dolce vita słynęła włoska moda.
Na początek przyszłego roku zapowiedziano również premierową kolekcję Michaela Ridera dla Celine. Jego nominację na stanowisko dyrektora kreatywnego obwieszczono w październiku, dokładnie w dniu, w którym zakomunikowano rozstanie z eksprojektantem marki – Hedim Slimane’em, który pracował w niej siedem lat. Z elitarnego, względnie małego brandu miał stworzyć imperium luksusu. Czy mu się udało? Chyba nie do końca, być może stąd ta zmiana. Do niedawno typowano go na następcę Virginie Viard w Chanel, która w czerwcu po 30 latach rozstała się z domem mody. Jednak w grudniu, po miesiącach oczekiwań, ogłoszono, że na nowego dyrektora kreatywnego marki wybrano Matthieu Blazy’ego. Francuza podkupiono z Bottega Veneta, gdzie z sukcesem projektował przez ostatnie trzy lata. Jego miejsce zajęła zaś Louise Trotter, którą z kolei zwerbowano z Carven. Podobno w kolejce po lukratywne stanowisko w Chanel stali też Pierpaolo Piccioli (w marcu odszedł z Valentino) i John Galliano. Kontrakt tego ostatniego z Maison Margiela niedawno wygasł a to rodzi spekulacje co do jego przyszłości. Jedna z hipotez wskazuje jakoby miał objąć posadę dyrektora kreatywnego Diora, którą z hukiem opuścił w 2011 roku. Powodem mają być kiepskie opinie na temat kolekcji dotychczasowej dyrektor kreatywnej marki – Marii Grazii Chiuri. Rzecz w tym, że wyniki finansowe brandu zdają się zadowalać panią prezes – Delphine Arnault. A kiedy biznes idzie dobrze, nikt nie ryzykuje robienia artystycznego tsunami. Jakiekolwiek roszady w tym miejscu mogą być zatem mrzonkami znudzonych estetyką Diora stylistek i socialmediowych kreatorów. Nie zmienia to faktu, że dwa największe symbole i dobra narodowe Francji nie schodzą z afisza.
Konflikt pokoleń
To jednak nie koniec sensacyjnych wieści. W październiku wydano oświadczenie, że Kim Jones odchodzi z Fendi, a w listopadzie – że Peter Do żegna się z posadą u Helmuta Langa. Ostatnia wiadomość jest owiana kontrowersjami, bo w projektancie pokładano duże nadzieje, a stworzył tam trzy kolekcje. Nie jest to odosobniony przypadek. Szczególnie wśród włoskich marek, choć nie tylko. Przez kilka sezonów w Blumarine pracował Walter Chiapponi (zastąpiony przez Davida Komę), w Missoni Filippo Grazioli (jego miejsce zajął Alberto Caliri), a u Toma Forda Peter Hawkins (nie podano następcy). Domy mody nagminnie ostatnio stawiają na młodych projektantów, a gdy natychmiast nie są zadowolone z efektów, po roku, dwóch ich zwalniają. Zuchwałość wcześniej niespotykana. Jej korzeni można dopatrzyć się prawie dekadę temu, kiedy Balenciaga i Gucci na stanowiska dyrektorów kreatywnych zatrudniły nikomu nieznanych projektantów – kolejno Demnę i Alessandro Michele. Ponieważ był to strzał w dziesiątkę, inne domy mody postanowiły brać z nich przykład. Problem w tym, że ich decyzje nie zawsze były trafione. Wtedy szukano kolejnego nieoszlifowanego diamentu. Gdy następna próba kończyła się niepowodzeniem, a przez to stratami finansowymi, znowu robiono rekrutację. Odwrotu nie było – marka traciła na wartości i renomie – przez co już i tak nie mogła pozwolić sobie na zatrudnienie projektanta z pozycją. I tak doszło do spirali roszad, która ogarnęła całą branżę.
Dojrzałość w cenie
Według indeksu najgorętszych brandów platformy Lyst pierwsze dwa miejsca zajmują Miu Miu i Prada. Oba prowadzone przez 75-latkę. Jako nieliczne w ostatnim roku zaliczyły zyski. Do ich grona można zaliczyć też Louis Vuitton, na którego czele stoi 53-letni Nicolas Ghesquière, oraz Maison Margiela, w którym stery trzyma 64-letni John Galliano. Rodzi się pytanie: czy na pewno gwarancją sukcesu marki jest młodzieńcza brawura? Jak mówi Jan Chodorowicz, reprezentant nowej generacji polskich projektantów:
–Młodzi może i bardziej dyktują trendy, ale często inspirując się starą gwardią. Wydaje mi się, że naj-ważniejsze w tym są szacunek i międzypokoleniowa współpraca.
Tymczasem doświadczenie z pewnością liczy się na wybiegach. Od jakiegoś czasu obserwujemy boom na modelki 40+, a sezon wiosna–lato 2025 tylko przypieczętował tę tendencję. Dojrzałe modelki w wiosennych pokazach zostały uwzględnione przez takie marki jak Chanel, Bottega Veneta czy Tod’s. Rozchwytywane na wybiegach były 39-letnia Natasha Poly i 44-letnia Mariacarla Boscono. A także Polka, Angelika Wierzbicka, której kariera na światowych wybiegach rozkręciła się po czterdziest¬ce. W ostatnim sezonie defilowała m.in. u Balmain i Vivienne Westwood. Z kolei furorę na londyńskim tygodniu mody zrobiła 57-letnia Bogna Sworowska. Ale pierwszy sezon 2025 roku był łaskawy także dla naszych młodych rodaczek. Najwięcej zagranicznych pokazów zrobiły Olga Lane (m.in. Prada, Miu Miu, Chloé), bohaterka grudniowej okładki ELLE Asia Żebracka (m.in. Prada, Valentino) oraz Zuza Bryk (m.in. Balmain, Lacoste, Dries Van Noten). I choć mniejszym powodzeniem cieszyły się na fashion weekach modelki plus size, to wciąż świetnie ma się różnorodność w kontekście rasowym. W każdym sezonie, począwszy od jesieni 2020 roku, modelką, która występowała w największej liczbie pokazów, była czarna dziewczyna lub Azjatka. Nie inaczej było podczas wiosennych tygodni mody, które zdominowała Kanadyjka Awar Odhiang, paradując na 38 wybiegach. Jednak, jak dodaje Mateusz Rogenbuk, booker i współwłaściciel agencji Selective: – Po szturmie curvy models, gender fluid, diversity, silversów świat mody skłania się ku erze castingu europejskiego. A znaczy to, że na światowych wybiegach znów zobaczymy więcej dziewczyn z Europy Środkowej i Wschodniej.