Reklama

Naomi Moriyama - z pochodzenia Japonka, z zawodu specjalistka ds. marketingu, która prowadziła kampanie marketingowe dla największych globalnych koncernów kosmetycznych, jak Shiseido czy Estée Lauder. Autorka książek o japońskiej diecie. Niedawno w Polsce premierę miała jej najnowsza książka „Japonki nie tyją i się nie starzeją”.
Japonki naprawdę nie tyją?
NAOMI MORIYAMA Mamy najniższy wskaźnik otyłości na świecie. To w 90 proc. zasługa naszej diety. Jemy dużo ryb bogatych w kwasy omega-3, jak tuńczyk czy łosoś, tofu i warzyw, za to mało czerwonego mięsa, cukru, chleba, nabiału i... kalorii. Przeciętna Amerykanka pochłania 3700 kalorii dziennie, a Japonka 2700. Pomagają w tym małe porcje, jakie lądują na japońskich stołach. I to, że towarzyszy im cała oprawa: piękne naczynia, wymyślne kompozycje. W jedzenie angażujemy wszystkie zmysły i często jemy bardziej wzrokiem niż ustami. Pałeczki wydłużają posiłek, dzięki czemu do mózgu szybciej dociera informacja, że jesteśmy syte. To wszystko sprzyja szczuplej sylwetce. Dowód? Mój mąż po przejściu na japońską dietę w Nowym Jorku schudł 14 kilogramów.
Najzdrowszy japoński posiłek to...
Każdy, jaki gotuje się na co dzień w japońskim domu. Kawałek grillowanej ryby, miska ryżu, duszone warzywa podane z zupą miso, filiżanką gorącej zielonej herbaty i owocami na deser.
Co sprawia, ze Japonki są długowieczne i do późnych lat tak dobrze wyglądają?
Oprócz diety głównie ruch. Japonki nie spędzają całych dni na zajęciach fitness, ale rzadko też jeżdżą samochodem. Poruszają się na rowerze lub chodzą, wybierają schody zamiast windy. Te drobne działania w ciągu dnia pozwalają im dłużej być w dobrej formie. Starają się też ograniczyć stres do minimum. Musisz mieć ikigai, czyli cel w życiu, ale nie narzucać sobie nierealnych wymagań.
Japonki maja obsesję na punkcie pięknej skóry?
Tak, i musi ona spełniać kilka kryteriów: mieć równy kolor: być prawie przezroczysta i jędrna. Gdy uciśnie się ją palcem, ma szybko wrócić do pierwotnego kształtu, być pozbawiona zmarszczek i przebarwień. Jednym z kluczowych elementów pielęgnacji jest nawilżanie. Nie tylko kosmetykami, lecz także parą wodną. Uwielbiamy długie, gorące kąpiele przed snem. W tak wysokiej temperaturze, że cała łazienka paruje. To odzwierciedlenie naszej miłości do tradycyjnych onsenów, czyli gorących japońskich źródeł, w których się relaksujemy i dbamy o ciało.
Trzy najważniejsze zasady, których każda Japonka trzyma się w codziennym życiu, aby dłużej wyglądać młodo i dobrze się czuć?
Nie objadaj się. Po japońsko „hara hachi bunme” – czyli skończ jedzenie w momencie, gdy jesteś w 80 proc. nasycona. Dodawaj do posiłków zdrowe oleje, jak oliwę i olej canola. Nawadniaj skórę zarówno z zewnątrz, jak i od środka. Unikaj słodzonych napojów, pij dużo wody i schłodzonego naparu z prażonego jęczmienia, zwanego mugicha, który można kupić w większości krajów.

Mireille Guiliano - Francuska bizneswoman, która przez kilkanaście lat prowadziła dział public relations marki Veuve Clicquot i podróżowała po całym świecie. Od kilku lat poświęca się swojej pasji – pisarstwu – i dzieli życie między Paryżem i Nowym Jorkiem. Autorka bestsellerowych „Francuzki nie tyją” i „Francuzki na każdy sezon”, właśnie wydała najnowszą książkę „Francuzki nie potrzebują liftingu”.
Dlaczego Francuzki nie potrzebują liftingu?
MIREILLE GUILIANO Głównie dlatego, że go nie chcą. Wolimy starzeć się z godnością. Amerykanka na widok zmarszczek w lustrze potrafi wpaść w histerię. Francuzka uśmiechnie się i powie do siebie: „Tak, mam zmarszczki, bo dużo się całuję i śmieję. To cześć życia”.
Stronia od botoksu, medycyny estetycznej?
Na ulicach Nowego Jorku często widzę kobiety potwory. Ich twarze przypominają zbyt opięte koszule, które lada chwila pękną. Francuzki nie chcą tak wyglądać. Boja się botoksu i innych zabiegów. To tak jak z marihuaną. Gdy byłam studentką, mówiło się, że jest niegroźna, niedługo potem dowiedziono, że powoduje zaburzenia neurologiczne. Podobnie może być za parę lat z botoksem. Ale może gdy będę miała 95 lat i całe mnóstwo zmarszczek, zdecyduję się na laser.
To jak wyglądać młodo, ale nie śmiesznie i sztucznie?
Nie palić, unikać słońca, przynajmniej w godzinach, kiedy najbardziej grzeje: miedzy 11 i 15. Ograniczać spożycie cukru, soli i zdrowo się odżywiać. Bo młody wygląd to nie tylko skóra, to też figura, włosy, sposób ubierania się. Francuzki naprawdę rzadko są otyłe, bo jedzą małe porcje. A większość ludzi przeciętnie zjada o 30 proc. więcej, niż potrzebuje ich organizm. We francuskiej diecie jest dużo warzyw, często zmiksowanych w formie zup. Ja mogę je jeść na okrągło i to dla mnie najlepsze źródło witamin. Bardzo ważny jest też ruch. Nie chodzi o to, żeby trenować przez dwie godziny dziennie na siłowni jak Madonna. Wystarczy regularny spacer, narodowy sport Francuzek. Najlepiej na czczo, jeszcze przed śniadaniem, bo wtedy organizm spala rezerwy tłuszczu, i wieczorem. Ja codziennie spaceruje godzinę rano, godzinę o piątej i godzinę po kolacji. Nawet dzisiaj, po przylocie do Warszawy, udało mi się wyrwać na półgodzinny spacer po Ogrodzie Saskim.
Ubranie potrafi odjąć lat?
Tak, a z przykrością zauważam, że wiele kobiet w moim wieku jakby odpuszcza i ubiera się byle jak. Stylowo i młodo można wyglądać niezależnie od metryki. Ja nawet do samolotu nie wsiadam w dresie, bo uważam,że to brak szacunku dla innych ludzi. Ubieram luźne spodnie, mokasyny, na szyję zarzucam kaszmirowy szal, który dodatkowo chroni mnie przed klimatyzacją. Wygodnie, na luzie, ale nie niechlujnie. Klasyka zawsze się sprawdza, bo jest ponadczasowa, a ubrana w nią kobieta bez wieku. Dlatego dobrze mieć w szafie porządny płaszcz czy marynarkę tak jak każda rodowita Francuzka. Inwestuje ona w kilka luksusowych klasyków, w których chodzi po kilkanaście, nawet kilkadziesiąt lat.
A włosy?
Często kobiety po pięćdziesiątce drastycznie zmieniają fryzurę, myśląc, że pewnych rzeczy im już nie wypada. A czas nie wymaga gruntownych metamorfoz. Jeśli jakaś fryzura ci pasuje, możesz nosić ją przez całe życie, tylko delikatnie modyfikując. Czasami skrócenie o kilka centymetrów potrafi odjąć pięć lat. Francuzki zazwyczaj nie boją się też siwych włosów. W ładnym odcieniu, zadbane nie postarzają, za to wyglądają niezwykle szykownie.
Jak Francuzki dbają o skórę?
Uwielbiamy bezpieczną pielęgnację. We Francji najpopularniejsze kosmetyki to apteczne. Zwracamy uwagę, aby nie było w nich szkodliwych składników. I często wybieramy domowe sposoby, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Mój to letnia maska z miodem, ogórkiem i truskawkami, która w kilkanaście minut przywraca skórze świeżość. Raz w tygodniu przecieram też twarz połówką cytryny i po 10 minutach przemywam wodą. To najlepszy sposób na złuszczenie naskórka.

Charlotte Cho - Autorka książki „Sekrety urody Koreanek”. Z pochodzenia Koreanka, urodzona i wychowana w Kalifornii. Po studiach przeprowadziła się do Seulu, gdzie zgłębiała tajniki urody Koreanek. Obecnie mieszka w Nowym Jorku i prowadzi internetowy sklep z koreańskimi kosmetykami Soko Glam i bloga theklog.co

Reklama

Czy Koreanki naprawdę potrzebują aż 10 kosmetyków do codziennej pielęgnacji ?
CHARLOTTE CHO To mit. Tę dziesiątkę podchwyciły kiedyś media i tak się utrwaliło. Tak naprawdę jest ich około sześciu, siedmiu. Ja używam trzech do demakijażu, w tym olejku, pianki i chusteczek z olejkiem do zmywania oczu, toniku, esencji, serum z witaminą C i kremu nawilżającego z filtrem. Dwa razy w tygodniu robię piling, nakładam maskę. Liczba kosmetyków w koreańskiej łazience rośnie wprost proporcjonalnie do wieku. Koreanki zaczynają dbać o siebie już w liceum, ale wtedy głównie skupiają się na oczyszczaniu i ochronie przed słońcem. Potem dochodzi walka z przebarwieniami, ujędrnianie skóry. Dla Amerykanki największym komplementem jest: „Wyglądasz bosko”. Dla Koreanki: „Masz nieskazitelną cerę”.
Czy mimo to odwiedzają kosmetyczkę, dermatologa?
Każda Koreanka raz w roku pojawia się w gabinecie dermatologa, aby ocenił, czy jej skóra dobrze wygląda. To jak rutynowa wizyta u internisty. Oczywiście wiele korzysta z zabiegów, np. laserów, gdy pojawią się przebarwienia, czy chirurgii plastycznej, aby ulepszyć owal. Także tych stricte kosmetycznych, bo w Korei są bajecznie tanie i nie kosztują zazwyczaj więcej niż 30 dolarów. Ale podstawą jest domowa pielęgnacja, którą, jak wierzymy, można zwalczyć trądzik czy opóźnić pojawienie się zmarszczek. Wolimy zapobiegać skutkom starzenia, niż je zwalczać jak np. Europejki.
Jakich składników Koreanki szukają w kosmetykach?
Większość ma wrażliwe skóry i unika agresywnych składników, jak retinol czy nadtlenek benzoilu, popularny składnik kremów przeciwtrądzikowych. Wolimy poczekać na rezultat, ale uzyskać go delikatniejszą pielęgnacją, opartą na wyciągach roślinnych. Topowe koreańskie składniki to zielona herbata, która regeneruje skórę, działający napinająco żeń-szen i wyciąg z fermentowanych drożdży, zwalczających przebarwienia.
Jaki jest jeszcze sekret gładkiej, młodej skóry?
Masaż, ale nie taki, jaki wykonuje się w Stanach, Europie czy Japonii. Jak większość Koreanek nigdy nie masuję skóry podczas nakładania kremu. To ją rozciąga i przyspiesza powstawanie zmarszczek. Wszystkie kosmetyki wklepuję palcami. Za to podczas mycia olejkiem robię drenaż limfatyczny. Rano w sekundę dotlenia skórę. Inaczej podchodzimy do masażu w gabinecie. Podczas tradycyjnego koreańskiego kosmetyczka najpierw pół godziny masuje twarz, a kolejne pół ramiona, szyję i dekolt. To dlatego, że wszystkie mięśnie są połączone. Spięcie w okolicy obojczyka powoduje napinanie tych na twarzy. Przez to wygląda na zmęczoną, starszą. Dobry masaż karku i ramion potrafi zadziałać jak lifting.
Koreański makijaż tez ma odmładzać?
Ma podkreślać to, co wypracowała pielęgnacja. I jeszcze silniej dbać o skórę. Właśnie dlatego w Korei powstały kremy BB, żeby fluid dawał coś więcej prócz krycia. Teraz hitem są podkłady cushion, lżejsze, jeszcze bardziej pielęgnujące. Rozświetlają skórę nawet do przesady, bo mat to największy wróg młodego wyglądu. Koreanki nie lubią podkreślać oczu, używać różu. Jedyny mocny akcent to neonowa, matowa szminka, która tworzy kontrast dla jasnej, czystej skóry.
Pięć kosmetyków, które trzeba obowiązkowo przywieźć z Seulu?
Esencja Missha, bo żadna inna tak dobrze nie nawilża. Pianka do oczyszczania Neogen Green Tea Real Fresh. Ma na dnie prawdziwe liście zielonej herbaty! Beaut Water, stworzona przed duet makijażystów Son & Park, która oczyszcza i złuszcza skórę. Krem pod oczy marki Erborian i zapas nawilżających masek w płatkach Skin Food. A najlepszą ulicą na kosmetyczne zakupy jest Myeong-dong z butikowymi perfumeriami.
Co najbardziej zaskakuje w Korei?
To, że nawet mężczyźni dbają o siebie. Większość ma na biurkach nawilżacze powietrza i kremy do twarzy. W Korei są też specjalne podkłady cushion dla mężczyzn. W szarych opakowaniach, mniej kryjące. Koreańscy mężczyźni stosują je przed rozmowa o pracę czy ważną kolacja.

Reklama
Reklama
Reklama