Reklama

Nastał czas, by kobiety zredefiniowały, czym jest porno” – napisała w swojej książce „Good Porn” jedna z najbardziej znanych reżyserek filmów erotycznych Erika Lust. Ta 38-letnia Szwedka mieszkająca w Barcelonie, absolwentka politologii, uważa, że żeńska seksualność jest nadal marginalizowana w kulturze, a więc także w filmach dla dorosłych. – Nie neguję klasycznego porno. Jednak filmy tego rodzaju są najczęściej straszliwie monotonne. Zdecydowana ich większość to zlepek kilkunastu pozycji seksualnych kończący się sceną męskiego wytrysku – powiedziała w rozmowie z krytykiem filmowym Antonim Ruszkowskim. Sama deklaruje, że chce pokazać inną twarz pornografii: inteligentną, no i oczywiście podniecającą. Z kobietami w różnym wieku, o zróżnicowanej budowie ciała i preferencjach seksualnych, z ciekawą fabułą oraz wiarygodnym kontekstem dla seksualnej akcji.
Lust nie jest odosobniona w swoich ambicjach filmowych. Kanadyjczycy stworzyli nawet Feminist Porn Award, aby wspomóc pionierki tego gatunku – scenarzystki, producentki, reżyserki. Nagradzają filmy, które pokazują kobiecą przyjemność, kwestionują stereotypy dotyczące ich seksualności. Takich obrazów wciąż jest jednak mało, o czym przekonałyśmy się na własnej skórze, przez tydzień oglądając porno dostępne w sieci oraz internetowych wypożyczalniach. Chciałyśmy sprawdzić, co nas kręci, co nas podnieca. Pomijając krótkotrwały kryzys wynikający z nadgorliwości badawczej, udało nam się to ustalić.

Izabela Szolc, lat 36, pisarka
To nie żart: po tygodniu oglądania internetowej platformy YouPorn przyczepił się do mnie ból głowy i wciąż trzyma. Myślę, że to od nadmiaru bodźców, a zwłaszcza szczegółów anatomicznych. Tłumaczę to sobie tym, że kanał YouPorn został stworzony głównie z myślą o mężczyznach, a oni są podobno wzrokowcami i koncentrują się na detalu. Co by z kolei wyjaśniało nie tylko koncepcję „Panien z Awinionu” Picassa, lecz także fakt, że pierwszy obraz, który zobaczyłam po odpaleniu YouPorn, przedstawiał dorodnego penisa. Żeby było jasne: jeśli ktoś potrzebuje szybkiego rozładowania seksualnego, to te wszystkie „zbliżeniowe” filmiki są OK. Obejrzałam ich sporo przez tydzień. Najpierw uniosła mi się brew, później miałam oczy jak lemur, a na koniec uznałam, że werwa chłopięca nie ma granic i ludzkość na pewno skolonizuje Marsa. Piszę „chłopięca”, bo nie da się ukryć, że niektóre dziewczyny z filmów wyglądały na bardzo znużone, a to cokolwiek odbiera apetyt na seks. Oczywiście jeśli dobrze poszukać, można znaleźć też radosne amatorki. Generalna zasada: filmy są krótkie i szybko dążą do konkretu. Jeśli jakiś dział (można wyszukiwać produkcje z określonych państw i wybierać z menu, np. „Latynos” czy „Szwed”) sprawił, że miałam ochotę wejść pod biurko z zażenowania, to był to „romantic”. Ale taki jest rezultat, kiedy twórcom mylą się dwa systemy walutowe. Uznałam, że to kara za to, że w przypływie fantazji uznałam kobiece, autorskie porno Eriki Lust za zbyt bliskie życia (a tego akurat mam „po kokardki”). Do dziś mam w pamięci ostatnią scenę jednej z nowel „Life. Love. Lust” (Feminist Porn Award w 2010 roku), w której dziewczyna wręcza kochankowi pozytywny test ciążowy. Dla mnie akurat to jest za mocne.
Dlatego pomyślałam, że bardziej będzie mnie kręcić zwykłe porno. Traktuję je przede wszystkim jako bezpieczną zabawę w podglądacza. I ile można się dowiedzieć o mężczyznach! Żałuję, że nie obejrzałam kilku takich filmików z dekadę temu, ale jak trzeźwo zauważyła moja koleżanka, „10 lat temu nie było YouPorn”. Prawda. Prawda też, że 10 lat temu bardziej fascynowały mnie dzieła Kafki i Tołstoja. Jedno jest pewne: ani jedno, ani drugie na pewno nie nadaje się na pierwszą randkę. Uczciwość nakazuje jednak przyznać, że odkryłam w sobie materiał na pornomaniaczkę. Porno mnie nie znudziło. Może dlatego, że lubię powtarzalne zachowania: jeśli tylko mogę, to kupuję te same modele butów i spodni. I choć na YouPorn wybór sfilmowanych kopulacji jest oszałamiający, to udało mi się znaleźć lukę. Otóż nigdzie nie odkryłam filmów z seksem tantrycznym – może dlatego, że wtedy byłby to długi metraż, a w YouPorn chodzi wyłącznie o krótkie dystanse.
Tak: W porno podniecają mnie, choć brzmi to jak paradoks, konkretność i bajkowość. A dokładniej: konkretność aktu seksualnego i bajkowość sytuacji: że wszyscy chcą tu i zaraz, i ten seks nie przynosi komplikacji.
Nie: Brutalność mężczyzn i totalny brak emocji na twarzach kobiet.

Marika Krajniewska, lat 35, scenarzystka i reżyserka
Bardzo chciałabym mieć ulubionego pornosa, do którego mogłabym wracać w intymnych chwilach. Niestety. Wszystkie filmy, na które trafiałam w internecie, szukając na chybił trafił, bądź w telewizji na kanałach dla dorosłych, są dla mnie takie same. Podnieca mnie bliskość, ale jest jej jak na lekarstwo, dlatego szybko się nudzę. Porno mnie nie uwodzi. Ciało reaguje odpowiednio, jednak umysł domaga się prawdy, aby pełniej poczuć to, co dzieje się na ekranie. W rezultacie ręka zamiast w kierunku partnera, wędruje w stronę pilota, aby wcisnąć „stop”. Utożsamić się z bohaterką - to chyba największe oczekiwanie, którego nie spełnia klasyczne porno.
Zgadzam się z Eriką Lust – określa ona je jako „samo zło” i szuka rozwiązań, które zaspokoją potrzeby kobiet sięgających po taki rodzaj kina. Stawia na autentyczność i emocje. Na coś, co przyniesie nam pozytywne odczucia, a nie zadowoli tylko męską część widowni. Jej obraz, który najbardziej doceniam, to dokumentalny „Barcelona Sex Project”, intymny portret trzech par (5 proc. wpływów z tego filmu jest przeznaczonych na rzecz Coalition Against Trafficking in Women, pozarządowej organizacji walczącej z handlem kobietami – przyp. red). Moim marzeniem jest również realizacja takiego filmu, na który widz, niezależnie od płci, zareaguje emocjonalnie, podnieceniem, właśnie dzięki temu, że utożsami się z bohaterem lub bohaterką. Wyobrazi sobie ich zapach, na własnej skórze odczuje namiętność, odkryje kobiecość bohaterki i zapragnie męskości jej kochanka. Powszechnie produkowane filmy porno są dla mnie jak ochłapy. I szczerze mówiąc, uważam, że jestem warta więcej.
Tak: Bliskość, autentyczność, emocje.
Nie: Nuda, brak filmowych umiejętność twórców.

Voca Ilnicka, lat 28, redaktorka portalu Seksualnosc-kobiet.pl, prowadzi warsztaty na ten temat
Kiedyś krążył taki dowcip: „Dlaczego blondynka ogląda film porno do końca? Bo czeka, aż się pobiorą”. Zawsze byłam trochę taką blondynką i wyobrażałam sobie, że między bohaterami kwitnie miłość, wielka, namiętna i gorąca. Zafascynowałam się pornografią. Na pewien czas. Podniecał mnie widok penisa w waginie. Albo kochających się kobiet. Albo męsko-męskich pocałunków i czułej miłości. Albo hentai, czyli porno anime. Rysunkowa postać owinięta mackami jakiejś rośliny-potwora – to było coś nowego, odświeżającego. Zresztą hentai ma tę zaletę, że wszystkie rysunkowe postacie występują tam z własnej nieprzymuszonej woli i żadna z nich nie doznaje fizycznego bólu podczas kręcenia filmu. Czasami w filmach z aktorami na ich twarzach widać strach lub znudzenie. Jest taka część pornografii, która produkowana jest w bardzo nieciekawych warunkach.
Porno do mnie nie trafia. Gdyby nie artykuł ELLE, nawet by mi się nie chciało odpalić pięciominutowego filmiku na Redtube. A Redtube to nic innego jak YouTube, tylko z porno. Kilka lat temu koleżanka zapraszała mnie na jakiś przegląd alternatywnego porno. Powiedziałam jej, że dla mnie porno jest stricte użytkowe – oglądam, żeby się nakręcić. Czy w tym kinie wszyscy razem oglądają i robią sobie dobrze? – zapytałam przewrotnie. Nie. Skończyło się na tym, że na przegląd nie poszłam, ale razem z koleżankami poszłyśmy na jakieś pola masturbować się przy księżycu. To było zdecydowanie bardziej ekscytujące. Człowiek, który zna seks z życia, szybko się bowiem połapie, że przecięty film porno jest jak science-fiction. Dużo efektów specjalnych... Niech sobie będą, porno to przecież bajka dla dorosłych o tym, jak łatwo osiągnąć podniecenie, seksualną zgodność itp. Największym szaleństwem jest dla mnie pokazywanie kobiety, która po kilku minutach „seksualnej aktywności” jest na tyle podniecona, że już gotowa na penetrację.
Gdybym jednak miała sięgać po pornografię, to chyba wybrałabym ją w wersji literackiej, rysunkowej, fotograficznej, nawet komiksowej. Jest jeszcze vox - seks przez telefon. Tam można używać wyobraźni. Poza tym seks bez przepływu miłości wydaje mi się odpychający, zupełnie niepodniecający. Wyobrażanie sobie tego, że tak naprawdę to oni się kochają, już mi się znudziło.
Tak: Pole do wyobraźni, które daje klasyka książkowa w stylu „Pamiętniki Fanny Hill” Johna Clelanda. Fantazje seksualne z książek Nancy Friday, np. "Kobiety górą" - całość opatrzona feministycznym komentarzem!
Nie: Brak miłości, strach albo znudzenie na twarzach aktorów, złe emocje.
Izabela Szolc

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama