Psycholożka dr Joanna Gutral o kryzysie wieku młodego: "Nikt nam nie mówi z jakiego zakresu materiału mamy się przygotować, by przetrwać życie” [WYWIAD]
Młodzi dorośli mierzą się dziś z ogromnymi zmianami: społecznymi, zawodowymi i technologicznymi. Pojawia się wiele pytań o to, jak odnaleźć sens i satysfakcję w życiu, w którym codziennie jesteśmy bombardowani idealnymi obrazkami. W rozmowie z psycholożką i psychoedukatorką – dr Joanną Gutral – porusza temat kryzysu ćwierćwiecza oraz presji społecznej i oczekiwań, które narzucają nam media, ale równie często, robimy to my sami.
Aleksandra Michalik: Do tej pory słyszeliśmy głównie o kryzysie wieku średniego, który mocno zakorzenił się w popkulturze. Terminu tego często się nadużywa, ale nikomu nie trzeba tłumaczyć, na czym on polega. Kryzys wieku młodego nie jest tak oczywisty, a zdaje się być coraz poważniejszym problemem. Skąd się bierze?
dr Joanna Gutral: Ustalmy na początek, że takie terminy jak "kryzys ćwierćwiecza" czy "kryzys wieku średniego" to popkulturowe etykiety. One oczywiście nie biorą się znikąd. W psychologii mówimy o różnego rodzaju kryzysach rozwojowych, o których pisał już Erikson czy Piaget. Często związane są one z wszelkimi poziomami zmian — biologicznymi, społecznymi i relacyjnymi, a także z wyzwaniami, przed którymi stawia nas życie na różnych jego etapach. Warto jednak podkreślić, że kryzysy są wpisane w naszą egzystencję. Nie ma osoby, która by się im całkowicie wymknęła. Do około 25. roku życia nasze życie dyktuje edukacja — szkoła, studia, egzaminy, dążenie do uzyskania dyplomu. Nagle one się kończą i zaczynamy mierzyć się z zupełnie innymi wyzwaniami, które nie są aż tak wymierne: decyzje dotyczące pracy, miejsca zamieszkania, kierunku kariery czy planowania rodziny. Często jest to także czas migracji za pracą, zmiany otoczenia i budowania nowych relacji, bo wkracza się w jakieś środowisko zawodowe. To trudny moment, w którym pojawia się wiele zmian i decyzji.
Kultura nie pomaga nam w kontekście kryzysów, stawiając przed nami oczekiwania. Często te oczekiwania, są oderwane od rzeczywistości. Studia, praca, życie rodzinne — w teorii wszystko powinno układać się zgodnie z planem. W praktyce jednak okazuje się, że nie zawsze tak to wygląda. Praca może nie być satysfakcjonująca, ceny mieszkań są wysokie, a sytuacja polityczna na świecie może budzić lęki i niepokoje. Przykładowo, rodzice całe życie mówili Ci, że trzeba kupić mieszkanie, samochód, a nagle się okazuje, że to już nie jest to takie proste, jak było kiedyś. Te realia się zmieniły. Wtedy zaczynają się schody, bo jesteśmy przyzwyczajeni do takich szkolnych metod, a w późniejszym etapie nikt nam nie mówi jakiego zakresu materiału mamy się przygotować, by przetrwać życie. W dodatku media społecznościowe pokazują nam wyidealizowane obrazki z życia innych, co może pogłębiać poczucie, że wszyscy wiedzą, co mają robić i radzą sobie lepiej, a ja nie. Mamy duży lęk przed popełnianiem błędów, a przecież to właśnie z błędów możemy nauczyć się najwięcej o sobie, o tym, czego naprawdę chcemy i potrzebujemy. Nie powinny być one traktowane jak porażka, a bardziej jak lekcja.
Współcześni 25-30 latkowie są zatem rozczarowani tym, że ich życie nie wygląda tak, jak sobie to zaplanowali w momencie pójścia na studia?
To trochę jak z remontem. Gdy mamy wyremontowane mieszkanie i chcemy przestawić kanapę, to zajmie nam to godzinę. Ale jeśli robimy generalny remont, taki ze zrywaniem tynków, to w pierwszej kolejności mamy etap niszczenia. Potem jest chaos, bo zazwyczaj w tych remontach nic nie idzie zgodnie z planem. Dopiero później pojawia się wielkie sprzątanie i urządzanie, a na końcu można się zadomowić. Tak samo jest z kryzysami rozwojowymi. Zanim wyłoni się nowe "mieszkanie", w którym będzie mi przytulnie i będę żyła na swoich zasadach, muszę przejść przez remont. Potrafi on być bardzo frustrujący i niepokojący, dlatego to naturalne, że wtedy pojawiają się napięcia. Presja, którą na siebie nakładamy, dodatkowo to pogarsza. Mamy wrażenie, że życie powinno wyglądać jak z obrazka — studia, praca, rodzina, dom — ale gdybyśmy zapytali kogokolwiek, kto kilkanaście lat temu był na etapie ćwierćwiecza, to mało komu życie ułożyło się idealnie według planu. Kryzysy są częścią naszego życia, przychodzą i odchodzą, a my uczymy się na nich budować swoje życie na nowo. Zostając przy tej budowlanej metaforze, nawet w dobrze urządzonym mieszkaniu co jakiś czas trzeba przeprowadzać remont.
Powinniśmy traktować kryzysy jako naturalny etap naszego rozwoju?
W pewnym momencie, kiedy kryzys się przedłuża, powinniśmy zacząć się martwić i udać do specjalisty. Kiedy cokolwiek się przedłuża i zaczynam odczuwać jakieś konsekwencje, warto rozważyć skorzystanie z takiej pomocy. Tak jak zdarzają nam się grypy i przeziębienia, ale też cięższe choroby. Czasami wystarcza gorąca herbata i koc, a objawy same przechodzą, ale czasami musimy włączyć antybiotykoterapię. Z funkcjonowaniem psychicznym jest podobnie. Niekiedy wystarczy wyspać się, zwolnić, zadbać o relacje z innymi, ale kiedy nasze złe samopoczucie przedłuża się, potrzebujemy pomocy specjalisty: psychologa, interwenta kryzysowego, psychoterapeuty czy psychiatry. Chciałabym znormalizować to, że czasami można nie wiedzieć, czy decyzja, którą podejmujemy, jest dobra czy zła. Błędy, tak jak już mówiłam, nie muszą być porażką. Mogą być okazją do dowiedzenia się czegoś o sobie, swoich zasobach lub ich brakach. To może być fajny drogowskaz, co robić dalej. Ale jeśli to pogorszone funkcjonowanie się przedłuża, to cierpienie nie uszlachetnia i warto skorzystać z profesjonalnej pomocy.
Kryzys wieku średniego jest podsumowaniem połowy życia, wspomnieniem młodości i spojrzeniem w stronę starości, która na poziomie biologicznym wiąże się z realnymi ograniczeniami. Będziemy się zmagać z tą starością. Czasem z odchodzeniem starzejących się rodziców, ich problemami zdrowotnymi, uświadamiając sobie, że my jesteśmy kolejnym pokoleniem, które stoi za nimi, i że nasz czas też jest policzony. To wymaga "remontu" w życiu, przeszeregowania decyzji, priorytetów i planów. Podobnie jak w momencie, kiedy mama pakuje nam kapcie do przedszkola, a później, kiedy jesteśmy nastolatkami, wolimy, żeby w ogóle nie wchodziła do pokoju. To też są "remonty" w naszym codziennym funkcjonowaniu. Naszym i naszego otoczenia. Myślę, że kryzys ćwierćwiecza jest związany z samodzielnością, wewnątrzsterownością i wchodzeniem w dorosłość.
Często w okolicy 25-30 roku życia spotykamy się z konkretnymi oczekiwaniami ze strony bliskich: zakończenie studiów, znalezienie pracy, partnera, założenie rodziny, kupno domu. Bardzo dużo dzieje się naraz. Jak sobie radzić z tą presją?
Przede wszystkim, warto oddychać – dosłownie i w przenośni. Trzeba przystanąć i zastanowić się nie tylko nad tym, czego ktoś ode mnie oczekuje, ale przede wszystkim, czego jak chcę i potrzebuję. Jeśli jeszcze tego nie wiem, błędy są świetną okazją do poznania tych pragnień. Zastanów się, czy znasz kogoś, kto przeszedł przez życie bez pomocy, bez kłopotów? Inspirujemy się historiami ludzi, którzy osiągnęli sukces mimo przeciwności, ale często zapominamy, że ich determinacja, wytrwałość i zdolność do nauki na błędach to kluczowe zasoby. Jeśli coś jest dla nas bardzo ważne, to nie skupiamy się tylko na rezultacie, ale też na tym, co może pomóc w realizacji tego celu. Gdyby istniał przepis na idealne życie, to chętnie bym go państwu dała, ale jego po prostu nie ma. Życie to ciągłe zmaganie się z wyzwaniami, a my możemy budować swoje zasoby, czyli umiejętności radzenia sobie z różnymi trudnościami. Wszyscy ich doświadczamy, nawet ci, którzy twierdzą, że nie.
Czy kryzys to moment na budowanie umiejętności radzenia sobie z różnymi wyzwaniami? Czy powinniśmy nauczyć się tego wcześniej, aby uniknąć zderzenia z rzeczywistością?
Uczymy się przez całe życie. Nawet jeśli ktoś uważa, że się nie uczy, to mimo wszystko ciągle zdobywa nowe umiejętności – nauczyliśmy się mówić, chodzić, reagować na konsekwencje. Relacje z innymi ludźmi również nas tego uczą, bo zyskujemy wsparcie w obliczu trudności. Rozwijamy te kompetencje już od dziecka, a ten czas wokół 25. roku życia to szczególne wyzwanie. Musimy zacząć ogarniać życie zawodowe, powoli budować poważniejsze relacje, zastanawiać się nad kierunkiem, w którym chcemy podążać. To moment, kiedy zaczynamy planować najbliższą przyszłość, co może być trudne, bo nie zawsze wiemy, co tak naprawdę chcemy robić.
Według raportu "World Happiness Report 2024" millenialsi i osoby z pokolenia Z są mniej szczęśliwe niż ich rodzice czy dziadkowie, czyli tzw. boomerzy, a przecież teoretycznie mieliśmy łatwiejszy start, mamy lepszy dostęp do edukacji, więcej możliwości.
Nie wiem, czy jestem zwolenniczką mówienia, że mieli łatwiej. Gdy wchodziłam w dorosłość, nie mówiło się tyle o konsekwencjach zmiany klimatu. Nie dorastałam w sytuacji, gdy tuż za naszą wschodnią granicą toczyła się wojna. Moja młodość nie przypadła na okres covidowy, więc wyzwania były, ale inne. Nie czuję się uprawniona do tego, by porównywać, co jest trudniejsze. Warto jednak zaznaczyć, że obecni osiemnastolatkowie nie muszą mierzyć się np. z doświadczeniami wojennymi czy kryzysami na taką skalę, jak osoby urodzone przed 1930 rokiem. Teraz mamy możliwość przyglądania się jakości naszego życia, nie tylko walcząc o przetrwanie, ale także dbając o zdrowie psychiczne. Z jednej strony to błogosławieństwo, ale z drugiej — brak przepisu na idealne życie może prowadzić do frustracji, a jak wiemy, nie ma go i nie będzie. Z badań wynika, że młodsze osoby koncentrują się na celach sprawczych — na budowaniu kariery, zarządzaniu życiem zawodowym, zdobywaniu środków do życia. Z wiekiem priorytety się zmieniają — zaczynamy bardziej cenić relacje, otoczenie bliskich osób, co bardziej wspiera nasze funkcjonowanie.
Dlaczego młodzi dorośli czują, że ich życie zawodowe i osobiste nie spełnia oczekiwań?
Pytanie, jakie oczekiwania sobie zbudowaliśmy. Dlaczego życie nie spełnia oczekiwań? Jeśli kierujemy się oczekiwaniami naszych rodziców, którzy wkraczali na rynek pracy w innym okresie historycznym, ich doświadczenia mogą być tu i teraz nieadekwatne. Moi rodzice mówili, że wystarczy zdobyć wykształcenie, a reszta się ułoży. Teraz wiemy, że edukacja nie zawsze gwarantuje sukces na rynku pracy. Świat się zmienia, a jedną z kluczowych kompetencji przyszłości jest zdolność do adaptacji, czyli umiejętność adekwatnego reagowania na to, co się dzieje. Trudno zastosować model "studia, praca, rodzina, dzieci, dom" do współczesności, bo te elementy wiążą się z zupełnie innymi wyzwaniami. Te "tradycyjne" plany mogą już nie pasować do rzeczywistości, a jednak wielokrotnie powtarzane, mogą dawać mylne wrażenie, coś mi się nie udaje, bo nie wpisuje się w schemat. Gdybym 15 lat temu powiedziała mojemu ojcu, że zostanę menadżerem SEO, zapytałby: "Kim, córciu?". Niektóre zawody nawet jeszcze wtedy nie istniały. To pokazuje dynamikę zmian, w której się znajdujemy. Trudno jest mieć działający plan w takich warunkach.
Czy powinniśmy edukować rodziców i tłumaczyć im, że żyjemy w ciągłej zmianie, co nie pozwalają nam podążać ich utartą ścieżką?
Zdecydowanie warto z nimi rozmawiać i tłumaczyć, jak wygląda obecna rzeczywistość. Myślę, że nasi rodzice działali według najlepszej wiedzy i intencji. Jednak w wieku 25 lat możemy doświadczyć, że mama czy tata nie zna już świata najlepiej. Oni nie są tymi superbohaterami, którzy mają odpowiedź na każde pytanie. Świat się zmienił, ale zmieniliśmy się i my – urośliśmy w nowe doświadczenia. Okres wchodzenia w dorosłość to także budowanie autonomii i odczuwanie ambiwalencji. Mogę nie zgadzać się z rodzicami, a mimo to mieć z nimi bliskie relacje. Mogę rozumieć, że to, co mówią, jest nieadekwatne, ale wiem, że chcą dla mnie dobrze. Może mnie złościć, ciągłe mówienie, że powinnam kupić mieszkanie, ale rozumiem, że to wynika z troski. Mogę przetwarzać te komunikaty na wielu poziomach – mogą mnie złościć i wzruszać jednocześnie. Ostatecznie jednak podejmuję autonomiczne decyzje, zgodnie ze mną.
Jak duży wpływ na kryzys ćwierćwiecza mają media społecznościowe i presja sukcesu pokazywana na Instagramie czy TikToku?
W mediach społecznościowych mamy do czynienia z nadmiarem bardzo wyselekcjonowanych obrazów szczęśliwego życia. Antropologiczne badania, jak te Susan Pinker, o których wspominałam już wiele razy w wywiadach, pokazały, że przed erą social mediów byliśmy na bieżąco z życiem średnio pięciu osób z grona znanych nam osób. Teraz mamy tysiące znajomych na Facebooku, Instagramie czy TikToku, w tym ludzi, których nawet nie znamy, ale ich podziwiamy. Widzimy ich dobrobyt, sukcesy, ale pamiętajmy, że to jest pewna kreacja. Zastanów się: czy kiedykolwiek wrzuciłaś na social media zdjęcie, na którym wyglądasz źle i jesteś w złym momencie życia?
Nie, oczywiście, że nie.
No właśnie, i pytanie: dlaczego? Bo chcemy budować pozytywny wizerunek. To są strategie autoprezentacji, które przejawiamy także w codziennym życiu. Kiedy idziemy na spotkanie ze znajomymi, zazwyczaj ubieramy się ładnie, idziemy w fajne miejsce, bo chcemy, żeby było miło i przyjemnie. Chcemy, by inni myśleli o nas jako o atrakcyjnych, przyjaznych osobach. W social mediach robimy to samo, wybierając najlepsze kadry. Problem zaczyna się, gdy porównujemy swoją rzeczywistość z tą wyidealizowaną wersją życia innych. Widzisz koleżankę na wakacjach na Bali, lecącą helikopterem, a ty siedzisz na kanapie w brudnym dresie, co przecież zdarza się każdemu z nas. Wtedy myślisz: "Wszyscy mają fajnie, tylko nie ja". To jak porównywanie swoich kulis z cudzą sceną. Ale pytanie brzmi: ile osób siedzi w tym samym momencie na swojej kanapie w brudnym dresie, niezadowolonych ze swojego życia? Tego nie zobaczymy na social mediach, bo takie zdjęcia po prostu tam nie trafiają.
Czy nie lepiej, gdybyśmy wylogowali się z social mediów i przestali oglądać idealne obrazki?
Niekoniecznie wylogowali, ale nabrali do nich dystansu. Nie szukajmy zero-jedynkowych rozwiązań. Porównania z innymi są naturalnym mechanizmem, każdy z nas czasem wpadnie w pułapkę nierealistycznych standardów, ale całkowite odcięcie się od social mediów nie rozwiąże problemu. Ważne jest, aby budować zdrowy dystans i pamiętać, że nie wszystko, co widzimy w sieci, jest prawdą. To, co wygląda na idealne życie z grubym portfelem i świetnymi relacjami często jest kreacją, a nie pełnym obrazem rzeczywistości. Ten dystans może pomóc nam zdjąć część presji sukcesu z naszych barków.
Myślisz, że my, jako społeczeństwo, mamy coraz większą świadomość tej iluzji? Ja sama czasem łapię się na myśleniu, że ktoś ma lepsze życie niż ja, chociaż wiem, że patrzę na wykreowany obrazek.
Zawsze będą ludzie, którzy mają fajniejsze życie i zawsze będą tacy, którzy mają mniej fajne życie. Pytanie, czym dla mnie jest "fajne życie"? Czy jestem w stanie je teraz mieć? Jeśli tak, to super. Jeśli nie, to dlaczego? Czy mogę coś z tym zrobić? A może są obiektywne czynniki, które mi to uniemożliwiają? Często pytam osoby w gabinecie: "Jeżeli ktoś z twoich bliskich choruje i jesteś smutny, przestraszony, to czy to jest normalne?" Większość osób odpowiada: "Tak." No i to prawda. W momencie, kiedy życie lub zdrowie bliskiej osoby jest zagrożone, smutek i strach są adekwatną reakcją organizmu na sytuację. Trudno oczekiwać, że w będę miała wtedy time of my life. Więc jeśli teoretycznie wszystko mam — zdrową rodzinę, pracę, dach nad głową, może jestem w relacji, może nie — ale nadal czuję brak satysfakcji, to mogę sobie zadać pytanie: co musiałoby się zmienić w moim życiu, żeby poczuć szczęście albo jakąś formę zadowolenia? Często osoby mówią: "Chciałabym mieć inną pracę. OK, pojawia się cel — zmiana pracy. Albo: "Chciałabym być w relacji." I tutaj pojawia się kolejne pytanie: czy ja coś robię, żeby to osiągnąć? Może nie wychodzę, nie poznaję nowych ludzi albo mam przekonania, że jestem "brzydka", "głupia", "niewarta miłości", i przez to unikam wejścia w jakikolwiek kontakt romantyczny z drugim człowiekiem. To może stanowić diagnozę: czy mogę sama coś z tym zrobić, czy potrzebuję wsparcia specjalistycznego. Szczęście jednak nie jest dane raz na zawsze. Po każdej burzy wychodzi wprawdzie słońce, ale czy to oznacza, że nigdy już nie zajdzie?
Joanna Gutral – doktorka nauk społecznych, psycholożka, psychoterapeutka (cert. PTTPB nr 896). Autorka nagradzanego podcastu "Gutral Gada", psychoedukatorka i propagatorka dbania o dobrostan w oparciu o metody o udowodnionej naukowo skuteczności. Naukowo i dydaktycznie związana z Uniwersytetem SWPS w Warszawie. Laureatka i kierowniczka grantów badawczych finansowanych przez Narodowego Centrum Nauki, członkini Centrum Działań dla Klimatu i Transformacji Społecznych Uniwersytetu SWPS. Prowadzi psychoterapię indywidualną osób dorosłych w nurcie poznawczo-behawioralnym, a także warsztaty i szkolenia dla firm.