Pochwała lenistwa
Im częściej nic nie robisz, tym bardziej jesteś kreatywna i wydajna.Tak twierdzi Ulrich Schnabel, fizyk i dziennikarz „Die Zeit” w książce „Sztuka leniuchowania. O szczęściu nicnierobienia.
Mam o tym napisać. No, ale chyba nie w redakcji, siedząc osiem godzin za biurkiem?! To byłaby hipokryzja! „Siedzenie całymi godzinami przy biurku jest zabójcze nie tylko dla krążenia, ale i dla kreatywności”! – cytat ze strony 241 bestselleru Schnabla. Filozofowie wiedzą od zawsze, że ludzki umysł i dusza potrzebują bezczynności. Teraz doszli do tego naukowcy. Jak wytłumaczyć to szefom?! No cóż, trzeba walczyć.
7:30 Dzwoni budzik. Otwieram jedno, drugie oko. Przy łóżku laptop i książka „Sztuka leniuchowania”. Nastawiam drzemkę na pół godziny. Potem na kolejne pół. Poczucie winy? Żadne! Przecież nicnierobienie zwiększy moją kreatywność przy pisaniu.
9:05 Zrywam się z łóżka. Szybki SMS do redakcji: „Piszę dziś w domu. O lenistwie”. Odpalam laptop i ekspres do kawy. Do kawy przydałby się croissancik. Schodzę do piekarni. Poczucie winy? Zerowe. Ulrich Schnabel doradza celebrację drobnych przyjemności życia. Na zwiększenie wydajności i kreatywności, rzecz jasna... Piekarnia, potem zahaczam o kiosk. U Jarmuscha były kawa i papierosy. Wolę zestaw „kawa i gazeta”. No i rogalik.
10:00 Kawa. I gazeta. Druga kawa. I gazeta. Pustka w głowie. Kręcę się po domu. Siadam do kompa. Sprawdzam pocztę. Służbową. Prywatną. Na pierwszym koncie, drugim. Trzecim. O, dzwoni Skype. Przyjaciółka z Krakowa dziwi się, że o tej porze jestem dostępna. Gadamy. Gadamy. Gadamy. Poczucie winy? Zerowe.
10:30 W komputerze tworzę plik o nazwie lenistwo.rtf. Podchodzę do okna. Pokładam się na parapecie, gapię na ulicę. – Gdzie ci ludzie się tak śpieszą?! – myślę pogardliwie. Bo wiem ze „Sztuki leniuchowania”, że ci, którzy żyją w miejskim pędzie, są nieszczęśliwi, chorowici, mało kreatywni, niewydajni i ogólnie błeeee. Za to ci, którzy robią przerwy w pracy na gapienie się przez okno, jeśli robią to regularnie, mają mnóstwo emocjonalnych – i nie tylko – profitów. Krótko mówiąc – kwitną. Emocjonalnie, intelektualnie i duchowo. Ja na razie kwitnę w oknie. A właściwe więdnę, by nie powiedzieć „przekwitam”, bo zaczynam się spinać tym, że mam pustkę w głowie, a plik lenistwo.rtf – znaków zero. Nerwowo kartkuję książkę. O, już wiem, co się dzieje: „Wymuszony relaks może być na początku odbierany jako nieprzyjemny” – czytam na stronie 240. Uff...! Trzeba to przetrzymać, więc znów sadowię się przy oknie. Mija pół godziny. Ileż mam to przetrzymywać?!
11:45 Idę wziąć zimny prysznic. Kreatywność? Wciąż zerowa. A może wyjść z domu i pisać w Łazienkach?! Zamykam laptop, wrzucam do torby razem z książką. Na uszach słuchawki, wczesny Iggy Pop może mnie pobudzi.
́12:30 200 metrów przed wejściem do parku mijam salon zdobienia paznokci. Manikiurzystka siedzi znudzona na ławeczce przed wejściem. Postanawiam... pomalować paznokcie. Dłonie to byłoby przegięcie. Maluję paznokcie raz na rok, jutro w pracy wszyscy by wiedzieli, że w czasie przeznaczonym na pisanie odwiedzałam salony kosmetyczne. Decyduję się na stopy, ukryję w butach. Poczucie winy? Żadne. Malowanie? Zaledwie kwadrans. To kolejna celebracja przyjemności życia. Do parku dojdę już na maksa kreatywna.
13:00 Łazienki. Szukanie ławki. Pierwsza, druga, trzecia. Ech, te słoneczne odblaski na monitorze. Trzeba było jednak zainwestować w ekran Retina.
13:25 Kreatywność zerowa, wydajność zerowa, tekst: znaków zero. Pustka w głowie, panika. Jestem bliska płaczu. I wściekła na Schnabla. Ta książka to ściema! Kolejny cholerny „bestseller”! Muszę mu to powiedzieć! Pech, nie znam numeru. O, mam e-maila, z wydawnictwa! Wstukuję na laptopie: „Herr Schnabel! Ich bin faul! Und ich habe deshalb Schuldgefühle! (Panie Schnabel! Leniuchuję i mam potworne poczucie winy!) Pan też tak ma? Czy leniuchowanie choć raz wywołało u Pana spektakularny wybuch kreatywności?!”. – Tu go mam! – myślę. Odpowiedź przychodzi po kilku minutach, najwyraźniej facet rzeczywiście nudzi się
przy kompie! Co pisze? „Nigdy nie mam poczucia winy z powodu lenistwa. Mam, gdy za dużo pracuję. Choć przypominam sobie jeden moment, w trakcie pisania książki. Zbliżał się termin oddania, a ja pojechałem na urlop, obiecany rodzinie. Wydawca był przerażony! Trochę poczucia winy miałem...”. – Właśnie! – myślę, a tu kolejny e-mail: „Ale z perspektywy czasu muszę po- wiedzieć: ten urlop tuż przed deadline’em to była najlepsza rzecz, jaką zrobiłem. Siedziałem na plaży, a książka od nowa poukładała mi się w głowie.Totalnie przejrzyście. Po powrocie błyskawicznie przerobiłem rękopis i ...oddałem na czas. A wydawca? Był zachwycony rezultatem!”. Autor książki tak mi to tłumaczy: „Jeśli ktoś od dłuższego czasu jest zafiksowany na jakimś problemie, powinien to przerwać i zrobić coś zupełnie innego. Wtedy w głowie aktywuje się (w książce wyjaśniam to szczegółowo) tzw. sieć bezczynności. To prowadzi do niespodziewanych rozwiązań. I może zdziałać cuda!”. Co to może być? Ulrich Schnabel wylicza: „Spacer, prysznic, słuchanie muzyki itp.”. Co?! Właśnie zrobiłam to wszystko! Tylko w innej kolejności. Hurra! Uaktywniłam „sieć bezczynności” i wpadłam na pomysł, by odezwać się do autora książki, zamiast ją streszczać!
15:25 Herr Schnabel śle kolejne e-maile. Mam problem: po niemiecku nie mówiłam (nie mówiąc już o pisaniu) od siedmiu lat! Z pomocą przychodzi Esther, nasza dyrektor artystyczna. Forwarduję jej kolejne e-maile od Ulricha, bo specjalista od lenistwa nie leniuchuje, ale zasypuje mnie e-mailami:
„Możesz czytać, śpiewać, malować, chodzić po górach, pracować w ogrodzie. Sam od 20 lat regularnie medytuję”. Zastrzega: „Rób to, co Tobie sprawia frajdę, a nie to, co polecają inni. Bądź swoim kompasem” – zachęca. Podpytuję go jeszcze, jak leniuchuje, gdy nie medytuje. Bo przecież chyba nie chodzi o to, by teraz wszystkich wysłać na jogę! Za to spa- cer i oddech można polecić każdemu. Są zawsze „pod ręką” i za darmo. Ulrich Schnabel zwierza się: „Często po pracy siadam do pianina. Gram amatorsko. To najfajniejsze: brak presji, gra ma mi sprawiać przyjemność... A np. teraz, wymieniając z Panią e-maile, siedzę z kieliszkiem wina w ogrodzie i rozmyślam, co zrobić z wolnym czasem”. Słyszycie to?!
16:00 O, znów e-mail:
„Frau Sztyler, muszę jeszcze coś dodać: właśnie przyszła moja żona i powiedziała, że to, co radzę, jest zbyt łatwe. I że samo robienie tego, co sprawia przyjemność, nie wystarczy. Równie ważne jest, by to weszło nam w krew i przyzwyczajenie. I moja żona ma rację! Wszystko jedno, co robisz: czytasz, malujesz, muzykujesz czy medytujesz. Rób to regularnie! Wtedy łatwiej jest się wyłączyć, bo ciało i umysł już są do tego wytrenowane. Gdy ja np. siadam do piani- na, mój organizm już wie: »Teraz czas na odpoczynek! Problemy codzienne znikają, nic nie trzeba teraz robić«. To błyskawicznie przenosi mnie w stan odpoczynku”. Ulrich Schnabel dodaje po chwili (może znów żona coś podpowiada?): „Jeszcze lepiej, jeśli nie dość, że robisz coś regularnie, to w dodatku wspólnie z innymi”. Grupa wsparcia luzaków i leniuchów pomoże, gdy jesteś zestresowana. Bo nastrój innych lubi się udzielać.
Na koniec niemiecki autor cytuje Hilarego Ziglara, amerykańskiego trenera motywacyjnego: „Ludzie nie wędrują po okolicy bez celu, aby pewnego dnia stwierdzić, iż znaleźli się na Mount Evereście”. Potrzebny jest plan trasy, no i założenie kilku obozów po drodze. Jaki stąd wniosek? „Planujcie leniuchowanie w sposób dalekowzroczny. Zmiana nerwowych przyzwyczajeń rzadko udaje się z dnia na dzień. Potrzeba czasu i cierpliwości”. By naprawdę się zrelaksować na urlopie, nie wystarczy położyć się przy basenie na ręczniku. Trzeba relaks trenować. A tym, którzy mimo treningu nie mogą uwolnić się od pracoholizmu, autor proponuje, by napisali mowę pożegnalną na własny pogrzeb. To błyskawicznie przywraca życiowe priorytety.
17:00 Uff, właściwie mam gotowy tekst. Zamykam laptop. Wracam do domu. Znów mijam salon. Pomaluję i paznokcie na dłoniach. A niech tam... To będzie dowód na to, że rękami i nogami walczyłam o wzmocnienie swojej kreatywności i wydajności.
Tekst Agnieszka Sztyler-Turovsky