Reklama

Półki w domu uginają się od przewodników, atlasów, bębnów i figurek, a ściany salonu są obwieszone egzotycznymi maskami. – Tego smoka przywieźliśmy z Bali, trochę się przykurzył, chyba go wypiorę – żartuje gospodyni, głaszcząc długą, siwą brodę maski. Na stole stawia turecki samowar z herbatą i szklanki. Anna Olej-Kobus, podróżniczka, dziennikarka i fotografka, wraz z mężem Krzysztofem i dwoma synami: Stasiem i Michałem, podróżuje po całym świecie. Swoje doświadczenia rodzina opisuje w książkach i na wspólnie prowadzonym portalu maly- podroznik.pl. Sącząc gorącą herbatę, przeglądam grube notesy z zapiskami i ze zdjęciami z wojaży Kobusów: dziewięć tysięcy kilometrów po Namibii, trzy tysiące po Chorwacji, cztery tysiące po Kubie. Wszędzie we czworo. – Himalaiści na pytanie, dlaczego chodzą w góry, odpowiadają: „Bo są!”. Dlaczego my jeździmy z dziećmi? Bo są – żartuje Ania.

Reklama

KRÓLIK CIESZY JAK ŻYRAFA

Z dwuletnim Michałem i trzymiesięcznym Stasiem Kobusowie obje- chali Birmę, Tajlandię i Kambodżę. – Z perspektywy czasu to się wydaje ekstremalne, ale wybrałam region, który dobrze znałam i w którym czułam się bezpiecznie – przekonuje Ania. Rok później przejechali z synami Namibię, autem terenowym, z namio- tem na dachu. – Narodziny dzieci nie przekreślają marzeń podróżniczych, ale należy je dostosować do potrzeb dziecka – mówi. – Przestrzegam przed biciem rekordów w stylu: najmłodsze dziecko, które weszło najwyżej, bo maluchy źle znoszą ekstrema, w tym duże wysokości. – Podróżując z dziećmi, zaczęliśmy rezerwować lepsze hotele (takie bez pcheł i karaluchów) i dbać o to, by na szlaku były atrakcje dla chłopców: zamiast kolejnych świątyń – baseny i zabawy w piratów. Bo choć w świątyni w Angkorze bardzo podobał im się mnich, któremu pomagali podlewać kwiaty, to już rzeźby „pań bez rąk”, które tak zachwycały rodziców w muzeach, im do gustu nie przypadły – dodaje Krzysztof. Sam dzięki synom zainteresował się makrofotografią. – To fascynujące patrzeć na las czy sawannę oczami dziecka i zauważać to, czego się do tej pory nie widziało, np. mrówki czy żuki w trawie. Wakacje to jedyny czas w roku, gdy jesteśmy z sobą 24 godziny na dobę i uczymy się, jak na sobie polegać. – Dla dzieci wszystkie przeżycia mają taką samą wartość: sarenka w Hajnówce będzie równie atrakcyjna jak „Mona Liza”. Podczas wyprawy w Namibii chłopcy oglądali słonie, żyrafy, zebry, antylopy, ale największą radość sprawiła im wizyta na tamtejszej farmie, gdzie mogli wziąć na ręce żółwie i króliki i po prostu je pogłaskać – mówi Ania.

Z TATĄ NA DINOZAURY

Ił w kamieniołomie Owadów- -Brzezinki niedaleko Tomaszowa Mazowieckiego po deszczu zamienia się w lepkie błoto. – Mój najmłodszy syn, Jacuś, kategorycznie odmówił grzebania tam, ale starsze dzieci, Kacper i Ida, miały dużą frajdę, od- najdując skamieniałe amonity, małże czy krewetki – opowiada Wojciech Mikołuszko, przyrodnik, popularyzator nauki, pisarz i autor blogów A Dlaczego? i W Przyrodę! Zeszłego lata objechał z dziećmi Polskę tropem dinozaurów. – Pomysł wyprawy wziął się z zainteresowań mojego najmłodszego syna, który, jak mówi jego rodzeństwo, cierpi na dinozaurozę. – Jako przyrodnik uważam, że to całkiem niegroźna choroba, a taka wspólna wyprawa to świetny pretekst, by tę pasję pogłębić – wyjaśnia. Poza kamieniołomem pod Tomaszowem czy żwirownią na Podlasiu, gdzie dzieci znalazły np. liliow- ce z okresu jury, rodzina odwiedziła też m.in. Jura Park w Krasiejowie pod Opolem, gdzie odnaleziono szczątki silezaura – jak dotąd najstarszego odkrytego kuzyna dinozau- rów. Krasiejów to jedyne muzeum na świecie, które stoi nad czynnym stanowiskiem paleontologicznym. Przez szklaną podłogę można oglądać skamieniałości triasowych płazów i gadów. – Poza tym w Krasiejowie jest masa atrakcji dla dzieci: park rozrywki, kino, ścieżka edukacyjna, na której ogląda się w plenerze ogromne modele dinozaurów – dodaje biolog. – Warto też odwiedzić pobliskie Lisowice, gdzie odnaleziono skamieniałości drapieżnego dinozaura, nazwanego smokiem wawelskim. Jacuś był oburzony. Oświadczył: „Ten smok to żaden smok. Smoki miały skrzydła!” – śmieje się Mikołuszko. I z zadowoleniem dodaje: – Jacuś po wypra- wie oznajmił, że w przyszłości będzie albo paleontologiem, albo podróżnikiem, takim jak bohater „Afryki Kazika”.

NA TROPIE SZTUKI I HARRY’EGO POTTERA

Wspólna pasja – muzyka – towarzyszy również wyjazdom skrzypaczki Małgorzaty Woźniak, jej męża i ich córek: 16-letniej Hani, 13-letniej Tosi i pięcioletniej Helenki. – Starsze córki też grają: Hania na flecie, Tosia na harfie, a my sami, nasza rodzina i znajomi często obdarowujemy się, np. na urodziny, biletami na koncerty. To z kolei staje się pretekstem do organizacji wyjazdów, które na długo zostają w pamięci – przekonuje Małgosia. – Hania marzyła o koncercie London Symphony Orchestra w Barbican Hall, więc wybraliśmy się tam we czworo. Słuchaliśmy symfonii Mahlera i mimo że nie przepadamy za tym kompozytorem, w tym wykonaniu zrobił na nas piorunujące wrażenie. Bonusem było zwiedzanie Londynu – córkom spodobało się Victoria and Albert Museum, największe na świecie muzeum sztuki dekoracyjnej i de- signu – opowiada Małgorzata. Podobny wyjazd zorganizowali do Berlina, gdzie w ramach świętowania urodzin Małgorzaty wybrali się na recital skrzypcowy Anne-Sophie Mutter do Filharmonii Berlińskiej. – Nasza najmłodsza cór- ka, wówczas czteroletnia, właśnie nauczyła się jeździć na dwóch kółkach, więc największą frajdą było dla niej zwiedzanie Berlina, w tym zoo, na rowerze – mówi. Dodaje, że organizując wyprawy z dziećmi, należy pamiętać, że są one pełnoprawnymi uczestnikami wycieczki i nie można kierować się tylko tym, co my, dorośli, chcemy zobaczyć. A wyjazd inspirowany pasją dzieci może okazać się fantastyczną zabawą dla rodziców. – Tak było, gdy wybrałam się z Hanią i Tosią, która jest fanką Harry’ego Pottera, do studia filmowego pod Londynem, gdzie powstawały produkcje o małym czarodzieju. Można tam przechadzać się po makiecie Hogwartu czy ulicy Pokątnej, a nawet wypić kremowe piwo i kupić własną różdżkę. Na pewno wrócę tam z najmłodszą córką – mówi Małgorzata.

ZAKOCHANI W DWÓCH KÓŁKACH

– Znajomi z niedowierzaniem dopytują: „Czy twoim dzieciom robienie tylu kilometrów na rowerze też sprawia przyjemność?”. A moje dziewczynki nie wyobrażają sobie, żebyśmy inaczej spędzali wakacje. W zeszłym roku, gdy były na obozie konnym, dzwoniły do nas, mówiąc, że już nie mogą doczekać się naszej wspólnej wyprawy – mówi Ewa – śmieje się. Teraz dziewczynki podróżują tak jak rodzice: na rowerach, z własnymi sakwami, w których wożą swoje rzeczy i śpiwory. – Cztery lata temu objechaliśmy niemiecki Szlak Pięciu Rzek i Jezioro Bodeńskie, a w zeszłym roku przejechaliśmy pierwszą część szlaku Green Velo – z Elbląga do Terespola (1230 km). W tym planujemy pokonać drugą część tej trasy, czyli z Terespola do Kielc – wylicza Ewa. – Zawsze tak organi- zujemy jazdę, by co dwie, trzy godziny robić postój: obejrzeć wiatrak, muzeum zabawek, wykąpać się w rzece lub choćby zjeść kanapki i poleżeć na trawie, gapiąc się na chmury czy żurawie – mówi. I dodaje: – To jedyny czas w roku, gdy jesteśmy wyłącznie z sobą, 24 godziny na dobę, uczymy się, jak na sobie polegać i wspólnie radzić sobie z trudnościami.

ZA DUŻE NA WSPÓLNE PODRÓŻE

Anna Olej-Kobus zauważa, że ludzie często tłumaczą, że nie jeżdżą z dziećmi na samodzielne, egzotyczne wakacje, bo są za małe, bo mogłyby się rozchorować czy nudzić. – A przecież dziecko może popchnąć drugie na placu zabaw obok domu i skończyć na urazówce czy zarazić się ospą w przedszkolu. Chłopcom zdarzyło się gorączkować na Saharze i romantyczny wieczór w oazie zamienił się w wieczór pielęgniarski. Często jednak wyjazdy przynosiły odwrotny efekt: chłopcy napompowani słońcem i witaminami po listopadowym wyjeździe do Azji byli jedynymi, którzy po powrocie do Polski nie przeziębiali się, gdy całe przedszkole miało grypę. – Trzeba podróżować póki czas, bo dzieci, o czym często zapominamy, szybko dorastają i zaczynają mieć swoje plany na wakacje – mówi Krzysztof Kobus. Dlatego – nieważne, czy na rowerach w Bieszczady, czy terenówką po Namibii – korzystajmy z każdej wakacyjnej chwili spędzonej razem z dziećmi. To zaprocentuje na całe życie.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama