Matka Polka na odwyku. „Wymagamy od siebie perfekcji – nawet w ukrywaniu uzależnienia”
Bohaterkami książki „Sober life. Jak trzeźwieją kobiety” są dyplomatka, specjalistka HR, tiktokerka i matka. Autorka, Agata Jankowska, udowadnia, że kobiece uzależnienie jest egalitarne i mocno odbiega od stereotypów.

Agata Jankowska napisała książkę „Sober life. Jak trzeźwieją kobiety”, by sprawdzić, czy jedno z najsilniejszych społecznych tabu zaczyna się kruszyć. „Alkoholiczka”, „pijaczka” – to określenia wciąż obecne nawet w przestrzeni publicznej. Wydają się naturalne, a tak naprawdę zostały narzucone jako patriarchalne narzędzia kontroli. Ale pijące kobiety odzyskują sprawczość i decydują się podjąć leczenie, często wbrew całemu otoczeniu. Kim są kobiety z uzależnieniem i jak różni się „kobiece” trzeźwienie od „męskiego”?
Marta Kutkowska, ELLE.PL: Czy w końcu żyjemy w czasach, w których kobiety mogą przyznać się do choroby alkoholowej bez obawy przed społeczną stygmatyzacją?
Agata Janowska, autorka książki: „Sober life. Jak trzeźwieją kobiety”: Mam wrażenie, że jesteśmy świadkami rewolucji obyczajowej. Chcemy łamać kolejne tabu i mierzyć się z utartymi stereotypami. Wierzę, że to efekt szerszego procesu – zaczynamy walczyć o siebie i swoje prawa. Czarne protesty pokazały, że potrafimy zbudować siostrzeńską solidarność, zjednoczyć się i stanąć ramię w ramię, gdy sytuacja tego wymaga. Choć nie przyniosły natychmiastowych zmian prawnych, dały nam coś niezwykle cennego – poczucie sprawczości. Kobiety coraz częściej i odważniej mówią o trudnych tematach — o przemocy domowej, o nierównościach w pracy, o molestowaniu, o in vitro i niepłodności, o aborcji. I wydaje mi się, że nadszedł czas, by zmierzyć się z kolejnym, wyjątkowo silnym stereotypem: że nie ma nic gorszego niż kobieta alkoholiczka. Czas to zmienić.
Alkoholiczka, pijaczka – nie przychodzi mi do głowy gorsza obelga.
Zarówno moje bohaterki, jak i specjaliści, z którymi rozmawiałam, są zgodni: język, jakim mówimy o uzależnieniu, jest bardzo mocno nacechowany negatywnie. Słowa takie jak „alkoholiczka” czy „pijaczka” brzmią wyjątkowo pejoratywnie i niosą za sobą ogromny ładunek wstydu. Socjolożka zdrowia, dr Justyna Klingemann, zwraca uwagę, że czas także i w tym temacie zmienić język na mowę inkluzywną. Odchodzi się od słów „narkoman” czy „alkoholik” i zastępuje je „osoba z uzależnieniem”. Część bohaterek mówiła mi, że nie chcą, aby nałóg je definiował do końca życia. Jestem niesamowicie wdzięczna wszystkim dziewczynom, które dają świadectwo. Coraz częściej pokazują twarz, podają nazwisko, zakładają kanały na YouTube, tworzą konta na TikToku i mówią bez wstydu: „Miałam problem. Nie jest łatwo, ale sobie radzę. Walczę”. To jest ogromnie wspierający przekaz, który ma siłę realnie zmieniać rzeczywistość. I choć część bohaterek w książce zdecydowała się pozostać anonimowa, to sam fakt, że zgodziły się spojrzeć wstecz – raz jeszcze, razem ze mną – na swoją chorobę z dystansem i refleksją, był dla nich ogromnym wysiłkiem. Wiem, ile pracy je to kosztowało. Musimy mieć świadomość, że osoby w procesie wychodzenia z uzależnienia – niezależnie, czy chodzi o alkohol, leki, czy zachowania kompulsywne – mają niezwykle wrażliwy układ nerwowy. Potrzeba lat, by wszystko w nich zaczęło się naprawdę wyciszać. A czasem ten spokój nigdy do końca nie przychodzi.
Chyba wszystkie powinnyśmy podziękować młodszemu „Z”, bo to właśnie ono w dużej mierze jest już wyzwolone z tego ciężaru wstydu i poczucia winy, które przez lata towarzyszyły tematom zdrowia psychicznego czy uzależnień. To pokolenie ma w sobie więcej odwagi, więcej swobody. Wychowało się już na feministycznych hasłach, które mówią: „Nie jesteś gorsza” – i naprawdę w to wierzą.
To właśnie młode kobiety – tiktokerki, youtuberki – bez skrępowania mówią o swoich doświadczeniach, otwarcie dzielą się tym, przez co przeszły. I to jest ogromny przełom. Co więcej, one nie tylko się nie wstydzą – one potrafią przekuć swoje trudne doświadczenia w coś dobrego. Przykład? Jedna z bohaterek mojej książki, Marta Markiewicz, organizatorka Sober Rave, czyli imprez bez dragów i alkoholu – uznana za Superbohaterkę Roku przez „Wysokie Obcasy”, i to w pełni zasłużony tytuł. Jej życie zawodowe zaczęło się kształtować właśnie na fundamencie trudnego, ale przepracowanego doświadczenia. To pokazuje, że mamy do czynienia z realną zmianą pokoleniową. I ta zmiana jest widoczna – i naprawdę bardzo mnie cieszy. Z drugiej strony niech to nie uśpi naszej czujności. Wprawdzie spożycie alkoholu faktycznie maleje wśród osób pokolenia „Z”, ale oni mają swoje inne demony. Nowe substancje psychoaktywne, media społecznościowe. To uruchamia te same schematy regulowania emocji. Nie trzeba pić, żeby wpaść w pułapkę nałogowych mechanizmów.
Skąd się wziął stereotyp „strasznej pijaczki”?
Razem z antropolożką kultury dr Dorotą Dias Lewandowską dotarłyśmy aż do XIX wieku – ona bada ówczesne wzorce picia kobiet w Polsce i Wielkiej Brytanii. I już wtedy okazało się, że to nie tyle chodziło o alkohol sam w sobie, ile o kontrolę. Mimo że to mężczyźni pili znacznie więcej i to ich zachowanie – pojedynki o świcie, agresja, awantury – powodowało więcej realnych problemów społecznych, to kobiety były obarczane symboliczną winą. Mówiono, że jeśli kobieta zacznie pić, to zamieni się w mężczyznę, a to doprowadzi do upadku rodziny, do patologii, a nawet – i tu presja jest naprawdę potężna – doprowadzą do tego, że Polska wtedy pod zaborami nigdy nie odzyska niepodległości. Picie kobiet było traktowane jak zagrożenie dla porządku społecznego. I nie chcę tutaj brzmieć radykalnie – nie chodzi mi o to, żeby się licytować, kto ma gorzej: kobiety czy mężczyźni. To nie jest celem tej książki. Ale przez lata, zarówno w świadomości społecznej, jak i w narracjach specjalistów, uzależnienie miało „męską twarz”. A to po prostu nie jest prawda.
Z pewnością konsekwencją tego stereotypu jest fakt, że kobiety stały się mistrzyniami kamuflażu – większość twoich bohaterek przez lata nosiła zbroję.
Rzeczywiście – pijany mężczyzna w przestrzeni publicznej nikogo specjalnie nie dziwi. Można wręcz usłyszeć: „Był na imprezie, odreagował”. Ale pijana kobieta? Jeszcze gorzej – pijana matka? Skandal. Szok. A przecież bardzo często mamy do czynienia z kobietami, które funkcjonują „pod wpływem” – uzależnione, ale perfekcyjnie to ukrywające. Bo ktoś ten milion małpek dziennie kupuje, prawda? Na szczęście coraz częściej mówi się o tym głośno. Terapeutka uzależnień Dorota Woronowicz, zauważyła bardzo trafnie, że wiele kobiet uzależnionych nigdy nie zostało przez nikogo w swoim otoczeniu zauważone jako pijane. Potrafimy się kontrolować do granic. Jesteśmy królowymi autokrytyki, nieustannie stawiamy sobie poprzeczkę wyżej i wyżej, wymagamy od siebie perfekcji – nawet w ukrywaniu choroby, jaką jest uzależnienie. Jeśli się do czegoś zobowiązałyśmy, to to zrobimy – nieważne, jakim kosztem. Możemy być rozbite wewnętrznie, ale na zewnątrz – wyprasowana koszula, czerwona szminka i uśmiech. Udajemy, że wszystko jest w porządku. I właśnie dlatego chciałam pokazać, że uzależnienie to nie jest kwestia płci, klasy społecznej czy poziomu wykształcenia. Mechanizmy nałogowe są absolutnie egalitarne – mogą dotknąć każdego. To nie substancja jest najważniejsza, ale emocje, które za tym stoją. Dlatego musimy o tym mówić. Musimy edukować, normalizować temat, oswajać go. Bo tylko wtedy zaczniemy rozpoznawać te mechanizmy – w sobie, w innych, bez oceniania, bez stygmatyzacji. A przede wszystkim – z empatią.
To trudne zadanie dla kogoś, kto przez lata „trzymał fason”.
Zastanawiam się, czy to my same nakładamy na siebie te wszystkie oczekiwania? Czy jednak świat nam je wtłoczył? I szczerze mówiąc – nie znam odpowiedzi. Mimo że od lat piszę o sprawach kobiecych, nie mam pewności, jaki jest powód, że wciąż są tabu, o którym w kontekście kobiet się milczy. Ale wiem jedno – to się zmienia. Coraz częściej zaczynamy mówić głośno nie tylko o tym, co nam wychodzi, ale też co nam nie wychodzi. Może właśnie o tym jest ta cała rewolucja, że w końcu zaczynamy publicznie dawać sobie przyzwolenie na słabość. Na niedoskonałość. Na to, żeby nie musieć być silną 24 godziny na dobę. Może to właśnie w tym tkwi siła – że kobiety w końcu dają sobie zgodę na to, żeby nie musieć wszystkiego udźwignąć samodzielnie. I może dopiero teraz zaczynamy rozumieć, że nie musimy spełniać czyichś oczekiwań, żeby zasługiwać na szacunek. I tak – może na końcu tej opowieści jest kobieta, która w końcu może powiedzieć: „Nie zrobiłam. I co? Świat się nie zawalił”. Bo czasem największą siłą jest pozwolić na bycie sobą. Bez filtra. Bez wstydu.
Powiedz mi – czy to był świadomy zabieg, że bohaterkami Twojej książki są głównie kobiety na wysokich stanowiskach, prowadzące intensywne, światowe życie, takie, które – przynajmniej z zewnątrz – wydają się mieć świat u stóp?
Choć uzależnienie jest absolutnie egalitarne i nie wybiera – dotyka ludzi niezależnie od klasy społecznej, wykształcenia czy stanu uzębienia – to jednak wciąż mamy w głowie ten stereotyp, że osoba uzależniona wygląda „jakoś”. Że to ktoś z marginesu, nie my, tylko oni – ci gorsi. A ja chciałam pokazać, że nałóg może dotknąć każdą. Że to może być dyplomatka, specjalistka HR, młoda dziewczyna z TikToka, matka – każda z nas. Do rozmów wybierałam dziewczyny, które są już co najmniej rok w trzeźwości. To bardzo wrażliwy temat, potrzebna jest duża uważność.
Marta Markiewicz powiedziała mi w wywiadzie po premierze swojej książki, że łatwo jej pokazać twarz, bo jest lesbijką, nie stworzy „tradycyjnej” rodziny, raczej nie będzie matką. Tabu wokół pijących matek jest bardzo silne, w twojej książce jest historia kobiety, która popija w obecności dziecka. Muszę przyznać, że trudno mi się to czytało, choć nie raz widziałam ojców pijących podczas opieki.
Mamy przed sobą majówkę. Dla Polaków otwarcie sezonu na picie pod chmurką. Wszyscy wiemy, jak będzie – działki, grille, melanżowanie przez trzy dni do odcinki. I tak jak mówisz – to nikogo nie zdziwi. Ale od kobiety, od matki, nadal oczekuje się, że zamarynuje tę karkówkę, zrobi ciasto, położy spać dzieci, wszystko ogarnie. Po prostu dowiezie. Matka Polka musi być święta. A gdy otwiera piwo na spacerze z niemowlakiem w wózku, tak jak robiła jedna z moich rozmówczyń, od razu wzbudza moralne poruszenie. Sama jestem matką dwóch synów, i kiedy o tym myślę, to ciarki mi przechodzą po plecach. A przecież to pokazuje tylko, jak głęboko zakorzenione są te stereotypy. Jak mocno w nas siedzą.
I co gorsze, w ogóle dajemy sobie prawo do takiej oceny.
Przypomnę Ci historię z mojej poprzedniej książki „Highland. Jak trwają nasze dzieci?” — była tam dziewczyna, którą poznałam w ośrodku MONAR. Prowadziła kancelarię na Mokotowie, świetnie zapowiadająca się prawniczka, z prawniczej rodziny. Podczas pandemii: wieczorem alkohol, rano kokaina, żeby się „rozpędzić” do dnia. Pewnego dnia jej małe dziecko wypadło z wózka podczas spaceru. Ktoś zadzwonił po policję. I tak zaczęły się kłopoty. Można powiedzieć, że miała wszystko: pieniądze, karierę, rodzinę, prestiż. Ale to nie uchroniło jej przed nałogiem. To burzy nam cały ten wygodny obrazek, jaki wykształciliśmy sobie w wielkomiejskiej bańce klasy średniej i wyższej. A jednak właśnie takie sytuacje bywają punktem zwrotnym. Bo często dla matek to właśnie dziecko staje się lustrem, w którym mogą się przejrzeć. I to dla nich podejmą decyzję, żeby zawalczyć o trzeźwość. Czasem ta refleksja przyjdzie. A czasem nie zdąży.
Z rozmowy z Dorotą Woronowicz wynika, że bardzo często rodziny pijących kobiet nie chcą widzieć problemu – wypierają go. Nawet jeśli ona chce się leczyć, rodzina, mąż nie pozwala lub nie daje wsparcia.
Kobieta często musi udowodnić, że naprawdę ma problem. Że ma prawo nie dawać rady. To było dla mnie trudne do przyjęcia, ale moje bohaterki doświadczyły tego na własnej skórze. Spotykały się z niedowierzaniem – zarówno w pracy, jak i w codziennych relacjach. Jedna z nich, już po odbytym leczeniu, zdecydowała się powiedzieć pracodawcy, jak wyglądała jej sytuacja. I usłyszała: „O matko, naprawdę tak miałaś? Przecież wcale nie wyglądałaś.” A to przecież ona zamykała wszystkie firmowe eventy, balując do rana. To ona przychodziła w poniedziałki spóźniona, w ciemnych okularach, albo brała urlop na żądanie. „Nie pomyślelibyśmy.” – usłyszała. I to właśnie pokazuje, jak bardzo my – jako społeczeństwo – nie chcemy widzieć problemu, jak łatwo można się pogubić. Zwłaszcza jeśli ktoś dobrze funkcjonuje na zewnątrz.
Na szczęście z twojej książki wynika, że coraz więcej kobiet chce się leczyć. Są nawet grupy, w których większość stanowią kobiety.
Dorota Woronowicz, która prowadzi klinikę założoną przez swojego ojca, wybitnego specjalistę w leczeniu uzależnień – mówi, że po raz pierwszy od 30 lat widzi więcej kobiet niż mężczyzn w jednej grupie terapeutycznej. To ogromna zmiana. Oczywiście, nie oznacza to jeszcze trwałego trendu, ale do czasu pandemii kobiety były w takich miejscach rzadkością – jedna na dziesięć uczestników. Czy to może oznaczać, że kobiety częściej się dziś uzależniają? Nie – liczba osób uzależnionych w społeczeństwie pozostaje mniej więcej na tym samym poziomie. Różnica polega na tym, że my – kobiety – wreszcie zaczęłyśmy upominać się o prawo do leczenia. O prawo do pomocy.
W książce pada też uwaga, że kobiety niekoniecznie widziały siebie w tym systemie, np. w grupach samopomocowych, gdzie większość stanowili faceci.
Znowu wchodzimy na pole stereotypów. Wyobraźmy sobie kobietę – na przykład skrzypaczkę, przedszkolankę albo redaktorkę magazynu kobiecego – która trafia do grupy wsparcia. Siada tam, a wokół niej dziesięciu mężczyzn. Mówi, że ma problem z winem i tabletką nasenną wieczorem. I słyszy: „Co ty wiesz o piciu? Ja od 20 lat piję czystą, zrobiłem tyle głupstw, nie rozmawiam z synem, miałem wypadek samochodowy po pijaku, rozwaliłem życie sobie i innym...”. W takim otoczeniu bardzo trudno jej się przebić przez stereotypowy wizerunek „prawdziwego alkoholika”. Trudno jej poczuć się częścią tej grupy. I mam wrażenie, że kobiety naprawdę musiały wykonać dodatkową pracę, żeby ich głos został w ogóle usłyszany. A przecież mamy w Polsce bardzo solidne podstawy – Marek Kotański i inni prekursorzy zrobili wiele w tym temacie, mamy świetnych specjalistów, darmowy system opieki, co nie jest wcale normą w Europie, a mimo to rozmowa o kobiecej stronie uzależnienia przez lata była nieobecna. Kobiety po prostu bały się tego, co zastaną, jeśli poproszą o pomoc. Do pewnego momentu nawet w materiałach terapeutycznych brakowało żeńskich końcówek. W formularzach, dokumentach – wszystko pisane było pod mężczyzn. Nie było przestrzeni dla kobiet, nie przewidywano ich obecności. Nic więc dziwnego, że nie sięgały po pomoc tak chętnie. Druga sprawa – mężczyzna częściej ma kogoś, kto go namówi na leczenie. Matka, brat, partnerka – ktoś wykona za niego pierwszy krok, zadzwoni, umówi wizytę. Bardzo często to uzależnione partnerki walczą za mężczyznę. Niejednokrotnie przez długie lata. A kobieta? Zostaje z tą decyzją sama.
Jest nawet taka statystyka, zacytowana w Twojej książce: że 9 na 10 mężczyzn opuszcza swoje partnerki w takiej sytuacji. A z kolei 9 na 10 kobiet zostaje ze swoimi uzależnionymi partnerami i próbuje im pomóc – za nich i z nimi.
Pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy, to złość na mężczyzn, że zostawiają partnerki w kryzysie. Ale tu warto się zatrzymać. Specjaliści mówią, że decyzję o wyjściu z nałogu podejmuje się wtedy, gdy straty są większe niż zyski. A więc być może im szybciej bliscy podejmą decyzję, żeby nie brać udziału we współuzależnieniu, tym szybciej osoba skonfrontuje się z prawdą o sobie. Jednak nie jestem specjalistką, nie można moich rozmyślań traktować jak skuteczne zalecenie. Jedna z bohaterek książki wyznała po latach, że najbardziej jest wdzięczna byłemu chłopakowi, że nazwał rzeczy po imieniu i odszedł, kiedy liczne prośby o to, żeby przestała pić, nic nie dawały. Wtedy uważała, że to on ma problem – przecież ona jest światową dyplomatką, pije wyłącznie najlepsze wina, bierze leki, bo robi karierę. Po latach trzeźwości doceniła, że znalazł się ktoś, kto miał odwagę wytrącić ją z tego mechanizmu wyparcia. Powody dla podejmowania terapii są różne, tak samo jak przyczyny wejścia w nałóg. Ale najważniejsze, że widać tu pozytywną tendencję i być może coraz więcej Polek zerwie ze wstydem i poprosi o pomoc.
Polecane
Ten wstrząsający dramat powinna obejrzeć każda matka. Oparty na faktach film pokazuje brutalną walkę z uzależnieniem
"Dojrzewanie" doczeka się 2. sezonu? Według dziennika „The Guardian”, to „dzieło najbliższe telewizyjnej perfekcji od dziesięcioleci”
Marta Markiewicz, autorka książki „Bez alko i dragów jestem nudna” i jej droga od uzależnienia do trzeźwości
Ten polski dramat to opowieść o toksycznym związku z uzależnionym od adrenaliny reporterze wojennym
Eryka Sokólska: „W ciągłym dążeniu do perfekcji promowanej w wirtualnej przestrzeni jesteśmy przecież skazani na porażkę”
Ten serial kryminalny podbił świat, a w Polsce jest wciąż mało znany. „Przez sześć tygodni byłam uzależniona od tej historii”
„Pokochaj technologię, nagradzaj siebie”. Weźcie udział w promocji i odbierzcie voucher na biżuterię
Współpraca reklamowa