Wywiad ELLE z Kubą Badachem
Poukładany. Konsekwentny. Pracowity. Jeżeli coś mogło pokrzyżować jego plany to tylko miłość. Pierwszy wywiad z muzykiem po ślubie z Aleksandrą Kwaśniewską przeprowadził Robert Kozyra.
ELLE Muzyka to był Twój pierwszy pomysł na życie?
K.B Tak. Zacząłem się nią zajmować w wieku, w którym nie zastanawiasz się nawet, czy jest to słuszna koncepcja. Była najbardziej naturalnym wyborem. Był wprawdzie moment, kiedy całkiem poważnie rozważałem studiowanie prawa, na wypadek gdybym nie dostał się na studia muzyczne w Katowicach. Ale dostałem się i mogę robić w życiu to, co kocham.
ELLE W Polsce da się wyżyć, grając muzykę inną niż pop?
K.B. Chyba jestem dobrym przykładem na to, że można. Utrzymuję się sam od pierwszego roku studiów, a to już ładnych parę lat.
ELLE Jesteś jednak w stanie zapewnić swojej żonie życie, do którego do tej pory była przyzwyczajona?
K.B. A do jakiego twoim zdaniem poziomu życia jest ona przyzwyczajona?
ELLE Sądząc po tym, jak się nosi, to do ponadprzeciętnego. A mam wrażenie, że w Polsce muzycy, jeśli nie uprawiają popu, dobrze nie zarabiają. Może jednak się mylę.
K.B. W Warszawie wielokrotnie spotkałem się ze specyficznym poglądem na to, co dzieje się w Polsce. Zwłaszcza osobom z mediów się wydaje, że poza stolicą nie ma życia. Że jeśli tu się nie gra, jeśli nie bywa się na salonach, nie udziela wywiadów w telewizjach śniadaniowych, nie ma kogoś na portalach plotkarskich, to człowiek nie istnieje. To piramidalna bzdura. W ciągu ostatnich lat z samymi The Globetrotters zagraliśmy ponad 400 koncertów w kraju i za granicą. Warszawa to nie centrum świata.
ELLE To oczywiste, że z koncertami jeździ się po Polsce. Pytanie, czy są one dobrze opłacane. Nie grywasz sam, gaża za koncert jest do podziału między muzyków, menedżera i inne osoby zaangażowane w jego organizację.
K.B. To prawda. Oczywiście, w Polsce nie ma takich stawek jak na Zachodzie, sprzedaż płyt jest taka, jaka jest…
ELLE A za koncerty ludzie nie za bardzo chcą płacić…
K.B. Być może cię zaskoczę, ale w przypadku formacji, które współtworzę, jest odwrotnie. Od dawna gramy niemal wyłącznie koncerty biletowane. To niesamowicie fajne być w wąskiej grupie wykonawców, którzy gromadzą pełne sale. Nie robimy żadnego show, przebieranek…
ELLE Jednym słowem nie ma Las Vegas, jest za to muzyka w najczystszej postaci.
K.B. Tak, nie ma Las Vegas, ale staramy się, by pod względem muzycznym koncerty były na najwyższym poziomie. To dla ludzi ważne, dlatego przychodzą. Gramy tych koncertów naprawdę sporo. No i jakoś tam zarabiam.
ELLE Miałeś momenty zwątpienia w sens tego, co robisz?
K.B. No pewnie. Gdy z grupą Poluzjanci wydaliśmy pierwszą płytę, nikt się nami nie zainteresował. Nie mogliśmy dotrzeć do radia, recenzentom nie podobało się, że nie potrafią nas określić stylistycznie, ciągle słyszeliśmy, że to za trudne i bez przyszłości. Nie graliśmy koncertów, pojawiały się myśli: po co utrzymywać zespół, po co spotykać się na próby, robić nowy materiał. Brakowało nam motywacji, więc każdy z nas zajął się dziesiątkami innych projektów. Druga płyta powstawała 10 lat i to głównie pod naporem fanów, którzy nagle się pojawili i zaczęli się jej domagać. Miałem wtedy dylematy, czy nie zmienić gatunku na jakiś chodliwszy. Zaraz jednak odzywał się we mnie głos, że nie warto sprzedawać się dla paru groszy.
ELLE To, co robisz, wiąże się z nomadycznym trybem życia. Podróże są atrakcyjne, ale te zawodowe w końcu męczą. Patrząc na ściany kolejnego pokoju hotelowego, człowiek zaczyna tęsknić za stabilizacją, za domem.
K.B. Ja nie jestem w stanie żyć bez koncertów. To rodzaj uzależnienia. Jeśli przez dłuższy czas nie gram, czuję się jak narkoman na odwyku.
ELLE Niedawno jednak się ożeniłeś! Nie oczekujesz chyba, że Ola będzie jeździć za Tobą po świecie jak Gwyneth Paltrow za Chrisem Martinem?!
K.B. Mam nadzieję, że będzie (śmiech). A poważnie, tak, koncerty znacznie uszczuplają czas, który możemy spędzić razem. Ale nie gram codziennie. Spędzam w domu sporo czasu. Przy tym jestem typem totalnego domatora, nienawidzę wychodzić, bywać, imprezować. Jak odwiedzasz kluby zawodowo, rozrywką staje się siedzenie w domu.
ELLE Zabawne, bo to, co mówisz, i Twój wizerunek przeczą stereotypowi muzyka. Wyglądasz na grzecznego, ułożonego chłopaka, na intelektualistę pozbawionego nuty szaleństwa. Tak jest naprawdę czy to tylko poza?
K.B. Faktem jest, że dzisiaj, jeśli chcesz żyć z muzyki, musisz zaproponować ludziom produkt na najwyższym poziomie. A imprezy odbijają się na kondycji fizycznej i psychicznej. To nie są czasy, w których artysta mający jakieś ambicje może żyć w myśl zasady „sex, drugs and rock’n’roll”.
ELLE Czyli po koncercie zamiast imprezy łóżeczko?!
K.B. Raczej łóżeczko, choć od czasu do czasu zdarzają się dłuższe „tańce”. Generalnie dorosłem. Podczas studiów moje życie było jedną niekończącą się imprezą, zwłaszcza pierwsze dwa lata. Ale wówczas organizm błyskawicznie się regenerował, sen wydawał się stratą czasu, bo człowiek chciał posmakować życia. To były intensywne i wesołe lata. Ale i zabawa kiedyś się nudzi.
ELLE Pochodzisz z prowincji, wiele osób miałoby
pewnie problem z umiejscowieniem na mapie nie tylko Krasnegostawu, ale nawet Zamościa. Wierzyłeś, że zrobisz karierę, że odniesiesz sukces?
K.B. W ogóle się nad tym nie zastanawiałem. Wy-cho-wy-wałem się w rodzinie, która nie miała poczucia zaściankowości, która była nastawiona kosmopolitycznie.
ELLE Czy Twoi rodzice zareagowali paniką na pomysł bycia zawodowym muzykiem?
K.B. Nigdy niczego mi nie narzucali, do niczego nie popychali, może z wyjątkiem nauki języków obcych. Nie próbowali przeze mnie realizować swoich ambicji. Byli pełni obaw, ale pozwolili mnie dokonać wyboru. Tato przestrzegał, że to niezwykle trudny zawód, który nigdy nie da mi poczucia totalnego spełnienia, przekonania, że wiem już wszystko. Że zawsze będą lepsi ode mnie, że całe życie będę musiał się uczyć. Ale decyzja była wyłącznie moja.
ELLE Kto dał Ci większe wsparcie: ojciec czy mama?
K.B. Obydwoje. Zawsze miałem z nimi świetny kontakt i do tej pory tak jest. Rodzinę mam obłędną – zawsze lubiliśmy swoje towarzystwo. Nie jest w końcu standardem, że niemal 30-letni facet spędza wakacje z rodzicami i z bratem. Teraz jest to niemożliwe ze względów czasowych, ale kilka lat temu była to dla nas norma.
ELLE A z bratem rywalizujesz czy się przyjaźnisz?
K.B. Jesteśmy bardzo mocno związani. Dałbym się za niego pokroić. Szczerze mówiąc, uważam go za jedną z najlepszych osób, z jakimi los mnie zetknął. Jest świetny, ma genialną osobowość i niesamowity umysł. Choć jest ode mnie sześć lat młodszy, jestem jego fanem.
ELLE Zdarzyło Ci się zawieść na bliskiej osobie?
K.B. Nie. I mam nadzieję, że to nigdy nie nastąpi. Mam niesamowite szczęście do ludzi. Na mojej orbicie pojawiają się niemal wyłącznie osoby o podobnym do mojego spojrzeniu na świat, które w podobny sposób wartościują rzeczy. Zresztą jestem zwolennikiem teorii, że to, co wysyłasz, dostajesz. Jestem długodystansowcem pod każdym względem, nie uprawiam sprintów. Wierzę, że na wszystko przychodzi czas, że w odpowiednim momencie wszystko wskakuje na swoje miejsce, nie ma sensu niczego przyspieszać. Może dlatego nie byłem zainteresowany skorzystaniem z różnych propozycji kariery w muzyce pop. Od zawsze czułem, że dopiero po trzydziestce zacznę żyć naprawdę.
ELLE Teraz intensywnie interesują się Tobą paparazzi. Jak na to reagujesz? Jest to dla Ciebie zabawne, irytujące?
K.B. Szczerze? Koszmarne. Wzbudza we mnie wyłącznie negatywne emocje. Niepojęte są dla mnie agresja, buta i chamstwo niektórych paparazzi.
ELLE Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że to się nie skończy. Raczej się nasili, gdy zdecydujecie się na dziecko.
K.B. To chore. Zamierzam z tym walczyć.
ELLE Jednak tak jest już niestety na całym świecie!
K.B. Cóż z tego? Nie akceptuję tego, że ktoś wchodzi brutalnie w moje życie prywatne. Że uznaje, iż ma prawo do wypisywania wyssanych z palca bzdur na temat mój i mojej rodziny, przykrych dla nas, zniesławiających i kłamliwych. Zostałem wychowany inaczej. Mam szacunek dla prywatności drugiego człowieka i takiego szacunku oczekuję wobec siebie. Wcześniej nie obserwowałem tych zjawisk, nie interesowały mnie plotkarskie pisma ani ich zawartość. Nie pojmuję, jak kogokolwiek może interesować to, gdzie ktoś robi zakupy, co kupuje, z kim poszedł i jak się ubrał. Jeśli ploty stanowią dla kogoś niezbędną rozrywkę, to mu współczuję. Nie uważam, że trzeba się z tym godzić, bo tak jest wszędzie. Jeśli ktoś zatruwa mi życie, śledzi mnie cały dzień, jeździ za mną – to jest nękanie. Czyn karalny.
ELLE Kiedy oglądałem zdjęcia z Waszego ślubu, pomyślałem, że nie chciałbym znaleźć się w podobnej sytuacji! Gapie, tłoczący się paparazzi. Straszne! A to powinien być najważniejszy dzień w życiu dla mnie, mojej żony i rodziny.
K.B. Owszem, medialny amok i paparazzi asystujący nam tłumnie przez całą drogę do kościoła byli stresujący, ale choć nie było to łatwe, zostawiliśmy negatywne emocje przed wejściem do kościoła. To był nasz dzień i nie było sensu psuć go sobie. Nie pozwoliliśmy, by rzeczy, które działy się obok, rozproszyły nas, oderwały od tego, co najważniejsze. Pomógł w tym nasz przyjaciel franciszkanin, który wygłaszał kazanie. Za pomocą kilku zdań to, co mogło stać się rodzajem szopki, przekształcił w rodzinną, bardzo intymną, podniosłą, cichą i bardzo zamkniętą uroczystość.
ELLE A gdy widziałeś Olę idącą do ołtarza, co czułeś?
K.B. Byłem najszczęśliwszym facetem na świecie. Wiem, że to zabrzmi jak banał i cukierek, ale taka jest prawda – to był jeden z najwspanialszych dni w moim życiu.
ELLE Kiedy zdałeś sobie sprawę z tego, że to z Olą chcesz spędzić swoje życie?
K.B. Bardzo szybko. Najdziwniejsze jest to, że wcześniej przez wiele lat sama myśl o ślubie budziła mój sprzeciw. Chciałem pozostać singlem i wieść sobie wygodne, spokojne życie. Jestem generalnie trudnym we współżyciu człowiekiem – nie lubię wpuszczać obcych do swojego świata, bo wnoszą chaos i nieporządek. No i tak sobie żyłem, w błogim przekonaniu, że zbudowałem świat idealny, do momentu, aż spotkałem Olę. I wtedy się okazało, że to wcześniejsze życie było pozbawione treści. A gdy w końcu zostaliśmy małżeństwem, poczułem, że wreszcie wszystko jest na swoim miejscu, że jest tak, jak powinno być.
ELLE I nie miałeś wątpliwości, chociażby że ten związek kompletnie pozbawi Cię prywatności?
K.B. Oczywiście, był taki moment, że musiałem sobie odpowiedzieć na pytanie, czy udźwignę konsekwencje, które wynikają z popularności Oli, a które w pewnym stopniu zaczną i mnie dotyczyć. Ostatecznie uznałem, że jeśli ona dała sobie z tym radę, a przy tym pozostała normalna po tylu latach bycia pod obstrzałem i sprzedawania jej fałszywego wizerunku – to ja też dam radę.
ELLE Pytasz Olę o zdanie na temat utworów, które piszesz?
K.B. Oczywiście. Ola jest świetnym krytykiem. Jeśli uważa, że coś jest nie tak, zawsze szczerze o tym mówi. Poza tym ma świetny słuch i niewiarygodną wręcz pamięć muzyczną. Do tego pamięta chyba wszystkie teksty świata.
ELLE Śpiewacie razem?
K.B. Wygłupiamy się, improwizując na ludową nutę.
ELLE Z tego, co mówisz, wynika, że Ola i Ty jesteście idealnie zgrani. Poglądy polityczne macie też takie same?
K.B. Nie rozmawiamy o polityce.
ELLE Nie wierzę, że w domu dziewczyny, której ojciec był prezydentem, omija się politykę.
K.B. Mamy tyle innych tematów do obgadania po całym dniu, że jest to naprawdę ostatnia rzecz, o której moglibyśmy myśleć. Mnie od dawna ten temat nie interesuje. Nie chcę, by polityczny jad wlewał mi się w życie. Podobnie z komentarzami na nasz temat. Znajomi radzili: nie czytaj, nie denerwuj się, ale kiedyś nie potrafiłem. Dziś uczę się zupełnie je ignorować i żyje mi się o wiele łatwiej.
ELLE Jesteś szczęściarzem, prawda?
K.B. Tak, megaszczęściarzem. I muszę to sobie co chwilę przypominać. Bo mam skłonność do doszukiwania się drugiego, negatywnego dna. Na każdą sytuację przewiduję najgorszy scenariusz. Trudno mi wyobrazić sobie siebie myślącego o czymś: będzie super! Zawsze wychodzę z założenia, że coś, co zamierzam zrobić, może się nie udać. Co nie zmienia faktu, że i tak podejmuję wyzwanie.
ELLE Taki pesymizm nie utrudnia życia? Mam nadzieję, że Ola dla przeciwwagi jest optymistką?
K.B. Zdecydowanie tak, wręcz niepoprawną!
ELLE Co poza muzyką sprawia Ci w życiu przyjemność?
K.B. Uwielbiam dobrą kuchnię, książki, narty, podróże, ale na pierwszym miejscu są samochody. Jednak (śmiech). Zawsze miałem fioła motoryzacyjnego. Jako dzieciak znałem na pamięć dane techniczne większości aut. Gdy zdobyłem prawo jazdy, zacząłem fascynować się doskonaleniem techniki jazdy. Obecnie mam auto przystosowane do jazdy sportowej, którym jeżdżę na sesje treningowe. Poznaję tajniki ostrego jeżdżenia i te umiejętności pozwalają mi później w normalnej, cywilnej jeździe wyjść z niejednej opresji. Poza tym taki trening jest jak wizyta na siłowni. Plus sporo adrenaliny.
ELLE Przykładasz wagę go tego, jak wyglądasz?
K.B. Owszem, jak większość ludzi. Choć teraz jest to dla mnie zdecydowanie ważniejsze, niż było kiedyś.
ELLE A co się stało?
K.B. Wiesz, poznałem pewną kobietę…
Rozmawiał: Roberty Kozyra
Zdjęcia: Martyna Galla/Van Dorsen Talents
Stylizacja: Zuzanna Kuczyńska
Podziękowania dla Brasserie Warszawska, ul. Górnośląska 24, Warszawa
1 z 1
Wywiad ELLE z Kubą Badachem
Kuba Badach, fot. Martyna Galla/Van Dorsen Talents