Reklama

Pharrell Williams przychodzi na spotkanie w dżinsach, bluzie i za dużym kapeluszu. Ta jego nonszalancja sprawia, że wygląda o niebo młodziej niż większość mężczyzn w wieku 41 lat. Jako autor tekstów piosenek i producent Pharrell stworzył złotą playlistę największych hitów ostatnich lat, na której są: Gwen Stefani, Kelis, Miley Cyrus, Britney Spears, Robin Thicke i Daft Punk. A na deser – jego solowy album „Happy”, który dostał się na pierwsze miejsce list przebojów, wspomagany najbardziej emocjonującym wideo wszech czasów. Efekt: dwieście milionów odsłon i pełen emocji wywiad u Oprah Winfrey, który sam z siebie stał się hitem sieci.
Pharrell jest twórcą popowych hitów, ale rozmowy z nim przypominają raczej jazzową improwizację: skacze od feminizmu do snów na jawie. Od Jane Fondy do Boga. Przez osiem lat unikałam robienia wywiadów z gwiazdami. Tym razem nie mogłam odmówić, skoro jednocześnie ja i moja roczna córka jesteśmy zafascynowane tą samą osobą.
Czasem Pharrell zachowuje się, jakby był hipnotyzerem, który usiłuje mnie zaczarować przed publicznością. Pyta np.: „Czy już kiedyś o tym nie rozmawialiśmy?”. Siedzimy w pokoju gościnnym hollywoodzkiego domu fotografa, w którym odbywa się sesja. Helen, przypominająca kocicę żona Pharrella i matka ich pięcioletniego syna Rocketa, przegląda sterty ubrań ułożonych w ogrodzie. Chyba podobają jej się te od Alexandra McQueena, Paula Smitha i Burberry, które przynieśliśmy. Na wszelki wypadek wzięła też sześć kapeluszy Vivienne Westwood, z których muzyk uczynił swój znak firmowy.
Pharrell z taką naturalnością łączy modę i muzykę, jakby łączył wrażenia odbierane za pomocą różnych zmysłów. To się nazywa synestezja. Dzięki niej nuty mają kolory, a dni zapachy. Zresztą zaraz sam o tym opowie...
Mamy podobny staż pracy: 20 lat. Pamięta Pan ten moment, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że już nie jest najmłodszy na sali? To dosyć deprymujące uczucie, zwłaszcza dla kobiety. Ja przeżyłam je w wieku 27 lat...
PHARRELL WILLIAMS Nie, nie przeżyłem czegoś takiego i to przykre, że kobiety w ogóle o tym myślą. Czy naprawdę musi pani być wyższa, niż jest? Czy potrzebuje pani być bardziej na luzie? Szczuplejsza? Z ciemniejszą karnacją? Albo jaśniejszą? Nie. Pani największym darem jest to, co ma teraz.

Reklama

Klip „Happy” ma wiele wspólnego ze street style’em. Ten sam zachwyt nad człowiekiem na ulicy, z całą jego ekscentrycznością. Za każdym razem, gdy oglądam to wideo, znajduję nowy element, na którym zawieszam wzrok i tworzę sobie nową historię.
Dla mnie radość bierze się z różnorodności. Wzrusza mnie to, że wielu ludzi odczuwa to samo. To dlatego ta piosenka tak chwyciła. Co prawda to ja ją napisałem i wyprodukowałem, ale przyznaję: przerosła mnie. Wie pani o czym mówię? Byłem już wypalony, wiem, że byłem. Ciągle komuś powtarzam: „Znajdź coś, co lubisz robić. Jasne, że są rachunki do zapłacenia, ale gdybyś miał robić coś za darmo, co by to było? Znajduj sobie jak najwięcej zajęć, które cię kręcą”. Najbardziej pomagamy ludziom, robiąc coś z miłości.
Kiedy pierwszy raz usłyszałam, jak śpiewa Pan „Clap along if you feel like a room without a roof” (klaszcz w ręce tak, jakby nad tobą nie było sufitu), pomyślałam, że tak można opisać czyste szczęście. Jak wpadł Pan na pomysł tych słów?
Proszę sobie wyobrazić, że właśnie kupiła pani dom. Ma pani trochę mebli z poprzedniego mieszkania. I nowe pomysły, rzeczy, które chce pani zrobić. Jak tylko wchodzi pani do tego pokoju, wie już pani, gdzie stanie łóżko? Już prędzej, gdzie na pewno go pani nie postawi! Pisanie piosenek wygląda podobnie: przestawiamy słowa, dopóki nie znajdziemy w nich sensu.
Pisałam książki o smutku i starałam się pokazać wprost, jakie to uczucie. Myślę, że najlepsze, co można usłyszeć od czytelników, to uwaga typu: „Umie pani nazwać to skomplikowane uczucie”. Dla ludzi ważne jest to, kiedy komuś udaje się nazwać ich emocje.
To dlatego, że od wczesnych lat uczy się nas ignorować przeczucia. A przecież w nich jest tak wiele informacji. To naturalna reakcja naszego ciała na rzeczywistość wokół. Ciało cały czas nas o czymś informuje. Tylko nikt nas nie uczy, jak słuchać tych głosów. Jeśli do tego dodamy możliwość odczuwania synestezji – u mnie to się objawia w ten sposób, że dźwięki mają kolor – to rzeczywistość zyskuje więcej wymiarów niż 3D.
W ciągu roku nagrał Pan trzy piosenki: „Blurred Lines”, „Get Lucky” i „Happy”. Każda z nich jest z innej planety. Jak to możliwe?
Pani relacja z matką jest inna niż relacja z mężem, a ta z kolei różni się od relacji z najlepszą przyjaciółką. Mimo to jest pani wciąż tą samą osobą, prawda? We wszystkich tych piosenkach jest wielka radość, czyli coś, czego mi brakuje w muzyce. Po prostu chciałem poczuć się dobrze.
Mam problem z piosenką „Blurred Lines”. Padają tam słowa „I know you want it” (wiem, że tego chcesz), w wideo są prawie nagie kobiety. Przesłanie jest okropne, antykobiece. Szczerze? Czuję ogromny smutek, widząc coś takiego.
Cieszę się, że poznałem kogoś, w kim wywołuje to emocje, a nie tylko pustą agresję. To piosenka o kobiecie, która ma złe myśli, choć jest dobrym człowiekiem. I tu nie chodzi o propozycję seksualną, tylko o taniec. Zresztą teledysk reżyserowała kobieta. To była kobieca interpretacja utworu, ale nikt nie chciał o tym słuchać. Wszyscy się rzucili na teledysk, twierdząc, że chcemy uprzedmiotowić kobiety. Czasami warto się zatrzymać, spojrzeć na coś z dystansu i zastanowić: „Co ten ktoś chciał mi powiedzieć?”.
Wyprodukował Pan utwór „I’m a Slave 4 U” Britney Spears. Akurat wtedy gwiazda zaczynała mieć problemy z psychiką. Zgodzi się Pan ze mną, że kiedy muzyka staje się całym światem, łatwo popaść w obłęd?
To prawda.
Czuł Pan kiedykolwiek takie niebezpieczeństwo?
Nie, ale osiem lat temu stwierdziłem, że czegoś mi brakuje. Celu.

Reklama

Osiem lat temu poznał Pan też swoją żonę. Przywróciła Panu kreatywność?
Motywowaliśmy się nawzajem jak przyjaciele i tak jest do dziś. Ona popycha mnie, ja popycham ją.
Dzięki kapeluszowi jest Pan kojarzony z Vivienne Westwood, ikoną pogranicza muzyki i mody. To ona ukształtowała wizerunek Sex Pistols.
Oświeciła mnie Ronnie Cooke Newhouse (dyrektorka kreatywna w agencji reklamowej House & Home, która pracowała z Louis Vuitton, Lanvin, Comme des Garçons i Mulberry – przyp. red.). To ona opowiedziała mi o tym, że Vivienne i Malcolm McLaren z Sex Pistols byli parą. Mój kapelusz jest swoistym hołdem dla ich związku. Pamiętam wideo McLarena „Buffalo Gals”, w którym występuje w kapeluszu. Zresztą nosiłem kapelusz przez pięć lat, zanim ktoś mnie w nim sfotografował. Ale wtedy nikt na to nie zwracał uwagi.
Rozmawiałam z Vivienne Westwood. Podobało mi się, że mimo iż jest matką chrzestną punka, przywiązuje wagę do etykiety. Mówiła: „Dobre maniery są jak skorupa na lawie, dzięki niej nie wpadamy w otchłań wulkanu”. Powiedziano mi, żebym przyszła na spotkanie z Panem punktualnie, bo zawsze przychodzi Pan na czas.
Nie zawsze taki byłem. Całkiem sporo czasu zajęło mi zrozumienie wagi pewnych spraw i wartości ludzi, z którymi pracuję. A także znaczenia fanów, od których przecież zależy, czy jest się na topie. To oni wynoszą nas na wyżyny. Jesteśmy tylko latawcami, oni pociągają za sznurki.
Tekst Emma Forrest

Reklama
Reklama
Reklama