Mój pierwszy idol
Przefarbowała włosy na czarno na wzór Édith Piaf. Przekłuł sobie igłą ucho, by być jak George Michael. Ale czego nie robi się dla idola? Gwiazdy opowiadają nam o swoich młodzieńczych fascynacjach.
MOJA MISTRZYNI MERYL STREEP
MAGDALENA KUMOREK aktorka
Dystyngowana dama w jedwabnej bluzce i ołówkowej spódnicy. Na długich przerwach z gracją jadła wielkie, czerwone jabłko. To moja pierwsza idolka: nauczycielka z klas 1-3. Piękna i niezwykle opiekuńcza. Cała klasa czuła się przy niej bezpiecznie. Nigdy nie zapomnę, jak chciała rzucić się na ratunek Jackowi, koledze z klasy, który topił się w szkolnym basenie. Gdy zobaczyła, że Jacek znika pod wodą, zaczęła zdejmować spódnicę. Została w samej halce, gotowa do skoku. Jacek nagle przestał się topić, wszystkie dzieci stanęły jak wryte, z otwartą paszczą. Bo nieskazitelny anioł nagle pokazał ludzką twarz. Pod koniec podstawówki moje koleżanki z klasy miały pokoje oplakatowane New Kids on the Block, a ja w szkole muzycznej grałam Bacha, Chopina i Mozarta. Czułam, że odstaję. Dlatego kupiłam „Bravo” i „Popcorn”, wyrwałam plakaty z nieznanymi mi zespołami i powiesiłam na ścianach. Poczułam ulgę, że udało mi się wpasować. Ale nie obyło się bez konsekwencji. Przykleiłam plakaty do ściany mocną, grubą taśmą do dywanów. Zrywając zdjęcia, przy okazji zerwałam też tynk.
Aktorscy idole? Absolutną mistrzynią jest dla mnie Meryl Streep, ale moje serce zawsze bije najmocniej dla Cate Blanchett. Uwielbiam obserwować jej role: eteryczne nimfy, chodzące po ziemi, ale tak naprawdę nie z tego świata. Gra postacie, które nie pasują do jej wyglądu zewnętrznego. Też bym tak chciała. Jestem postrzegana jako porcelanowa lala, a marzy mi się zagrać w filmie akcji. Ostatnio robiłam dubbing Gwyneth Paltrow do „Iron Mana”, w którym jest dużo scen walki. To było wyzwanie i świetna zabawa. Idolką, którą mam teraz na wyciągnięcie ręki, jest Dorota Kolak, moja mama z „Przepisu na życie”. Na planie, kiedy my, młodsza ekipa, jesteśmy zmęczeni po kilku scenach, ona wpada z okrzykiem: „Muszę być o 20 w teatrze. Zbieramy się raz, dwa. Kawka, herbatka”. Ma w sobie niezwykłą energię. I nie ma w niej ani krzty zblazowania. Każdą scenę dopracowuje do perfekcji, po prostu kocha grać.
TWARDZIEL RAMBO
JAKUB PORADA dziennikarz TTV
W latach 80. w PRL wiedzę o mitycznym świecie Zachodu czerpałem z teledysków i filmów na wideo. Oglądałem w Dwójce program „Wideoteka” Krzysztofa Szewczyka, a w osiedlowym klubie Merkury w telewizorze Rubin kino z twardymi facetami: Schwarzeneggerem, Van Damme’em, Stallone’em. Ćwiczyłem w piwnicy i na podwórku. Mój kolega, złodziej, tłumaczył mi, że jak się nauczę podciągać, będę mógł chodzić po balkonach. Nie mieliśmy sprzętu, tylko stary dres i sztangę zrobioną z podkładów kolejowych. Najbardziej w filmach inspirowały mnie historie self--made manów. Stallone? Dziwak z paraliżem połowy twarzy, który nadludzkim wysiłkiem nauczył się mówić, a potem napisał scenariusz „Rocky’ego”. To nie był film o boksie, tylko o tym, że jeśli masz zero szans na wygraną, siłą woli możesz dojść na szczyt. Moja historia jest podobna, przyjechałem do Warszawy po trzydziestce z jedną walizką.
Równolegle w liceum zaczęła się miłość do muzyki. Wziąłem radio Taraban od dziadka, podłączyłem głośnik od gramofonu. Otwierałem balkon i z trzeciego piętra kieleckiego bloku grali Depesze, Stonesi, Tears for Fears. Muzykę z radiowych list przebojów przegrywałem na kasety. Wojciech Mann, Marek Niedźwiecki, Tomasz Beksiński byli moimi przewodnikami. Podobało mi się, że mówili, że po programie jadą do innego redaktora i będą do rana słuchać płyt z Anglii. A ja na siódmą musiałem iść na matematykę. Nowe zespoły zapisywałem w zeszycie. Układałem własną listę przebojów.
W 1984 roku zrobiłem sobie złoty kolczyk w uchu na George’a Michaela. Kumpel przekroił ziemniak na pół i wziął igłę, wysterylizowaną resztką spirytusu. Polała się krew. Chciałem mieć też fryzurę na Kajagoogoo: grzywka do przodu, z tyłu kitka jak u czeskiego hokeisty. Kumpel zaplatał mi warkoczyki. Po rozkręceniu włosy wyglądały jak makaron tagliatelle. Z powodu kitki i kolczyków miałem w szkole problemy. Moja wychowawczyni powiedziała, że mnie wyrzuci. Ugiąłem się. Kitkę ściąłem, a kolczyk na czas lekcji chowałem do kieszeni.
GORSZYCIELKA MARLENA DIETRICH
ADA FIJAŁ aktorka
Najlepiej czuję się w sukience retro, czerwonej szmince i elegancko pofalowanych włosach. Mogłabym żyć w przedwojennej Warszawie. Piosenką mojego dzieciństwa było „Tango milonga”, a z telewizji bardziej niż dobranocki pamiętam czarno-białe filmy z Charliem Chaplinem czy Marleną Dietrich. Miłość do lat 20. i 30. zaszczepili we mnie dziadkowie. Babcia Stanisława, u której spędzałam każde wolne popołudnie, miała sentyment do kabaretowych melodii i niemego kina. A dziadek, dawny AK-owiec, był nadleśniczym i pracował jako ratownik górski w GOPR-ze, ale pisał też wiersze i zachwycał się przedwojenna poezją. Z filmów z Chaplinem i Dietrich uczyłam się, co to znaczy być aktorem. Komediowym i dramatycznym. Najpierw mi się wydawało, że granie to jeden wielki wygłup, wariactwo
w duchu Chaplina. Jak mawiał, ci, którzy potrafią nas rozśmieszyć, są cenniejsi od tych, którzy sprawiają, że chce nam się
płakać. Na drugim biegunie była Marlena: chłodna, zdystansowana, niedostępna. Od niej chciałabym nauczyć się odwagi. Była fashionistką i gorszycielką. Włożyła garnitur i otworzyła przed kobietami męskie szafy. Byłam kiedyś we Wrocławiu w mieszkaniu, w którym Marlena spotykała się na schadzki z Cybulskim. Po krótkim okresie buntu w podstawówce, gdy nosiłam podarte dżinsy i słuchałam Róż Europy, jako dorosła dziewczyna powróciłam do retro. Zaczęłam stylizować się na Édith Piaf. Zrobiłam sobie ciemną, krótką trwałą, nosiłam krzyż na szyi i śpiewałam jej piosenki. Ale szybko zrozumiałam, że nie tędy droga. Dobrze mieć swoich idoli, bo to nas rozwija i pokazuje drogę, ale najważniejsze jest to, żeby odnaleźć w tym siebie.
JADWIGA GRABOWSKA, POLSKA CHANEL
ANIA KUCZYŃSKA projektantka mody
Moje pierwsze wspomnienie związane z modą: mam pięć lat i siedzę na pokazie Mody Polskiej w Pałacu Kultury z mamą i babcią. Zaproszenie dostałyśmy od zaprzyjaźnionej krawcowej, która pracowała tam jako konstruktorka. Na widowni siedziały najlepsze klientki, gwiazdy, znajome projektanta, Jerzego Antkowiaka. Przed pokazem Antkowiak wychodził na wybieg i opowiadał publiczności o swoich inspiracjach. Po wybiegu chodziły największe piękności lat 80.: smukła Małgorzata Niemen, Kasia Butowtt o uśmiechu gwiazdy filmowej, Bogna Sworowska z burzą blond włosów. Wyglądały jak anioły, które spadły z nieba. W domu też zwracało się uwagę na modę i projektowanie. Mama ubierała się w ręcznie szyte sukienki z najdelikatniejszego, ręcznie malowanego, milanowskiego jedwabiu. Tata jest architektem. Z czasem coraz więcej dowiadywałam się o Jadwidze Grabowskiej, twórczyni Mody Polskiej. Była polską Coco Chanel, wizjonerką, damą w przedwojennym stylu. Walczyła ze stereotypami, z szarzyzną, zaściankowością. Stworzyła prawdziwy dom mody na miarę tych paryskich. Miała swoje atelier, butiki, organizowała prezentacje dla klientów i pokazy prasowe. Swój punkt widzenia i gust narzucała innym. Umiała zmusić władzę do pójścia na ustępstwa. Podobnie jak Coco Chanel paliła papierosy, była charyzmatyczna, nerwowa, porywcza. Potrafiła rzucić we współpracownika popielniczką, jeśli coś jej się nie podobało. W czasach, gdy władza starała się ludzi wtłoczyć w uniform, Grabowska była rajskim ptakiem. To wymagało nie tylko kreatywności, lecz także odwagi. Dzisiaj nic nas już nie ogranicza ani nie szokuje.
Wieczna idolka? Coco Chanel. Oswobodziła nas spod jarzma gorsetów. To była prawdziwa rewolucja w modzie i myśleniu, jedno z ważniejszych wydarzeń w historii mody.
TAJEMNICZY PRINCE
ANDRZEJ PIASECZNY piosenkarz
Był szary rok 1984. Starsi koledzy czytali wiersze Stachury albo robili się na Depeszów. Ja miałem 13 lat i co sobotę w Trójce słuchałem listy przebojów Marka Niedźwieckiego. „Purple Rain” Prince’a przez wiele tygodni był numerem jeden. Dla mnie to była miłość od pierwszej nuty. Stawiałem mu muzyczny ołtarzyk. Słuchając Prince’a, nie wiedziałem, jaki jest naprawdę, ale mogłem puścić wodze fantazji. Dzięki niemu odważyłem się być kolorowy. Gdy mój brat się żenił, włożyłem koszulę taką, jaką miał on: z kryzą przy rękawkach. Jednak Prince to przede wszystkim muzyka, więc zachwyt nie mijał, kiedy byłem już dorosły, a on wydawał kolejne płyty. Sześć lat temu grał serię koncertów w Londynie. Musiałem tam być! Zobaczenie go na żywo to była euforia. Czy dzisiaj potrzebuję idola? Jasne! Idol jest dla nas jak trampolina. Odbijamy się od jego blasku i dzięki temu rosną nam skrzydła.
TEKST Anna Konieczyńska
ZDJĘCIA Marcin Kempski/I Like Photo
STYLIZACJA Maciej Spadło
Asystent stylisty Paweł Wybański
Makijaż Agata Kalbarczyk
Włosy Emil Zed/Van Dorsen Talents
Makijaż i włosy Andrzeja Piasecznego Sylwia Rakowska
Produkcja Magda Gołdanowska
Asysten produkcji Kaśka Dubińska
Scenografia Wito Bałtuszys
Zdjęcia do montażu East News, Forum
1 z 4
Mój pierwszy idol: Jakub Porada, fot. Marcin Kempski koszula Boss Orange
2 z 4
Mój pierwszy idol: Ada Fijał, fot. Marcin Kempski marynarka Łukasz Jemioł, bluzka La Perla, spodnie Iro/See Me Boutique, szpilki Zara
3 z 4
Mój pierwszy idol: Ania Kuczyńska, fot. Marcin Kempski spodnie i bluzka Ania Kuczynska
4 z 4
Mój pierwszy idol: Andrzej Piaseczny spodnie i bluza H&M