Reklama

Dlaczego zdecydowałaś się opublikować swoje wspomnienia, choć masz dopiero 28 lat?
LENA DUNHAM Ta książka opowiada moją historię, ale to przede wszystkim książka o tym, co znaczy dziś być kobietą. Dzięki serialowi zyskałam tę pozycję i władzę, aby prowadzić dialog z wieloma młodymi kobietami na całym świecie. Próbuję pokazać, że każda z nich może znaleźć własną drogę.

Reklama

W „Dziewczynach” Twoja bohaterka wypowiada kultowe zdanie: „Może jestem głosem pokolenia, w każdym razie jednym głosem jednego pokolenia”.
To był żart! Moja bohaterka mówiła to, gdy była naćpana. Ludzie myśleli, że to samospełniająca się przepowiednia, co w pewien sposób stało się dla mnie kłopotliwe.

Pokazywałaś się na ekranie taka, jaka jesteś. Myślisz, że to pomaga wyleczyć kobiety z kompleksów?
Kiedy jakaś dziewczyna mówi mi, że czuje się lepiej w swoim ciele, od kiedy obejrzała serial, myślę sobie: „Dobra robota!”. Najbardziej na świecie łamie mi serce nienawiść do samej siebie. W USA kobiety ciągle się ograniczają, zwłaszcza jeśli chodzi o jedzenie. Wszystko kręci się wokół samokontroli.

Ty się z tego wyzwoliłaś?
Tak, na szczęście! Od dwóch lat nie stawałam na wadze. Nie mam z tym problemu, jem, kiedy jestem głodna. Kiedy się stresuję, a moje ciało domaga się śmieciowego jedzenia, staram się ustalić przyczyny i zrozumieć, co się dzieje.

Zwykle sława i telewizja źle działają na psychikę młodych gwiazd. W Twoim przypadku było odwrotnie.
Nie od początku. To, co się stało, było spełnieniem moich największych lęków: że będą mnie traktować jak grubasa. Ale nic złego mi się nie stało. Poza tym mam wrażenie, że moje życie jest takie samo jak przed telewizją, tyle że jestem przepracowana.

Parę dni temu byłaś na festiwalu w Wenecji i pokazałaś swoje selfie bez makijażu, które wywołało istną burzę...
To prawda, to było szalone... Zawsze staram się być naturalna, nawet jeśli jestem osobą, która często narzeka: „Boli mnie głowa, brzuch”, „Jestem zmęczona”. W takich chwilach myślę, jakie mam szczęście. Ale nawet szczęściarzy czasem boli brzuch.

A jak Twoje lęki? W książce sporo o nich piszesz.
Mam lepsze i gorsze chwile.

Odnalazłaś swoje miejsce?
Nie czułam się zbyt dobrze jako dziecko ani jako nastolatka. Tak jakbym czekała, aż moje życie wreszcie się zacznie, kiedy będę mogła robić karierę, mieć psa, rodzinę. Do tej pory wszystkie moje wyzwania były natury zawodowej. Teraz chcę być bardziej wśród ludzi, mieć czas, aby urządzić dom, zająć się psem, może mieć dzieci.

Feminizm jest dla Ciebie ważny?
Byłam wychowana przez matkę feministkę, która od najmłodszych lat uwrażliwiała mnie na te wszystkie sprawy. Długo myślałam, że cały świat jest feministyczny! Kiedy dorosłam i odkryłam, że wcale tak nie jest, przeżyłam szok. Współczesny feminizm powinien brać pod uwagę wszystkie oblicza rzeczywistości kobiecej.

Mówisz o narodzinach nowoczesnego feminizmu, który promują celebrytki, takie jak Beyoncé?
Właśnie! Mamy do czynienia z odrodzeniem feminizmu. Beyoncé i moja przyjaciółka Taylor Swift mają władzę, która pozwala zmienić myślenie wielu ludzi. W porównaniu z nimi moja publiczność jest bardzo niewielka.

Myślałaś o tym, aby zaangażować się w politykę?
Podczas promocji swojej książki postanowiłam dołączyć do organizacji pozarządowej, która zajmuje się planowaniem rodziny. Bardzo ważne jest to, żebyśmy to my, kobiety, zajęły się tymi sprawami.

Jak na książkę zareagowali Twoi rodzice, o których dużo tam piszesz?
Jesteśmy bardzo blisko. Przeczytali całość jeszcze przed publikacją, bo nie chciałam, aby poczuli się w jakikolwiek sposób urażeni. Zresztą oboje są bardzo skoncentrowani na swoich karierach (tata jest artystą plastykiem, mama fotografką).

Pięknie piszesz o swoim ojcu...
Jest wspaniały! Jestem taka szczęśliwa, że go mam. Oczywiście, można być szczęśliwym, nie mając tak cudownego ojca, ale ja jestem megaszczęściarą. Uratował mnie w wielu trudnych sytuacjach.

Nie boisz się, że teraz, gdy Twoje życie się zmieniło, stracisz inspiracje do roli Hanny?
To nie jest tak, że idziesz na imprezę w Hollywood i już czujesz się wszechmocny. Albo nagle opuszcza cię uczucie niepokoju, które nosiłaś w sobie od zawsze. Często jest odwrotnie. Nie tak trudno przypomnieć sobie czas, gdy było się młodym i przerażonym.

W Twoim życiu ciągle moda jest bardzo ważna, prawda?
Zawsze kochałam modę. Kiedy byłam mała, mama zabierała mnie na pokazy. Ale w tej branży jest dużo rzeczy, które mi nie pasują. Myślę, że moda jest jednym ze źródeł problemu, z którymi staram się walczyć, czyli trudnej relacji kobiet z własnym ciałem i wizerunkiem.

Lena Dunham: dziewczyna z zapałkami, fot. instagram.com/lenadunham

Często jesteś krytykowana za ekscentryczne kreacje, które wybierasz na czerwony dywan.
Wszyscy mówili o tiulowej sukni od Giambattisty Valli, którą miałam na rozdaniu nagród Emmy, to było istne szaleństwo. Ta suknia stała się niemal sprawą wagi państwowej, na czele z artykułami w „New York Timesie”: „Ale dlaczego ta suknia?”. A wszystko po prostu dlatego, że różowy to mój ulubiony kolor.

Czy Twój chłopak daje Ci rady?
Uwielbia się stroić. Potrafi włożyć damskie spodnie na szorty. Jest przesłodki.

Jesteś teraz blondynką. Dlaczego zmieniłaś kolor włosów?
Myślałam o tym od jakiegoś czasu. Faceci trzymają ci drzwi, kiedy jesteś blondynką, przysięgam, że tak jest! To jakiś głupi biologiczny odruch.

W swojej książce napisałaś mocne słowa o seksizmie w Hollywood.
Nie można udawać, że problem nie istnieje. Zanim znalazłam swoje miejsce, poznałam w Hollywood wielu facetów, którzy nie mieli dla mnie najmniejszego szacunku, bo byłam 24-letnią młodą kobietą. To podwójna kara – jesteś dzieckiem i jesteś dziewczyną.

Serial ma trzy sezony, książkę właśnie wydajesz. Co dalej?
Chciałabym robić filmy, pisać książki, kontynuować pracę nad serialem. Chciałabym też zapewnić pracę innym ludziom. Chcę mieć dzieci, podróżować, jeździć po świecie w ramach pracy. Mieć trochę więcej czasu dla siebie. Ale czy potrafię?

Nie boisz się, że któregoś dnia to wszystko może się skończyć?
Tak. Mając rodziców artystów, dobrze wiem, że kariera składa się ze wzlotów i z upadków, że wszystko jest bardzo ulotne. Trzeba umieć doceniać dobre chwile, kiedy wszystko jest OK. I znaleźć sposób na to, aby radzić sobie w gorszych momentach.

Tylko jak to zrobić?
Trzeba pracować nad swoim stosunkiem do pracy. W pewnym stopniu to błogosławieństwo, gdy jakiś projekt się nie powiedzie, bo przypomina o tym, że nie jesteśmy superbohaterami. Staram się nie być kimś, kto czeka, aż telefon zadzwoni. Jestem aktywna, muszę ciągle coś robić. Chcę sama opowiedzieć sobie swoją historię. Kręcę filmy, piszę, gram. Wiem, że nikt inny tego za mnie nie zrobi.

Rozmawiała Nathalie Dolivo

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama