Reklama

Kiedy zobaczyłam Cię w Gdyni, pomyślałam, że przypominasz Juliette Binoche.
JOWITA BUDNIK To miłe. Jestem w dobrym momencie życia, a wierzę, że na twarzy widać to, jak się czujemy. Może bije już ze mnie dojrzałość? Poza tym schudłam, bo niespodziewanie się okazało, że muszę zrezygnować z wielu rzeczy, które do tej pory jadłam. W hotelu na festiwalu w Gdyni na śniadanie jadłam tylko ogórki z pomidorem.
Nie wyglądasz na kogoś, kto jest głodny. Raczej szczęśliwy.
Jestem i to nie jest chwilowe. Od zawsze mam szczęście, że się z sobą lubię. Dlatego ufam swojej intuicji, nie walczę z sobą, nie torpeduję swoich działań ani pomysłów i moim zdaniem wszystko inne z tego właśnie wynika. Żyję w symbiozie z sobą. Powtarzam to swoim córkom, że różni ludzie będą się u naszego boku zmieniali, ale jedynym człowiekiem, z którym spędzimy całe życie, jesteśmy my sami.
W pracy jesteś nieustępliwa czy jakoś inaczej dbasz o swoje? Pytam zarówno o pracę aktorki, jak i agentki aktorów.
Pracuję z ludźmi, z którymi się dogaduję. Stronię od innych sytuacji. Na pewno potrafiłabym tupnąć nogą w obronie swoich racji, ale ponieważ wiem, że potrafię, nie muszę tego robić. Nie ma takich sytuacji, kiedy ktoś mnie stłamsi, a ja myślę: „Nie mogę nic powiedzieć, bo co ten ktoś sobie o mnie pomyśli albo coś stracę”. W podobnych okolicznościach wyprowadzałam się z domu. Byłam tuż po maturze, mieszkałam i studiowałam w Warszawie, a moi rówieśnicy w takiej sytuacji woleli jeszcze pożyć na garnuszku u rodziców. A ja nie chciałam chodzić na nieustające kompromisy, męczyć mamę i siebie. Miałam silną potrzebę autonomii, prowadziłam inny tryb życia, inaczej dzieliłyśmy czas.
Swoje największe, dramatyczne role zagrałaś u Joanny i Krzysztofa Krauze, w „Placu Zbawiciela” i „Papuszy”. Rola w „Jezioraku” też jest główna i Twoja bohaterka znowu dźwiga dramat. Tym razem bez pomocy Krauzów.
Dogadaliśmy się z reżyserem Michałem Otłowskim w lot. Bardzo polegam na swojej intuicji przy budowaniu roli. Komisarz Iza Dereń nosi płaszcz, bo reżyser chciał, żeby była trochę taką szeryfką. Jest ruda, bo jego ulubioną bohaterką jest Merida Waleczna. Umieliśmy zawsze znaleźć kompromis. Zależało mi na zagraniu pewnej sceny w konkretny sposób, który różnił się od tego, co chciał Michał. Zagrałam, a on poprosił, żebym zagrała to jeszcze raz, według jego pomysłu. Byłam pewna, że do montażu weźmie swoją wersję. Wziął moją.
Podkomisarz Iza Dereń jest w zaawansowanej ciąży, a jej życie nagle kompletnie się wywraca. Jej ukochany, policjant, znika, a ona sama za chwilę dowie się o sobie, że jest kimś innym, niż całe życie myślała. I to wszystko znosi bez dramatyzmu. To u nas takie nietypowe.
Taki był mój pomysł na tę postać, reżyser też tak ją widział. Iza Dereń jest nie do pokonania. Każde z tych wydarzeń, nawet solo, załamałoby niejedną kobietę. Ona znosi coraz więcej. Nie ma takiej opcji, że nagle się rozpłacze i powie: „Przestańcie, jestem w ciąży, więc musicie mi pomagać”. Ale istotne jest też to, że działa w bardzo męskim świecie. Na pewno nie zachowuje się jak typowa kobieta, ale też jest dużo bardziej wytrzymała niż niejeden mężczyzna. Nie mam złudzeń, że taka siła, nie do zdarcia, to jest cecha kobieca.

Reklama

Co jeszcze w niej lubisz?
Podoba mi się jej relacja z podwładnym, młodym policjantem. Niby go lekko sztorcuje i jest szorstka, ale go lubi. Są wobec siebie bezgranicznie lojalni. Oczywiście nigdy nie pracowałam w tak zhierarchizowanym świecie jak struktury policji, ale gdybym pracowała, to taka relacja z podwładnym by mi pasowała.
Aktorzy mówią, że kostium mocno wprowadza ich w rolę. Czułaś się w ciąży, nosząc ciążowy brzuch?
Własne ciąże wspominam jako najprzyjemniejszy czas w życiu. Czułam się fantastycznie, pracowałam do samego końca i byłam pełna energii. Na planie „Jezioraka” miałam poczucie, że dostaję trzecią ciążę w prezencie. Czułam radość, choć musiałam ją tonować, bo moja bohaterka raczej nie uśmiecha się za często. Kilka osób po pierwszych projekcjach filmu pytało mnie, czy byłam wtedy w ciąży. Podobno krąży legenda, że reżyser specjalnie doprawił ciążę swojej bohaterce, bo się okazało, że to ja jestem w ciąży.
Córki oglądają Twoje filmy?
A widziałaś moje filmy?! Moje córki mają prawie pięć i osiem lat. Zdarzyło się, że młodsza córka zobaczyła gdzieś przypadkiem zwiastun „Papuszy”. Tłumaczyłam jej milion razy, że jak ktoś jest aktorem, to tylko udaje i to jest nieprawda. I że jak do domu przychodzi mój filmowy mąż, to jest na niby. Ale po tym zwiastunie chodziła po domu, prawie płacząc: „Mamo, dlaczego ten pan cię tak poszarpał?”.
Od 18 lat pracujesz jako agentka aktorów. Jak łączysz te dwie rzeczywistości?
Płynnie, ale z różnym skutkiem. Teraz, od półtora roku, nie pracuję jako agentka. Po „Papuszy” i festiwalowych sukcesach tego filmu przyszedł „Jeziorak”, a po nim kolejny film, który właśnie robimy, „Ptaki śpiewają w Kigali” Joanny i Krzysztofa Krauze. Żeby grać w filmach, biorę urlop z agencji. Ale złapałam się na tym, że kiedy pracuję przy filmie, odruchowo pilnuję kalendarzówek i komfortu kolegów aktorów na planie. W życiu prywatnym, kiedy wyjeżdżam na zdjęcia, wszystkie domowe sprawy organizacyjne zdejmuje mi z ramion mąż. Może mnie nie być trzy tygodnie i wiem, że nic złego się nie stanie. Ale ważniejsze jest to, że mnie wspiera, nawet kiedy półtora roku nie pracuję jako agentka. Dba o mnie, myśli o mnie, o tym, żebym się rozwijała. Bez jego wsparcia i zrozumienia dużo rzeczy byłoby trudne do zrealizowania.
A grałaś kiedyś z aktorem, którego byłaś agentką?
Tak. Z Antkiem Pawlickim w „Papuszy”. Pytałam go, czy to będzie dla niego duży problem. Nie był. Stworzyliśmy na ekranie parę.
Sama mówisz, że aktorką bywasz. Masz do tego zawodu chyba największy dystans, jaki można mieć. Jak go budujesz?
Etap kręcenia filmu jest dla mnie czasem autentycznego szczęścia. Nawet jeśli to jest ciężka praca i trzeba się sponiewierać, traktuję ten etap euforycznie. Wszystko to, co dzieje się od momentu, gdy w filmie „Jeziorak” nie uczestniczę już jako Iza Dereń, tylko jako Jowita Budnik, czyli jestem na festiwalu, podczas wywiadu, na bankiecie – nie jest już dla mnie niezbędne. To nie buduje mojej wartości. To jest odpowiedź na pytanie, dlaczego mam do tego zdrowy stosunek.
Rozmawiałą Anna Luboń

Reklama
Reklama
Reklama