Reklama

Jak wytrzymujecie z sobą na co dzień? Obaj pracujecie w domu, właściwie nigdy się nie rozstajecie.
Piotr: Pierwsze, co widzimy po przebudzeniu, to swoje biurka.
Jacek: Siedzimy przy nich twarzą w twarz, nie bardzo mamy szansę się mijać.
Piotr: Ale to nie jest tak, że jeśli pracuje się w tym samym pomieszczeniu, to spędza się czas z sobą. Bycie razem to jednak ciut więcej niż zerkanie na czubek głowy wyłaniający się zza monitora. Jeśli mamy pracowity dzień, a to akurat zdarza się często, to wstajemy rano, jemy śniadanie, a potem do późna pracujemy. Spędzamy czas razem tylko przy obiedzie.
Jacek: Do tego gdy pracujemy, staramy się sobie nie przeszkadzać, nie męczyć muzyką ani ciekawostkami znalezionymi w internecie.
Piotr: Chociaż czasem by się chciało.
Jacek: Piotrowi zdarza się przenieść na kanapę do drugiego pokoju albo do kuchni. Jednak najwięcej czasu spędza w wannie. Właściwie całą zimę. Ma tam swój warsztat pracy — półeczkę na laptopa, herbatę, książki. Tam pisze artykuły, tłumaczy.
Piotr: Jestem znacznie mobilniejszy niż Jacek. On - tylko przy biurku.
Jacek: Umiejętność odcinania się od rzeczywistości mam z czasów, kiedy mieszkałem z rodzicami. Prowadzili bardzo towarzyski tryb życia, przez dom przewijało się mnóstwo znajomych, a ja miałem swój blat do rysowania w pokoju gościnnym. I teraz też, kiedy siedzę przy biurku, mój mózg filtruje wiadomości. Gdyby ktoś krzyknął, że się pali, pewnie bym się ruszył, ale pozostałe rzeczy odcinam. A Piotra to strasznie denerwuje, bo po trzy razy musi mnie pytać o każdą drobnostkę.
Piotr: Jednak kiedy ostatnio był u nas przyjaciel, z którym rozmawiałem w drugim pokoju, i padło hasło „Jacek", natychmiast zacząłeś się dopytywać, o co chodzi!
Jacek: Po prostu szybko się orientuję, co jest ważne (śmiech).

Jesteście razem od 13 lat. Chciała Was wyswatać koleżanka.
Piotr: Zadziałało. Ale to nie była miłość od pierwszego wejrzenia, takich rzeczy nie ma.
Jacek: Są, tylko zwykle okazują się mało trwałe. W naszym początku faktycznie nie ma nic spektakularnego. Żadna tęcza nie pojawiła się na niebie ani nie zaczęły śpiewać jaskółki. A później, przez długi czas, byliśmy związkiem na odległość.
Piotr: Ja mieszkałem w Krakowie, a Jacek w Warszawie. Przyjeżdżałem do niego raz w miesiącu, na weekend. Trwało to jakieś dwa lata. Potem przeprowadziłem się do niego i porządek się odwrócił — raz na miesiąc jeździłem do Krakowa. Zostawiłem tam rodzinę, przyjaciół. Ale wyjazd nie był dla mnie problemem, kłopotem było ustawienie modus vivendi, bo to zawsze jest problem, kiedy para zaczyna mieszkać razem. I tylko ludziom beznadziejnie zakochanym wydaje się, że miłość zwycięży wszystko, i nie jest istotne, kto zmyje naczynia.
Piotr: Niestety, to też jest ważne. Jestem pewien, że zmywarka uratowała niejeden związek.

Jak dzielicie obowiązki?
Piotr: Podział wyszedł naturalnie. Na szczęście lubimy robić w domu zupełnie inne rzeczy. Jacek zmywa, przyszywa guziki, wkręca śruby w ścianę, gotuje.
Jacek: A Piotr ścieli łóżko, zajmuje się sprawami informatycznymi, robi pranie, prasuje. Bardzo to dziwi naszą sąsiadkę, która ma 87 lat i nijak nie może się doszukać żadnej prawidłowości w podziale na męskie i żeńskie. Demon „genderu".
Piotr: Problem by się pojawił, gdyby jeden z nas okazał się beznadziejny w większości rzeczy, a drugi musiałby robić wszystko. Jednak obsesyjne dzielenie wszystkich obowiązków na pół też nie ma sensu, bo to wcale nie jest sprawiedliwe.
Przejmujecie swoje cechy?
Jacek: Oczywiście. Choroby i ubrania też!
Piotr: Ja jestem bardzo konfliktowy, a przy Jacku złagodniałem — potwierdzają to niezależne źródła. Za to Jacek stał się bardziej konfliktowy. Mógłbym obwiniać za to Facebooka, ale wiem, że część winy muszę jednak wziąć na siebie.
Jacek: Chodzę na siłownię, chociaż tego nie lubię. I trochę zradykalizowały się moje poglądy polityczne.
Piotr: Przesunęły ci się na lewo, czyli w moją stronę, ale zradykalizowałeś się nie pod moim wpływem. Ja tylko wypuściłem dżina z butelki.
Jacek: Ale przede wszystkim mnóstwo moich felietonów wzięło się z tego, co w internecie znalazł Piotr. Nie mówiąc o tym, że zawsze jest moim pierwszym czytelnikiem.
Piotr: To jest chyba najważniejsze w związku — być z kimś, kto nas nie nudzi.
Jacek: Nie oszukujmy się: dzieci mieć nie będziemy, a seks po 13 latach to nie jest główne spoiwo naszego związku. Jest nim porozumienie intelektualne, poczucie humoru, wspólne zainteresowania. Wiem, że z nikim innym takiej więzi bym nie miał.
Miłość pomaga w pisaniu?
Piotr: Ja na pewno nie napisałbym „Tajemnicy domu Helclów" z nikim innym.
Jacek: A ja może i mógłbym, ale inne rzeczy, nie tę. Bo sam na kryminał bym się nie zdecydował. To forma dosyć powtarzalna, wolę obejrzeć dobry serial — z jednego sezonu „House of Cards" wyciągnę więcej niż z jednego tomu kryminału. Ale Piotr kiedyś wymyślił, że chętnie przeczytałby kryminał retro dziejący się w Krakowie. Z powodu patriotyzmu lokalnego bardzo się boczył, że jeszcze takiego nie ma...
Piotr: Nie bardzo — raczej się dziwiłem, że inne miasta go mają: Wrocław, Warszawa, Lublin, nawet Lwów. A Kraków nie. Niestety, podzieliłem się tą myślą z pewną wydawczynią, a ona dwa dni później przyszła do nas z umową na dwa tomy. Bardzo się na początku wzbraniałem, nie byłem pewien, czy cokolwiek potrafimy napisać razem.
Jacek: W zasadzie podejście do życia Piotra jest takie, że jeśli coś się może nie udać, to na pewno się nie uda.
Piotr: I Trump jest prezydentem!

Ale kryminał się udał!
Piotr: Tak, ale drugi tom bardziej. Bo nauczyliśmy się, jak z sobą pracować.
Jacek: Najpierw przyjęliśmy mój model. A ja nigdy nie piszę od początku, tylko wybieram sceny, które akurat mam w głowie, stopniowo je powiększam i one się łączą w całość. Więc szybko zaczęły się kłótnie o procedurę pracy.
Piotr: I tu wygrałem.
Jacek: Jak zawsze.
Piotr: Kiedy pisze się we dwóch, Jackowy system po prostu nie działa. Musiałbym mieć w głowie to samo co on. A nie mam, więc szybko się zbuntowałem. Zaczęliśmy pracować bardzo metodycznie, rozpisywaliśmy scenę po scenie. A potem w obrębie rozdziału każdy pisał tę scenę, na którą miał ochotę. I moja metoda przy drugim tomie sprawdziła się bez zastrzeżeń.
Bohaterka Waszej książki nie jest oczywistym detektywem.
Piotr: To trochę pani Dulska z XIX-wiecznego Krakowa. Bardzo nie chcieliśmy, żeby to był standardowy komisarz policji, pod pięćdziesiątkę, oczywiście z problemami alkoholowymi.
Jacek: Pisanie kryminału to mniejsza odpowiedzialność, bo w tym gatunku jest pełna zgoda między autorem a czytelnikiem na czystą rozrywkę. Ale przede wszystkim — większa frajda niż pisanie poważnych powieści.
Piotr: Za to doszły nam wspólne obowiązki w postaci jeżdżenia razem na spotkania autorskie.
Jacek: Na równorzędnych pozycjach. Wcześniej Piotr był trochę w tle. Po wydaniu „Tajemnicy domu Helclów" przestał być nierozpoznawalny czy pomijany w sytuacjach społeczno-towarzyskich.
Piotr: Jeszcze kilka lat temu zdarzało się, że ktoś podchodził, witał się z Jackiem, ale nie uznawał za stosowne powiedzieć „dzień dobry" do mnie. Ale to problem wszystkich mężów i żon pisarzy. Są niewidzialni. I nie chodzi o to, żeby nagle zacząć się nimi nadmiernie interesować, tylko zwyczajnie ich zauważać. Podstawowe zasady dobrego wychowania byłyby tu nie od rzeczy.
Z jednej strony żyłeś w cieniu, z drugiej Jacek mówi o Tobie tak: „Piotr jest mózgiem próbującym zdobyć panowanie nad światem. A przynajmniej nad związkiem".
Piotr: Jestem control freakiem, mam zapędy tyrańskie i nie kryję się z tym.
Jacek: Piotr pisał pracę magisterską o dyktaturach.
Piotr: Nawet dwie. A z zapędami tyrańskimi żyję wiele lat, i jednocześnie się łudzę, że to jest dobrotliwa dyktatura.
Jacek: Oświecona.
Piotr: Absolutnie! Wszystko to robię dla społeczeństwa. Ale ono tego nie widzi. Czasem coś zauważy i doceni, czasem się buntuje, a wtedy ja próbuję trochę poluzować siły porządkowe.
Jacek: Ale jak to zwykle w dyktaturach bywa, dyktator coś tam sobie mówi, społeczeństwo potakuje, a potem robi swoje. Piotr ma akurat taki rys charakteru, ja też mam swoje wady. Jestem np. okropnym bałaganiarzem. On natomiast jest nieoceniony jako organizator — kiedy gdzieś wyjeżdżamy, wszystko planuje, rezerwuje loty i hotele. A jak już się gdzieś wynurzamy, on prowadzi, bo mam fatalną orientację w terenie. Zawsze chodzę z przewodnikiem w dłoni, a on się złości, że wyglądamy jak turyści, czyli głupio. I że to w dodatku niebezpieczne.
Piotr: Zawsze to samo: jesteśmy gdzieś od pięciu dni, wychodzimy z hotelu i jeśli mamy iść w lewo, to Jacek na pewno pójdzie w prawo. Na szczęście bardzo lubię organizować. Dzięki temu mam poczucie, że jestem użyteczny, bo to mój największy lęk — że jestem zbędny. Nie tyle dla Jacka, ile w ogóle dla świata.
Obaj jesteście bardzo użyteczni dla ruchu gejowskiego - od lat otwarcie mówicie o swoim związku, bierzecie udział w kampaniach społecznych.
Piotr: Tak, tylko że my jesteśmy uprzywilejowani. Mieszkamy w Warszawie, mamy wolne zawody, pracujemy w kulturze, która jest bardziej otwarta. Do tego jesteśmy niezależni finansowo, więc co nam może grozić?

Nie odczuliście nigdy dyskryminacji?
Piotr: Oczywiście, że tak. Trudno jej nie przeżyć, jeśli jest się gejem w Polsce.
Jacek: Z jednej strony hejt w internecie, bo trudno nie czytać wszechobecnych komentarzy. Ale z drugiej, jak patrzę na tych biednych ludzi wypisujących te wszystkie agresywne rzeczy, to...
Piotr: To i tak jest przykro.
Jacek: Trudno jednak przejąć się komentarzem osoby, która ma na wierzchu kompleks. I dla której napisanie tej okropnej rzeczy było prawdopodobnie czymś najlepszym, co ją tego dnia spotkało.
Piotr: Zawodowo tylko raz zostaliśmy odrzuceni — przez katolickie wydawnictwo, które zleciło nam przekład. Próbki bardzo tam się spodobały, ale chwilę po ich przeczytaniu zorientowali się, że mają do czynienia z parą. I zerwali współpracę. Ale to było raczej śmieszne niż nieprzyjemne.
Jacek: W życiu, na co dzień, rzadko spotyka nas coś złego. Czasem idziemy ulicą i jakiś ojciec powie do syna: „Patrz, pedały!". No, pedały, Boże, wielka spostrzegawczość. Sherlocku warszawskich ulic! A niebezpieczną sytuację mieliśmy tylko raz, zresztą tu, pod samym domem — obrzucono nas butelkami. Na szczęście ta, która mnie trafiła, była plastikowa, a szklana rozbiła się o ścianę. A poza tym nic, bo jednak żyjemy...
Piotr: ...w bańce.
Jacek: I mamy tego świadomość, dlatego nasza odpowiedzialność za to, żeby pokazywać, że gej to nie jest potwór z rogami, tylko zwyczajny człowiek, też jest większa.
Piotr: Ale nie mamy poczucia, że robimy coś wyjątkowego. Po prostu myślimy, że trzeba się ujawniać, czy to się komuś podoba, czy nie.
Jacek: Zwłaszcza że zupełnie nie ma się czego wstydzić.
Piotr Tarczyński - tłumacz, amerykanista. Publikował m.in. w „Polityce", „Dwutygodniku", „Gazecie Wyborczej" i „Tygodniku Powszechnym". Z Jackiem Dehnelem napisał dwutomowy kryminał: „Tajemnica domu HelcIów" i „Rozdarta zasłona". Pochodzi z Krakowa, mieszka w Warszawie. Ma 33 lata.
Jacek Dehnel - pisarz, poeta, tłumacz. Autor znanych powieści, takich jak „Lala", „Saturn" i „Matka Makryna", a także tomików poetyckich: „Wyprawa na południe", „Ekran kontrolny". Laureat Nagrody Fundacji im. Kościelskich i Paszportu Polityki. Pochodzi z Gdańska, mieszka w Warszawie. Ma 36 lat.
Rozmawiała Marta Szarejko
Zdjęcia: Błażej Żuławski
Charakteryzacja Anna Akińcza
Dziękujemy księgarni Wrzenie za pomoc w realizacji sesji.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama