Reklama

Pierwszy raz pojawiłaś się na okładce ELLE w styczniu 2022 roku. Była to Twoja pierwsza sesja okładkowa.
IGA ŚWIĄTEK: I właściwie jedyna, bo do tej pory nie miałam czasu, by pozwolić sobie na inną.

Reklama

Nic dziwnego, trzy miesiące później zostałaś numerem jeden w rankingu WTA. Jak zmieniło się Twoje życie?
Wyzwania są podobne do tych na korcie, ale kontekst jest inny, głębszy. Dwa lata temu chciałam udowodnić, że znalazłam się w dobrym miejscu, nie czułam się w pełni doświadczoną zawodniczką. Uczyłam się mierzyć z pierwszą falą sukcesu i oczekiwań z nim związanych. Teraz wiem, że w sporcie przeżyłam już bardzo dużo i niewiele może mnie zaskoczyć. Wzrosła też moja popularność, co ma ogromny wpływ na moje życie. Teraz nie muszę już niczego udowadniać, tylko raczej sprostać oczekiwaniom.

Dotyczy to również wizerunku. W pierwszym wywiadzie dla ELLE mówiłaś, że są okazje, kiedy musisz wyglądać elegancko. Teraz jest ich sporo. Kiedy pojawiłaś się na imprezie turnieju WTA Finals w zjawiskowej czerwonej sukience zauważyły to media na całym świecie. Jak czujesz się w roli nie tylko mistrzyni, lecz także kobiety, na którą wszyscy patrzą?
Podczas naszej poprzedniej sesji stylistka Karolina Limbach do wielu rzeczy musiała mnie przekonywać. Nawet do tego, żebym w ogóle coś przymierzyła. Teraz jestem bardziej otwarta, doceniam, kiedy mogę się ubrać elegancko, czuć się kobieco i atrakcyjnie. Miło jest wiedzieć, że się ładnie wygląda. Próżne? Raczej pozytywne. Na co dzień noszę stroje sportowe, więc to naprawdę świetna odmiana (śmiech).

Czujesz, że rozkwita w Tobie kobiecość?

Ani ja, ani moja siostra nie przywiązywałyśmy wagi do tego, że wygląd zewnętrzny wpływa na nasze samopoczucie. W domu rodzinnym nauczyłyśmy się wielu fantastycznych rzeczy, ale nie byłyśmy motywowane do szczególnego dbania o styl. Dlatego później musiałam to nadrobić i bardzo się cieszę, że to zrobiłam. Dzięki temu czuję się komfortowo w sytuacjach, kiedy mogę wyglądać bardziej stylowo, mniej sportowo czy casualowo i pokazać inną twarz.

Podobno perfekcjoniści myślenie o sobie stawiają na ostatnim miejscu. Najważniejsze są cele, wyniki.
Zgadza się. Dlatego zaczęłam przywiązywać większą wagę do tego, żeby siebie nagradzać. Faktycznie jestem perfekcjonistką i ostatnie, o czym pomyślę, to zrobienie czegoś dla siebie. Ale widzę, że to jest naprawdę potrzebne.

Podczas podróży, które są wpisane w Twoją codzienność, robisz prezenty sobie lub bliskim?
Musiałam nauczyć się korzystać z tego, co zarobiłam i udało mi się w życiu zdobyć. W tym roku byłam już kilka razy na zakupach (śmiech). Staram się cieszyć tym wszystkim, na co tak bardzo ciężko pracuję.

Właśnie zostałaś polską ambasadorką marki Lancôme. Dlaczego zdecydowałaś się na tę współpracę?
Nie uwierzysz, ale jeden z zapachów Lancôme to były moje pierwsze perfumy w życiu. Miałam kilkanaście lat i do dziś pamiętam ten flakonik. Zresztą marka Lancôme od zawsze kojarzyła mi się z pięknem i kobiecością. Jej kampanie i ambasadorki są zjawiskowe – uwielbiam Julię Roberts czy Zendayę. Kilka lat temu, właśnie po sesji do ELLE, nawet zastanawiałam się, jakie to byłoby uczucie, uczestniczyć w takiej kampanii. Nie sportowej, ale beauty. Poza tym przekaz marki jest dla mnie bardzo ważny: „Szczęście to najatrakcyjniejsza forma piękna”. Często o tym zapominamy – w ciągłym biegu robimy rzeczy, które nie do końca nas uszczęśliwiają. Podczas rozmów z zespołem Lancôme sama zaczęłam myśleć o tym, że to jedno zdanie jest proste, ale skłania do refleksji nad tym, co tak naprawdę robimy ze swoim życiem.

Nieprzypadkowo będziesz twarzą zapachu Idôle w Polsce. Jesteś wzorem dla młodego pokolenia. A kto jest Twoją idolką?
Kiedy byłam nastolatką, uwielbiałam komedie romantyczne. Obejrzałam wszystkie z Julią Roberts i Sandrą Bullock. Wspaniałe aktorki. Z kolei niemalże ikoną popkultury jest dla mnie Taylor Swift. Perfekcjonistka podobnie jak ja. Wydaje się, że z jednej strony wszystko w karierze ma idealnie zaplanowane, a z drugiej jest tak naturalna. Podziwiam to. Kiedyś nawet pomyślałam, że gdybym była sławna, chciałabym zachowywać się tak jak ona w różnych sytuacjach. Słuchałam jej nałogowo od 13. do 16. roku życia, później zrobiłam sobie przerwę. Zresztą muszę przyznać, że w szkole niektórzy się ze mnie śmiali, że tak ją lubię. Więc kiedy ostatnio na Instagramie zobaczyłam mema: „Szkoły w Australii przesunęły egzaminy, bo były zaplanowane koncerty Taylor Swift”, a ktoś skomentował: „A ze mnie się w szkole śmiali”, to poczułam, że to o mnie.

Na Instagramie prowadzisz cykl „Czytam z Igą. W tym roku przeczytam 12 książek lub więcej”. Ostatnio omawiałaś „Perfekcjonizm” Sharon Martin.
Poleciła mi ją Daria Abramowicz. Jest tam wiele zadań do wykonania, trochę jak prace domowe czy zeszyt ćwiczeń. W tej książce dwa zdania potrafią opisać całe życie człowieka, co trochę przeraża, ale jest świetna.

Twój perfekcjonizm czasami Ci przeszkadza?
Mam z nim trudną relację (śmiech). Wiem, że dzięki niemu jestem dobra w sporcie, jednak czasami bardzo mnie przytłacza. Trudno mi zaakceptować coś, co nie jest takie, jak chciałam. Potrafię być bardzo rozczarowana. Zdecydowanie perfekcjonizm jest czymś, nad czym cały czas pracuję.

Może zabrzmi to absurdalnie w kontekście najlepszej tenisistki świata, ale nauczyłaś się już odpuszczać?
Odpuszczanie i ustalanie priorytetów to dziś moje najważniejsze cele. Nie odpuszczam na korcie, ale też nie potrafię powstrzymać się od kontroli w życiu codziennym. Jestem ambitna, zbyt aktywna w tematach, których tak naprawdę nie muszę realizować, a nie umiem z nich zrezygnować. Często zamiast skoncentrować się na najważniejszym, czyli treningu, tracę siłę i uwagę na mniej ważne sprawy. Dlatego cały czas nad sobą pracuję. A bez tych mądrych, wspaniałych ludzi, którzy są obok mnie, nie umiałabym spojrzeć z dystansu.

Ludzie, którzy Cię znają, mówią, że bardzo dbasz o innych. Nawet na Instagramie o każdej wygranej piszesz „my”. Skąd w Tobie taka wdzięczność?
Zdaję sobie sprawę z tego, że wiele zawdzięczam ludziom, którzy są obok mnie. Faktycznie, umiem grać w tenisa, ale to ci, których spotkałam na swojej drodze w odpowiednim czasie i miejscu, pomogli mi się rozwinąć. Myślę, że jestem jednym z tych sportowców, którzy mieli ogromne szczęście, że od początku trafiali na ludzi idealnie wyczuwających, czego potrzebują ich podopieczni. Bardzo to doceniam, bez mojej obecnej ekipy by mnie tu nie było. Nie potrafiłabym zarządzić sobą, karierą, a nawet talentem w taki sposób, żeby wykorzystać te wszystkie potencjały. Dlatego tak cenię swój team.

W jednym z pierwszych wywiadów wideo mówisz: „Tu Iga Świątek, mam 19 lat i uprawiam najcudowniejszy zawód świata, jestem tenisistką”. Podpisałabyś się dzisiaj pod tym?
Na pewno znalazłam w życiu coś, w czym jestem dobra. Czuję się spełniona, uprawiam sport, który daje mi satysfakcję i bezpieczeństwo finansowe. W pewnym sensie zgadzam się z tym, co mówiłam przed laty. Ale teraz widzę też drugą stronę tego zawodu. Bycie numerem jeden potrafi przytłaczać. Nie jestem już tylko tenisistką. Stałam się osobą, która musi być bardzo odpowiedzialna, wypowiadać się na trudne tematy. To sprawia, że moja rola nie jest taka prosta, jak to sobie wyobrażałam, marząc o takiej karierze jako 12-latka.

Czy w byciu idolką właśnie to zabieranie głosu, często reprezentacja swojego pokolenia jest najtrudniejsza?
Nie da się pominąć tego, co jest dobre – bardzo doceniam to, że ludzie liczą się z moim zdaniem, że mogę promować czytelnictwo czy mówić otwarcie o tym, jak ważne jest dbanie o swój dobrostan i zdrowie psychiczne. To może coś zmienić na lepsze w naszej rzeczywistości. Chcę mówić też o tym, co trudne, bo jestem człowiekiem jak każdy i jak każdy mierzę się z wyzwaniami, które w moim życiu zawodowym mają nieco większą skalę niż przeciętnie. Ale to bywa trudne i mam nadzieję, że ludzie uszanują, kiedy nie wypowiem się na jakiś temat, kiedy nie w każdej kwestii będę miała rozwiązanie czy siłę, żeby działać. Mam dopiero 22 lata i nie znam się na wielu sprawach. Najtrudniejsza jest jednak rozpoznawalność.

W Polsce czy za granicą?
Wiem, że w miastach, gdzie odbywają się największe turnieje tenisowe, jestem również dla kibiców. Ale kiedy wracam do domu, rodziny, chcę odpocząć, w spokoju popracować, to nie mam już takiego luzu jak kiedyś. Nie mogę trenować z myślą, że nic się nie stanie, jeśli rozpłaczę się na korcie czy zacznę przeklinać, gdy coś mi nie wyjdzie. To od razu zostanie zauważone, a może nawet nagrane i pokazane całemu światu w social mediach. Doceniam zainteresowanie kibiców, wzruszają mnie historie młodych ludzi, którzy mówią, że ich inspiruję, że dzięki tenisowi ktoś wyszedł z problemów, odnalazł pasję, ale popularność potrafi być również przytłaczająca, jestem poddawana ciągłej ocenie.

Jesteś głosem pokolenia, które próbuje znaleźć miejsce w świecie social mediów, ma trudności ze skupieniem uwagi, walczy z przebodźcowaniem. Przekazałaś 300 tysięcy złotych UNICEF-owi, by wspierać potrzebujących w tym obszarze. Dlaczego wybrałaś ten cel?
Przede wszystkim dlatego, że na co dzień spotykam rówieśników, którzy mierzą się z bardzo trudnymi tematami. Wiem, że niełatwo mieć obok siebie zaufaną osobę, która wysłucha, zrozumie i będzie wiedziała, jak pomóc, wesprzeć. Samotność dotyczy wielu ludzi z mojego pokolenia. Więc po prostu zachęcam do tego, żeby każdy, kto ma problemy, odważył się spotkać ze specjalistą. Chcę pokazać, że jest to naturalne. Sama od lat pracuję z psychologiem i wiem, jak to mnie wzmacnia. Życie jest dzisiaj niezwykle wymagające, dlatego nie ma nic dziwnego w tym, że potrzebujemy odpowiedniego wsparcia. Musimy nauczyć się bronić przed tym, co przynosi nam los. Więc będę powtarzać jak mantrę, że jeśli czujesz się źle, zwróć się o pomoc. Nie ukrywajmy swoich emocji. Rozmawiajmy o problemach. Wiele osób jest wychowanych tak, by nie okazywać słabości, nie mówić głośno, że źle się czują. Ale nie powinno tak być, bo prośba o pomoc to akt wielkiej odwagi.

Rozmówczynie jubileuszowych wywiadów ELLE pytam o przeszłość, zmiany, które zaszły w Polsce przez ostatnie trzy dekady. Ciebie zapytam o przyszłość: o co my, kobiety, powinnyśmy zadbać, zawalczyć przez następne 30 lat?
To dla mnie wielkie wyróżnienie znaleźć się wśród Kobiet 30-lecia ELLE. Dziękuję. A odpowiadając na pytanie, myślę, że warto, żebyśmy bardziej wierzyły w siebie. Kiedy patrzę na swoich rówieśników, widzę, że jest o wiele mniej kobiet, które otwierają swoje biznesy, niż mężczyzn. Wciąż niewiele z nas działa solo, ma śmiałość, by podjąć ryzyko, postawić na siebie, stworzyć własny projekt. Dla mnie to oczywiste, bo tenis jest sportem indywidualnym, muszę iść swoją ścieżką. Oczywiście doceniam to, co zrobiły dla nas poprzednie pokolenia. W tenisie to temat „prize money”, czyli równości wynagrodzeń kobiet i mężczyzn za główne wydarzenia tenisowe. Wywalczyła to 12-krotna zwyciężczyni Wielkiego Szlema, Billie Jean King, która zagroziła bojkotem US Open w 1973 roku, czy Venus Williams, która zawalczyła o ten temat w 2007 roku na Wimbledonie. To jest odwaga i ufność we własne możliwości. Więc myślę, że po prostu powinnyśmy się starać być odważniejsze. Wierzyć w to, ile jesteśmy warte i że potrafimy osiągać tyle, co druga płeć. Dlatego cieszę się, że zostałam zaproszona przez Lancôme do ich programu społecznego „Write Your Future”. Celem akcji w Polsce jest wsparcie młodych nieuprzywilejowanych kobiet w rozwoju i podnoszeniu ich kwalifikacji zawodowych. Moją rolą będzie motywowanie ich do pracy nad swoją przyszłością i dodawanie wiatru w skrzydła. Takie gesty i projekty są dla mnie bardzo ważne, gdy wraz z zespołem dobieramy partnerów, z którymi chcemy współpracować długofalowo. Zależy nam, żeby łączyły nas wspólne wartości i byśmy – wykorzystując mój głos oraz głos kultowej marki i stojącej za nią zasobów – mogli wspólnie zmieniać jakiś obszar na lepsze.

Igrzyska w Paryżu – to rzeczywiście najważniejszy dla Ciebie w tym roku turniej?
I tak, i nie. W tenisie mamy cztery Wielkie Szlemy i wygranie jednego z nich już sprawi, że będzie to udany sezon. Więc z jednej strony igrzyska są najważniejsze, bo pod wieloma względami są absolutnie wyjątkowe, ale staram się sama sobie przypominać, że jest wiele innych szans w tym roku. Po prostu jeśli jedna z tych szans nie wypali, to zawsze mogę przejść do kolejnego celu i spróbować następnym razem. Oczywiście nie ma co ukrywać, że igrzyska są wyjątkowe, a jakikolwiek medal byłby spełnieniem marzeń. Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo będzie ciężko. Byłam już na igrzyskach w Tokio. Ponieważ odbywały się podczas pandemii COVID-19, różniły się od tych tradycyjnych, ale poczułam, jaka to jest presja. Mam jeszcze dużo pracy do wykonania, potrzebuję się skoncentrować i dobrze zagrać w Paryżu. Zawsze myślę tylko o kolejnym meczu, żeby to wszystko mnie nie przytłoczyło ani nie sprawiło, że nagle wpadnę w spiralę stresu i oczekiwań. Mam nadzieję, że kibice podejdą do tego na spokojnie, bo wokół igrzysk zawsze jest wspaniała atmosfera.

Będziesz faworytką – pierwsza w rankingu WTA, a dodatkowo korty w Paryżu to miejsce, gdzie trzy razy wygrałaś puchar Roland Garros.
Wszyscy tak zakładają, ale to jest wciąż kilka meczów do wygrania z rzędu. Turnieje mogą potoczyć się różnie, wiele rzeczy może wydarzyć się w trakcie. Staram się podejść do tego naprawdę racjonalnie. Wiem, że to w teorii jest „mój” obiekt, „moja” nawierzchnia. To sprzyjające okoliczności, ale nie zapewniają zwycięstwa. Zrobię, co mogę. To mogę obiecać. Życie jest dzisiaj niezwykle wymagające, dlatego nie ma nic dziwnego w tym, że potrzebujemy odpowiedniego wsparcia.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama