Reklama

Dwie reżyserki w jednym domu: sielanka czy koszmar?

Reklama

Kasia: Horror! (śmiech)

Olga: Na planie jesteśmy reżyserkami, a w domu nie potrafimy podjąć żadnej decyzji. Jeśli w pracy codziennie musisz odpowiedzieć na sto pytań jeszcze przed siódmą rano, to w domu nie umiesz nawet wybrać, jaką chcesz kawę.

Kasia: Godzinami myślimy, jaki film obejrzeć albo co zjeść na obiad, co ugotować albo do jakiej knajpy pójść. Okropieństwo! Praca na planie to taki wysiłek, że po zdjęciach człowiek najchętniej zaszyłby się na plaży
albo po prostu pod pierzyną. I nie robił nic.

Lubicie współreżyserować?

Olga: Dobrze mieć sparingpartnera na planie – tylko na niego spojrzysz i wiesz, czy idziesz w dobrym kierunku. Bo to jest jednak potwornie samotny zawód. I odpowiadanie sobie codziennie na pytanie, czy dobrze robię, jest już wystarczająco trudne.

Kasia: Wydaje mi się, że współreżyserowanie jest czymś najlepszym na świecie, bo w tej pracy nie możesz mieć złych dni. A każdy je miewa. Zdjęcia trwają trzy-cztery miesiące, wstajesz każdego dnia o czwartej rano, ale stale musisz być kreatywna i silna. Więc jeśli zdarzy ci się mieć gorączkę, migrenę albo zwyczajnie jesteś zmęczona, możesz powiedzieć do współreżysera: „Ogarnij to, ja przez chwilę odsapnę i wrócę z nową energią”. Ale dawno nie byłyśmy już razem na planie.

Jesteście wobec siebie bezwzględnie szczere?

Kasia: Tak, na planie nie ma czasu na dyplomację. I to jest dobre, bo nie tracimy energii – mało kto wie, iloma rzeczami musi się zajmować reżyser. Ile tej energii zużyć, żeby zainspirować ludzi, z którymi codziennie przebywa, tak żeby szli w tym samym kierunku co on.

Z entuzjazmem.

Kasia: Entuzjazm to już naddatek. Przede wszystkim trzeba doprowadzić do tego, żeby wszyscy wiedzieli, że robią twój film, ten sam film, żeby nadawali na tej samej częstotliwości. By to uzyskać, cały czas trzeba być kontrolerem, inspiratorem.

Olga: Ale z drugiej strony ta praca jest naprawdę podniecająca, bo tworzy się coś od początku do końca.

Sławomir Idziak mówił kiedyś, że stara się zachować na planie jak najbardziej higieniczny tryb życia – je tylko lekkie rzeczy, nie pije alkoholu.

Olga: My pijemy.

Kasia: Trudno wrócić po 14 godzinach intensywnej pracy i nie napić się kieliszka wina – inaczej nie można zasnąć. Człowiek jest na wysokiej adrenalinie, musi się jakoś wyciszyć.

Olga: Na co dzień chodzę na siłownię i biegam. Na planie to niemożliwe, więc muszę mieć jakiś bufor. Ale już nawyki żywieniowe staram się zachowywać.

Jakie macie temperamenty jako reżyserki?

Kasia: Olga jest poważna i skupiona. A ja wprowadzam humor, chociaż potrafię się też zdenerwować.

Olga: Kasia kiedyś powiedziała, że ten zawód jest tak absurdalny, że trzeba dbać przynajmniej o to, żeby było miło. Dlatego staramy się stworzyć poczucie wspólnoty, jednej misji. Wydaje mi się, że ekipa wtedy w pełni się angażuje i daje z siebie więcej.

Kasia: Dla mnie to naturalne, że jak siedzisz z ludźmi całymi dniami przez wiele miesięcy, to chcesz, żeby było miło. Oczywiście są reżyserzy, którzy lubią psychodramy, ale to na pewno nie my. Olga ostatnio stworzyła sobie wręcz coś w rodzaju sekty – wszyscy chodzili uśmiechnięci, przynosili rano chleb, który sami wypiekali w wolne dni.

Olga: Zazdrościsz.

Kasia: Trochę zazdroszczę.

Co się dzieje, kiedy schodzicie z planu?

Kasia: Przez pierwszy tydzień chodzi się jak lew po klatce. Nagle nie wiadomo, co z sobą zrobić, zalewa cię nadmiar wolnego czasu.

Olga: Ja właśnie skończyłam zdjęcia do swojego pierwszego, pełnometrażowego filmu i jestem na haju. Film nazywa się „Nina”, grają w nim Julia Kijowska, Eliza Rycembel i Andrzej Konopka. To historia małżeństwa, które stara się o dziecko, ale im nie wychodzi, więc postanawiają zatrudnić surogatkę. I dochodzi do tego, że obie kobiety się do siebie zbliżają. Wydaje mi się, że faktycznie udało nam się stworzyć wyjątkową atmosferę, że powstawało coś niezwykłego. Ale jaki będzie efekt, dopiero się okaże – Kasia montuje.

Kasia: Wprosiłam się w montaż, żeby być częścią projektu, no i żeby Olga mi nie znikała na całe dni w jakiejś montażowni.

Dlaczego lesbijki w ogóle się w Polsce nie ujawniają?

Kasia: Bo to jest potwornie nietolerancyjny kraj.

Olga: Nie przesadzajmy! Nie jest aż tak źle.

Kasia: Zacznijmy od tego, że w ogóle nie powinno być powodu, by się outować. Powiedzieć można rodzicom, bo to najbliżsi. Ale publicznie? Powinniśmy żyć w kraju, gdzie każdy może żyć, jak chce, i ma te same prawa.

Olga: Ja byłam wyoutowana, odkąd sama byłam świadoma, nigdy nie ukrywałam tego, kim jestem. A moja rodzina, z Poznania, w części wierząca, jest bardzo otwarta, nie ma z tym problemu. Siostrzenice mówią do Kasi „ciociu”. Wszystko się zgadza. Uważam, że w kraju, w którym żyjemy, bardzo ważne jest pokazywanie się. Mimo to nie wolno nikogo do tego zmuszać.

Kasia: W moim domu, po pierwsze, nie było rzeczy niemożliwych, a po drugie – nie istniały tematy tabu. Był otwarty, akceptujący, więc w dzieciństwie w ogóle nie wiedziałam, że homofobia istnieje. Nawet nie przyszło mi wtedy do głowy, że można kogoś nie lubić, nie tolerować albo nie szanować z takiego powodu. I aż tak stereotypowo podchodzić do oceniania ludzi. Agnieszka (Holland – red.) jest bardzo otwarta. Jako reżyserkę najbardziej interesuje ją zrozumienie innego człowieka i różnych aspektów, które budują jego tożsamość.

Olga: Jako reżyser nie możesz oceniać ludzi. Musisz rozumieć i polubić każdego swojego bohatera, jakikolwiek by był.

Kasia: Wychowywałam się we Francji, potem mieszkałam w Los Angeles i dopiero kiedy przyjechałam do Polski, okazało się, że się outuję. A miałam już 35 lat i kilka poważnych związków za sobą.

Nigdy nie przeżyłyście hejtu, żadnych przykrych komentarzy?

Olga: Nie czytam komentarzy w internecie, bo są po prostu obrzydliwe. A jeśli kogoś poznaję i widzę, że ma z tą kwestią problem, to go szybko odcinam. Szkoda mi czasu na relacje z ludźmi, którzy mają coś przeciwko. Żyjemy w czasach, w których mogę wybrać swoje środowisko.

Kasia: Ludzie boją się tego, czego nie znają i nie rozumieją. Jeśli dodatkowo oglądają prawicowe media albo chodzą do mniej przyjaznego kościoła, efekt może być zatrważający.

Olga: Według mnie to jest jednak kwestia wychowania – w moim domu nigdy nie padały hasła rasistowskie albo homofobiczne. Pamiętam raz, w podstawówce, przyniosłam do domu jakiś głupi dowcip o Żydach – w życiu tata mnie tak nie ochrzanił jak wtedy. To wyłącznie kwestia pokazania dziecku, co jest dobre, a co nie.

Kasia: To prawda, jeśli wychowujesz się w domu, w którym rodzice są tolerancyjni i świadomi, to mało prawdopodobne, że odetniesz się od tych wartości.

Mówiłyście kiedyś, że myślicie o dziecku. Coś się zmieniło w tej kwestii?

Olga: Zupełnie nie mamy czasu, więc wciąż poprzestajemy na myśleniu.

Kasia: Ale kiedyś na pewno.

Pamiętacie, jak się poznałyście?

Kasia: Ja się zakochałam od pierwszego wejrzenia. Absolutnie!

Olga: A ja przyniosłam ciasto. Którego nie zjadłaś.

Kasia: Nawet go nie podałam do stołu, taka byłam zaaferowana. Olga była wtedy asystentką reżysera w ­serialu „Ekipa” i któregoś dnia przyszła do mnie z drugim reżyserem na spotkanie.

Olga: Zabawne były te podchody…

Kasia: No tak, trzeba pamiętać, że my mamy trudniej. Co z tego, że dobrze się dogadujemy, jeśli nie mamy pewności, że ta druga strona też jest zainteresowana? Trzeba jakoś sprawdzić, czy w ogóle jest o czym rozmawiać.

Olga: Jak ktoś używa haseł typu: „Była kiedyś w moim życiu pewna osoba…”, albo: „Robiłam zdjęcia na paradzie”, to już wiesz. Bo jesteś wyczulona na takie ochłapy informacji, czepiasz się ich. Nam szybko poszło, po kilku tygodniach mieszkałyśmy razem.

Kasia: Jest taki dowcip w Ameryce: „Co zabiera lesbijka na drugą randkę? Ciężarówkę do przeprowadzek. A co zabiera gej na drugą randkę? Jaką drugą randkę?!”.

To było 10 lat temu. Jak Wam się na początku układało?

Kasia: Wiem, że to brzmi kompletnie nieprawdziwie, ale od początku było super.

Olga: Natychmiast wskoczyłyśmy w naturalny tryb życia razem.

Kasia: I naprawdę nie umiemy się kłócić. Jest wspaniale.

Co zrobić, żeby tak było? Pytam jako osoba, która czasem się kłóci.

Olga: To kwestia charakteru: ja jestem jak mój tata – w ogóle się nie unoszę. A ty jesteś jak twój tata, który też nie znosi konfrontacji.

Kasia: To prawda. Ale gdyby była taka potrzeba i miałybyśmy o co, to potrafiłybyśmy się pokłócić.

Olga: Nie, bo ja bym wyszła.

Kasia: Ty byś wyszła, a ja bym się na ciebie zdenerwowała i byłaby kłótnia (śmiech).

Olga: Chcesz powiedzieć, że masz ochotę się pokłócić?!

Nie chcę doprowadzić do Waszej pierwszej w tym roku kłótni.

Olga: Za późno, to już była kłótnia.

Kasia: Wióry leciały, nie?

A jak dzielicie obowiązki domowe? Kasiu, Ty w ogóle jakieś masz?

Kasia: (śmiech) Ale mnie rozgryzłaś!

Olga: Ostatnio próbuję przewalczyć, żeby wkładała do szafy pranie z suszarki, już poskładane, ale…

Kasia: Kiedyś zdejmowałam pranie, pamiętasz? Co się stało?

Olga: Kiedyś sprzątaczka zdejmowała pranie.

Kasia: To należało do moich obowiązków. Pamiętam taki czas. Jak przez mgłę. À propos – zmieniłaś opony?

Olga: Nie, bo ty to miałaś zrobić! Właśnie chciałam ci o tym przypomnieć. Prosiłam Kasię o to w zeszłym roku, ale po tym, jak zapytała, gdzie to się robi, poddałam się. W tym roku próbuję jeszcze raz.

A jak spędzacie wolny czas? Jeśli już go macie.

Kasia: Ja najbardziej lubię pojechać gdzieś, gdzie jest pięknie. I trochę elegancko. Na przykład do jakiegoś miłego hotelu czy B&B w przyjemnym, trochę egzotycznym miejscu, z dobrą restauracją.

Olga: Ale nie jesteśmy z tych, co leżą cały czas na plaży.

Kasia: Ani z tych, co od siódmej rano łapczywie zwiedzają.

Olga: Muszę mieć gdzie biegać. I zawsze w torbie noszę książkę.

Kasia: A poza tym oglądamy filmy i seriale. Nadrabiamy w ciągu, całymi sezonami. Ostatnio zrobiłam sobie przyjemność i jeszcze raz obejrzałam pierwszy sezon „Żony idealnej” – to jeden z najfajniejszych seriali, mądrze napisany, świetnie nakręcony. Oprócz tego „The OA”, „The Crown”, „Opowieść podręcznej”.

Macie wspólne filmowe plany?

Kasia: Miałyśmy ostatnio wspólny projekt, ale nam nie wypalił.

Olga: Nawet dwa. Co ciekawe, doszły do skutku, ale bez nas.

Kasia: Tak, to trochę moja wina.

Olga: Moja trochę też.

Kasia: W pierwszym moja, w drugim Oli. Co za ulga, że wina jest równo rozłożona! Znajdziemy jeszcze taki, który zrobimy razem.

Co jest najtrudniejsze w życiu dwóch reżyserek?

Kasia: Najgorzej jest, kiedy obie jesteśmy na zdjęciach. Wtedy nie ma w domu co jeść!

Olga: Na ogół w takiej sytuacji idziemy do włoskiej knajpy. Niestety, w okolicy mamy dwie świetne, więc trudno nam wybrać. Kasia Poza tym Olga genialnie gotuje. Ma talent po swojej mamie – wymyśla, eksperymentuje i robi dania, które potem śnią mi się po nocach. Jest np. mistrzem omletów i jajecznicy. Uwielbiam jej pulpety z indyka albo doradę z pieca!

Olga: Makarony też robię dobrze.

Kasia: Genialnie! A jaki przygotowała wczoraj – Jezus Maria, jakie to było pyszne! Domowe pesto z cukinią. Aż zgłodniałam z tego wszystkiego, wiesz?

Kasia Adamik Reżyserka Absolwentka wydziału grafiki Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Brukseli. Wyreżyserowała m.in. „Boisko bezdomnych” i „Amok”, a także seriale: „Wataha”,
„Bez tajemnic”, „Głęboka woda” i „Krew z krwi”. Córka reżyserów – Agnieszki Holland i Laco Adamika. Ma 44 lata.

Olga Chajdas Reżyserka Absolwentka reżyserii w Akademii Filmu i Telewizji w Warszawie. Współpracowała z Teatrem na Woli, teatrem Studio i Och-Teatrem w Warszawie. Jesienią w kinach premiera jej pierwszego filmu fabularnego „Nina”. Ma 34 lata.

Reklama

Rozmawiała: Marta Szarejko

Reklama
Reklama
Reklama