Jakub Jezierski: „Stres i przemęczenie to choroby naszych czasów. Grzyby adaptogenne działają na harmonizację układu odpornościowego” [WYWIAD]
Czy grzyby adaptogenne są w stanie uchronić nas przed przebodźcowaniem, stresem, a co więcej – przed Alzheimerem i Parkinsonem? Bliżej im do rośliny czy zwierząt? O tym rozmawiamy z ekspertem w tej dziedzinie, Jakubem Jezierskim.
- Maja Mendraszek - Goser
Podobno ludzie dzielą się na dwie grupy - albo je kochają albo się ich panicznie boją. Grzyby nie są ani roślinami ani zwierzętami, ich królestwo znajduje się gdzieś pomiędzy. Od lat stosowane w tradycyjnych medycynach ludowych i szamańskich rytuałach dziś odkrywają swoje, fascynujące właściwości potwierdzone współczesną nauką. Chaga, Soplówka Jeżowata (albo Lion’s Mane), Reishi czy Cordyceps - dlaczego warto je wszystkie bliżej poznać – zdradza nam Kuba Jezierski, założyciel marki Solve Labs, znany też jako @antril.
Maja Mendraszek-Goser: Jak trafiłeś do świata grzybów adaptogennych?
Jakub Jezierski: W moim przypadku to był splot wielu wydarzeń. Po pierwsze od najmłodszych lat moje życie wiązałem mocno ze sportem. Trenowanie zaczęło się od capoeiry, potem był crossfit na takim poziomie powiedzmy semizawodowym. Innymi słowami były treningi dwa, trzy razy dziennie, codziennie, czasem przerwa w jeden dzień, w tygodniu w niedzielę. Dużo. Ale z drugiej strony studiowałem kognitywistykę, interesowałem się kwestiami związanymi ze zdrowiem, optymalizacją funkcji poznawczych, pracą mózgu. Te dwa tematy się splotły w pewnym momencie, kiedy nabawiłem się kontuzji i zostałem wyłączony z tego sportowego życia, startowania w zawodach i doznałem swego rodzaju kryzysu tożsamości. Musiałem zrewidować swoje życie, ustalić, kim tak naprawdę jestem bez sportu.
No tak, to trudne doświadczenie, nagle zostajesz wyrzucony ze swojej orbity i co dalej?
Zacząłem szukać alternatywnych rzeczy, bo tym, co mnie doprowadziło do tej kontuzji, było przemęczenie. Wynikające z przetreningowania, nadużywania kofeiny i różnego rodzaju preparatów przedtreningowych. To wszystko dało efekt syndromu zmęczonych nadnerczy, czyli: na zewnątrz ciało wyglądało jak z okładki Men's Health, ale w środku nie było zupełnie energii. To była kuriozalna sytuacja.
Można się przestraszyć…
No i zacząłem szukać alternatyw i tak trafiłem na grzyby Cordyceps, czyli takie grzyby, które wspomagają produkcję ATP w komórkowych mitochondriach, wspomagają wydolność fizyczną i robią to w sposób, który można utrzymywać w diecie przez długi czas. Żadnych skutków ubocznych, jeśli będziemy stosować je długotrwale w przeciwieństwie do kofeiny na przykład, która prowadzi do wyrzutu adrenaliny a potem następuje gwałtowny spadek, plus zaburza nam sen, który jest niezwykle istotny pod kątem regeneracji. Cordyceps ma bardzo elegancki model działania, ponieważ zawiera związki, które działają, jako prekursory do tworzenia się ATP, czyli takiej podstawowej waluty energetycznej w organizmie. W tym przypadku nie jest, więc tak, że my po prostu wyciskamy z nadnerczy ostatki adrenaliny, które mamy, tylko wpływamy na mechanizm, który buduje energię w naszym ciele. To mi się bardzo spodobało. Szybko zacząłem sam przygotowywać sobie mieszanki grzybów – na rynku nie były jeszcze tak popularne, na grzyby raczej patrzono wówczas nieprzychylnym okiem. Ludzie się ich bali.
No właśnie – albo się nimi fascynujemy albo się ich boimy…
To też jest ciekawy wątek, bo ludzi generalnie możemy podzielić na mykofili i mykofobów. Moja rodzina na przykład była właśnie mykofilna, w sensie takim, że moja babcia czy mama, zawsze, kiedy był sezon zabierały mnie grzybobranie, a grzyby były zawsze obecne w naszym domu. Więc to było coś, co intuicyjnie przyjąłem za dobrą rzecz. W sumie zawsze mnie w jakiś sposób fascynowały, ale musiałem przejść swoją drogę, żeby rozumieć tak naprawdę wielką moc i magię tego królestwa.
No właśnie, bo tak jak wspomniałeś, grzyb to bardziej jest zwierzę niż roślina?
Mamy faunę, mamy florę, ale mamy również fungę. I jest to jest zupełnie osobne królestwo taksonomicznie niezależne od innych. Tak. Ta autonomia została zaakceptowana dopiero w latach siedemdziesiątych XX wieku, wcześniej było to kategoryzowane, jako element świata roślin. Wcześniej mykologowie to byli tak naprawdę botanicy, którzy grzybami zajmowali się po godzinach. Dziś mykologia to osobna dziedzina nauki. No właśnie, ale nawet pod kątem strukturalnym i metabolicznym, bliżej jest grzybom do zwierząt niż do roślin. Rośliny są w stanie tworzyć własny pokarm, są autotroficzne, tworzą własne cukry, mają chlorofil, specjalne tkanki, żeby przeprowadzać ten proces tworzenia cukru, czyli fotosyntezę. Natomiast grzyby tego nie robią. Grzybowe tkanki są raczej podobne do tkanek różnego rodzaju skorupiaków, owadów, bo składają się z chityny, mają glukan. Grzyby mają też podobny metabolizm do naszego, bo mamy tam ergosterol, który jest bardzo podobny do cholesterolu. No i grzyby potrzebują tlenu do rozwoju i wydychają od dwutlenek węgla - u roślin ten proces respiracyjny jest odwrotny.
Niesamowite. I faktycznie trochę przerażające, …Ale wróćmy do adaptogenów. Na początku był cordyceps, a co było potem?
Później gatunek, który zrobił na mnie ogromne wrażenie i po dziś dzień jest to mój ulubiony gatunek. Soplówka Jeżowata (Lion’s Mane). To był grzyb, który wpływa na różnego rodzaju neurotrofiny w mózgu i odpowiada za proces neurogenezy, neuroregeneracji, neuroprotekcji. Ma takie możliwości, ponieważ zarówno w owocnikach, jak i w grzybni tego gatunku, mamy związki metabolitykturne, takie związki aromatyczne, które są cząsteczkami mogącymi przenikać barierę krew-mózg. Po przeniknięciu tej bariery stymulują takie neurotrofiny jak czynnik wzrostu nerwowego i neurotrofiny czynnik pochodzenia mózgowego. A to są dwie rzeczy, które przy niedoborze są mocno skorelowane z różnego rodzaju chorobami: Alzheimerem, Parkinsonem, tego typu schorzeniami. Natomiast u osoby zdrowej to będzie działanie prokognitywne, czyli wspierające pamięć, koncentrację, skupienie, czas reakcji na bodźce, więc jest to niesamowity grzyb, szczególnie potrzebny w dzisiejszych czasach, gdzie mamy mnóstwo bodźców, jesteśmy bombardowani informacjami. Nasze mózgi cały czas przetwarzają, muszą się odnajdować w stale zmieniającym się świecie, więc jeśli mamy coś, co jest w stanie wspomóc nasze procesy poznawcze, to jest jedna z najlepszych optymalizacji, które możemy wdrożyć do swojego życia, co więcej: każdy z tego skorzysta.
Kiedy tego słucham dochodzę do wniosku, że potrzebny mi zarówno Cordyceps, jak Lion’s Mane. Ale czy można łączyć ze sobą grzyby?
Właśnie to jest piękne w grzybach, że wszystkie gatunki można ze sobą łączyć. Stres i przemęczenie to choroby naszych czasów. Grzyby adaptogenne działają na harmonizację naszego układu odpornościowego, wszystkie mają w sobie betaglukan, ale każdy gatunek ma zupełnie inne rozgałęzienie i inną postać tego betaglukanu, a to informuje nas o tym, że działanie każdego z tych związków natywnych dla konkretnego grzyba będzie troszeczkę inne, będzie miało powinowactwo z innymi receptorami, na przykład komórek odpornościowych, więc mamy taki efekt parasolowy. Jednym zdaniem: im więcej tych grzybów wiecie, tym lepiej.
Wprowadzają organizm w stan harmonii? Ale jak wezmę jednocześnie Cordyceps, który daje energię i Reshi, które wyciszają to, co się stanie?
Grzyby adaptogenne nie kolidują ze sobą a wręcz podbijają nawzajem swoje działania. Ale, żeby uprościć i żeby poczuć, że to jest logiczne: Cordyceps czy Lion’s Mane stosujemy je w pierwszej części dnia. No, bo to jest ten czas, w którym chcemy być pobudzeni, bo idziemy do pracy, mamy egzaminy, rzeczy do ogarnięcia, więc wtedy chcemy tego efektu. Natomiast wieczorem używamy grzybów tonicznych, takich jak na przykład Chaga lub Reishi, żeby zadziałać w drugą stronę, czyli ten pobudzany przez cały dzień układ nerwowy troszeczkę wyciszyć i zharmonizować. Więc to jest pierwsze podejście. Ale grzyby nie są takie oczywiste. Może to się nie wydawać intuicyjne, ale są sytuacje, w których chcemy się pobudzić, ale też chcemy obniżyć poziom kortyzolu, stresu, bo musimy być, że tak powiem, w piku swoich możliwości intelektualnych, ale nie chcemy, żeby ten stres nas zdominował. Przykład: rozmowa kwalifikacyjna. I wtedy zasadne będzie połączenie grzyba, który z jednej strony nas tonizuje, obniża kortyzol, a z drugiej strony użycie na przykład takiego Cordycepsu czy Soplówki, żeby doprowadzić do konkretnego efektu na konkretną sytuację. Może nie, na co dzień, ale w przypadku właśnie takiej rozmowy kwalifikacyjnej czy egzaminu, może to być zasadne. Z grzybami tak jest, że trzeba sobie trochę poeksperymentować i znaleźć własne połączenia, bo tu nie ma jednej reguły dla wszystkich.
Eksperymenty z grzybami – to brzmi dobrze!
Taki podział na grzyby witalne i tonizujące, to jest dobry punkt wyjściowy, żeby zrozumieć, jak, który działa. Ale potem możemy sobie je wymieszać. I to jest fajne, bo wtedy bierzemy odpowiedzialność i stajemy się takimi własnymi alchemikami. Sami sobie dobieramy rzeczy pod konkretne sytuacje w naszym życiu. Uczymy się jak działa nasz organizm. Słuchamy go, ale z drugiej strony też poznajemy rzeczy, które są dla nas narzędziami i mogą nam pomagać.
Wróćmy na chwilę jeszcze do Reishi i do Chagi. Co to za cuda?
Może zacznijmy od Reishi, bo to jest chyba najbardziej znany grzyb. Teraz supergwiazdą stała się Soplówka Jeżowata ale swojego czasu był to Reishi, nazywany też grzybem długowieczności. Traktaty pochwalne na temat jego możliwości pochodzą już z dwusetnego roku naszej ery mniej. Pisano, że Reishi wydłuża życie. Dziś wiemy, dlaczego - on działa tonizująco na nasz układ nerwowy. To znaczy wpływa na neuroprzekaźnik GABA (hamujący neuroprzekaźnik) i poprawia, jakość snu. Z jednej strony skraca czas potrzebny nam, aby zasnąć, szybciej wchodzimy w sen. Z drugiej strony wydłuża fazę NREM, czyli to jest ta faza głębokiego snu regeneracyjnego. Plus też jest taki, że w przeciwieństwie np. do melatoniny, która ma też działania sedacyjne, Reishi nas nie otępia i nie usypia, możemy go, tak jak wcześniej wspomniałem, spożyć nawet rano i nie będzie tak, że my wyjdziemy z domu w jakimś letargu. Efekt jego działania pojawi się dopiero w momencie, gdy zaśniemy. To działanie na szlak GABA sprawia też, że Reishi bardzo fajnie zbija poziom kortyzolu. Badania porównują rezultat do tego po lekach opartych na benzodiazepinach (na przykład przepisywanych przez psychiatrów). Można tu dołożyć jeszcze właściwości regenerujące wątrobę, obniżające poziom glukozy we krwi, tych bonusów jest naprawdę sporo. Reishi to jest taka trochę farmakopea, on sam sobie zawiera około 400 różnego rodzaju związków.
A Chaga?
To jest taka grzybowa, ja to tak określam, multiwitamina. Bo ilość witamin z grupy B, różnego rodzaju pierwiastków śladowych, minerałów jest tu po prostu ogromna. Ona też jest najsilniejszym antyoksydantem, jaki znamy. Mamy taką skalę ORAC, która nas informuje o działaniu antyoksydacyjnym konkretnego pokarmu. Chaga zajmuje pierwsze miejsce z ogromną przewagą. Drugie w kolejce są jagody acai. Przy czym jagody acai mają 56 tysięcy punktów, a Chaga około 150 tysięcy. Kiedy popatrzymy na owocnik Chagi, to jest taka gęsto splątana grzybnia, która się nazywa skleropią, czarna na zewnątrz. Ten czarny kolor wynika z obecności pigmentu melanina. Ten pigment mamy również w skórze. Chaga ma, więc właściwości fotoprotekcyjne i warto ją zabrać ze sobą jadąc na egzotyczne wakacje, dodatkowo oprócz filtrów oczywiście. Poza tym w tym grzybie znajduje się coś takiego, co się nazywa dysmutazą ponadtlenkową. To jest taki enzym, który niszczy ponadtlenki, czyli takie najbardziej reaktywne, niebezpieczne formy tlenu, które są dla nas bardzo szkodliwe. Dodatkowo też ma działanie przeciwwirusowe, przeciwbakteryjne, a nawet przeciwnowotworowe, co też pokazują różnego rodzaju badania. I to cudo rośnie u nas, w Europie! Kiedyś posługiwaliśmy się intuicją, dziś mamy badania. W tradycyjnych naukach uzdrawiania tkwi ogromna mądrość, którą my dopiero musimy sobie potwierdzać. Ale to też jest super, bo mamy taką wypadkową dwóch metod i w ten sposób może więcej osób będzie z tego korzystać, bo i ci szamańscy i ci naukowi będą przekonani.
Teraz trudne pytanie: jak znaleźć dobre grzyby?
To bardzo skomplikowane, ale najważniejsza sprawa to, że jeśli patrzymy na etykietę takiego produktu, to musi być to ekstrakcja. To po pierwsze. Najlepsze moim zdaniem są mimo wszystko ekstrakty w proszku, bo mamy największą ilość substancji aktywnej i najmniejszą ilość innych rzeczy, które są w takim ekstrakcie. Dobrze, jeśli nie ma tam żadnego dodatku, po prostu jest wyekstrahowany grzyb i proszek z tego ekstraktu. Musimy zaufać firmom, które po prostu się w tym specjalizują.
A jest jakiś grzyb „specjalizujący się w beauty”? Upiększający?
Takim przykładem jest Trzęsak Morszczynowaty – Tremela. To jest grzyb, który ma takie związki jak np. galaktomannan, które są bardzo podobne do kwasu hialuronowego, ale skuteczniejsze, bo mają mniejszą masę cząsteczkową. Jest często stosowany w japońskiej kosmetyce. Ale uwaga! Ten beauty mushroom ma drugą stronę. Ja to nazywam: grzyb Yin-Yang. Znaleziono w nim związki, podobne jak w Soplówce Jeżowatej, które mogą stymulować czynnik wzrostu nerwowego. Więc też jest to działanie prokognitywne i wpływ na układ nerwowy. Czyli i uroda i mądrość idą tu w parze.