Reklama

Większość rodziców nastolatków zna to z autopsji: chmurne miny, wydęte usta, zmienność nastrojów. Rano euforia, wieczorem dramat. Jak to wytrzymać?
JUSTYNA DWORCZYK Rzeczywiście nastolatki zachowują się często dość niespójnie i niezrozumiale. Młodzi ludzie w wieku 11-19 lat są skupieni na sobie i własnej tożsamości. Bez przerwy zadają sobie pytania: kim jestem, czy jestem normalny? Co jest normą? Na większość pytań nie znajdują odpowiedzi. Nie trzeba być zaburzonym, żeby codziennie się zastanawiać, kim się jest, i żeby miał to doprowadzać do obłędu. Nie trzeba mieć paranoi, żeby myśleć, że wszyscy widzą mojego pryszcza na nosie. O histeryczności nie świadczy fakt, że w ciągu kilku sekund zmienia się nastrój. Wystarczy być nastolatkiem. Oni kipią od emocji i swoje złe nastroje okazują głównie nam,rodzicom, bo nie radzą sobie ze swoimi wewnętrznymi konfliktami. I tu od razu powiem – lepiej, by dziecko miało przestrzeń do wyrażania frustracji we własnym domu niż na zewnątrz. Wiem, że to trudne dla rodziców, ale zdrowsze dla dziecka. W rozumiejącym, kochającym domu można powiedzieć i wykrzyczeć wszystko. Bo w tych emocjach chodzi głównie o to, by odreagować wewnętrzny świat.
Ale po całym dniu my też jesteśmy zmęczeni, zirytowani i sfrustrowani. Kiedy wracamy z pracy, marzymy o spokoju. A tu w ciągu kilkunastu sekund potrafi rozpętać się w domu piekło.
70 proc. rodziców przechodzi przez dorastanie dzieci bezinwazyjnie. U 30 proc. należałoby bardziej przeanalizować także to, co się dzieje w domu, i z dziećmi, i z rodzicami. W trudnych przypadkach lepiej skonsultować się ze specjalistą.

Ale rodzice zaczynają się obwiniać. Że coś robią źle, że dziecko poszło na imprezę i się upiło, że zaczyna palić papierosy, że kłamie, że nie chce rozmawiać, że buduje swój alternatywny świat poza domem.
To, że dziecko poszło na imprezę i piło alkohol, nie jest niczym nadzwyczajnym. Nastolatek eksperymentuje, bo sprawdza, jak jest na zewnątrz, bez nas. Ważne, by dziecko miało świadomość, że w domu ma bezpieczna bazę, do której zawsze może wrócić. Pamiętasz, jak sadzałaś 10-miesieczną córkę na kolanach, a ona się prężyła i zjeżdżała z kolan? Dlaczego? Bo niemowlę było ciekawe, co jest poza matka. I tu się ten proces odbywa po raz drugi. Tyle że intensywniej. Dziecko musi odejść. To, w jaki sposób rodzice będą reagować na jego odejście, będzie dla niego wielką nauką. Gorzej, gdy w domu dzieje się naprawdę coś złego. I bunt nastolatka uderza np. w nieszczerość relacji miedzy rodzicami. Znam przypadek rodziny, w której rodzice są w trakcie sprawy rozwodowej, bo mąż od lat znika z domu, dużo pije. Dorastające dzieci widzą wszystko, ale matka przed nimi to ukrywa. I bunt dzieciaków jest skierowany przeciwko niej. Zdarzają się tak trudne sprawy rodzinne, że właściwie powinniśmy podziękować dzieciom za „wyciągniecie” ich na światło dzienne i rozpoczęcie procesu albo uzdrowienia relacji, albo rozstania. Ale bywają też sytuacje dramatyczne, kiedy np. matka nie pozwala odejść z domu swojemu dwudziestoparoletniemu synowi, bo wie, ze potem będzie musiała się zająć relacją ze swoim mężem. A ona się przed tym intensywnie broni. Wykorzystuje syna, manipuluje nim, bo ona nie ma grona przyjaciół. Kiedy syn odejdzie, zostanie kompletnie sama.
Nie jest łatwo pozbyć się emocji, złości i zaakceptować fakt, że dziecko pyskuje robi ci na złość i nie chce spędzać już z tobą tyle czasu, co jeszcze rok temu. Trudno wszystko zrzucić na biochemię mózgu i wyluzować.
Ale nie ma innego wyjścia. W naszych dzieciach mniej więcej od 11. do19. roku życia dzieje się coś nieprawdopodobnego. Istne tornado. Mózg nastolatka nie jest całkowicie dojrzały. To powoduje, ze zachowuje się on tak nieprzewidywanie. Że ma wahania nastroju, jest impulsywny i owielu rzeczach zapomina. Do tego dochodzi niedojrzałość struktur mózgu odpowiadających za emocje czy poszukiwanie nagrody. Kolejnym ogromnym problemem jest seksualność. W ciągu zaledwie kilku, kilkunastu miesięcy dzieciaki nagle staja się dojrzałe płciowo. Biologicznie są gotowe do posiadania potomstwa, ale emocjonalnie czy społecznie – absolutnie nie. Maja włosy łonowe, dziewczynkom rosną piersi, przezywają pierwsze miesiączki, a chłopcy nocne polucje. Nie wszystkie nastolatki łatwo to akceptują. Są zaciekawione sobą, dotykaniem swojego ciała. Większość nie ma jeszcze kontaktów seksualnych, wiec ich tłumiony popęd prowadzi do nastoletniej frustracji. Dzieciaki próbują masturbacji, sprawdzają kolejne granice, czy to przyjemne, jak się czują w trakcie, co się z nimi dzieje po. My, rodzice, sami przed sobą wstydzimy się faktu, że nie do końca akceptujemy to, że się zmieniają.

Co tak naprawdę powinno niepokoić w zachowaniu nastolatka? Jeszcze niedawno nasze dziecko chętnie chodziło na balet i francuski, a teraz siedzi w glanach na parapecie, jara szlugi i ledwo wyciąga stopnie na dwójki.
Huśtawki nastrojów nie są groźne. Mnie zaniepokoiłoby pozostawanie zbyt długo na jednym biegunie, stan obniżonego nastroju, który utrzymywałby się dłużej niż 14 dni. Nieodzywanie się, niewychodzenie ze swojego pokoju. Izolacja towarzyska. Rozgrywanie życia tylko wirtualnie. Ale jak dziecko pyskuje, kłóci się, godzi, krzyczy, opowiada, trzaska drzwiami, to myślę, że nie jest tak źle. Niepokojące powinny być zniknięcia nastolatka na długo. Wracanie koło 12 w nocy z niewiadomego miejsca. Niechęć do rozmowy o tym, z kim i gdzie był. Nie przedstawianie żadnych przyjaciół. Niepokoiłby mnie też brak jakiegokolwiek buntu. Pełny życia, zbuntowany nastolatek to zjawisko normalne. By nie doszło dotragedii, musi mieć tylko „wystarczająco dobrego rodzica”.
To znaczy jakiego?
Wystarczająco dobry rodzic (termin brytyjskiego pediatry i psychoanalityka Donalda Winnicotta) to taki, który przyjmuje na siebie cała emocjonalność dziecka. Ale to też rodzic, który pozwala na autonomie. Na to, by dziecko powoli odchodziło i budowało swoją własną tożsamość. Wystarczająco dobry rodzic nie da się nigdy zepchnąć ze swojej pozycji. A przy tym nie obraża się, nie karze, nie nakazuje. Towarzyszy dziecku. Obserwuje, koryguje zachowania, doradza. A jak dziecko wpada w szał, to stoi i ten szał wytrzymuje, konteneruje, przyjmuje na siebie. Bo dziecko nie ma co zrobić z tym swoim wybuchem. Najważniejsze, by nie wejść w relację z nastolatkiem na jego warunkach, nie tańczyć według jego reguł. Trzeba zachować spokój, nie dać się wciągnąć w pyskówkę czy awanturę, nie przestawać wychowywać. Bo nie możemy na żadnym etapie swojego dziecka zostawić. Nie ma nic gorszego niż rodzic, który karze dziecko milczeniem. Wysyła wtedy dziecku jasny komunikat: „Jestem bezradny, nie radze sobie z tobą, nie mam pomysłu, co dalej”. A dzieci potrzebują reguł. Jeśli nastolatki tych reguł nie dostają w domu, idą ich szukać na zewnątrz, w najgorszym przypadku trafiają w objęcia sekt. Z drugiej strony to naturalne izdrowe, że nastolatek szuka miłości poza domem rodzinnym, chodzi na koncerty, demonstracje polityczne. My mamy towarzyszyć dzieciom w tym przejściu poza dom rodzinny. Ale powinniśmy być czujni, dostępni i uważni.

Mówisz: „Nigdy nie zostawiajmy dzieci”, ale wielu rodziców twierdzi, że kiedy dziecko kończy 15-16 lat, tracą możliwości kontroli. Nawet nie wiedza, gdzie jest o danej godzinie. Kłamie, kreci, zmyśla. Jak wtedy ustalać reguły gry?
Mam na myśli opuszczenie emocjonalne i brak dostępności, nie kontrolę ani jej brak. Trzeba stawiać granice i jeżeli są one przekraczane, to musimy je znów zawężać, a potem znowu rozszerzać. Mówi się, że dobry rodzic ma dwie ręce. Jedna jest troskliwa, przyjmująca, wspierająca, przytulająca, rozumiejąca, a druga – silna i trzymająca. Jak dziecko się chwieje, to my je przytrzymamy. Jak dziecko stoi nad przepaścią, to jesteśmy po to, by je z tej przepaści wyciągnąć – nawet za włosy.
Wyznaczyłaś granice, ustaliłaś zasady gry, a 14-latek dzwoni np. z imprezy sylwestrowej, by go zabrać, bo cały
czas wymiotuje i nie może sam przyjechać do domu. Co robisz?
Jadę i go zabieram. Nie mogę go tam zostawić. Ale po powrocie do domu, zostawiam delikwenta we własnym
pokoju. Takiego brudnego, zarzyganego. Siedziałabym w tym pokoju, aż się obudzi. Tkwiłabym jak wyrzut sumienia. Dzieciak, który leży w takim stanie i budzi się w pełnym dyskomforcie, musi zacząć wyciągać wnioski. Rodzi się w nim naturalne poczucie winy. Za jakiś czas zrozumie, gdzie są jego granice. Jak należy pic alkohol, by był dla niego bezpieczny. To jest powolny proces zastanawiania się, jak należy funkcjonować w społeczeństwie. Nie prawmy kazań, nastolatek ich z reguły w ogóle nie słucha. Wyłącza się po pierwszym naszym zdaniu. Stosujmy zasadę 10 sekund: mówmy krótko i dobitnie, co wolno w naszym domu, a czego nie. Jeśli nie akceptujemy upijania się na imprezach, zakomunikujmy to dziecku i bądźmy konsekwentni.
Wielu rodziców nie może znieść, że na wszystkie pytania o szkołę nastolatek odpowiada: „spoko”, „fajnie”. Nic więcej.
Amoże źle pytamy? Może codziennie zadajemy to samo pytanie: „Jak było w szkole?”. Już widzę takiego nastolatka, w opuszczonych spodniach i z kolczykiem w nosie, który na pytanie, jak było wszkole, odpowiada „spoko”. My niezainteresowani pytamy, oni odpowiadają z równie wielką niechęcią. W domach, w których rodzice nie opowiadają, jak minął im dzień, nie dzielą się spostrzeżeniami, co im się udało, a co nie, dzieci zaczynają budować mur. Czasem wystarczy prośba: „Zosiu zrób mi herbatę, bo padam”, by dziecko do nas przyszło. Jeśli wtedy powiemy, że mieliśmy strasznie trudny dzień, coś nam nie wyszło, np. spóźniliśmy się, zgubiliśmy klucze, nalaliśmy sobie wody do torby, pokłóciliśmy się z koleżanką przez telefon, to wtedy nastolatek myśli: „To nie tylko ja mam wiecznego pecha, nie tylko ja jestem cały czas do niczego”. Tak się rodzi kultura rozmawiania, uważności na siebie. Czasem przychodzą do mnie poirytowani rodzice, którzy wykrzykują, że ich dziecko zamyka się w swoim pokoju, nie chce rozmawiać. Pytam ich wtedy o to, jak mieszkają, gdzie rozmawiają, i okazuje się, że w tym domu nawet nie ma stołu, przy którym można by usiąść i obgadać problemy. Nie ma żadnej kultury dzielenia się. Również emocjami.

Wystarczająco dobry rodzic to kumpel dziecka?
Ja się temu ostro sprzeciwiam. Jeśli rodzic jest partnerem dla swojego dziecka, to wtedy znika jako rodzic. Jeżeli miejsce rodzica jest nieobsadzone, to kto ma je zająć? Człowiek poszukuje kogoś, z kim może stworzyć nową relację. Ale dziecko szuka gwałtownie, desperacko. Wystarczająco dobry rodzic nie obarcza dziecka swoimi problemami, nie opowiada o relacjach z partnerem, matką czy ojcem, nie radzi się dziecka, bo nie powinien wciągać go do jakiejś gry, manipulować nim. Im lepsze relacje miedzy rodzicami, tym lepsze będą warunki do przejścia przez dziecko wieku dorastania. Konflikty miedzy rodzicami, złe traktowanie partnerów są doskonałą
pożywką dla patologii rozwoju młodego człowieka.
Mówisz dużo o odchodzeniu dzieci, o naturalnym procesie autonomii. A jeśli ten proces dziecko gwałtownie przyspiesza? Tuż po gimnazjum oświadcza, że składa papiery do liceum w innym mieście, że wyprowadza się do szkoły z internatem…
Powiedziałabym: „Zawsze możesz wrócić. Możesz zmienić zdanie i ja to przyjmę. Tak jak przyjmuję teraz tę twoja potrzebę, tak przyjmę kolejna. Jeśli będzie ci tam źle, możesz w każdej chwili wrócić do domu”. Dziecko dostaje komunikat: „Mam prawo do błędu”. To buduje wielkie poczucie bezpieczeństwa. Dwa lata temu sama wyprawiłam swoich synów do Wielkiej Brytanii. Byli po maturze, bez specjalnego pomysłu na to, co dalej. Namówiłam ich na wyjazd do Londynu i poszukanie na miejscu pracy. Pojechali we troje. Z dziewczyną starszego. Wysłałam im jasny komunikat: „Jeśli będzie się źle działo, nie znajdziecie pracy, nie będziecie mieli za co żyć – dzwońcie. Natychmiast przyślemy pieniądze na bilet powrotny”. Wytrzymali bez problemu 2,5 miesiąca. Po powrocie zobaczyłam dwóch znacznie bardziej samodzielnych chłopców. Szczęśliwych, że w końcu odseparowali się od nas, ze stali się bardziej autonomiczni. Ale proces odchodzenia dziecka trwa od wczesnego dzieciństwa. Jeden wyjazd niczego nie załatwi. To się buduje latami.
Justyna Dworczyk - Trener, coach, autorka warsztatów dla kobiet Ta, Która Wie i dla rodziców Reka w Reke. Doktorantka i wykładowca Szkoły Filmowej w Łodzi. Słuchaczka Studium Psychoterapii w Laboratorium Psychoedukacji. Pomaga uzdrowić relacje rodzinne, partnerskie i biznesowe.
ROZMAWIAŁA MONIKA STUKONIS

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama