Wygrać Chopina: Fenomen Ballady f-moll Op. 52 Fryderyka Chopina
Całe lata przeleżała w archiwach prywatnej kolekcji. Czyjej? Tego się nie dowiemy. Do dziś zachowały się jedynie dwa rękopisy Ballady f-moll Op. 52 Chopina. Jeden znajduje się w Oksfordzie. Drugi od stycznia tego roku dołączył do najcenniejszych eksponatów w Narodowym Instytucie Fryderyka Chopina w Warszawie. Wzbudzająca zachwyty Ballada f-moll jest grana podczas Konkursów Chopinowskich. Dziś o jej fenomenie.

Chopin niechętnie przepisywał swoje rękopisy. W listach prosił o to najczęściej przyjaciela Juliana Fontanę, który pilnował, by trafiły do wydawców – Schlesingera, Pleyela czy Breitkopfa i Härtla (i wielu innych), z którymi negocjował (najczęściej zdawałoby się nienegocjowalne) stawki. „Jakbym kolejny miał kopiować, to chyba bym owariował” – utyskiwał kompozytor, co przypomniał dyrektor Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina, dr Artur Szklener, podczas styczniowej konferencji prasowej. O tyle istotnej, bo prezentującej bezcenny autograf (czyli zapis utworu ręką muzyka) ballady f-moll op. 52, który właśnie trafił do zbiorów NIFC. Publiczność zobaczy go w czerwcu podczas wystawy czasowej towarzyszącej XIX Konkursowi Chopinowskiemu – „Życie romantyczne. Chopin, Scheffer, Delacroix, Sand” w warszawskim Muzeum Fryderyka Chopina. Znajdą się na niej m.in. eksponaty z Muzeum Życia Romantycznego w Paryżu, więc jest na co czekać. Ale o jakiej balladzie w ogóle mowa? O co tyle krzyku?
Fryderyk w swoim życiu wydał cztery ballady. I tym samym stworzył nowy gatunek – ballady instrumentalnej, bo dotąd kojarzono je raczej z utworami poetyckimi i pieśniami. F-moll była ostatnią – romantycznie słodką, liryczną, a do tego fragmentami boleśnie tnącą, uspokajającą i żwawo dramatyzującą. Muzykolodzy uznają ją za szczytowe osiągnięcie w swoim gatunku, a także „najbardziej dopracowaną i ambitną artystycznie” w dorobku Chopina. Dedykował ją baronowej Charlotte de Rothschild, która razem z mężem wspierała karierę muzyka. Także finansowo.
Do naszych czasów przetrwały tylko dwa autografy ballady f-moll. Ta, która trafiła właśnie do instytutu, przebyła długą drogę. Tuż po śmierci Chopina jego siostra Ludwika Jędrzejewiczowa, ta sama, która w kryształowym słoju (zakrywanym pod spódnicą) przewiozła z Paryża do Polski serce artysty, zaczęła porządkować pozostawione przez niego dokumenty. Rękopis rzeczonej ballady podarowała pianiście i kompozytorowi, przyjacielowi brata, Josephowi Dessauerowi (dedykację, zapisaną przez Ludwikę, widać na zdjęciu po lewej). Kilkadziesiąt lat później kolekcjoner Rudolf Kallir znalazł autograf w antykwariacie w Lucernie. I go kupił. Był 1933 rok, a siedem lat później Kallir wyprowadził się do Nowego Jorku. Zapis nutowy nie był udostępniany badaczom, znajdował się w rękach prywatnych, a zainteresowani mogli oglądać jedynie niewyraźne, czarno-białe fotografie wykonane w latach 50. Nie wystarczyły one jednak badaczom, by móc odpowiednio go ocenić. Musiało minąć wiele dekad, aż udało się nawiązać kontakt z prywatnymi właścicielami rękopisu w Stanach Zjednoczonych. Po długich i trudnych negocjacjach trafił on ze wsparciem finansowym Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego do NIFC. Ile kosztował? Tę informację chroni umowa. Pracownicy instytutu mówią jednak o nim „bezcenny”.
Autograf zawiera takty 1–79. Jak dowiadujemy się z komunikatu instytutu, „prawdopodobnie miał być początkowo przeznaczony jako podstawa dla francuskiego pierwszego wydania z 1843 roku. Chociaż ostatecznie został odrzucony przez Chopina, kompozytor wykorzystał go jako materiał roboczy, na którym kontynuował pracę nad szczegółami kompozycji”. Widać tu m.in. charakterystyczne wielokrotne zakreślenia. Stosował je po to, by nikt nie mógł odczytać wstępnego pomysłu.
Wykonania ballady f-moll mogliśmy usłyszeć na Konkursach Chopinowskich w wykonaniu m.in. Julianny Awdiejewy, zwyciężczyni XVI edycji, Kate Liu (trzecie miejsce w XVII edycji) czy Alexandra Gadjieva (drugie miejsce w XVIII edycji). Ciekawe, jak ballada wybrzmi w tym roku?