Ten polski kryminał jest jak połączenie „Dark” z „True Detective”. Wodzi za nos, wyprowadza w pole, a na końcu sprawia, że chcemy go obejrzeć jeszcze raz
Szukacie dobrego, polskiego kryminału na weekend? To właśnie znaleźliście. „Znaki” to serial, który niesłusznie przemknął niemal niezauważony, a ma wszystkie cechy kryminału idealnego: nurtującą zagadkę, świetnie zarysowane tło społeczne i klimat, którego mogą pozazdrościć skandynawskie produkcje. Ostrzegamy, wchodzi pod skórę i trzyma długo po projekcji.
- Marta Kutkowska
W tym artykule:
Polskie krajobrazy i dawne legendy to idealny grunt pod mroczne produkcje. Twórcy „Znaków” idealnie wykorzystali klimat Gór Sowich, by opowiedzieć historię zbrodni i zmowy milczenia, która ma chronić lokalną społeczność przed prawdą o bolesnej przeszłości. Ale to nie jedyne atuty serialu.
„Znaki” – fabuła
Serial rozpoczyna się od brutalnego morderstwa młodej studentki, która zostaje znaleziona martwa w okolicach miejscowego jeziora. Zbrodnia przypomina podobną sprawę sprzed lat, która mimo ogólnopolskiego rozgłosu nigdy nie została rozwiązana. Do malutkiej miejscowości w Sowich Górach przybywa komisarz Michał Trela (grany przez Andrzeja Konopkę), nowy szef miejscowej policji, który próbuje rozwikłać zagadkę morderstwa i zmierzyć się z nieufnością lokalnej społeczności.
W trakcie śledztwa Trela odkrywa, że zbrodnia jest tylko wierzchołkiem góry lodowej – w miasteczku aż roi się od sekretów, niewyjaśnionych spraw i dziwnych powiązań między mieszkańcami. W tle pojawiają się wątki związane z korupcją, wpływami lokalnego biznesu, sektami i tajemnicami skrywanymi przez pobliską kopalnię. Czy walczącemu z własnymi demonami komisarzowi Treli uda się doprowadzić sprawę do końca?
„Znaki” – recenzja
Reżyserowany przez Jakuba Miszczaka i Pawła Maślonę serial ma sensacyjną dynamikę, fabuła mknie i meandruje między tajemnicami z przeszłości a skomplikowanymi relacjami między mieszkańcami. Żeby zrozumieć, kto stoi za brutalnymi zbrodniami, zdeterminowany komisarz musi stawić czoła lokalnej sitwie. Problem polega na tym, że jest obcy, a obcych traktuje się tutaj jak wrogów. Serial, skąpany w klimacie Dolnego Śląska, zaprasza do poznania historycznych kontekstów (legendy o Liczyrzepie, tajemnice powojennych sztolni) i mnoży zagadki, wielokrotnie wyprowadzając widza (i komisarza) w pole. Miasteczko zamieszkują barwne indywidua, a scenarzyści dbają o ich psychologiczną wiarygodność. Mamy tu i pełną tajemnic właścicielkę lokalnego biznesu, Zofię, i charyzmatycznego Jonasza – przywódcę lokalnej sekty, i Antoniego, burmistrza, który chce za wszelką cenę chronić reputację miasteczka. Wszystkie wątki łączy postać Eli, której tragiczna śmierć staje się początkiem całej intrygi. Komisarz Trela musi warstwa po warstwie dotrzeć do prawdy, ale także zmierzyć się z żałobą po śmierci żony i samodzielnym wychowywaniem córki. Żeby w pełni rozkoszować się seansem, należy być bardzo uważnym, bo reżyserzy lubią „Znaki” podrzucać gdzieś mimochodem, w tle. Ale kto z nas nie lubi się w taki świat zanurzyć? Ostrzegamy, to zakończenie jest jednym z najlepszych w polskim kinie. Ja zbierałam szczękę z podłogi. Dwie serie można aktualnie oglądać na Netflixie.