Reklama

Koniec listopada. Pierwszy śnieg i spadek temperatury. Jest weekend, a ja się pakuję, za chwilę czeka mnie niemal 4-godzinna podróż do śląskiej Pszczyny. Gdy tam docieram jest już ciemno. Zatrzymuję się przy rynku i mam wrażenie, jakbym przeniosła się w czasie. Pszczyna, ze swoją zabytkową zabudową, opiera się pędowi świata. A może to ja przestałam tu pędzić?

Reklama

Z okien hoteliku widać neobarokowy pałac. Stoi dokładnie po drugiej stronie niewielkiego rynku. Dumny i piękny. Przed wejściem ekipa rozpakowuje sprzęt. Trwają przygotowania do zdjęć do filmu „Chopin, Chopin!” w reż. Michała Kwiecińskiego – a konkretnie sceny balu u Rothschildów. Ustawiane są lampy, a w sali na piętrze scenograf Marcel Sławiński czuwa nad każdym detalem wystroju wnętrza – salonu i kuchni. Jest późno, ale wszystko musi być gotowe na jutrzejsze wejście aktorów.

Sławiński, wykładowca na Wydziale Scenografii ASP w Warszawie i Malarstwa ASP w Katowicach, od lat pracuje dla filmu, teatru i telewizji, tworząc duet z Katarzyną Sobańską. Razem zbudowali scenografie m.in. do nagrodzonej Oscarem „Idy” Pawła Pawlikowskiego i jego „Zimnej wojny”, „W ciemności” Agnieszki Holland, „Młyna i krzyża” Lecha Majewskiego czy „Filipa” Michała Kwiecińskiego.

Przyglądam się z bliska procesowi przeniesienia w czasie. Staram się nie przeszkadzać, gdy rozkładane są metry specjalnie przygotowanej wykładziny, z boku, pod ścianą na swoją kolej czekają ozdoby przypominające czarne kwiaty, na ścianach wiszą złowieszcze trofea, a od czasu do czasu zdaje mi się, że między nimi, przechadza się duch księżnej Daisy, wiek wcześniej zamieszkującej pałac, określany przez nią „bardzo francuskim”. To właśnie ten fakt sprawił, że miejsce idealnie nadawało się na bohatera filmu „Chopin, Chopin!”.

M.in. o to chciałam zapytać Marcela. Umówiliśmy się na rozmowę w niedzielę, w Stajniach Książęcych, będących dziś częścią muzeum zamkowego. Choć późna jesień, w powietrzu czuć było wiosnę...

Jak wygląda proces przygotowania scenograficznego do tak monumentalnej produkcji, jaką jest „Chopin, Chopin!”?

Praca nad tym filmem rozpoczęła się w wyjątkowych okolicznościach. Z Kasią Sobańską, z którą tworzymy duet scenograficzny, współpracujemy od lat i mamy na koncie wiele wspólnych projektów filmowych. Tym razem Akson Studio zapewniło nam bardzo komfortowe warunki – mogliśmy poświęcić na przygotowania prawie rok, co jest rzadkością w branży. Projekt o takiej skali wymaga doskonałego przygotowania każdego pionu filmowego, a zwłaszcza scenografii. XIX-wieczna rzeczywistość, którą staraliśmy się odtworzyć, jest niezwykle wymagająca pod względem historycznym i plastycznym, dlatego nie ma tu miejsca na niedociągnięcia. Proces rozpoczyna się od czytania scenariusza. Już na tym etapie zaczynam myśleć obrazami. Nasze przygotowania są analityczne – szukamy ikonograficznych inspiracji w malarstwie i grafice, które stają się podstawą do stworzenia spójnego i intrygującego klucza wizualnego. Przeczytaliśmy praktycznie wszystko, co mogło pomóc nam zrozumieć atmosferę tamtej epoki – od emigracji Chopina do Paryża, przez rozwój jego talentu i kariery, aż po postępującą chorobę i śmierć kompozytora. Metaforycznie rzecz ujmując, chcieliśmy poznać „zapach i kolor” tamtych czasów i oddać je wizualnie. Dokumentacja do filmu „Chopin, Chopin!” była nie tylko niezwykle wymagająca i intensywna, ale również wyjątkowa w kontekście polskich standardów produkcji filmowych. Cały proces wymagał ogromnego nakładu pracy i precyzji już na etapie pre-produkcji, szczególnie przy realizacji tak ambitnego projektu, który stanowił prawdziwe wyzwanie także dla Producer Designera/Scenografa. Warto podkreślić, że film powstawał w trzech różnych krajach, z międzynarodowymi zespołami, co wiązało się z koniecznością zsynchronizowania działań w różnych lokalizacjach. Scenografia obejmowała budowę dekoracji w Polsce, Francji i na Majorce, a w sumie zaangażowanych było w to kilkaset osób.

Duże wyzwanie.

Stanowiła je nie tylko artystyczna kreacja wizualna, ale także organizacja pracy, która wymagała precyzyjnego planowania i efektywnego zarządzania zespołami w różnych systemach pracy. Każdy etap produkcji był jak precyzyjnie złożony mechanizm, w którym wszystkie elementy musiały współdziałać, by stworzyć spójną i autentyczną całość. Warto dodać, że mieliśmy okazję odwiedzić niezwykłe miejsca, w tym największe rekwizytornie we Francji, które okazały się kluczowe w procesie tworzenia autentycznego tła historycznego. Dzięki temu mogliśmy oddać atmosferę minionych czasów – od rekonstruowania ulic, przez kawiarnie i sklepy, aż po tętniące życiem ulice, po których poruszały się zabytkowe powozy, nadając filmowi niepowtarzalny klimat epoki. Każdy etap poprzedzał wnikliwy research, zwłaszcza przy wyborze obiektów zdjęciowych. Mieliśmy świadomość, że nie tworzymy dokumentu, lecz artystyczną opowieść opartą na historycznych faktach. Pozwoli-liśmy sobie na pewną swobodę twórczą, by zbudować nową, współczesną interpretację postaci Chopina – zarówno pod względem narracyjnym, jak i wizualnym. Scenografia stała się narzędziem do odzwierciedlenia stanów emocjonalnych bohatera oraz jego pogarszającego się stanu zdrowia. Największą niewiadomą i jednocześnie ekscytującym momentem jest konfrontacja z widzem. To, jak nasz projekt – w tym jego warstwa wizualna – zostanie ode-brany, czy będzie przekonujący i czy uda się nam zainteresować oraz poruszyć odbiorcę. Ostateczny efekt naszej pracy jest zawsze poddawany ocenie widza, który staje się najważniejszym recenzentem. To dla niego tworzymy ten świat i opowiadamy tę historię.

Ciekawe jest to, w jaki sposób tworzycie ten świat, niebędący przecież historyczną prawdą jeden do jednego – bo na tę prawdę nakładacie swoją wizję. W takim razie, jak daleko może sięgać wyobraźnia, żeby nie zakłamać prawdy, a tylko ją podkręcić? Do jakiego momentu może być to wasze szaleństwo?

Wszystko zależy od projektu, ponieważ każdy ma swoją specyfikę. W przypadku „Chopin, Chopin!” – filmu biograficzno-historycznego – musieliśmy oprzeć się na źródłach historycznych, które szczegółowo opisują życie w tamtym czasie. Mówimy o epoce bez elektryczności i fotografii, dlatego malarstwo stało się dla nas fundamentem wiedzy o tym, jak ludzie żyli w tamtym okresie. Stanowiło także inspirację do stworzenia malarskiego świata filmowego, który połączyliśmy z barokowym światłem opartym na silnych kontrastach, przełamując je jednak współczesnymi rozwiązaniami, zgodnie z estetyką nowoczesnego kina. Kluczowym elementem był, i zawsze jest, scenariusz, który w precyzyjny sposób przedstawia losy Chopina, ukazując go nie od strony monumentalnej, lecz bardziej ludzkiej – z jego zaletami i wadami, namiętnościami i słabościami, z którymi zmaga się każdy z nas. Dzięki temu łatwiej można się z nim utożsamić i polubić go nie tylko jako genialnego muzyka, ale także jako zwykłego człowieka. Dowiedzieliśmy się m.in., że Chopin zachłysnął się Paryżem, uwielbiał imprezować, bawić się, był hedonistą, który czerpał radość z życia, balansując na krawędzi szaleństwa, pomimo postępującej choroby wyniszczającej jego organizm.

No właśnie – Paryż Chopina – w filmie stolicę Francji odgrywa zupełnie inne miasto.

Z Kasią Sobańską pojechaliśmy do Paryża, który dzisiaj wygląda zupełnie inaczej niż za czasów kompozytora. Wszystko dlatego, że w drugiej połowie XIX wieku miasto przeszło rewolucję architektoniczną Haussmann'a. Paryż Chopina praktycznie już nie istnieje, jedynie we fragmentach. Zachowało się zaledwie kilka miejsc, które mogłyby pamiętać jego obecność. Szukaliśmy ich, chcieliśmy je poczuć, dotknąć historii. Szybko jednak stało się jasne, że musimy wykreować ten Paryż na nowo, odtworzyć go w kreatywny sposób w innych lokalizacjach, subtelnie „oszukując” – magia kina. Paryż budowaliśmy więc niemal od podstaw m.in. w Bordeaux, a także w ponad 80 innych obiektach zdjęciowych, które stworzyły nasze filmowe miasto. Wśród nich jest Pszczyna, w której obecnie się znajdujemy. W pałacowych wnętrzach nagrywamy scenę balu u Rothschildów. Sam pałac w Pszczynie to wyjątkowy obiekt nie tylko w skali Polski, ale i Europy. Jako ciekawostkę warto dodać, że rodzina Hohbergów Von Pless zamówiła we Francji największe lustra tamtego czasu, które trafiły do sali jadalnej. Stąd jej nazwa „Sala Lustrzana”. Pałac ten inspirowany jest francuską, paryską architekturą. To spuścizna niemieckiej arystokracji, która była zafascynowana stylem Paryża – wówczas niekwestionowanej stolicy światowej kultury i sztuki.

Wnętrza, które z Kasią tworzycie, są „żywe”. Widać, że przebywa w nich człowiek, co w wielu produkcjach historycznych się nie udaje, a pomieszczenia przypominają raczej muzeum. W czym tkwi tajemnica?

Przez miesiąc realizowaliśmy zdjęcia za granicą, a jedną z kluczowych lokalizacji było Bordeaux. Po zakończeniu zdjęć mer miasta podszedł do nas, dziękując za obecność. Dla niego fakt, że nasz film trafił do jego miasta był prawdziwym świętem. To właśnie w Bordeaux na nowo odkryliśmy Paryż. Mer zaznaczył, jak bardzo cieszy go sposób, w jaki film „ożywia” te ulice, nadając im nowe życie. Dzięki naszej kreatywnej interpretacji, przestają być one tylko skostniałymi, muzealnymi obiektami, a stają się żywą częścią historii. W Polsce sytuacja jest niestety trudniejsza, głównie z uwagi na to, że historia nas nie oszczędzała. W wielu miejscach, w których mieliśmy okazję pracować, często musieliśmy rekonstruować zniszczone mury, a niekiedy zachowały się jedynie ruiny. W Pszczynie natomiast wchodzimy do prawdziwej historycznej tkanki – tu w powietrzu czuć autentyczność, a atmosfera miejsca sprawia, że praca nabiera wyjątkowego charakteru. Komfort pracy jest tak-że większy w miejscach, które są otwarte na współpracę przy realizacji projektów filmowych. Uważam, że nasz film jest również swoistą promocją tych miejsc. Być może po obejrzeniu „Chopina” część widzów zdecyduje się na wycieczkę, by na nowo odkryć te miejsca, zgłębić ich historię oraz tematykę? W tym również tkwi nasza rola – nie tylko wchodzimy do tych miejsc, ale również chcemy je promować. Jeśli chodzi o wnętrza, które pełnią tak kluczową rolę w filmie, to, jak wspomniałaś, wyczuwasz, że są „żywe” – to zjawisko na pograniczu psychologii i artystycznej kreacji filmowej, w tym także scenografii. Głębokie wejście w świat, tym razem świat Chopina. Staraliśmy się zgłębić jego przyzwyczajenia, obsesje, pasje i namiętności. Dowiedzieliśmy się na przykład, że był dandysem, który uwielbiał kwiaty, drogie perfumy i starannie dobrane ubrania, a muzyka była jedynie jednym z wielu wymiarów jego życia. To była próba odkrycia tajemnicy jego egzystencji – uchwycenia smaku i zapachu, o którym wcześniej wspominałem. Dlatego dobór rekwizytów miał tak istotne znaczenie; część z nich przyjechała do nas z Francji i Majorki. Chcieliśmy poczuć, co czuł Chopin nie tylko podczas komponowania, ale także w codziennym życiu, które nie ograniczało się wyłącznie do pasji do muzyki, lecz obejmowało również subtelne przyjemności i drobne codzienne rytuały.

A jeśli zarządca któregoś z takich budynków nie jest na filmowe zmiany i kreacje tak bardzo otwarty, nakładając kolejne obostrzenia – bo Pszczyna to przecież muzeum, podobnie jak Pałac Poznańskiego w Łodzi – to jak sobie z nimi radzicie?

Bywało różnie – czasem lepiej, czasem gorzej. Staramy się dostosować do wszystkich restrykcji. Praca za granicą bywa jednak nieco łatwiejsza – paradoksalnie, tamtejsze obostrzenia były mniej rygorystyczne. Tak było choćby na Majorce czy we Francji, gdzie warunki pozwalały na większą swobodę w realizacji projektu.

Z czego to wynika?

Być może z faktu, że francuska kinematografia jest największa w Europie, co sprawiło, że wkraczanie filmowców do różnych miejsc stało się już swego rodzaju normą. Zarówno władze miast, jak i prywatni właściciele są świadomi komercyjnego potencjału takich przedsięwzięć – za produkcją filmową zawsze idzie promocja i, co za tym idzie, pieniądze. Za granicą ludzie podchodzą do tego bardziej otwarcie, dostrzegając pozytywne aspekty, zamiast koncentrować się tylko na obostrzeniach.

Jak określiłbyś więc język wizualny, którym wasz scenograficzny duet posługuje się w filmie „Chopin, Chopin!”?

Reklama

Nie staramy się tworzyć dokumentu, lecz raczej kreować pewną wizję, która niejednokrotnie przekracza realizm epoki, uwspółcześniając ją zgodnie z duchem współczesnego kina. Oznacza to wejście w rzeczywistość, ale z estetyką filmowo-metaforyczną, a czasem nawet musicalową, oczywiście w dobrym guście. W końcu nasz projekt jest pełen muzyki, co nadaje mu szczególny charakter. Cenimy z Kasią współpracę z [reżyserem] Michałem Kwiecińskim. To dla nas coś wyjątkowego, móc pracować nad tym projektem, który jest już naszym drugim, po „Filipie”. Łączy nas też podobna wrażliwość plastyczna, co pozwala tworzyć warstwy wizualne w sposób, który wynika z podobnego spojrzenia na świat i sztukę. Myślę, że to także efekt dużego kredytu zaufania, jakim Michał nas obdarzył, co jest cenne. Często powtarzamy, że nasza praca przypomina wspinaczkę z asekuracją. Każdy z nas zdobywa szczyty, ale razem jesteśmy w stanie dotrzeć wyżej, wspierając się nawzajem, bo to zapewnia nam poczucie satysfakcji z osiągniętego celu, ale również bezpieczeństwa. Wierzymy, że „Chopin, Chopin!” trafi do tych, którzy potrafią docenić nie tylko jego artystyczną głębię, ale także pasję i zaangażowanie, które włożyliśmy jako cała ekipa w stworzenie tej opowieści.

Reklama
Reklama
Reklama