"Piosenki o miłości": bez fałszywych dźwięków [recenzja filmu / Mastercard OFF Camera]
"Piosenki o miłości" są na ekranach kin od dobrych kilku tygodni, ale właśnie teraz trafiły do sal kinowych Mastercard OFF Camera. Kiedy w sieci pojawił się zwiastun debiutu fabularnego Tomasza Habowskiego, tak właśnie o nim pomyślałam - film szyty pod festiwale. Ładny obrazek z piękną obsadą i liryczna historia w trendzie "pod Sundance". A jednak szczerość tego obrazu natychmiast kruszy trendowe teorie na temat "Piosenek o miłości". Owszem, jest to film estetycznie "modny", ale to nic złego. Jego prawda pozwoliła jury Mastercard OFF Camera przyznać mu statuetkę dla najlepszego filmu Konkursu Polskich Filmów Fabularnych.
Takich historii było już wprawdzie kilka. Ona jakaś taka krystaliczna, utalentowana, on ładny, lekko zblazowany, szukający swojego miejsca w układance własnych aspiracji i oczekiwań rodziny. Połączy ich muzyka (jak w "Once" Johna Carney'a), pokłócą różne potrzeby, podzieli inny system wartości budowany w zupełnie różnych światach. Bo Robert to uprzywilejowany syn sławnego aktora, który jeszcze nie wie, co zrobić, żeby "wyjść na niepodległość" i udowodnić swoją wartość sobie i światu. Talent poznanej na przyjęciu skromnej kelnerki Alicji (genialna Justyna Święs) wyda mu się przepustką do wielkich artystycznych rzeczy. Stworzonych razem w fascynacji i zakochaniu, ale zaprezentowanych, jak się okaże, osobno...
Alicja i Robert zbliżają się do siebie jak planety zupełnie innych kosmosów. Głównie pod nocnym niebem, gdzie ona śpiewa mu swoje kompozycje na placach zabaw, a on, siedząc w oknie, towarzyszy jej z gitarą i papierosem, mówiąc "jestem znany ze swoich wybitnych niedokonań". Tu rodzi się miłość, rosną ambicje i materiał na płytę, której ona nie chce, a on potrzebuje. Żeby postawić się ojcu (świetny Andrzej Grabowski w metaroli), przed którym, by coś osiągnąć, powinien się ukłonić. Pułapką jest to, że przy zbyt niskim ukłonie można złamać i tak jeszcze wątły kręgosłup.
To zderzenie planet Tomasz Habowski śledzi za pomocą przepięknych, czarno-białych zdjęć Weroniki Bilskiej przeplatanych formalnie scenami w kadrach telefonu jakby gotowych do puszczenia w social mediach. Historia toczy się też w ścieżce dźwiękowej, do której reżyser i i scenarzysta część tekstów także napisał sam. Wszystko tu brzmi czysto i szczerze - także w samej opowieści i relacji zbudowanej aktorsko przez charyzmatycznego Tomasza Włosoka i wrażliwą Justynę Święs, która na ekran przeniosła oczywiście charakterystyczny sznyt ze swojej twórczości w "The Dumplings", ale zrobiła też dużo więcej. Zbudowała kruchą postać z wdziękiem i talentem, który stawia ją w światłach nie tylko muzycznych scen. Kiedyś Justyna śpiewała "Łamiesz jej kości, wyrywasz włosy, uderzasz głową, ona kocha być z Tobą, kocha być z Tobą". W "Piosenkach o miłości" Alicja kocha, ale nie da sobie łamać niczego, samej siebie tym bardziej. "Tanio kupił ktoś Twój sen" zaśpiewa Robertowi, który przekonuje ją, że jest już gotowa na wielką karierę, "gotowa do lotu". Pytanie tylko, czy obietnica wielkich dokonań jak odległe słońce nie roztopi tu komuś wosku w skrzydłach...
Zobacz też wywiad ELLE z Tomkiem Włosokiem podczas festiwalu Mastercard OFF Camera: