Reklama

Spis treści:

Reklama
      1. Licorice Pizza – Młodość bez filtra i Hollywood bez złudzeń
      2. Gary i Alana – związek niemożliwy, a jednak realny
      3. Hollywood lat 70. – czar prysł
      4. Filmowy rytm i energia młodości
      5. Chemia Haim i Hoffmana – autentyczność bez filtrów

Licorice Pizza – Młodość bez filtra i Hollywood bez złudzeń

Paul Thomas Anderson po raz kolejny udowadnia, że potrafi mówić o przeszłości z emocjonalną precyzją, ale bez nostalgicznego zadurzenia. Licorice Pizza to opowieść osadzona w jego rodzinnej Dolinie San Fernando na początku lat 70., która miesza w sobie gorzką słodycz pierwszych zauroczeń z brutalną prawdą o mechanizmach branży filmowej. To film pełen życia, zrywów i momentów, które zostają w pamięci na długo – nie przez efektowność, lecz przez szczerość.

Gary i Alana – związek niemożliwy, a jednak realny

Na pierwszy rzut oka to historia o niemożliwej relacji – 15-letni Gary Valentine (Cooper Hoffman) zakochuje się w starszej o dekadę Alanie Kane (Alana Haim), którą poznaje podczas szkolnego zdjęcia. Choć dzieli ich wiek i życiowe doświadczenie, łączy intensywna emocjonalna więź, której paliwem staje się wspólna potrzeba działania. Gary – młody, bezczelny, z aktorskim doświadczeniem – widzi w Alanie partnerkę do kolejnych biznesowych i życiowych przygód. Alana z kolei, zagubiona dwudziestokilkulatka bez pomysłu na siebie, zaczyna dostrzegać w nim motywację i sens.

Choć nie ma tu relacji seksualnej (różnica wieku nie pozwala na przekroczenie tej granicy), to napięcie między nimi – emocjonalne i energetyczne – napędza film i jego kolejne, zaskakujące zwroty akcji.

Hollywood lat 70. – czar prysł

Anderson bezlitośnie, ale z humorem, rozkłada na czynniki pierwsze mitologię Hollywood. W filmie roi się od groteskowych postaci: Lucy Doolittle (czyli Lucille Ball pod pseudonimem), Jack Holden (Sean Penn inspirowany Williamem Holdenem) czy upiorny Jon Peters (Bradley Cooper). Ich obecność – od komicznego po przerażający – pokazuje, jak system filmowy gloryfikuje przemoc, seksizm, rasizm i autokreację oderwaną od rzeczywistości.

Szczególnie zapadająca w pamięć jest sekwencja z Jonem Petersem, w której Gary i Alana wpadają w orbitę jego nieprzewidywalnej agresji. To scena na granicy thrillera i czarnej komedii – przykład tego, jak Anderson mistrzowsko buduje napięcie i emocjonalny wydźwięk bez rezygnacji z lekkości narracyjnej.

Filmowy rytm i energia młodości

To, co wyróżnia Licorice Pizza, to jego nieustanne tempo. Bohaterowie biegają, jeżdżą, dzwonią, wpadają z jednego planu w drugi. Żadnych flashbacków, żadnych eksperymentów z chronologią – a jednak film pulsuje życiem. Jest gęsty, pełen drobiazgów i sugestii. To film, który płynie na fali nieustannego działania i marzeń.

W tym sensie Anderson tworzy film, który – mimo historycznego osadzenia – jest kontrą wobec dzisiejszej narracyjnej prostoty. Nie daje łatwej konsumpcji, ale zmusza do uważności.

Reklama

Chemia Haim i Hoffmana – autentyczność bez filtrów

Alana Haim i Cooper Hoffman to odkrycia tego filmu. Ich naturalność, bezpretensjonalność i szczerość czynią z ich występów coś rzadkiego – prawdziwe ekranowe istnienie. Haim wnosi energię kobiety, która jeszcze nie zna siebie, ale desperacko chce coś ze sobą zrobić. Hoffman – jako Gary – to uosobienie młodzieńczego szaleństwa i determinacji. Ich relacja to nie tylko rdzeń emocjonalny filmu, ale też symboliczna opowieść o kinie jako miejscu niekończącego się poszukiwania.

Reklama
Reklama
Reklama