Kultura na Walentynki
Trzy filmy o miłości i dwie wystawy z przekory. Subiektywnie poleca na walentynki Ania Luboń, szef Działu Kultury ELLE ♥
Nie lubicie, kiedy jest zbyt słodko? Jednoznacznie? Przewidywalnie? To teraz będzie coś dla Was. Walentynki nie muszą smakować mdło, ani oznaczać (z góry przegranej) walki o stolik w ulubionej restauracji. Może nie uda nam się uniknąć opętanego marketingową magią tłumu dosłownie wszędzie, ale możemy spędzić ten wieczór tak, żeby coś po nim pozostało. Jakaś myśl, wzruszenie, inspiracja, zastanowienie.
Jeszcze za słodko? To nie przypadek, tylko doskonale i cynicznie wyliczony efekt – 14 lutego platforma Netflix opublikuje kolejny sezon "House of Cards". Gdybym mieszkała w USA (tylko tam jest legalny dostęp do zasobów Netflixa), nie zastanawiałabym się ani chwili. Walentynki z Francisem Underwoodem brzmią odpowiednio perwersyjnie ;) Tymczasem…
MIŁOŚĆ NOWOCZESNA
Wydało mi się bardzo zabawne to, że akurat na te dni dwa bardzo liczące się muzea sztuki nowoczesnej zapowiedziały wernisaże bardzo ważnych wystaw. I że jedno z tych muzeów jest w Krakowie, a drugie w Warszawie. Czy to nie jest miłość? :)
W Krakowie dziś odbywa się wernisaż aż trzech wystaw w Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK: Władysław Hasior. Europejski Rauschenberg?, Rune Erakera Wysiedleni, Alina Dawidowicz Cały świat w małych obrazkach. Wystarczy wsiąść w pociąg do Krakowa. A może lepiej zostać w Warszawie? Te miłosne dylematy… ;)
W Warszawie Muzeum Sztuki Nowoczesnej (mieszczące się w dawnym pawilonie meblowym Emilka, przy Emilii Plater – zwróćcie uwagę, jakie wielkie oczy będzie miała "Emilka" podczas tej wystawy) jutro otwiera swoją drugą wielką wystawę sztuki współczesnej: "Co widać. Polska sztuka dzisiaj". To będzie absolutny must-see nadchodzących miesięcy, macie czas, żeby zobaczyć tę wystawę do 1 czerwca. Czyli najlepiej już jutro ;)
MIŁOŚĆ CYFROWA
W tym roku oprócz standardowego repertuaru walentynkowego ("Miłość bez końca"), do kin wejdą przynajmniej trzy filmy naprawdę warte uwagi.
Po pierwsze: "Ona".
Reżyser, Spike Jonze, ma na koncie takie tytuły, jak "Być jak John Malkovich", czy "Adaptacja". To wiele wyjaśnia. Każdy swój film buduje jak sen - sytuacja wyjściowa jest prawdopodobna, rozwój wypadków doprowadza ją jednak do stanu wysoce absurdalnego. Theodore (którego gra zupełnie inny, niż w "Mistrzu" Joaquin Phoenix) jest zawodowym pisarzem (pisaczem?) listów, a cała opowieść rozgrywa się w niedalekiej (powiedzmy za jakieś 30 lat) przyszłości. Tuż po rozstaniu w ukochaną żoną, trochę się nudzi, trochę niepokoi swoją samotnością. Dzięki przypadkowej reklamie trafia na nowy produkt: system operacyjny, który jest sztuczną inteligencją, ale uwaga! z bonusem: posiada empatię. Theodore wybiera, że system będzie miał kobiecy głos. Jest to glos Scarlett Johansson i od tego momentu erotyka iskrzy w powietrzu. Film z jednej strony bardzo kameralny - to tylko głos, a z drugiej jednak bezgraniczny - umysł systemu operacyjnego Samantha nie jest ograniczony do jednego ciała, ani jak się okaże, do jednego komputera.
Dla mnie najbardziej porywająca jest tu wizja miasta przyszłości. Intuicyjna, dyskretna, doskonale zaprojektowana i jednocześnie wszechobecna technologia genialnie dopełnia się z ekologią - zwróćcie uwagę na siermiężną modę, moim zdaniem to jest świadome 100% cotton, fair trade i techno free ;)
MIŁOŚĆ HINDUSKA
Nie miałam wcale ochoty na ten film. Średnio mnie poruszają bajkowo-życiowe historie z Indii. Ale ta uwiodła mnie w pięć minut. Ona, Ila: gospodyni domowa, matka kilkuletniej córeczki, żona robiącego karię w city urzędnika, ładna, tłumiąca swoje potrzeby. On, Saajan: urzędnik państwowy na miesiąc przed emeryturą, samotny wdowiec, przystojny, introwertyczny. Ila codziennie przygotowuje zestaw blaszanych menażek z obiadem dla swojego meża, ale przez przypadek dostawca menażek myli biura i obiad ląduje u Saajana. Z czasem do obiadów dołączają sobie liściki i szybko mówią sobie wszystko. Ta dziwna pomyłka, trudna do zrozumienia, trochę dramaturgicznie na siłę, szybko przestaje razić. Wszystko odbywa się w subtelnościach: dźwiękach Bombaju, smakach potraw, które kobieta przygotowuje dla ukochanego, którego nie zna, w kolorach jej szat i dzwoneczkach niepoliczalnych biżuterii. Chciałabym, żeby ten film skończył się inaczej, co… także uważam za jego plus.
"Smak curry", reż. Ritesh Batra
MIŁOŚĆ ROZLICZENIOWA
Wreszcie wreszcie wreszcie fajny polski film o miłości, o chłopakach i dziewczynach po prostu. Nie nadęty, nie udający wielkiego kina, ani co ważniejsze, nie durny tak, że wstydzimy się, że ktoś nas tu zobaczy. Lekki, hipsterski, przyjemny, zabawny, smutnawy, ładny, zaskakujący, refleksyjny.
Zosia (grana przez Kasię Maciąg, absolutnie uroczą!) przyłapuje na zdradzie swojego narzeczonego, seksownego pana doktora, z którym plany wspólnego życia wyglądały całkiem realnie. Co jest ze mną nie tak, myśli Zosia, a nawet pyta swoją przyjaciółkę (którą gra Joanna Kulig, każdy chciałby mieć taką przyjaciółkę!). Przyjaciółka doradza, żeby Zosia przypomniała sobie wszystkich swoich chłopaków, poodwiedzała ich, może któregoś po prostu przegapiła? Nie doceniła? Zosia odnawia kontakty z byłymi, co powoduje serię zabawnych sytuacji, nieporozumień, ale też refleksji. A my sobie oglądamy np.: Pawła Małaszyńskiego jako wykładowcę uniwersyteckiego, Macieja Stuhra jako ojca rodziny, czy Czesława Mozila jako właściciela modnego klubu. Bo na dodatek w filmie grają najbardziej miejskie miejscówki warszawskie: Syreni Śpiew, Dom Etgara Kereta, kluby nad Wisłą, czy… Muzeum Sztuki Nowoczesnej (byliśmy tam już dziś! :)) Brawo za debiut reżyserski dla Weroniki Migoń. Powstał film, w którym czuć smak "Jagodowej miłości" Wong Kar Waia i "Broken Flowers" Jima Jarmuscha. To dobre wzorce i dobry filmowy gust. Tylko tytuł za skomplikowany ;)